Ukghr. Ten oto nieartykułowany dźwięk wyraża moją irytacje i rozczarowanie związane z tym filmem. Miało być super a było...? Nudno, przydługawo i bez jakiegokolwiek polotu..."Rozpustnik" jest ostatecznie wymęczony, przegadany, naprawdę kiepski. Jestem zaskoczona tym, że ma tak wysoką ocenę. Nie można mu odmówić dobrej muzyki, scenografii i gry aktorskiej, ale to jednak zbyt mało. FABUŁA, fabuła kuleje jak wiedźmin po niedokończonej kuracji w Brokilonie. Scenariusz jest łysy i mdły, mam wrażenie że niedopracowany, jednym słowem- nieudany. Niektóre sceny przewijające się w filmie zakrawają o pornografie. Ohyda. No i tragiczna końcówka, Lizzy Barry pokazała mi jak żyć....I nawrócił się na łożu śmierci, ojeju...Jeszcze ten śpiewający chórek....Łee, tego się nie da oglądać. Poszłam do kina na dobry film, a nie na kit opowiadający o gościu który każdej pannie pakował ręke pod sukienkę. To nie miał być TAKI film, tytułowy rozpustnik miał być sprośny, zmysłowy, lubieżny, bezwstydny (takie mniej więcej hasła widniały na plakacie), a był obleśny, niewyżyty, odpychający i wulgarny. Sam główny bohater jest mimo wszystko pokazany w dość nieciekawy sposób. Nie chodzi o to, że jest taki "złý i nie miły"- moim zdaniem po prostu nie jest godzien naszej uwagi...I kasy w niego zainwestowanej. Wiem że w tym wypadku wielu będzie odmiennego znadnia, ale takie właśnie odnoszę wrażenie. Mogliby równie dobrze zrobić film o panie Jasiu spod monopolowego, ma on równie dużo uroku, i jest równie fascynujący jak Rochester.
POzdrawiam.
Niestety prawdę głosisz i nie sposób się nie zgodzić. Mnie ten film nie przynudzał. Lubię grę Deppa i nie mam co do niego jakiś wiekszych zastrzeżeń. Myślę, że najwiekszą tragedią tego filmu jest sam scenariusz. Watki są opowiedzine niezgrabnie. Czasem się przyłapywałam ze nie rozumiem skąd sie wziął akurat taki motyw jak z zabiciem tego przyjaciela albo mało przekonywujące nawrócenie rozpustnika. Sceny z Morton i Deppem są najlepsze w filmie z wyjątkim końcowego spotkania. W ogóle to nie rozumiem głównego bohatera. Wiesz co mi się podobało w filmie? To że oddano rzeczywistość ówczesnej Wielkiej Brytanii. Aktorzy nie wygladali jak modele z piękną cerą. Pokoje nie były pełne słońca. Powozy grzęzły w błocie. Podobały mi się sceny w teatrze. Scenografia i zdjęcia bardzo dobre. Być moze dlatego po wyjściu z kina uznałam ze to całkiem dobry film z wyjatkiem fabuły, która tu sknociła efekt końcowy.
Pozdrawiam
Zgadzam się z tobą w 100%. Zaraz po wyjściu z kina miałam dokładnie takie samo odczucie- ładnie to wyglądało, ten "Mroczny Londyn", ta muzyka i kostiumy. Nie da się zaprzeczyć, że tło filmu było ładne. Spotkanie Barry z Rochesterem w teatrze, ciekawy dialog między nimi. Nie da się zaprzeczyć. Tylko że potem następuje seria nudnych i kiepsko zazębiających się ze sobą scen (przy zabiciu przyjaciela także byłam skołowana, nie wiedziałam na początku którego zabili). A nawrócenie to było mistrzostwo świata (od końca). "(..)Dobry film z wyjatkiem fabuły, która tu sknociła efekt końcowy". Dokładnie tak.
POzdrawiam.
Zgadzam się z tobą w 100%. Zaraz po wyjściu z kina miałam dokładnie takie samo odczucie- ładnie to wyglądało, ten "Mroczny Londyn", ta muzyka i kostiumy. Nie da się zaprzeczyć, że tło filmu było ładne. Spotkanie Barry z Rochesterem w teatrze, ciekawy dialog między nimi. Nie da się zaprzeczyć. Tylko że potem następuje seria nudnych i kiepsko zazębiających się ze sobą scen (przy zabiciu przyjaciela także byłam skołowana, nie wiedziałam na początku którego zabili). A nawrócenie to było mistrzostwo świata (od końca). "(..)Dobry film z wyjatkiem fabuły, która tu sknociła efekt końcowy". Dokładnie tak.
POzdrawiam.