PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=449565}

Przychodzę z deszczem

I Come with the Rain
5,8 2 390
ocen
5,8 10 1 2390
Przychodzę z deszczem
powrót do forum filmu Przychodzę z deszczem

Co mogę powiedzieć o tym filmie-świetny pomysł,extra wykonanie,za..bista muzyka.Jak dla mnie mocna dziewiątka.Naprawdę film wart obejrzenia a nawet powrotu do niego za jakiś czas.Na pewno nie każdemu się spodoba. mi się spodobał. POLECAM!!!!

abraxas99

Na mnie zrobił wrażenie,film na pewno nietuzinkowy.Moim zdaniem genialny.

ocenił(a) film na 10
abraxas99

Ocena filmu straszliwie zaniżona. Zastanawiam się dlaczego. Film wart polecenia. Genialnie nakręcony klimatyczny film, który potęguje doskonale dobrana muzyka. Świetny, mimo że niedoceniony.

ocenił(a) film na 7
thomassw

ja też uważm że film za nisko oceniony , to bardzo dziwny film, trochę mroczny i pokręcony ale ma klimacik ! Zapada w pamięć ! Świetna muza !

ocenił(a) film na 8
abraxas99

Kontrowersyjny, głęboki, na pewno nie nudny. Pozycja godna polecenia.

ocenił(a) film na 9
abraxas99

nie zgadzam się, film fantastyczny wymagający skupienia i myślenia, bardzo mi się podobał w odróżnieniu do czarnego łabędzia, który szczerze mówiąc mnie znudził i nie bardzo przypadł do gustu szczególnie drażniła mnie Natalie która przez cały film miała minę jakby jej kupę pod nos podstawili sorry wszystkich fanów takie miałam odczucia, ale to tylko moje zdanie więc bardzo proszę po mnie nie jeździć

ocenił(a) film na 9
CarolKhaa

kurde miało być "zgadzam się" ale coś nie wyszło :/

ocenił(a) film na 7
abraxas99

Uważam, że to dwa w zasadzie różne "wytwory" i nie ma co porównywać :P Jednak ten obraz jakoś bardziej mi się podobał. Niezasłużenie ma tak niską ocenę (moje zdanie)...daje mocne 7 :)

inginessa

Właściwie w tym porównaniu chodziło mi tylko o oceny obu filmów a nie o podobieństwa samych obrazów.

ocenił(a) film na 4
abraxas99

motyv rodem z zielonej mili.. zatem i przeslanie jakies jest.. ale tresc 0_o niema jej ..to dobre dla fanov son goku czy hocby czarodziejki z ksiezyca ;] no coz.. taki juz urok azjatyckiego kina

ocenił(a) film na 10
iguanaon

A gdzie tu podobieństwa do "Zielonej mili" czy "Czarodziejek z księżyca" (o zgrozo)? Treść jest i to bardzo złożona dotycząca przede wszystkim stosunku ludzi do religii, szczególnie chrześcijańskiej, samego Chrystusa, ale postrzeganego w bardzo dojrzały sposób (dużo bardziej niż w przypadku powszechnego stylu wiary chrześcijańskiej), Boga, miłości, śmierci, sztuki, istoty człowieczeństwa. Film jest bardzo głęboki i stąd też ta niska ocena, bo mało widzów cokolwiek zrozumiało. Możliwości intelektualne wielu filmwebowiczów są w sumie dość załamujące, no ale co zrobić...

ocenił(a) film na 4
Eleonora

podobienstv to ja bym sie niedoszukival.. niemniej jednak motyv meczennika co to ratuje vysysajac z ludzi to co ih zabija podobny jesli nie taki sam.. co do czarodziejki czy son goku.. no coz to specyficzne kino dla specyficznyh ludzi.. taka juz specyfika kina azjatyckiego - taki jej "urok" ..moze jestem zamalo inteligentny by rozumiec/zrozumiec co "poeta" mial na mysli.. a moze tam niema co rozumiec.. moze to poprostu prosta historyjka pszedstaviona v egzotyczny -azjatycki sposob tak czy inaczej szalu niema.. niebylo to nic poryvajacego.. nigdy nievidzialem nic fascynujacego v czarodziejce.. to tez nielicze na nic poryvajacego od azjatov

ocenił(a) film na 10
iguanaon

Nie doszukiwałbyś się podobieństw, ale dosłownie to robisz. Do tego jeszcze twierdzisz, że dany film będzie dobry dla kogoś, komu się podoba taki i taki inny, czyli i w tym dokładnie stwierdzasz, że owe podobieństwa widzisz...
Faktycznie nie załapałeś o czym był ten film skoro skojarzyło Ci się z facetem z "Zielonej mili". I jeszcze ta "Czarodziejka z księżyca". Analogicznie można by twierdzić, że jak komuś podoba się "Kaczor Donald", to spodoba mu się też "Rodzina Soprano". W sumie to by było nawet bardziej sensowne niż to Twoje zestawienie, bo "Przychodzę z deszczem" jest koprodukcją i nie ma stylu typowych filmów azjatyckich. Inny klimat i inna konstrukcja.

ocenił(a) film na 4
Eleonora

bys mogla i ty zalapac povtuze.. jedyne co laczy oba filmy to uzyty v nih motyv vysysania smierci z ludzi -tyle albo az tyle z podobienstv tak.. kino azjatyckie to specyficzne kino -inna kultura mentalnosc itd.. niesa to produkcje universalne -dla ogulu jak to ma sie z kinem amerykanskim stad tez ani to jakos popularne -rozpovszehnione ani vybitnie pozadane.. naturalnie sa tacy co to lubia i tacy co jakos niekoniecznie.. vbrev pozorom "problem" nielezy v zrozumieniu przekazu a formie jej pszekazania.. analogia.. no coz.. przeprovadz sobie ankiete vsrod znajomyh i spravdz popularnosc kaczora donalda vzgledem czarodziejki czy dragon balla potem spravdz ilosc hetnyh na rodzine soprano i na przyhodze z deszczem..

ocenił(a) film na 10
iguanaon

A nie umiesz pisać po polsku? Bo wiesz to "v" zamiast "w" i liczne błędy ortograficzne wyglądają strasznie głupawo, a pewnie chodzi Ci o bycie oryginalnym.

Wracając do filmów, to w "Zielonej mili" mamy zwyczajne działanie bioenergetyczne plus jako dodatek dla ciekawszego efektu na potrzeby filmu wizualizacja choroby w postaci "chmury paprochów". Wizualizacja "złej energii". Jak to normalnie zachodzi przy tego rodzaju technice leczenia leczący "wydobywa chorobę" z chorego i jeśli ją "upakuje" w siebie i tam zostawi, to oczywiście się rozchoruje. W filmie jest to wszystko podkoloryzowane efektami wizualnymi itp., ale taka jest normalna zasada tego rodzaju działania. To nie jest coś szczególnie niezwykłego. W "Przychodzę z deszczem" sprawa wygląda zupełnie inaczej. Bohater pomaga ludziom przez poświęcenie siebie, przez doznawanie stygmatów. Nie przejmuje ich dolegliwości tylko jakby doznaje umęczenia, by im zostało odpuszczone, żeby oni zostali oczyszczeni/uzdrowieni. Chodzi o konkretne nawiązanie do Chrystusa z tymże nie leczenia przez Chrystusa, a samego umierania za innych. Powstaje pytanie czy w ogóle jest sens w ten sposób pomagać ludziom. Jakie są ich reakcje? Rzucają się na Shitao, chcą wykorzystać możliwość, ewentualnie dziękują, ale potem po prostu uciekają. Jego stan kompletnie ich nie obchodzi. Cokolwiek wywołało ich chorobę zapewne się powtórzy, bo ich leczeniu nie towarzyszyło zrozumienie. To co robi Shitao można uznać za szlachetne, ale na ile jest sensowne? Świetnie też w tym wszystkim widać stosunek ludzi do tego typu pomocy. I w tym między innymi, ale nie tylko w tym, bo w jeszcze wielu innych miejscach, jest to roztrząsanie kwestii istoty człowieczeństwa czy natury ludzkiej - to z czego kolega niżej się tak śmieje, że o tym w ogóle wspominam. Jednak rozważania tych kwestii w tym filmie są bardzo zgrabnie przeprowadzone z tymże po prostu trzeba chyba mieć trochę wiedzy z zakresu różnych dziedzin jak i samej sztuki (co może się tutaj wydawać bez związku, ale naprawdę jest bardzo istotne), żeby zauważyć w jak udany sposób wszystko to przedstawiono.

Najogólniej rzecz ujmując treść całego tego filmu związana jest z podejściem ludzi do religii, istoty człowieczeństwa, postrzegania męczeństwa. Treść jest naprawdę bogata, więc jeśli dla Ciebie jej w ogóle nie ma, to jest to kwestia Twojego nazwijmy to nieprzygotowania do filmu poruszającego akurat taką tematykę. Istotne też jest tu zestawienie religii chrześcijańskiej i męki Chrystusa z działaniami seryjnego mordercy czyniącego sztukę z mordowania. Na ile, w jakich celach, w jaki sposób można, wypada, jest usprawiedliwionym zadawanie komuś cierpienia lub mordowanie go. W jaki sposób, w jakich sytuacjach można powiedzieć, że widać u ludzi faktycznie ludzkie w sensie wyższe (w powiązaniu z uczuciami wyższymi) zachowania i w tym okazywanie miłości lub choćby litości. Ludzie w powszechny sposób zauważają mękę Chrystusa - tego, którego mamy w religii chrześcijańskiej i bardziej skupiają się na samej tej męce, na egzaltowaniu się roztrząsaniem samego aktu tortur (patrz np. "Pasja" Gibsona odzierająca chrześcijaństwo z wszelkich aspektów duchowych), niż na istocie człowieczeństwa w sensie bycia dobrym człowiekiem dla drugiego człowieka (i nie tylko, bo po prostu bycia dobrym człowiekiem albo wręcz bycia bliskim Bogu). Zamiast normy moralne uczynili podstawą religii morderstwo Chrystusa. Rozbudowali religię wokół czysto fizycznego aktu związanego z fizycznym cierpieniem. Dużo o tym mówią, ale co to daje? Nie ma w tym żadnych wartości duchowych i w żaden sposób nie wiąże się to z rozwojem duchowym. Przeciętni ludzie spotykając takiego "chrystusa" w postaci Shitao po prostu całkowicie egoistycznie i bez cienia litości wykorzystują go, a potem porzucają. Ci sami ludzie zapewne postawieni przed Chrystusem, którego nazywano by Chrystusem - który byłby "tym prawdziwym" Chrystusem twierdziliby, że bardzo go kochają itd. Tylko gdzie jest ta ich miłość w stosunku do drugiego człowieka, kiedy mogą wykorzystać takiego Shitao? W całym filmie pojawia się tylko parę osób, które są zdolne do zlitowania się nad nim, ale tych osób jest niewiele. Na ile w ogóle jest sens być Chrystusem w ten sposób działającym? Ludzie właśnie tego oczekują od Chrystusa - z tym głównie go kojarzą - z jego poświęceniem i to koniecznie krwawym, z torturami. Ile osób tak naprawdę kojarzy Chrystusa przede wszystkim z miłością? Chodzi mi o takie faktycznie szczere - odruchowe - skojarzenie. Nie wyuczone. Do idei Chrystusa doczepione jest na stałe "na krzyżu". Takie jest pierwsze skojarzenie. Nie z czymś duchowym, a z fizycznymi torturami. Kiepska sprawa, bo w końcu przecież chodzi o religię. Nie powinna się aż tak kojarzyć z rzeczami czysto fizycznymi. I dalej - na ile poświęcanie siebie w taki sposób jak robi to Shitao faktycznie pomaga ludziom? Uleczy fizyczne dolegliwości, ale to jest tylko fizyczne. Z duchowością nie ma nic wspólnego.

Ale wracając jeszcze do samego czczenia morderstwa i tortur. Jeśli na wielką skalę ludzie robią tak w stosunku do religii, że stawiają w jej centrum nie wartości moralne i etyczne zachowanie, a sam akt mordu, to na identycznej zasadzie ktoś powinien móc traktować mord jako sztukę. W końcu bardziej niesmacznym jest robienie z mordu religii niż sztuki, bo religia z założenia powinna mieć u podstaw uczucia wyższe. O to głównie chodzi w tym filmie, choć oczywiście nie tylko. I raczej nieprzypadkowo "rzeźby" z ludzi wykonywane przez seryjnego mordercę przypominają tak bardzo obrazy Francisa Bacona. Nie sądzę by mogło być to przypadkowe i jednocześnie tak niezwykle udane nawiązanie do poglądów Bacona na temat religii.

Po prostu nie zrozumiałeś treści tego filmu i dlatego wydaje Ci się, że jej nie ma, albo że coś jest w nim przypadkowo czy w nieudany sposób zestawione. Można by oczywiście napisać na temat treści tego filmu dużo, dużo więcej, szczególnie że pisanie w sposób tak skrótowy jak zrobiłam to teraz bardzo spłyca, ale tak czy inaczej ta treść jest bardzo wyraźna. Przynajmniej te główne nurty tematyczne - choćby w ogólnej postaci nie wydają mi się łatwe do przeoczenia. Tak więc trochę się jednak dziwię, że nie zauważyłeś tych w wielu miejscach bardzo wyraźnych przekazów jak i dosłownych nawiązań w zachowaniu, historii czy słowach Shitao do Chrystusa z religii chrześcijańskiej.

Twoje widzenie jakiegokolwiek podobieństwa w motywie uzdrawiania z "Zielonej mili" i motywie "chrystusowej męki" Shitao jest kompletnie bez sensu. Tyle to ma wspólnego co "Zielona mila" i "Dr. House". Zachodzi leczenie i na tym kończą się analogie. Na podobnej zasadzie można też widzieć podobieństwo w filmach, w których występuje np. wybuch samochodu albo choćby wysokie budynki. A tak swoją drogą ciekawa jestem jakie widzisz przesłanie w "Zielonej mili". Ja osobiście bardzo lubię ten film i wielokrotnie i zawsze chętnie do niego wracam, jednak pod względem treści to jest bardzo prosta produkcja. Nie bardzo widzę do jakich głębszych przemyśleń mogłaby skłaniać. Przynajmniej jeśli chodzi o dorosłego widza. Dla dziecka może to być bardzo pouczający film, bo propaguje wiele pozytywnych wartości i zachowań. Mi tylko chodzi o to, że ciekawa jestem co można by tam znaleźć faktycznie głębokiego i odkrywczego - jaki to miałby być przekaz? To nie jest pytanie retoryczne - gdybyś miał wątpliwości co do tego.

Co do tej nieszczęsnej "Czarodziejki z księżyca", to akurat nie daję rady wytrzymać tej produkcji i w ogóle nie przepadam za anime, choć niektóre potrafią być ciekawe. Na pewno jednak nie jestem fanką, a szczególnie anime, których grupą docelową są dzieci, a Ty właśnie takie produkcje wymieniasz. Gdybyś przynajmniej wymienił jakieś anime dla dorosłych. Sensu wielkiego i tak nadal by to nie miało, bo co innego serial anime, a co innego film, ale mógłbyś przynajmniej wziąć pod uwagę, że nawet w obrębie samego anime produkcje dla różnych grup wiekowych jednak dość mocno się różnią. Z kolei "Przychodzę z deszczem" - film zdecydowanie dla dorosłego widza - ogromnie mi się podoba, więc jednak nieco przytłacza mnie bezsens tych Twoich dziwnych zestawień i analogii.

Oczywiście można mówić o specyfice kina azjatyckiego, bo ona jest faktem, tylko bez sensu jest twierdzić, że dany film, który nie prezentuje owej specyfiki stanowi jej przykład. Struktura większości azjatyckich produkcji ma taki schemat: przez jakieś 90-95% długości filmu coś się dzieje, może to być nawet szybka/bogata w wydarzenia akcja, ale widz nie zostaje uświadomiony co do tego jakie pobudki kierują bohaterami, zwykle występuje jakaś tajemnica, albo wręcz szereg tajemnic, nie wiadomo kto jest "ten zły", kto jest dobry. I następnie w ostatnich paru końcowych procentach filmu - czasem naprawdę znikomych w sensie długości ich trwania - wszystko zbiorowo zostaje wyjaśnione. Naraz, na szybko. Dowiadujemy się dlaczego ktoś coś robił, kto jest "czarnym charakterem" (często wychodzi na to, że ten, kto wydawał się dobry jednak jest zły itp.), kto jest z kim spokrewniony, za coś tam/ktoś tam się mści, albo że np. wszystko jest konsekwencją jakiejś klątwy za coś tam - i to wszystko w przytłaczającej masie zostaje zrzucone na widza w tych końcowych ostatnich minutach, a potem lecą napisy końcowe. Nie twierdzę, że wszystkie azjatyckie filmy dokładnie tak wyglądają, ale naprawdę wiele. Ja osobiście za tego rodzaju strukturą nie przepadam (wbrew Twemu założeniu), bo zwykle mnie to nudzi. Wolę konstrukcję filmów w stylu zachodnim (niekoniecznie amerykańskich bo i np. europejskich - po prostu nie azjatyckich), w których przez cały film dość równomiernie w sensie dostarczanych mi informacji jestem zapoznawana z bohaterami, ich pobudkami, losami itd. Na końcu też może być cos zaskakującego, ale przez te pierwsze 90-95% filmu jest ciekawie (dla mnie, bo jak ktoś woli styl filmów azjatyckich to oczywiście może miec odmienne zdanie). I przede wszystkim widz z założenia dopuszczony jest do psychologii bohaterów. Nieazjatyckie filmy nie ukrywają tej psychologii. Ja tak wolę, ponieważ dzięki temu mogę faktycznie poczuć te cudze odczucia, pobudki, przeżycia. W kinie azjatyckim mi tego brakuje. Wiem, że tam też można doszukiwać się jakiejś psychologii, ona tam występuje, ale jednak tam jest tworzony ten dystans - przynajmniej jeśli chodzi o dramaty i thillery. Znając już całość filmu - po jego zakończeniu - jak najbardziej możemy widzieć bardzo dobre oddanie różnych emocji, zarysy poszczególnych osobowości itd. Tyle że przed tym końcem jest to mało dostępne. Mi to niezbyt pasuje.

Świetnie tę odmienność struktury filmu oddaje zestawienie "Piekielnej gry" i "Infiltracji". "Piekielna gra" wprawdzie zawiera w sobie pewną psychologię i całkiem ciekawe obserwacje życiowe, tyle że jednak żeby je faktycznie zrozumieć trzeba ten film obejrzeć do końca i rozsmakowywać się w nich na bieżąco podczas oglądania filmu można dopiero wtedy, gdy ogląda się go za drugim razem. Bo podczas pierwszego seansu, jak to zwykle bywa w kinie azjatyckim, przez większość czasu nie wiadomo co kimś kieruje, czy ktoś jest "dobrym człowiekiem" czy kompletną szują. "Infiltracja" natomiast jest już w stylu nieazjatyckim i tam przez cały czas filmu widz dopuszczony jest do wiedzy na temat tego kto w jakiej jest sytuacji. Może uczestniczyć w rozwijaniu się tych intryg - w sensie być ich świadomym, przeżywać je na bieżąco. Nie ma tego odizolowania go przez większość filmu i wyjaśnienia wszystkiego dopiero na końcu. Na tym polega główna różnica struktury filmów azjatyckich i nieazjatyckich. "Przychodzę z deszczem" ma typową strukturę nieazjatyckiej produkcji. Przez cały film jesteśmy dopuszczani do pobudek i osobowości poszczególnych postaci. Nie jesteśmy od tego odseparowywani i nie zwala się na nas na końcu filmu jakieś "kluczowe rozwiązanie". Struktura filmu jest taka jak w "Infiltracji".

ocenił(a) film na 4
Eleonora

lubisz duzo pisac.. ja niekoniecznie czytac.. punkt vidzenia zalezny jest od punktu siedzenia.. dla kogos kto vyklucza istnienie boga/bozkov i czego tam jeszcze -motyv zbaviciela/meczennika i kogo tam jeszcze ukazany -zvlaszcza v takiej (azjatyckiej -specyficznej) formie nierobi vrazenia.. ale przeciez vcale nietrzeba viezyc v istnienie duhov by muc obejzec film o duhah ktory zrobi vrazenie.. totez vszystko to kvestia formy pszekazu..-jak i odbioru.. ta azjatycka do mnie zupelnie niepszemavia.. scena strzelanki rodem z rambo gdzie kule z broni automatycznej trafiaja ve vszystko tylko nie v bohatera to fantastyka rodem z dragon balla ..niemam nic pszecivko fikcji ale ta zupelnie mnie niebavi.. jak dla mnie zbyt prymityvna.. movisz ze film dla doroslyh a ja tam vidze sceny nieviem czy bardziej smieszne czy tragiczne jak z jakiejs bajki dla dzieci.. pszeslania.. jako zagozala hszczescijanka te religijne vyniesiesz na piedestal by mogly siegnac rangi nadludzkiej by inne sprovadzic do tyh pszecietnyh -povszednih.. -tvoja sprava.. mnie kreci poruszanie nieco innyh vatkov v tym co ogladam to raz.. dva forma pszekazu -tyle albo az tyle.. hcesz rozgezbyvac/vygzebyvac -doszukivac sie czegos rob to z kims kto podziela tvoj punkt vidzenia v pszecivnym razie zvyczajnie sie miniesz-niezrozumiesz ;)

ocenił(a) film na 10
iguanaon

Nie musisz w nic wierzyć, żeby oglądać film poświęcony jakiejś tematyce i dostrzegać czy rozumieć (przynajmniej częściowo) jego treść. I z jednej strony niby zgadzasz się z tym stwierdzając, że nie wierząc w duchy możesz oglądać film o duchach, ale z drugiej strony stwierdzasz, że żeby rozumieć, że film zawiera nawiązania do religii trzeba być wyznawcą tej konkretnej religii. Sam sobie przeczysz.

I nadal motyw uzdrawiania w "Przychodzę z deszczem" ma tyle wspólnego z "Zieloną milą" co "Dr. Housem". Jakaś wiara lub niewiara w bożki nie ma tu nic do rzeczy, bo chodzi o to jak wygląda treść tych produkcji. Jeśli ktoś wierzy w jakieś bożki nie sprawi to nagle zmiany treści filmu już powstałego. Nie mówimy o interpretacji tylko o konkretnej treści ukończonego filmu. To tak jakbyś stwierdzał, że jeśli jesteś np. muzułmaninem, to w piątej minucie filmu ktoś strzela, a np. dla chrześcijanina tego strzału nie ma, a za to w tej piątej minucie jest np. jedzący kot.

Nie wiem o jakie Ci chodzi strzelaniny, że ktoś tak strzelał i nie trafiał. Może Ty nie załapałeś, że Shitao zostaje zastrzelony i to kilkukrotnie. Może Ty myślisz, że niby strzelano do niego a nie trafiano, tak?

Na jakiej podstawie wnioskujesz, że jestem chrześcijanką i to jeszcze zagorzałą? Tylko dlatego, że jestem zdolna do zauważenia odniesień religijnych w filmie? Tak się składa, że nie jestem chrześcijanką. Wracamy do punktu wyjścia, że jednak według Twojego podejścia do kina nie da się oglądać filmu o duchach nie wierząc, że duchy istnieją naprawdę i to jeszcze w dodatku w dokładnie takiej formie, jak te przedstawione w tym konkretnym filmie.

ocenił(a) film na 4
Eleonora

z ktorego zdania vyvnioskovalas iz stvierdzam iz zrozumienie tresci uzaleznione jest od postrzegania pszez pryzmat vyznania.. bo hyba nie z tego "..vbrev pozorom "problem" nielezy v zrozumieniu przekazu a formie jej pszekazania.." ..hoc jest v tym sporo racji to nie byl to moj argument.. forma mojego pszekazu moze niebyc dla ciebie atrakcyjna tak jak dla mnie forma -styl kina azjatyckiego ..tresc to inna bajka.. nievnikam v nia bo jak poviedzialem ta tematyka mnie niekreci.. vidzac goscia ktory "vysysa" z ludzi smierc piervsze skojazenie tego motyvu nasunelo mi sie z zielonej mili.. gdyby haus vysysal z ludzi smierc byc moze napisal bym.. motyv jak z dr hausa.. ale ze nie vysysa to napisalem ze motyv jak z zielonej mili.. tyle albo az tyle.. -viekszej ideologi v tym sie niedoszukuj bo jej niema.. a hausa sobie daruj bo to nie fantastyka ..tresc.. no coz.. z fantastyki vole hocby vladce pierscieni.. nieviem skad ci sie vzielo to przevidyvanie co v ktorej minucie ;] -hoc pszebieg akcji v viekszasci filmov mozna pszevidziec.. kojazy mi sie scena pod koniec filmu.. scena na polu.. ..nie vnioskuje a sugeruje -zakladam nieduza ale dosc istotna ruznica.. ..i to na koncu to nie moj a tvoj punk vidzenia moj jest taki.. "ale przeciez vcale nietrzeba viezyc v istnienie duhov by muc obejzec film o duhah ktory zrobi vrazenie.." podsumovujac.. zebys niemusiala dalej interpretovac na sva modle.. forma -azjatycka nie dla mnie.. tresc -vole inna fantastyke

ocenił(a) film na 10
iguanaon

Nie, nie z tego zdania, którego fragment cytujesz. Stwierdziłeś, że skoro uważam, że ten film ma treść, to jestem chrześcijanką i to jeszcze zagorzałą. M.in. o to chodziło. Myślisz, że ten film przedstawia poglądy chrześcijańskie i z tego jak rozumiem wyciągasz wniosek, że trzeba być chrześcijaninem, by dostrzegać w nim już nawet nie głębię, ale po prostu treść. Faktycznie jednak ten film nawiązuje do religii chrześcijańskiej, ale nie wydaje mi się, by było wielu chrześcijan, którzy nie poczują się nim np. urażeni. Myślę, że lepiej nie być chrześcijaninem podchodząc do tego filmu. Nie chodzi o to, że on obraża chrześcijaństwo, ale ktoś, kto jest silnie wierzący może mieć problem z podchodzeniem z otwartością umysłu do tych wszystkich odniesień do jego religii. Zwłaszcza, że ten film ma charakter bardzo uniwersalny i chrześcijanin mógłby poczuć się urażonym, że traktuje się jego świętości w sposób instrumentalny.

Chodziło o to, że uznałeś, że skoro w ogóle widzę treść w tym filmie, to muszę być chrześcijanką, a Ty nie widzisz treści, bo nie wierzysz w żadnych bożków. Czyli dokładnie stwierdziłeś, że żeby widzieć treść danego filmu trzeba wierzyć w to, co jest w tym filmie przedstawione (nawet jeśli jest to fantastyka czy zbiór symboli, które też można postrzegać jako fantastykę w tym sensie, że nie jest to coś, w co wierzy się lub rozumie dosłownie).

Chodziło o treść, a nie formę. I nie chodziło o lubienie danego filmu, a dostrzeganie jego treści.
Co do kwestii stylu azjatyckiego, to dałeś jako jego przykład "Rambo", więc myślę, że lepiej już tego nie drążyć.

Nie pisałam nigdzie o przewidywaniu akcji. Pisałam o niemożliwości zmienności treści. Widzisz w tym filmie np. jakieś strzelaniny, w których ktoś dziwnym trafem nie obrywa, mimo że tego rodzaju strzelanin w tym filmie nie ma i jednocześnie piszesz o tym wierzeniu w coś lub nie. Treść ukończonego już filmu nie zmienia się pod wpływem tego w co ktoś wierzy lub nie wierzy. Różni widzowie mogą mieć różne skojarzenia związane z ich wyznaniem, światopoglądem itd., ale treści filmu albo jego struktury to nie zmieni.

ocenił(a) film na 4
Eleonora

povalajaca ta tvoja interpretacja.. jak sie ma to co piszesz do tego.. ale przeciez vcale nietrzeba viezyc v istnienie duhov by muc obejzec film o duhah ktory zrobi vrazenie.. totez vszystko to kvestia formy pszekazu.. jesli cos stvierdzilem (hoc to zalozenie) to to ze jako zagozala hszescijanka.. pszeslania -motyvy zavarte v tym filmie vyniesiesz na piedestal a te uzyte v zielonej mili sprovadzisz do rangi pszecietnyh.. gdzie ty pszeczytalas ze ja tresci nievidze.. znovu moge pszytoczyc.. "..vbrev pozorom "problem" nielezy v zrozumieniu przekazu a formie jej pszekazania.." "..scena strzelanki rodem z rambo gdzie kule z broni automatycznej trafiaja ve vszystko tylko nie v bohatera to fantastyka rodem z dragon balla.." -tyle z rambo ..jak juz czytasz rob to ze zrozumieniem ;)

ocenił(a) film na 10
iguanaon

Powtarzam Ci jeszcze raz, że nie jestem zagorzałą chrześcijanką, a nawet w ogóle nie jestem chrześcijanką. Na tym właśnie polega ten problem, że nie dopuszczasz do siebie myśli, że mogę nie być chrześcijanką i ponownie mi piszesz, że jako zagorzała chrześcijanka ja coś tam widzę, coś tam mi coś przesłania itd. Analogicznie oglądając film o duchach żeby widzieć jego treść musiałabym wierzyć w duchy z tego filmu (dokładnie takiej jak w tym danym filmie postaci). Piszesz więc sprzeczności. W dodatku "Przychodzę z deszczem" może być właśnie niezbyt czytelny dla chrześcijanina. I to dokładnie kwestia treści nie zaś, jak się upierasz, formy.

Co do "Zielonej mili" to nigdzie nie pisałam, że to przeciętny motyw i nigdzie też nie stawiałam czegoś na piedestale, jak dzielnie mi wmawiasz. Stwierdziłam jedynie, że motywy z tych dwóch filmów są zupełnie inne. Ty stwierdziłeś, że "Przychodzę z deszczem" może ma jakieś przesłanie skoro ma motyw z "Zielonej mili". Mnie takie stwierdzenie nie przekonuje, bo niby dlaczego motyw miałby od razu świadczyć o obecności przesłania? Pytałam Cię zresztą o te przesłania w "Zielonej mili", ale nie odpisałeś. No ale nieważne.
Napisałeś cytuję: "motyv rodem z zielonej mili.. zatem i przeslanie jakies jest.. ale tresc 0_o niema jej", a teraz pytasz cytuję:"gdzie ty pszeczytalas ze ja tresci nievidze". Trzeba Ci tłumaczyć Twoje własne wypowiedzi? Napisałeś dosłownie, że uważasz, że treści w tym filmie nie ma.

Co do tej strzelaniny w stylu azjatyckim czyli jak z bardzo azjatyckiego "Rambo", to nie wiem o jakim fragmencie "Przychodzę z deszczem" piszesz, bo tam nie ma takich scen, by ludzie strzelali z broni automatycznej lub jakiejkolwiek innej i nie trafiali w bohatera. Gdybyś to pisał o "Księdze ocalenia" to ok - tam są takie sceny (choć nie jest to film azjatycki...), ale w tym filmie tego po prostu nie ma.

ocenił(a) film na 2
Eleonora

Nawiązania do Biblii, upodabnianie jednego z bohaterów do mesjasza, przydługie i dziwnie wyreżyserowane sceny, na siłę udziwnione i lakoniczne dialogi, specyficzne zdjęcia - to może, ale nie musi sprawiać, że film jest głęboki. Ten akurat dla mnie jest niewiele głębszy od przydrożnej kałuży. Co z tego, że film porusza jakiś problem? Film powinien tez coś w danej tematyce wnosić, mieć coś do powiedzenia. W "Przychodzę z deszczem" raczej nic takiego nie dostrzegłem. Właśnie dlatego jest tyle filmów dotyczących "stosunku ludzi do religii, szczególnie chrześcijańskiej, samego Chrystusa..." itd, ale jakoś tak się składa, że nie każdy z nic jest uważany za głęboki. A już śmiać mi się chce jak ktoś twierdzi, ze film porusza problematykę "istoty człowieczeństwa" - jak tak się zagłębić, to można to zagadnienie odnaleźć nawet w Epoce lodowcowej...
Tylko dlatego, że film jest dość specyficzny i pełen przenośni jeszcze nie oznacza, że trzeba go okrzyknąć arcydziełem - podobnie jest np z Drzewem życia Mallicka, którym mnóśtwo ludzi się zachwyca, a dla mnie jest pusty jak balon.

ocenił(a) film na 10
shoplifter

To jest kwestia widza. Ty nic z tego filmu nie wyniosłeś, ja wyniosłam bardzo dużo. Głębokie filmy mają to do siebie, że zazwyczaj nie są zbyt łatwe. Według mojego odczucia ten film nie jest bardzo trudny, ale to chyba wynika z moich zainteresowań. Dla kogoś zupełnie nie zainteresowanego danymi tematami - po prostu wiedzącego jedynie tyle, że dane tematy istnieją - ten film faktycznie może być nieczytelny.

Tylko powiem Ci szczerze, że kiedy nie rozumiem jakiegoś filmu, to stwierdzam, że _dla_mnie_ jest niezrozumiały, albo że _ja_ nie widzę w nim głębi, ale nie twierdzę, że tej głębi na pewno tam nie ma tylko dlatego, że ja jej nie widzę. Nie na wszystkim człowiek się zna i nie jest wstydem czegoś nie rozumieć. Za to całkiem dobrym powodem do odczuwania wstydu jest takie wyniosłe zgrywanie wyroczni w kwestii tego czy dany film ma głębię czy nie, które to zgrywanie właśnie tu odstawiasz.

ocenił(a) film na 2
Eleonora

Ależ oczywiście, że odstawiam, jestem przeintelektualizowanym, zarozumiałym pseudokrytykiem napawającym się znakomitością własnych opinii.
Radzę uważać na słowa, bo równie dobrze za powód do wstydu można uznać sugerowanie, iż ktoś czegoś nie zrozumiał i popisywanie się własną inteligencją (którą na forum internetowym tak naprawdę nie sposób udowodnić). A twój zarzut jest całkowicie wyssany z palca. A oto dowód w postaci cytatów z mojej wcześniejszej wypowiedzi (z wytłuszczeniem ważniejszych słów, żeby łatwiej było Ci ZROZUMIEĆ): 1. "to może, ale nie musi sprawiać, że film jest głęboki"; 2. "Ten akurat DLA MNIE jest niewiele głębszy od przydrożnej kałuży" 3. "W "Przychodzę z deszczem" raczej nic takiego NIE DOSTRZEGŁEM." 4."podobnie jest np z Drzewem życia Mallicka, którym mnóśtwo ludzi się zachwyca, A DLA MNIE jest pusty jak balon".
Powyższe cytaty chyba mówią same za siebie - przedstawiałem jedynie swoją opinię, czego dowodzą zaimki dzierżawcze i pierwsza osoba liczby pojedynczej. Nie rzucałem żadnych "wyniosłych", dogmatycznych podsumowujących zdań sugerujących, ze się znam i że bezsprzecznie ten film nie ma głębi. Proponuję popracować nad czytaniem ze zrozumieniem i pracę nad własnym ego, zanim ponownie zarzucisz komuś wyniosłość. Pozdrawiam
Miłośnik kina nie tylko ambitnego - shoplifter.

ocenił(a) film na 10
shoplifter

Ależ z Ciebie urażona panienka. Tak, kochanie, masz rację, we wszystkim masz rację, a jak ktoś zwraca Ci uwagę na jakieś błędy, to na pewno robi to wyłącznie z czystej złośliwości, bo jest dla Ciebie po prostu niedobry. I oczywiście masz prawo czuć się niesprawiedliwie pokrzywdzonym, bo oczywiście miałeś prawo odebrać mój całkiem delikatnie sformułowany post jako dokuczliwy wprost nie do zniesienia. No cóż, przepraszam. Nie byłam świadoma, że mam do czynienia z tak delikatną istotką.

Natomiast porzucając kwestię Twojej urażonej dumy, to dobrze by było gdybyś przed tą swoją obroną przeczytał ponownie swój poprzedni post (albo może powinnam napisać: przeczytał ze zrozumieniem). Nie ma znaczenia, że w pewnych miejscach piszesz konkretnie o swoim odbiorze skoro przeplatasz to i podsumowujesz zdaniami o charakterze ogólnym w sensie dotyczącymi zdania ogółu ludzkości. Najpierw piszesz, że Ty czegoś nie dostrzegasz i to jest ok, ale już za chwilę: "Właśnie dlatego jest tyle filmów dotyczących "stosunku ludzi do religii, szczególnie chrześcijańskiej, samego Chrystusa..." itd, ale jakoś tak się składa, że nie każdy z nic jest uważany za głęboki. A już śmiać mi się chce jak ktoś twierdzi, ze film porusza problematykę "istoty człowieczeństwa" - jak tak się zagłębić, to można to zagadnienie odnaleźć nawet w Epoce lodowcowej... ". - Jakoś tak łatwo zrobiła Ci się z tej Twojej prywatnej opinii opinia ogólna. To jest dokładnie to na co zwróciłam Ci uwagę. Popracuj nad umiejętnością wysławiania się, to na pewno wyeliminujesz przynajmniej część sytuacji, w których Twoje ego doznaje urazu i nie będziesz musiał w przyszłości tyle cierpieć.

ocenił(a) film na 2
Eleonora

Widzę, że zamiast prowadzić merytoryczną dyskusję wolisz bawić się w zagrywki polegające na atakach personalnych, czy jak wolisz, argumentach ad personam. Nie widzę sensu w takiej rozmowie. Nie jestem urażony, moja duma potrafi znieść wiele, a już na pewno moje ego nie jest wrażliwe na tak absurdalne zarzuty. Trzeba umieć rozróżnić osobę urażoną od osoby stosującej szeroko pojętą ironię (w tym autoironię). W dodatku ja nie zniżyłem się w moich wypowiedziach do protekcjonalnego tonu i określeń zaliczających się już może nie do obelg, ale na pewno do określeń niepochlebnych.
W sumie nawet nie wiem po co się produkować. Cokolwiek napiszę zostanie na opak zinterpretowane i w odpowiedzi zostanę obsypany gradem idiotycznych zarzutów.
Życzę owocnych dalszych dogłębnych badań nad ludzką psychiką, bo widzę, że recenzowanie ludzi interesuje cię bardziej od oceny filmów.
Pozdrawiam serdecznie, wbrew pozorom szczerze.

ocenił(a) film na 10
shoplifter

O filmach faktycznie bardzo lubię dyskutować, ale nawet nie zakładałam możliwości prowadzenia merytorycznej dyskusji z osobą, która wygłasza jako prawdy ogólne swoje prywatne opinie w dużej mierze związane z niezrozumieniem danej tematyki.

Byłoby dla Ciebie korzystnym gdybyś po prostu nauczył się lepiej znosić, czy też w ogóle po prostu przyjmować, delikatne zwrócenie uwagi na Twoją manierę wypowiedzi. Przeczytaj sobie jeszcze raz swój pierwszy wpis. Choćby sam początek: "Nawiązania do Biblii, upodabnianie jednego z bohaterów do mesjasza, przydługie i dziwnie wyreżyserowane sceny, na siłę udziwnione i lakoniczne dialogi, specyficzne zdjęcia - to może, ale nie musi sprawiać, że film jest głęboki. ".
Głębia filmu zasadza się na jego treści. Przydługie sceny i udziwnione w dodatku na siłę dialogi nie zrobią z płytkiego filmu filmu głębokiego. Nie czepiałabym się Ciebie, gdybyś napisał, że według Ciebie ten film ma przydługie to i tamto itd., i że w Twoim odbiorze jest płytki. Ale Ty obwieszczasz tonem jak z podręcznika dla przyszłych reżyserów co może uczynić film głębokim pisząc w tym miejscu kompletne bzdury i zachowujesz się jakby w niczym nie mogło być nic do zrozumienia (nie mogło być tego, co faktycznie uznaje się za głębię), jeśli Ty tego nie rozumiesz. A jak ktoś uważa inaczej, to może być dla Ciebie tylko śmieszny.
Gdybym była brutalniejsza, to od razu napisałabym Ci, że sam jesteś śmieszny z tą swoją manierą wielkiego znawcy wszystkiego potykającego się na znaczeniu prostych słów. Delikatnie zwróciłam Ci uwagę. Zareagowałeś z ogromną nadwrażliwością i urażeniem, więc skomentowałam to już nie martwiąc się o Twoje urażone ego, bo widać, że nieważne czy zwraca Ci się uwagę delikatnie czy bardziej dosadnie i tak Twój stopień bycia urażonym wygląda mniej więcej tak samo.

ocenił(a) film na 2
Eleonora

Eeeeh... Ja o chlebie, Ty o niebie. Trajkoczesz i trajkoczesz praktycznie nie odnosząc się do tego co napisałem. Przepraszam za to "trajkoczesz", ale już inne określenie mi nie przychodzi do głowy bo piszesz dużo i coraz mniej na temat. Odpuść i pogódź się z tym, że ktoś na tym świecie ma inne zdanie. Niby ja jestem urażony, ale to ty nadal piszesz napuszone i dość napastliwe posty...

ocenił(a) film na 10
shoplifter

Mi nie przeszkadza Twoje inne zdanie odnośnie filmu, ale nie wiem po co teraz udawać, że rozmawialiśmy na ten temat skoro poszło o Twoją nadwrażliwą reakcję na moją delikatną uwagę pod Twoim adresem. Skomentowałeś moją wypowiedź. To jest forum publiczne i powinieneś być przygotowany na to, że i ja (lub ktoś inny) mogę skomentować Twój wpis. Naprawdę nie było powodu żebyś aż tak to przeżywał.

ocenił(a) film na 2
Eleonora

Jeeeny no nie wierze, kto tu cokolwiek przeżywał. W kilku punktach udowodniłem Ci, że Twoja uwaga była niesłuszna, do czego miałem pełne prawo, a że miałem czas i mi sie nudziło, zrobiłem to dosyć szczegółowo, bez żadnych zbędnych negatywnych emocji. Ty próbujesz mi teraz udowodnić, że jestem nadwrażliwym urażonym pseudokrytykiem, choć w ogóle mnie nie znasz. Nawet nie masz pojęcia jak mi się śmiać chce z Twoich usilnych prób zrobienia ze mnie kogoś kim wręcz przeraźliwie nie jestem :D

ocenił(a) film na 10
shoplifter

Widzę, że kontynuujesz strategię usilnej zmiany tematu, ale ja nie widzę ku temu powodu, bo poruszona kwestia była bardzo prosta i nie wymagała takiego rozdmuchiwania. Na przyszłość może zwróć uwagę chociaż na to żeby nie wbijać tylu goli do własnej bramki. Przykładowo, jak już chcesz pouczać kogoś o tym jak to nieładnie jest czynić jakieś uwagi personalne, to nie poprzedzaj tego owymi uwagami, a i potem się od nich powstrzymuj. Natomiast jeśli robisz owe uwagi, to się tego nie wstydź i nie wypieraj. Jednym słowem spróbuj pisać z nieco większym udziałem świadomości. Wyszła Ci autokrytyka, a chyba miałeś zamiar atakować mnie, a nie siebie. W ogóle strasznie to wszystko rozbuchałeś. Tyle zamieszania o jedną uwagę będącą w dodatku zupełnie na miejscu.

I zabawną masz tę wizję dowodzenia. Może w rozmowie z dzieckiem tego rodzaju "dowody" przechodzą. Trzeba by popróbować z dziećmi - ile z nich coś takiego kupi. Jak by wybrać jakieś mocno roztargnione, to mogłoby się udać.

ocenił(a) film na 2
Eleonora

Ja sam jestem dzieckiem, mam 4 lata. W listopadzie skończę 5. I lubiem rozdmuchiwać różne rzeczy, np bańki mydlane i takie tam. Łiiiii, jestem samolotem. Chcesz powymieniać się pokemonami?

ocenił(a) film na 10
shoplifter

Wiesz co, tak na zdrowy rozum, jeśli faktycznie uważasz, że moje uwagi w stosunku do Ciebie były zupełnie bezpodstawne i chybione, to powinieneś równie mocno wierzyć w to, że jeśli te wpisy przeczyta jakakolwiek inna osoba, to będzie dla niej oczywistym, że racja jest po Twojej stronie. Dlaczego więc tak bardzo się tym przejmujesz i ciągle to drążysz?

ocenił(a) film na 2
Eleonora

Ja drążę tunel w glebach bielicowych własnej podświadomości. Osiągam właśnie stan halunów sięgający kosmicznej nirwany i z etapu, na którym utożsamiałem się z samolotem ewoluowałem do poziomu rosyjskiej platformy wiertniczej zlokalizowanej na Kamczatce. Czasem w nocy jestem też kapibarą.

ocenił(a) film na 10
shoplifter

No ok. Utwierdzenie mnie w przekonaniu, że normalna wymiana zdań przekracza Twoje możliwości udało się. Początkowo mogłam się łudzić, że istnieje jakaś szansa, ale sprawnie rozwiałeś wszelkie wątpliwości.

ocenił(a) film na 2
Eleonora

Mam przenośny rozwiewacz wątpliwości RW 500 z wbudowanym gulgulatorem powietrznym. Nie dość, że znakomicie obnaża braki w inteligencji i poczuciu humoru moich rozmówców, to jeszcze parzy świetną kawę. Tu masz stronę, gdzie można go kupić www.rozwiewaczewatpliwosci.pl
PS Lubisz wenflon?

ocenił(a) film na 10
shoplifter

Żebyś Ty kurcze chociaż potrafił być zabawny.

ocenił(a) film na 2
Eleonora

Jaki tam znowu kurcze, wystarczy Kuba (hahaha, cała sala wyje ze śmiechu). Widzisz, żeby zrozumieć pewien typ poczucia humoru, trzeba mieć coś takiego jak dystans do własnej osoby. Choćby trońkę, o, tyle <pokazuję palcami tyciusieńką odległość>. Z kolei, żeby mieć ów dystans, należy wyzbyć się poczucia własnej wyższości i nieomylności. Nabrać trochę luzu i życzliwości dla świata.
PS Chciałem początkowo odpisać znowu coś równie absurdalnego jak wcześniej. Ale po co? Cokolwiek bym napisał, nie ma znaczenia. I tak jesteś przecież na wyższym szczeblu ewolucji.
Żegnam i autentycznie pozdrawiam, już po raz ostatni, bo już troche mi szkoda czasu i klawiatury na tą konwersację. Myślisz sobie teraz pewnie, że wcale Ci nie szkoda, ale uwierz, że będzie Ci tego brakowało, bo najwyraźniej uwielbiasz udowadniać światu jaka jesteś genialna. No a teraz nie masz już przed kim. Życzę na koniec zmiany, jakiegoś przełomu w życiu, nie wiem, idź na pielgrzymkę albo ugotuj jakąś trudną zupę, może wtedy przemyślisz swoje życie. Dzięki za spory bagaż doświdaczeń w relacjach z ludźmi. Pa ;)

ocenił(a) film na 10
shoplifter

Przejście na żartobliwy ton świetnie rozładowuje kłopotliwą sytuację, ale żeby to zadziałało trzeba umieć żartować. I jasne, że przydałoby się, żebyś w związku z tym miał dystans do siebie, ale przede wszystkim przydałoby się, żebyś umiał napisać coś faktycznie zabawnego. Kiedy ktoś stara się zażartować, a nie umie wymyślić nic zabawnego sytuacja tylko się pogarsza. W reakcji na takie "dowcipy" z Twojej strony rozmówca może tylko poczuć zażenowanie. Ja Ci nawet jestem w stanie uwierzyć, że jak serwujesz ludziom tego typu teksty, to wykrzywiają twarze symulując uśmiech, bo po prostu nie wiadomo jak się zachować. Lepiej udawać, że żart bawi niż Cię ranić. Gdybyś nie był dla mnie obcą osobą, albo gdybyś przynajmniej po prostu dalej nie brnął w tym przekonywaniu o tym, że niby potrafisz być zabawny, to może też bym udawała, że to, co piszesz jest śmieszne w pozytywnym sensie, ale skoro jesteś jaki jesteś to nie widzę sensu się przejmować.

ocenił(a) film na 6
iguanaon

Azjatyckie kino MIAŻDZY treścią amerykańskie wydmuszki :D

abraxas99

mozna obejrzec, ale kilka rzeczy przeszkadza. przede wszystkim: dialogi w jezyku angielskim, piekne cialo pana zlego i reklama firmy hp. niepotrzebnie zamerykanizowany film.
na plus muzyka czesto zastepujaca rozmowe.
:)

ocenił(a) film na 10
agata_bloodstained

Ja akurat wolę, że właśnie użyto języka angielskiego, zwłaszcza, że film ma dzięki temu bardziej uniwersalny wymiar, co potęguje siłę symboli. Odnosi się do całej ludzkości, więc to jest według mnie właśnie dobre i jak sądzę celowe, że dialogi są w języku angielskim, bo to najbardziej uniwersalny język świata. Z kolei azjatycki "Chrystus" jest przełamaniem standardowego wyobrażenia na temat wyglądu i pochodzenia Chrystusa, więc to też świetnie potęguje uniwersalność historii. Podkreślenie, że chodzi o rozważania dotyczące człowieka jako takiego, a nie konkretnej narodowości.

A piękne ciało tego Azjaty jest naprawdę piękne :) Dokładnie taki typ budowy mi się podoba. Nie rozumiem co Ci w tym nie pasuje. Powinien być jakiś bez kondycji czy jak? Jak zły to niby brzydki czy co? Akurat to by było nienaturalne.

Co do trzeciego zarzutu film jest koprodukcją, ale akurat bez udziału USA, więc w jaki sposób ta amerykanizacja? Reklam HP nawet nie zauważyłam mimo wielokrotnego oglądania. Bo gdzieś jest jakiś sprzęt? Bo drukarka (zresztą nie wiem jakiej firmy) pokazana? No nie wygłupiajmy się. Migają różne neony, bo takie jest to miasto. Na wszystkim przeróżne marki, ale nie było żadnego nachalnego wpychania konkretnej firmy.

ocenił(a) film na 2
Eleonora

Przepraszam, czy ty nie jesteś czasem współproducentem tego filmu? Bo rzucasz się na każdego, kto go krytykuje... Lepiej uważaj, stare japońskie przysłowie mówi: "Udział w produkcji azjatyckiego kina to zguba - uratować przed nią może tylko wenflon".

ocenił(a) film na 5
abraxas99

Daję 5/10 ... Film oglądnąłem z zainteresowaniem. Niestety mimo tylu słów zachęty, Eleonora w dalszym ciągu nie przekonała mnie do tego "arcydzieła".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones