Nie należę do grona osób, które pod każdym filmem piszą: "od razu wiedziałem, że tak się skończy!". Robię to pierwszy (i mam nadzieję - ostatni) raz.
Film mi się strasznie dłużył, a do tego mnie wymęczył. Nie pamiętam, od której minuty, ale sądzę, że coś w okolicach 15-tej, byłem pewny tego, że pianista był zwykłym człowiekiem, który znalazł się w złym miejscu, o złej porze.
Skąd to można wywnioskować? Przede wszystkim z wyglądu tego człowieka. Gdyby obsadzili w tej roli jakiegoś aktora typu Wahlberg, to może tak szybko bym na to nie wpadł. Ale gdy zobaczyłem tą jego wiecznie zmartwioną i poczciwą minę, to byłem przekonany, że tak to się skończy.
No to polecam Ci Oxygen z 1999r. Tam, mimo swojej poczciwej gębuli, Brody stworzył tak złośliwą i irytującą postać, że podczas seansu chciałem już wyciągnąć z szafy swoją wiatrówkę i strzelać do ekranu, żeby wykończyć tego sukinsyna :)