Ten film Mizoguchiego, podobnie jak te do tej pory obejrzane poziom formalny/warsztatowy trzyma (świetlista fotografia, potoczystość narracji) ale, niestety, ten myślowy silnie skażony ckliwością właściwie uniemożliwia osiągnięcie satysfakcji z seansu.
Próg mojej odporności na banał przekroczony kilka razy. Nie użyję określenia ,,telenowelowy" ale coś na rzeczy jest...
Good night, and good luck, esforty.
4/10
Tak jest, ten film nie nadaje się nawet na seans na emeryturze z intelektualną małżonką.
Jest aż tak tragicznie? - Późniejsze produkcje Mizoguchiego przypadły mi do gustu, chociaż Ukrzyżowani kochankowie akurat mnie ciut rozczarowali.
Taki wypadek przy pracy bym powiedział. Manifest, a nie kino. Na tyle natrętny, że puścili go w ramach akcji stop przemocy. A tak naprawdę wyjątkowe ziewadło.