...dlaczego takie filmy powstają, zamiast dobrych ekranizacji komiksów? Pan Dolph L. już jest wizytówką jaki to film będzie. A, błędnie, założyłam że będzie to w duchu He-mana , a nie Rocky-ego 4. Niestety- jest taki jak należało się spodziewać, czyli bezsensowna sieczka. Zwykłe łubu-dubu dla niewymagających. W trakcie oglądanie zirytował mnie ów obraz, gdyż w dzieciństwie uwielbiałam komiks. Najwyraźniej pamiętam jedynie fakt że z pasją kolekcjonowałam. Film zaczyna być w duchu komiksu właściwie wyraźnie dopiero przy zakończeniu (nie licząc textu kiedy pada stwierdzenie że zemsta też ma swe granice, a Frank odpowiada że jeszcze do nich nie dotarł). Tak to wyłącznie sama akcja, z motywami które w tym wypadku wywołują u mnie mdłości- jak choćby ratunek dzieci i oddanie się w ręce policji.
Plusem jest sam Dolph- który do owej roli po prostu pasuje... wizualnie. Brakuje mi natomiast w tej postaci konsekwencji. Film stara się go „uczłowieczyć”, podczas gdy potęgą komiksu było to że był to anty-bohater przede wszystkim. Może to tylko moje wrażenie, a jednak filmowa postać jest po prostu urocza i sympatyczna. Nie takie odczucie miałam czytając komiks. Tamtego się rozumie, ale czy lubi?? Przecież Punisher na początku nie miał własnego komiksu, a komplikował żywot prawdziwym stróżom prawości- jak pocieszny Spiderman. Doczekał się własnej historii nie dlatego że powielał bohaterów. Nie był kolejnym grzecznym, zamaskowanym obrońcą uciśnionych, dostarczającym przestępców za kratki. W filmie ów motyw pozostaje, krew się leje i urozmajcają wszystko wybuchy. Tyle zostało z komiksu, a z tego co pamiętam nie był on tak debilny w swej wymowie.
I to główny zarzut względem filmu... pewnie nowa wersja wypadła jeszcze gorzej, ale... nie wiem jak szybko o tym się przekonam.
No cóż, jak to tej pory tylko pan Burton spisał się dobrze... no...i nie przeszkadza mi Sędzia Dredd, ale tu obiektywna nie będę, albowiem tylko w zestawie z Lobo go trawiłam. Ujdzie też, jak dla mnie, pierwsza część x-menów. Teraz czekam na Batman Begins , wierząc że będzie trzecim udanym przeniesieniem postaci z komiksu na ekran (dwie to oczywiście Batmany Burtona).
A mi się wydaje, że zbyt ostro do tego filmu podeszłaś - albo zbyt pochlebny wizerunek komiksu został Ci w pamięci. Najpewniej oba. Wierz mi - ja też sagi takie jak choćby "Suicide Run" wspominałem bardzo ciepło. Ale próbowałem do tych starych "Punisherów" wrócić ostatnio, no i to po prostu niewykonalne.
Fakt, Frank Castle zaczynał jako charakter bardzo niejednoznaczny. Wchodził w paradę Parkerowi, Daredevilowi, Wolviemu. Ale kiedy doczekał się własnej serii, dotknął go ten sam proces, który każdy charakter dwuznaczny w świecie Marvela dotyka (tak samo było z Rouge dawno temu, czy całkiem niedawno z Sabretoothem). Otóż trzeba go było "ulizać" do tego stopnia, by rodzice mogli bez podejrzeń prezentować ten komiks swoim małym pociechom (jak pewnie wiesz, komiksy w USA mają ratingsy - tak jak filmy). Pamiętasz może postać Micro? Albo Mickeya - "wtykę" Punishera w świecie gangsterskim? Te postacie nie różniły się zbytnio od wszelakich Robinów czy Bat-Girlsów. A Punisher - poza tym, że strzelał i strzelał - powoli stawał się równie nijaki jak każda inna postać. Rzeczy, które działy się u kresu amerykańskiej drugiej serii aż wstyd wspominać (Castle zginął, poszedł do Nieba a tam dostał misję od aniołów...)
Postać Lundgrena przy super-hiper-panu Nijakim z komiksów jest naprawdę barwna. Pojedyncze teksty (jak ten o granicach zemsty albo odpowiedź na "Kto Cię przysłał?") budują ją w równym stopniu jak chłód, z jakim robi pewne rzeczy. Ratowanie dzieci? Arrakin - w komiksie Frank walczył o to głównie, żeby inni nie musieli cierpieć tak jak on po stracie rodziny. To nie jest tarantinowska zemsta Beatrix Kiddo. To bo kolejna historyjka a'la Stan Lee, z tym, ze dla bardziej niegrzecznych dzieci. I lundgrenowy Castle robi dokładnie to samo co w komiksie - pilnuje niewinnych, winnych kara. W głębokim poważaniu ma przy tym prawo. TAKI był schemat tej postaci i film ją odtwarza. Znieważając byłego partnera, zabijając ojca na oczach dziecka pozostaje w swojej misji równie cyniczny jak papierowy oryginał. Nic w tym pociesznego, jeśli za pocieszny nie masz komiksu.
Film wyciąga z niego ile tylko można. Jest (w przeciwieństwie do nowego) podany bez taniego humoru ale na tyle lekko, że nie ociera się o patos. Nawet sceny jak ta z dziećmi wydają się być na tyle uczciwe, by nie krzywdzić inteligencji widza.
Sceny walki w swoim nierealiźmie (jeden przeciw armii) pozostają bardzo komiksowe (na początku "Suicide Run" Castle samodzielnie wystrzeliwuje ponad setkę żołnierzy mafii, a kiedy w budynku zostaje on i jeden przeciwnik, wysadza całość konstrukcji w powietrze), są przy tym odpowiednio brutalne. Nikt nie próbował ich łagodzić pod młodszego widza - i za to chwała. A jednocześnie przy swojej komiksowości unikają wszelakich bzdur - jak ta z wysadzeniem się po to tylko, by ubić jednego wroga - i pomijają wszelakie dziecinady - klasy Micro.
Sama historia to niby "typowy" komiks z Castle. Brakuje tylko czachy na piersiach (a jej brak był - moim zdaniem - dobrą decyzją; komiksowy symbolizm źle się czuje na srebrnym ekranie), by było tak jak na papierze. Jest jednak dużo bardziej dopracowana. To fabuła typowo pod kino akcji; nie ma wielkich zaskoczeń czy głębokich wniosków. Ale jest zrobiona sprawnie. Ciekawe postacie, wartki rozwój zdarzeń, zachowanie konsekwencji i podstaw logiki - tu nie chodzi o wielką głębię.
Dla mnie "Punisher" w kategorii ekranizacji komiksów jest zaraz za Burtonowskimi nietoperzami. Wyżej nawet niż film o moich ukochanych "X-Menach" - tam niestety był coledżowy humor i zbyt ikonowy podział na dobrych i złych. Wyżej zdecydowanie od "Sędziego Dredda" z najprostszym ze schematów historii i Sylwusiem Stallone pastwiącym się (jak zawsze) nad tym, co ludzie zwykli zwać aktorstwem. O ileż lepszy był Dolph Lundgren, w życiowej chyba roli Punishera!
A na "Batman Begins" czekam wraz z Tobą. Nolan ma potencjał, po obsadzie i postaciach można też podejrzewać, że nie idzie w najbardziej popowym z kierunków. Oby efekt końcowy bliższy był jakością fabuły "Memento" niż "Bezsenności". Atmosfera była świetna w obu filmach.
A to wredny FilmWeb- nie dostałam że jest odpowiedź :(
Teraz przechodząc jednak do mojej... hhmm.. I Lobo do Nieba poszedł, to nie jest argument. Faktycznie tego nie pamiętam, ale i, filmowo, Armia Boga (bierzmy pod uwagę tylko część pierwszą) uczy że aniołowie potrafią być okrutni.
Akurat x-meni, pierwsza część jest niezłą ekranizacją, moim zdaniem. A Sędzia jest wyśmienity w swej kategorii. Postaci komiksowej nie lubiłam, a S.St. idealnie pasuje do owej kreacji.
Dla mnie Dolpha rola świetna to H-man, natomiast napisałam chyba ze do roli Punishera także pasuje. Swoją drogą, po Dobermanie, umieściłabym tutaj pana Cassela.
Sam komiks zapewne wyidealizowałam... i H-men z D.L. w dzieciństwie bardzo mi się podobał... nie wiem jaki teraz byłby mój odbiór jego. Szkieletor rewelacyjny, aktorki ładne, wrzucenie jednak części akcji w środek miasta chociażby...hhmm... tu jednak pamiętam co mogłabym za słabe punkty uważać, a Punisher to me dzieciństwo, więc niech pozostanie mą miłością, bez stawania oko w oko z faktami ewentualnymi. Tak więc- jego ekranizacja JEST DO NICZEGO :P
Dobra, przyjmując za punkt odniesienia argumentację z ostatnich dwóch zdań - masz ABSOLUTNĄ RACJĘ ;) Co do reszty mogę się niby zgodzić, ale z pewnymi zastrzeżeniami. Mianowicie; Lobo istotnie też w Niebie wylądował, ALE "Lobo" to seria komediowa, "Punisher" zaś w zalążkach swych starał się być sensacyjny, relatywnie twardo stojący na ziemi. I właśnie to uciekanie w coraz większe sci-fi, powodowane niemożnością tworzenia oryginalnych scenariuszy sensacyjnych, mnie irytowało.
"X-meni" są filmem niezłym, nie przeczę. Jak przystało na fana komiksu, mam nawet film (cz.1) w swojej kolekcji, ALE są tam elementy przeze mnie wymienione, przez co całokształt trochę psują i dla mnie lądują na miejscu trzecim (albo czwartym, jeśli Batmany 1-2 rozdzielać; czego ja nie potrafię, bo na nieco odmienny sposób oba równie dobre są)...
Dolpha w "He-Manie" całe wieki nie widziałem, więc się nie wypowiem. Sylwusia wybitnie nie znoszę, więc może ocenę kapkie zaniżam. Ale trzymam się słego - słabizna, jak to zwykle z nim.
A "Punisher" dzięki Garthowi Ennisowi swoją drugą młodość przeżywa. Odezwij się po GG do mnie, jakbyś chciała rzucić okiem na to, co mu się zrodziło.