Moim zdaniem kluczowa scena tego filmu. Nadzieja odarta ze złudzeń. Film jest intrygujący i
pełen tajemnic. Czy dobro to immanentna część człowieczeństwa czy też wartość, której istoty nie
potrafimy zgłębić? Czy Inżynierów powinniśmy potępiać? A może Inżynierowie to my? Pytania,
pytania, pytania...
Zależy jak się tę scenę rozumie.
Ja rozumiem, że chodzi w niej, iż po śmierci nie ma kompletnie nic. Stąd to dążenie Petera do nieśmiertelności. Niestety/na szczęście nieudane.
O tak, właśnie tak. Przeświadczeni o swej wyjątkowości i pełni wiary w dobroć naszych twórców dowiadujemy się okrutnej i zaskakującej prawdy. Ci, którzy nas ulepili już nas nie kochają, a śmierć to tylko pustka. David to wiedział. Nie jesteśmy władcami życia tylko jego elementem, być może zbędnym i szkodliwym. Jako produkt Inżynierów tak naprawdę jesteśmy bardzo do Davida-naszego dzieła-podobni. Pytanie tylko czyim dziełem są Oni.
Te słowa wypowiada konający Weyland - "There's nothing". David dodaje: "I know".
A jednak coś jest i nieugięta Shaw leci stakiem ku odkryciu największej tajemnicy. Tajemnicy życia i śmierci. Po wielu ciężkich, wręcz nieudanych latach kariery, Scott nakręcił piękny obraz. Prosty w swej wymowie, nie silący się na ciężkie filozoficzne dysputy, które niepotrzebnie mogłyby zamazać kojący przekaz filmu. Scott wciąż jest wybitnym reżyserem gatunku s-f. Zawsze nim był i do dziś nic się nie zmieniło.