Nie będę tu się rozwodził nad kryteriami takimi jak wierność komiksowi czy oryginalność. Po pierwsze - ponieważ nigdy nie lubiłem komiksów typu "sieczka"; po drugie - gdyż przed obejrzeniem nastawiłem się na film rozrywkowy. W takim nastroju pozostałem do końca seansu - dużo naprawdę perfekcyjnie zrealizowanej akcji! Porównując Punishera 2004 do tego z 1989 - moja ocena rysuje się zdecydowanie na korzyść młodszego. Przede wszystkim jest mniej głupawo-komiksowy (pamiętam w pierwszym Punisherze jak bandyci zjeżdżają na czymś rodem z wesołego miasteczka - ubaw po pachy:D), postaci są bardziej ludzkie. Rozbudowany wątek rodzinny robi nastrój, choć nie jest zrealizowany tak perfekcyjnie jak wątek zemsty. No i humor sytuacyjny w idealnej dawce, nie psujący wcale ogólnego nastroju (scena z Ruskiem:)). Jest rzeczywiście mniej brutalny niż pierwowzór, ale to przejaw tylko większej dojrzalszości. Jeśli chodzi o aktorstwo - Tom Jane (pierwszy raz go widzę) gra poprawnie, minę ma prawie cały czas tę samą, ale ładnie odzwierciedla ona jego stan emocjonalny. Travolta raczej niewidoczny (znowu gada z zaciśniętymi zębami...). I ostatnia rzecz - muzyka. Szczególnie wpadają w ucho dobrze dobrane potwory zespołów rockowych: od ciężkiego Hatebreed do nastrojowego śpiewu Amy Lee z Evanescence. Ogólnie - film akcji na szkolną 5!
Daję 7 i wracam do Punishera z Lundgrenem, żeby dać zaległą 3:P