Dlaczego tak mi zależało na obejrzeniu tego filmu? Bo lubię mroczne thrillery, które trzymają w napięciu. Tak zapowiadano "Joy Ride'a". I nie były to kłamstwa! Film ma rzeczywiście niesamowity, mroczny klimat, który przypominał mi ten z "Siedem" Finchera. Na dodatek "Joy Ride" faktycznie trzyma w napięciu i to od samego początku aż do napisów końcowych. Duża też w tym zasługa aktorów. Paul Walker, którego lubię głównie za "Sektę", "Into the blue" i serię "Fast and Furious", pokazuje, że jednak potrafi grać. I co ważniejsze, znów może pochulać sobie samochodem. Bo w zasadzie w "Joy Ride" oprócz klimatu, napięcia i aktorstwa główną rolę odgrywają samochody. Nie są to wypasione furacze, jak w "Szybkich i wściekłych", a TIR i zdezelowany Ford. Jednak pościgi są bardzo efektowne i naprawdę fajnie zrealizowane. Odskoczyłęm trochę, bo miałem skupić się na aktorach :P O tym, że Steve Zahn to aktor rewelacyjny, chyba nie muszę mocno przekonywać. Świetnie spisuje się we wszystkich gatunkach filmowych: od komedii ("SexiPistols"), przez przygodówki("Sahara"), przez dramat("Operacja Świt") aż po thriller ("Joy Ride"). Naprawdę jest cholernie wszechstronny i za to go cenię. Trójkę głównych bohaterów uzupełnia Leelee Sobieski, która również dobrze sobie poradziła. Choć aktorsko lepiej wypadła w "88 Minut", to jednak w "Joy Ride" też dałą radę. Mi się jej rola podobała, choć Walker z Zahnem ją przyćmili. Podobały mi się również zdjęcia, szczególnie te podczas pościgu po polu uprawnym oraz pustyni(?). Ciągłe napięcie potęguje dobrze dobrana i skomponowana muzyka.



Choć finał, może się niektórym nie podobać, mi przypadł do gustu. Jest tajemniczy i klimatem pasuje do całości filmu. Ogólnie "Joy Ride" jest dla mnie bardzo dużą niespodzianką. Spodziewałem się podrzędnego thrillera, a otrzymałem naprawdę mroczne i trzymające w napięciu kino. Nie nudziłem się ani przez sekundę.



Ocena:

9/10