watki tego filmu sa tak poplatane, ze momentami widac tylko klebek. iscie screwballowy scenariusz.
niestety gorzej jest z realizacja. gene tierney nie pasuje do dynamicznej susan [w zasadzie nie tylko susan, ale nie widze jej w zadnej dynamicznej roli]. widzialem ja parokrotnie dramatyczna i bylo naprawde niezle. w dodatku jest cos nie tak z jej usmiechem, cos co odbiera jej przynajmniej polowe uroku. henry fonda jest momentami czarujacy, ale cary grant to z niego zaden. fajnie sié patrzylo jak barbara stanwyck zredukowala go do roli pluszaka w the lady eve. tutaj nie bylo komu go prowadzic, a fonda sam tego filmu pociagnac nie zdolal.
dialogi sa strasznie niejakie.
brakuje plejady dziwolagow, ktore zwykle szalaly po planie w innych screwballowych produkcjach. tu mamy jednego biednego pana kellogga, ktorego pojawianie sie na ekranie jedynie uwydatnia ten brak.
z braku laku.