Ten film, jesli ta produkcja w ogole moze byc tak nazywana, to katastrofa.
Najwiekszym mankamentem jest potwornie przewidywalny scenariusz: nie ma nawet, czym sie emocjonowac w trakcie "scen walki" bo wiadomo, ze Msciciel z kazdej opresji wyjdzie calo. Musi wszak wykonczyc oprawce i jego przestepcza rodzine. Kwestie, jakie wypowiada, typu koncowa"znajdziesz mnie na stronach z nekrologami" czy tez"dziekuje za obiad" odgadlby kazdy, dialogi to kopalnia tandety. Do tego świta Msciciela-standardowy zestaw-nieudacznik-cpun, grubas i sympatyczna, o dobrym sercu dzieweczka, ktorej to jakims cudem nie wyszlo z facetami i w zyciu. Oczywiscie zakochuje sie w Mscicielu, chociaz nawet nie rozmawiali i jeszcze twierdzi, ze chce zmienic przebieg relacji damsko-meskich, ktore sa jej udzialem. Dramat. Efekty specjalne - wbrew nazwie, nic specjalnego. Dodam, iz mimo ze Msciciel po "zmartwychwstaniu"ujawnia swoja obecnosc zglaszajac jakies pretensje do kolegow z FBI to ci nie przemuja sie, ze ich czlowiek, agent, znajacy tajemice panstwowe, hasa sobie wesolo po swiecie i nie probuja go odnalezc(przynjamniej ten watek nie istnieje, co wzbogaca zloza glupoty w filmie). Do tego watek proby samobojczej. Nie wiem, czy Msciciel nacisnal spust a pistolet wstrzymany przez magiczna moc zmarlej zony, nie wystrzelil(a wiec dodatek fantasy) czy tez ten idiota nie nacisnal spustu. Jesli nie nacisnal to po co w ogole wstawiona zostala ta patetyczna scena?
Dno, dno i jeszcze raz dno.