Znaczącą różnicą od oryginału jest postać Frankensteina (człowieka, nie potwora). W oryginale był naukowcem, który był zaślepiony swoim eksperymentem, ale potrafił się z tego otrząsnąć, a tu mamy do czynienia z regularnym skór... znaczy się kimś złym. Nawet jego przyjaciel się od niego odwraca, a na końcu dostaje to na co zasłużył. Co do monstrum, to wygląd jego mi się nie podobał, wyglądał jakby gnił (w sumie był żywym trupem). Aktorstwo w filmie stoi na wysokim poziomie (może z wyjątkiem gosposi i momentami Elizabeth (Hazel Court)). Oczywiście na pochwałe zasługują Lee, Cushing i Urguhart. Ogólnie film całkiem spoko i na 7 zasługuje. pzdr