zupełnie nie, jeśli o mnie chodzi bardzo trudno było wczuć się w fabułę, ja osobiście nie potrafiłam uwierzyć aktorom, nie widziałam między nimi uczucia i końcówka filmu bardzo mnie zdziwiła, skoro trudno uwierzyć aktorom, jak uwierzyć fabule filmu, wczuć się w nastrój i dramat? chyba się nie da
Mam podobne odczucia. Nie widziałem miedzy głównymi aktorami 'tego czegoś'. Czekałem na jakąś zmianę ale film się po prostu skończył. Połączenie komedii z romansem i refleksją zupełnie nie wyszło w tym wypadku.
tak, po prostu w pewnym momencie coś się wydarza - jakby zupełnie w oderwaniu od wcześniejszych poczynań i nie bacząc na to, co już zaserwowano widzowi, to tak jakby trzeba było rozwinąć fabułę w konkretny sposób i chyba brakło pomysłu, albo coś przeoczono?
Zgadzam się zupełnie, nagle to się w kiczowatą komedię romantyczną zmieniło, chociaż nic na to nie wskazywało. I też trudno wczuć się w cały ten koniec świata, bo właściwie nic się nie dzieje, oprócz relacji telewizyjnych nic nie ma.
Niestety muszę się z tobą zgodzić. Film mimo, że nic na to nie wskazywało przerodził się w romantyczne 'coś', bo komedią tego nie nazwę. Szkoda, że tak to się potoczyło, gdyż nastawiałem się na obejrzenie wspaniałej przyjaźni, a nie miłości, której w filmach jest nad wyrost. Penny była przedstawiona w fajny sposób - połączenie ostrej dziuni z pierdołą, zaś Dodga nie umiałem rozgryźć, był nijaki - co może wynikało z jakiegoś jego wewnętrznego nieszczęścia. Film wg mnie zmusza do jakiś refleksji i napewno umocnił mnie w przekonaniu, że powinniśmy poznawać wielu ludzi i korzystać z życia póki żyjemy. Film był oczywiście bardziej dramatem i to nawet się pokuszę o stwierdzenie, że lekko 'psychologicznym' co jest stwierdzeniem lekko naciąganym w odniesieniu do filmu, a wskazuje na to choćby ostatnia scena - oni nie uciekają, nie są specjalnie przerażeni końcem świata, cieszą się sobą, poznawają siebie. Film był dobry, ale zepsuł to ten za bardzo miłosny klimat. 6/10 ode mnie.