Coraz bardziej wątpliwe odgrzewanie serii. Problem z tym filmem jest spory, podobny do tego jaki miał choćby prequel przygód Hannibala Lectera – niepotrzebnie brnie w mroki przeszłości głównej postaci.
Owiana tajemnicą geneza choroby Normana Batesa to siła, której tu się pozbawia, łopatologicznie wykładając wszystkie karty na stół (z psychologicznego punktu widzenia to było jasne już dawno, ale szczęśliwie pozostawiono to w sferze domysłów).
Marnie jednak nie jest – Perkins wciąż trzyma fason (choć mało już ma do grania), zaskakuje za to kameralna brutalność obrazu, gdzie życie ofiary wyjątkowo długo żegna się ze światem. Jest w tych scenach wyjątkowo niepokojąca groza i nie narzucająca się krwistością makabreska, która musze przyznać, wywołała u mnie ciarki. Najgorsza śmierć to powolna śmierć. Brrrr…
Moja ocena - 5/10