Zwykle sequele są gorsze od oryginału, ale "dwójka" "RoboCopa" dla fanów pierwszej części na pewno nie będzie czymś wartym zapomnienia. Kolejny reżyser już nie zdołał popisać się tutaj jakimś kunsztem, podobnie scenarzysta oraz muzyk. Trzeba jednak przyznać, że umiejętnie skopiowali wszystkie pomysły z pierwszej części, łechcząc tym próżność fanów. Wizualnie druga część wygląda lepiej niż pierwsza, ale to zasługa mijającego czasu. Taśma z filmem nie zestarzała się tak jak poprzednia. Nadal jednak część scen kręcona jest efektem stopklatki. Jednak fabuła jest na tyle dobra, że nie zwraca się na to nadmiernej uwagi. Na tyle dobra, co nie oznacza, że jest jakaś wybitna, po prostu w porównaniu do następnej części powinno się przyznać nagrodę za scenariusz. Zresztą nie czepiam się już idiotycznego trochę scenariusza i niedociągnięć w fabule. Film krótki nie jest a nie ma momentów nudy - tylko to się liczy. Po prostu wszystko działa jak w zegarku. Idealnie rozmieszczono akcję, efekty tak, aby niczego nie zabrakło.
Tym razem tematem przewodnim jest nowy narkotyk, który pojawił się w Detroit City - "Nuke". Miasto jej winne mnóstwo pieniędzy korporacji "Omni Consumer Products". Prezesi firmy dążą do przejęcia kontroli nad miastem, jedynym niestrajkującym policjantem jest Alex Murphy. Jego walka przypomina walkę Don Kichota z wiatrakami. Jednak we wszystkim jest jakiś cel. RoboCop staje się niewygodny dla szefów "OCP", dlatego inwestują oni w budowę drugiego elektronicznego policjanta. Krwi i przemocy jest tu nie mniej niż w pierwszej części. Fani akcji będą zachwyceni. Mniej zachwycone będą osoby doszukujące się w filmie przesłań podobnych do tych z części pierwszej. Nareszcie zobaczyłem to w wersji z konkretnym obrazem i dźwiękiem, dlatego polecam zobaczyć to na płycie DVD lub w formacie DivX, bo w telewizji stracimy 60% radości z oglądania.
Sequel ustępuje nieco poprzednikowi, ale nie aż tak bym powiedział że jest zły. Jest na pewno inny, ma inny klimat. Nie ma się co dziwić, przeczcież Verhoevena zastąpił na stanowisku reżysera Irvin Kershner. Za scenariusz odpowiadał tym razem Frank Miller, zaś za muzykę Leonard Rosenman. Sporo wiec sie zmieniło zarówno w samej fabule jak i w muzyce. Zanany z pierwszego filmu Old Man przestał być już pozytywną postacią, stał się draniem i przestępcą który gotów jest zrobić wszystko by urzeczywistnić swoją wizje Delta City. Sam film nie skupia się aż tak mocno na losach Alexa / RoboCopa, jak to miało miejsce poprzednio. W części drugiej dominuje właśnie wątek Delta City i oraz Caina. Na plus filmu mogę zaliczyć przede wszystkim końcową walkę (RoboCop vs. RoboCop 2), jest to pojedynek długi i widowiskowy. Jest kilka scen oczywiście na które patrze przez palce np kiedy RoboCop śmiga po ulicach Detroit na motorze, lub jego upadek z wieżowca. Jednak naprawę są to tylko szczegóły, podobnie jak motyw przewodni. Wielu ludziom sie on nie podoba, ja nie będę bawił się w porównania z motywem Poledourisa. O filmie mam jak najbardziej pozytywne zdanie.
Ja też, dla mnie to nieistotne czy będą próbować stworzyć bardziej komiksowy film, czy raczej stworzyć coś nowego (jak Paul V. zrobił to po swojemu, tak że film pasował do reszty jego filmów S-F), ważne żeby było pomysłowo, dobrze i niecenzuralnie, bo trzecia część pokazuje, co się dzieje, gdy starasz się pójść na kompromis i wpuścić dzieci do kina. Czekamy na nową wersję. Jakoś długo się na nią czeka...
Nie czeka ale obawy jednak pozostają, zwłaszcza w kwestii tego by film był brutalny, niecenzuralni i żeby miał pazur. Mam nadzieje że gdy obejrzę nowy film będę czuł i wiedział widząc to co jest na ekranie że to film ba tragedia człowieka który staje się maszyną w zasadzie wbrew swoje woli. Mam też nadzieje że RoboCop jako postać nie będzie przebajerzony, bo to nie Inspektor Gadżet...