z cyklu: eksperyment wielkopiątkowy sześćdziesiąt lat później, miastem rządzi przeor.. całkiem nawet fajny taki, i dla wnuczka, i dla babci, ale trochę bez sensu spłyca naszych zakapelusznikowanych agentów hiperprzestrzennej informacji do roli emanatu osobistej treści psychicznej każdego z uczestników sesji. nie bardzo też rozumiem po co zaprzęgać cybernetycznych towarzyszy podróży, skoro opowiada się banały, które obecnie znaleźć można wszędzie. bardzo wybiórcze, powierzchowne i informacyjnie mało odkrywcze to jest. jakkolwiek urzeka, z dwóch powodów: pierwszy to wycinki z autentycznego zapisu sesji (wraz z późniejszą grupową integracją doświadczenia) przeprowadzonej - dodajmy - w sposób absolutnie wzorcowy, co jest rzadkie; druga to sam emanat cichej i szlachetnej obecności tego mnicha, z którym osobiście mógłbym tak triphopować bez końca - na zawsze, ale tylko czasami - niczego przy tym nie połykając..