Filmowa grafomania w pełnej krasie. Chaotyczny, długi i nudny. Dziwne, niedokończone wątki, które niczego nie wnoszą. Drewniane aktorstwo drugoplanowe. Mnóstwo detali w każdej scenie, ale w tym gąszczu gdzieś zanika główny zamysł tego dzieła - jeśli w ogóle jakiś istniał. Pokazuje wszystko, ale nie przedstawia nic konkretnego, jakby wrzucono do jednego worka zbyt wiele pomysłów i symboliki. Powstał film, który można interpretować na nieskończoną ilość sposobów, co podważa sens jakiejkolwiek interpretacji w pierwszej kolejności. Już widzę, jak ktoś doszukuje się podobieństw do Starego Testamentu lub analizuje zależnościowe relacje między bohaterami. Postacie robią dziwne rzeczy - To nie jest pomysł na film. Dlaczego Jesse Plemons zlizuje krew z dłoni przypadkowego faceta? Nie mamy pojęcia, ale lecimy dalej, kolejna scena, bez sensu xD Tak cały czas. Prawie trzy godziny tortury, nie idźcie na to do kina. Ostrzegam.
Ciekawe, że po polsku ten wątek, biorac pod uwage profesje Daniela, nabiera głebi. Po angielsku jest bez sensu
Ja po tym seansie mam rozwalony łeb. Lubię Emmę Stronę, cenię i czekam na kolejne obrazy Lanthimosa, ale niech mi ktoś k... powie, o czym ten film właściwie był? Dla mnie totalna pomyłka.