to przykład nie do końca udanego filmu, który obejrzałem z znacznie większą przyjemnością i ostatecznie satysfakcją niż niejeden od początku do końca udany. Jest tu trochę naiwności, jest trochę niepotrzebnych ozdobników; w sumie to naliczyłem z cztery sceny po wyrzuceniu których debiut Marka Stacharskiego mógłby, uważam, wyłącznie zyskać. Ale pomijając już kilka wpadek, jest też nieźle pomyślana historia, jest sprawna, odpowiednio szorstka strona techniczna, dobrze się z swojego zadania wywiązująca obsada, i mimo zwyczajowych zarzutów rodzimych krytykantów, że po raz kolejny brudno i biedno, jest również świeżość. I to ta niezależna, zdawałoby się czasem na wpół mityczna. Co jednak spodobało mi się w 'Przebacz' najbardziej, to para głównych bohaterów. W wspólnych scenach zwłaszcza. Od czasu 'Głośniej od bomb' Wojcieszka to bodajże pierwszy polski film, w którym te co bardziej liryczne sceny/dialogi damsko-męskie wywarły na mnie tak jednoznacznie pozytywne wrażenie. Na pewno bardzo duża w tym zasługa naturalnej gry odtwórców głównych ról, ale też reżysera-scenarzysty, który wątek rodzącej się sympatii, z czasem uczucia zarysował tu w ładnie oszczędny, nawet delikatny sposób, z wyczuciem i wrażliwością, których już mu chwilami brakowało, gdy przyszło do poruszenia kwestii winy i kary (zwłaszcza tej drugiej). Ale to mimo wszystko dobry film. Tylko i aż.