od debiutu pierwszej części "obcego ósmego" mijają 22 lata. Dla kina to prawdziwa epoka.
Technika zmieniła niemal wszystko a komputerowa animacja pozwala obecnie tworzyć
obrazy, o jakich w tym czasie nikomu się nie śniło. Remake udanych filmów to też nie nowy
pomysł. Czasami okazuje się lepszy od pierwowzoru wnosząc coś nowego i ciekawego.
Prometeusz niestety to takich nie należy. Scottowi zabrakło najwyraźniej pomysłu na
powtórzenie tamtego sukcesu. Marny okazał się zarówno scenariusz jak i jego realizacja.
Nie pomogło zatrudnienie w rolach głównych ani tak świetnej w "Millenium" Noomi Rapace
ani oscarowej gwiazdy w postaci Charlize Theron, która wypadła wręcz blado i to dosłownie
i w przenośni. Nie powalają na kolana efekty specjalne, na które widzowie zapewne i nie
bez przyczyny znając nazwisko reżysera bardzo liczyli. Jak to śpiewał kiedyś kabaret "Elita" -
"miała być tu jakość, wyszło psia kość jakoś" Film jest zaledwie przeciętny i do kanonu
gatunku zapewne nie trafi. I, prawdę mówiąc żałować nie ma czego :-)
Jakoś nie mogę się wyzbyć myśli, że mimo niedociągnięć pan Scott starał się jakoś zagłębić tajemnicę Space Jockey'ów. Bardzo chaotycznie, owszem, ale może to kwestia zbyt wielu idei? Niemniej zaczekam z zarzucaniem mu błędów do kolejnej części. Być może się pogrąży i wtedy ku teorii smrodkowej się przychylę. Ale póki co za sam obraz, za próbę zawarcia w dialogach pewnych rozważań, za ciągnięcie historii w inną stronę i odejście od ciemnych, klaustrofobicznych pomieszczeń - z całym szacunkiem, zaciągać się będę Channel No. 5. A nikt nie wie, czy następna część nie uzupełni tego, co widać w "Prometeuszu", ani ewentualnie jak. Jest inny, a to bardzo pociąga, mimo oczywistych niedoskonałości.