Czy w przyszłości pracownicy nie będą ubezpieczani ? Wypadek w pracy spowodowany przez wyposażenie od pracodawcy - to pierwsza sprawa. Już nie chcę wspominać, że mowa o jednym z najlepszych "komorników" na którego serce spokojnie mogliby wybulić.
Skoro już "komornik" wisi serce firmie, po co dokładać do niego kolejny sprzęt, za który i tak nie zapłaci ? Bo jak rozumiem (chyba, że źle) urządzenie neurologiczne zostaje podpięte po walce z Freivaldem.
Ogólnie film byłby dużo naprawdę przyzwoitym gdyby nie te dwie dziury w scenariuszu. A wystarczyło wprowadzić motyw bądź zwolnienia się z pracy (inny wypadek w innej firmie, bądź wszczepienie urządzenia po wypadku z defibrylatorem. Szkoda bo film zapowiadał się naprawdę przyzwoicie. A tymczasem - 5,6/10 przemyślimy.
wiesz mało który film sf jest zapięty na ostatni guzik jeśli chodzi o takie zdroworozsądkowe kwestie. Co do ubezpieczeń... wiadomo, że jeśli ubezpieczalni się coś nie opłaca to Cię nie ubezpieczy ;). Widać choćby po tegorocznych powodzianach, których znakomita większość TU nie chce ubezpieczyć. Można pomyśleć że Unia nie ubezpieczała swoich bo bardziej opłacało się jej brać od nich pieniądze w ratach z 20% prowizją.
Co do urządzenia neurologicznego do którego został podpięty Remy, to ja zrozumiałem że właśnie Jake je opłaci choćby po tym jak wspominał o 15stu (chyba) artiforgach które powinny pokryć koszt urządzenia.
Niemniej jest to bardzo bardzo rażące, podczas seansu zrobiło na mnie wrażenie trzęsienia ziemi które rozsypuje konstrukcję z klocków/kart/domino. Główny bohater zostaje potraktowany przez pracodawcę jakby się nigdy nie znali a jest to jego najlepszy agent który odzyskuje od dobrych kilku lat miliony zielonych. Nie kupuję tego. Jedynym dobrym rozwiązaniem było rzucenie przez bohatera pracy (w imię rodziny). Koniec kropka.
Druga kwestia jest równie nielogiczna, miast zasponsorować mu serce w dobie finansowego kryzysu, partner woli poczekać, udać się za nim w pościg a na końcu kupić mu neurocoś. Nie, nie, nie - razi po oczach, poza tym, serce cały czas nie jest spłacone a za znalezione organy starczy tylko na M5. Więc jeśli partnero wpadnie na pomysł "pożyczenia" kumplowi pieniędzy po fakcie to ja już sam nie wiem.
Co do ubezpieczeń, to kto go tam wie co będzie w przyszłości, zobacz jak ochrona sobie radziła na tej hali produkcyjnej, niby tam specjaliści grzebiący w tych urządzeniach a ochrona wali jak do kurczaków.
M-5 (urządzenie neurologiczne) jest zakupione przez przyjaciela dla przyjaciela, żeby do końca swoich dni żył szczęśliwym snem, który się rozpoczął w momencie walki w której oberwał w głowę, tutaj się wątek rozszedł na wyimaginowaną drogę Remy'ego i to co tak naprawdę się stało, co widzimy w ostatnich minutach filmu. Przyjaciel chce go "uratować" od szarości dnia codziennego.
Jest jeszcze jedna kwestia, skoro był najlepszy to musiał także nieźle zarabiać, a tutaj nagle kasa mu się kończy. No chyba że serce była naprawdę bardzo drogie, z drugiej strony M5 warte jest tylko 15 artiforgów . Wygląda na zabawkę dużo bardziej skomplikowaną niż sztuczne serce, więc ile takie serce mogło być warte 150 artiforgów? Tyle to on pewnie w tydzień robił. Pod względem fabularnym film się kupy nie trzyma ale biorąc pod uwagę gatunek można to przeboleć.
Końcówka nieco przypomina tą z filmu o którym nie wspomina Grifter ;p
"Pod względem fabularnym film się kupy nie trzyma ale biorąc pod uwagę gatunek można to przeboleć. "
Sromotne Nadużycie !! Sf to nie wymówka na ładowanie do filmu absolutnie głupkowatych scen !
Kolbe ja to akurat inaczej odebrałem. Zobacz, wypadek był spowodowany przez Jake'a który chciał 'zatrzymać kumpla przy sobie'. Wypadku by w ogóle nie było gdyby nie myśli Remiego o przejściu do działu sprzedaży.
I szefostwu i Jake'owi zależało przede wszystkim na tym żeby Remy dalej pracował w roli windykatora, gdyby dostał serducho za darmo Unia zyskałaby słabego handlowca, tracąc najlepszego windykatora. Dosyć mocno w filmie ukazana jest bezwzględność Unii, dla której liczy się tylko pieniądz - stąd odpowiedź na pytanie 'czemu nie za sponsorowali koledze serca' wydaje mi się aż nadto jasna.
Pozdrawiam
Mi też to przeszkadzało. Wypadek w pracy - powinni mu zasponsorować serce, albo chociaż pobierać część z wypłaty. (chociaż skoro nie chciał już pracować to i tak w tym sensu nie było)
Inna opcja - dostał serce -> pójdzie na miasto i przyniesie inne w zamian.
Zastanawia mnie tylko czy oni nie sprawdzali najpierw możliwości finansowych klientów? Rozdają te oragny każdemu chętnemu, a później je odbierają, zabijając ludzi. Zysk raczej średni.
DO-KŁAD-NIE Nie mogłem tego pojąć, na 3/4 scen nie ma żadnego człowieka który nie miałby sztucznego organu - sądząc po cenach mało kogo by stać na którykolwiek. Zastanawia mnie sam zarobek firmy. Podobno zarabiają na odsetkach i jest ok, sądząc po tym co widzę na filmie odsetki wynoszą 19,1% bodaj, windykatorzy brali 20% od wartości organu - więc jeśli ktoś nie płacił przy drugiej racie firma traciła majątek. Kiedy Remy idzie na sprzedaż, szef zaznacza, żeby nie mówił prawdy bo ludzie płacą z góry całość. WTF ? O uszy obiła mi się kwota 6-cio cyfrowa, nagle wszystkich na nie stać, jednak gdyby wybrali raty - prawdopodobnie po kilku miesiącach zalegaliby z opłatami (przynajmniej do tego przyzwyczaja nas cały obraz). Frank (szef) robił na mnie wrażenie, jakby bardziej mu zależało na odzyskiwaniu niż sprzedawaniu, sado maso czy co ? Dziwny ten film. Za dużo absurdu naraz - dawno nie zadawałem tak wielu pytań w kwestii scenariusza.
W 3/4 scen są ludzie ze sztucznymi organami bo to film o firmie sprzedającej je więc siłą rzeczy kręcą się wokół ludzi z nimi, no przecież nie będą pokazywali ludzi bez. Cena za nerkę to było z tego co pamiętam ponad 500.000. Wysoka, no ale może hiperinflacje mieli, nie wiesz za ile lat to jest,nie wiesz jaki jest stan gospodarki bo takich informacji nam nie podano. Co do zarobku to także usłyszałem że zarabiają jak ludzie u nich biorą kredyt, ale tego że windykator zgarnia 20% to się nie dosłuchałem, w którym momencie o tym mowa ??
I se sprawdź w słowniku co to sado-maso, bo Frank to co najwyżej sadysta, a raczej tylko wyprany z uczuć biznesmen. On ma za zadanie sprzedać ile się da po jak najwyższej cenie, co się z jego towarem będzie dziać później ma w dupie.
Lubie biora kredyty na mieszkania większe, a wy mówicie o zdrowie człowieka. Żyjecie w takim świecie, a marudzicie.
Nigdzie nie jest powiedziane, że pracował na etat. Więc jeśli miał umowę zlecenie lub prowadził własną działalność to nie ma mowy u ubezpieczeniu i odszkodowaniu. Z resztą, w którymś momencie szef zaproponował mu pracę w szerszym zakresie (czy jakoś tak).
To co ty uważasz za "dziury w scenariuszu" to raczej jest "satyra". Chodzi o to, że film jest w sporej części oparty na naśmiewaniu się z nadużyć na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych. Przy takim rozumieniu ta niespójność jest celowa. Dla widza amerykańskiego jest to dość czytelne. Z tego co rozumiem polski rynek kredytów hipotecznych nie popadł w tak dalece idące problemy z nadużyciami i dla widza polskiego wiele scen musi być odbierane bardziej abstrakcyjnie.
Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę, ale oni pracują na 'umowę-zlecenie'/'umowę o dzieło'. A tacy ludzie nie są ubezpieczani przez pracodawcę. Nawet w jednej scenie Frank proponuje im etat.
Całość 7,5/10, jako satyrę ogląda się świetnie. No i znakomicie dobrane piosenki. Nie mówiąc, że to kategoria R, która jest obecnie w odwrocie.