PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=644479}

Ruroni Kenshin

Rurōni Kenshin
7,3 4 769
ocen
7,3 10 1 4769
Ruroni Kenshin
powrót do forum filmu Ruroni Kenshin

Na początek zaznaczę może, że zadnym fanem mangi nie jestem, nie czytałem komiksu,
widziałem jedynie rysunkowy pełnometrażowy który stanowił - zdaje się - wstęp.

Na początek co raziło:

- drewniana fabuła i ilość patosu, dosłowności i wbijane do głowy morały lały się z ekranu jak
na amerykańskich wersjach dobrych filmów. Czasami nie dało się tego wytrzymać, zwłaszcza w
okolicy końcówki. Pierwowzór (ten, z którym miałem do czynienia) wypada tu o wiele, wiele
lepiej, z wieloznacznością i niedopowiedzeniami. Nie lubię kina, w którym z jednej strony
wszystko jest doskonale czarno-białe, dobrzy i źli ludzie, dobre i złe decyzje - ale jednocześnie
silącego się na jakąś głębię. Albo nawalanka gdzie nikt nawet nie udaje, że fabuła coś ma
wnosić (jak w Hellsing, skoro przy Japonii jesteśmy), albo takie postawienie sprawy, że w
zasadzie do końca nie wiadomo, kto jest kto.

- co łączy się z drewnianą fabułą - litości, czy zły charakter musi być AŻ TAK zły i brzydki? To
musi być aż tak dosłowne i łopatologiczne? Znowu film ocierał się o swoją własną karykaturę,
"złych" potretowało się w ten sposób w dziełach typu Kung Fu Hustle.

- aktor odgrywający główną rolę. Ja wiem, że teraz jest moda na emo i w ogóle, ale bez
przesady, gość wyglądał jakby właśnie przeszedł operację zmiany płci i tak nie do końca się
udała. Przeraźliwie chudy i dziewczęcy. Słabszy i mniejszy wygrywa i tak dalej, wiem, ale tu
było to wręcz groteskowe. Na dodatek ciągle robił w zasadzie jedną minę, wymieniając ją
czasem na inną. Odnosiłem czasami wrażenie, że to przejście z jednej miny na drugą po prostu
nagrano raz i potem wklejono w kilkanaście miejsc w filmie.

- sceny walki - klasyczny zarzut, tam nic nie było tak naprawdę widać. Jacyś ludzie biegną,
gość przybiera pozę baletową, cięcie kamery, goście leżą.

I od razu plusy

- sceny walki - jednak dużo lepiej niż w takich na przykład produkcjach z Van Dammem, gdzie
było to już poza granicą karykatury - gość krzyczy, rusza barkiem, cięcie, słychać trzask,
przeciwnik leży. W tym filmie czasem kimś rzucił, czasem kogoś przewrócił, bardzo fajnie było
zrobione te całe bieganie w półprzysiadzie, fajne czasami przyjmował pozy - dynamicznie i w
ogóle. Pewnie bardzo by się to podobało ludziom, którzy nie mają pojęcia o sportach i sztukach
walki. A jeśli ktoś ma pojęcie - musi niestety wyłączyć zmysł krytyczny i przyjąć, że walki w
takich filmach z definicji mają być nierealistyczne.

- wytrzymałem od początku do końca, co nie zdarza mi się często na tego typu filmach.
Zapewne pomogło kilka niezłych kawałków muzycznych (chociaż chwilami muzyka zbyt
patetyczna) i kilka faktycznie nieźle zrobionych, niemal poetycko - onirycznych sekwencji.
Niestety w części przypadków takie sekwencje znowu zamieniały się w coś... ah, miałem
wymieniać plusy. No ale to już koniec plusów :D

Podsumowując - warto obejrzeć, ale d... nie urywa. Nie no, OK, wzbudza emocje, nawet przez
chwilę czułem się niemal oczyszczony w swego rodzaju katharsis i częściowo
zidentyfikowałem z bohaterem, ale potem znowu zbliżenie na te usta supermodelki rozchylone
jak do pierwszego pocałunku dziewicy.... fuuuuj. Pierwowzór postaci był chyba zupełnie inaczej
pomyślany - i było trochę czuć ten klimat zagubionego, targanego wątpliwościami wojownika,
który stara się żyć skromnie i wszystkim ustępować - nie ze strachu, ale wiedząc że każdego z
ludzi którzy go obrażają może zabić, będąc jednak ponad to i tak dalej i tak dalej. Tak miało być
i odrobinkę tego się czuło. Ale niestety, tylko odrobinkę. Jak komuś nie przeszkadza takie
przerysowanie jakie było w tym filmie, zapewne poczuje dużo więcej tej atmosfery. Mi nie
pozwoliły się skupić namiętne usta bohatera, które cały czas sugerowały że oglądam film
zupełnie innego gatunku.

ocenił(a) film na 7
tomakin

Muszę przyznać, że większość Twoich uwag wywołała u mnie uśmiech na twarzy. Mam bardzo podobne odczczucia, choć jako kobieta za pewne skłonna jestem dużo więcej wybaczyć ;-)
Naturalnie - główny bohater jest piękny i to do tego stopnia piękny, do tego stopnia w japońskim kanonie bishōnen, że dla przeciętnego Europejczyka wręcz niezrozumiale.
Mi on nie przeszkadzał, byłam gotowa na zniewieściały kanon męskiej urody.
Ma chłopak jednak i inną zaletę - nie drętwiał (zanadto). Nie widziałam może wielkiej ilości filmów japońskich, ale coś tam jednak widziałam i stwierdzam, że niestety oni mają tendencję do drętwowy, sztuczności i przerysowanych zachowań - zupełnie jakby w dużo większym stopniu niż np. ja potrzebowali myślenia obrazami. Tutaj, co jasne, niektóre sceny również mogłyby tylko zyskać, gdyby pozbyć się naleciałości komiksowych, ale zasadniczo filmowi w tym względzie niewiele można zarzucić.
Jest za to do potęgi - i tu zgadzam się bezwzględnie - prosty w symbolice. Dobre musi być wątłe i piękne, złe - ohydne i przygłupie. A gdyby ktoś tego nie zrozumiał, trzeba non-stop tłumaczyć, wpadając w dosłowność i kaznodziejstwo. Z tym, że Japończycy chyba tak mają, zdaje mi się, że są poniekąd nastawieni na silny dydaktyzm.

Mam za to jeden poważny zarzut logiczny. Od razu mówię, że film widziałam tylko raz i może mi uknęło.
Dlaczego główny zły bohater, żeby nakłonić naszego Kenshina do współpracy, zdecydował się zatruć studnie, wcześniej zaznaczając, że absolutnie nie może dopuścić do sytuacji, w której eks-rzeźnik obróci się przeciwko niemu? Wiem, że dzięki tej scenie umożliwione zostało zaistnienie całej późniejszej, skomplikowanej warstwy psychologicznej, jednak nie pojmuję tej żelaznej logiki.

ruararta

Studnię zatruto, żeby przejąć dojo - i zdaje się, wybudować tam burd... dom uciech, czy coś w ten deseń. Nie miało to nic wspólnego z głównym bohaterem, co najwyżej tyle, że mogło go zabić. Ale naprawdę nie ma co w tym filmie szukać logiki, jakbym miał zacząć wypisywać błędy zajęłoby mi to z pół godziny, a co gorsza musiałbym jeszcze raz obejrzeć film.

Co zaś się tyczy równowagi między grą sztywną a emocjonalną - tutaj poszło to trochę w drugą stronę, gościu gra za bardzo w kierunku "drama queen", tak że aż to wygląda sztucznie. Może spodoba się to ludziom zachwyconym kulturą Japonii, ale mnie, osadzonego w kanonie śródziemnomorskim, po prostu odrzuca.

tomakin

Po pierwsze, film rysunkowy przestawia historię dużo późniejszą, nie wstęp. Po drugie, czepiasz się, że Udō Jin-e był brzydki? W oryginale także był brzydki, Kanryu także piękny nie był. Po trzecie, Kenshin MA KOBIECĄ URODĘ(nawet sam twórca tak stwirdza) i jest drobnej postury(Height 158 cm, Weight 48 kg)co później źle się dla niego kończy. Po czwarte, technika Hiten Mitsurugi-ryū na tym właśnie polega, miał się cackać z randomami?! Kenshin był najlepszym Hitokiri.

karolhamann

Nie wiem, jakim językiem jest to napisane, chyba językiem mangowym, cóż, ja znam jedynie polszczyznę, chyba się nie dogadamy. Nie wiem, co to jest "cackanie się z randomami", chodzi o jakieś erotyczne techniki homoseksualne? Bo zwrotu w języku japońskim oczywiście w ogóle nie rozumiem.

Kurde no... z dziewczynami też tak rozmawiasz? :D

tomakin

Użyłem 3 imiona japońskie, nazwę stylu walki, oraz tytuł, żadnego zwrotu. Żeby nie przesilać twojego mózgu dam ci przykład niecackania się z randomami http://youtu.be/5oJ4k5tULJA?t=35s. Jeżeli nie rozumiesz prostych zdań złożonych, to następnym razem narysuje ci to.

karolhamann

Nie, stanowczo masz duży problem - jeśli wchodząc na forum filmowe i próbując rozmawiać o filmie z dorosłą osobą, w wypowiedzi stosujesz:

- imiona w obcym języku których rozmówca nie ma prawa znać
- jakiś dziwny tytuł którego nikt nie zna
- nazwę czegoś z jakiejś kreskówki (sorki, to nie jest styl walki, bo taki styl walki nie istnieje)
- zwrotu zrozumiałego wyłącznie dla 0,5% populacji, czyli oglądaczy bajek dla dzieci

Powinieneś nad sobą poważnie popracować. To może nieco złośliwa, ale bardzo dobra rada.

i co gorsza, usprawiedliwiasz wady filmu tym, że w jakiejś kreskówce też tak było. Co kogo obchodzi jakaś kreskówka? Mówimy o filmie. Coś, co przejdzie na kresce japońskiej nie przejdzie już w filmie - albo też z miejsca należy film zaklasyfikować jako "może się podobać tylko temu drobnemu ułamkowi, który lubi takie mangi". Co oznacza, że dla 99% populacji film będzie po prostu słaby, bo 99% populacji ma głęboko gdzieś, czy elementy fabuły bądź wyglądu aktorów zgadzają się z jakąś kreskówką dla dzieci. 99% populacji ocenia filmy na zasadzie "podoba się / nie podoba się". A dorosłym ludziom nie spodoba się ani aż tak przerysowana gejowatość bohatera, ani aż tak przerysowany "zły charakter", tak przerysowane cechy i łopatologiczne moralizatorstwo mogą być OK dla naprawdę małych dzieci, ludzi którzy ukończyli 14 rok życia z reguły mocno drażnią.

tomakin

Ja mam problem? Zrozum chłopie, jak inaczej mam podać imiona bohaterów, skoro nie ma odpowiednika polskiego, ani w żadnym innych języku z grupy indoeuropejskiej, przepraszam, Kenshin ma, dusza miecza. Jeżeli przeszkadza ci to, że używam tytułu, który jest używany ok. 10 razy w filmie, to chyba nie ze mną źle. Hiten Mitsurugi-ryu to wymyślony na potrzeby mangi styl kenjutsu, przepraszam, chłopczyk nie umie używać google, walki mieczem, który opiera się na prawdziwym stylu. Random to akurat zwrot graczy. Rozumiem, że Kenshin miał z rudego kurdupla o kobiecej urodzie stać się 2 metrowym bykiem, zwłaszcza, że większość postaci jest oparta na prawdziwych postaciach, lub nawet jest nimi. O charakterach postaci nie wspomniałem,.

ocenił(a) film na 7
tomakin

Rozbawiłeś mnie swoją wypowiedzią.
- imiona w obcym języku, czyli w języku oryginalnym, gdzie brakuje odpowiednika, a są używane w filmie, czyli osoba oglądająca film powinna je kojarzyć
- hitokiri - już w literkach początkowych jest użyty ten zwrot, wraz z wyjaśnieniem, że to ludzki rzeźnik
- jeśli film opowiada jakąś historię to tworzy własne uniwersum. Jeśli ktoś ma z tym problem, to nie powinien oglądać filmów, które nie są dokumentalne. Gdyby większość taka była to pomyśleć co by było z gatunkiem SF
- domyślam się, że mówiąc o zwrocie zrozumiałym dla 0,5% populacji masz na myśli niecackanie się z randomami. Cackanie się jest słowem w języku polskim i oznacza obchodzenie się z kimś delikatnie. Randomy to spolszczone słowo angielskie random, które weszło do powszedniego użytku graczy, oznaczające przypadkowych ludzi, którzy mają różne poziomy, w przeciwieństwie do meczy klanów, gdzie można się spodziewać określonego poziomu przeciwnika.

Idąc dalej to uzasadnienie wyboru odtwórcy roli głównego bohatera na podstawie mangi bądź anime nie jest niczym innym jak uzasadnianie fabuły nakręconej na podstawie książki, czy wydarzeń autentycznych. Po prostu mówi się, że tam było tak a tu jest tak i jednym może się to nie podobać innym może się to podobać, jednak wierniejsze odwzorowanie oryginału często jest mile widziane.

A tak poza tym to sceny walki są bardzo dobrze zrobione. Można obejrzeć sobie poklatkowo i przekonać się, że miecz trafia w cel, "krew" tryska po trafieniu. Jednak czasami niepotrzebnie przeciągnięto kilka scen i przesadzono z naiwnością. Niemniej film godny polecenia nie-ignorantom, których niestety jest wielu.

Yang

czekaj, naprawdę masz powyżej 15 lat? Like, for real? In real life?

- może 2% osób z krajów europejskich, które obejrzały ten film i nie są fanami mangi, skojarzą imiona które w nim padały. To jest oczywista oczywistość dla każdego, kto nie żyje w świecie kreskówek.
- jeśli film tworzy swój własny świat, to mam prawo się do niego odnieść. Ba, nawet mam obowiązek odnieść się do niego, jeśli piszę mini-recenzję.
- użycie zwrotu "cackanie się z randomami" dalej ma sens jedynie w wąskim gronie 15 letnich graczy tudzież ludzi żyjących w świecie stworzonym z japońskiej kreski. Pewnie da się go zrozumieć, ale jest on po prostu żenujący dla dorosłego człowieka.
- oceniam film, a nie mangę na podstawie której go nakręcono - i jeśli film jest wierną adaptacją czegoś syfiastego, to będzie to po prostu syfiasty film. Nie obchodzi mnie, jak bardzo wierny jest on oryginałowi - wyraźnie napisałem, że takie groteskowe przerysowanie może się podobać jedynie fanom infantylnych kreskówek, bo u dorosłego człowieka wzbudza niesmak.,
- aby ocenić to, czy sceny są dobrze czy źle zrobione, trzeba niestety trochę potu wylać na treningach wszelakich sportów i sztuk walki. Nie są dobrze zrobione. Są zrobione efektownie i bajkowo, ot, w sam raz wplatają się w klimat kreskówki, gdzie bohater lata, zionie ogniem i zamienia w supermana. Ale są totalnie nierealistyczne. To jest oczywiście kwestia gustu, czy ktoś ocenia sceny pod kątem realizmu, czy pod kątem ilości efektów specjalnych.

ocenił(a) film na 7
tomakin

Czasami zastanawiam się czy powinienem dyskutować z tego typu osobami, bo nie bardzo mam ochotę być ściągany do tego poziomu.

- manga to nie kreskówka, tylko komiks, zapewne chodziło ci o anime. Ale abstrahując od tego, to każde imię, nazwisko czy nazwa własna w obcym języku jest trudniejsza do przyswojenia. Może jeszcze hollywoodska papka jest tak głęboko zakorzeniona i tak sporządzona, że wielu udaje się łykać wszystko bez przegryzienia
- tak, każdy film tworzy własny świat i masz obowiązek DO NIEGO się odnieść, a nie do świata rzeczywistego. Jak na razie nie widzę byś był w stanie rozgraniczyć oba
- każdy ma prawo do własnej oceny danego dzieła. Jednak określenie iż ten film wzbudza niesmak u dorosłego człowieka, wskazuje na ograniczoność pojmowania osoby która to wyrażenie wygłosiła. Nie będę tłumaczył dalej łopatologicznie jak wcześniej wszystkiego, bo widzę że u osoby, która uważa się za dorosłą, to nie wystarczy. Zapewne jest to kwestia braku otwartości umysłu, bądź zwykłej głupoty.
- skoro znalazł się taki znawca sztuk walki, to proszę podaj szczegóły co takiego było nierealistycznego w tych scenach walki. Jestem bardzo ciekaw, jaki był efekt tego przelanego potu, bo na razie same ogólniki widzę z twojej strony, co burzy zaufanie do "fachowości" twojej opinii.

Yang


nie odróżniam i nie chcę odróżniać mangi, anime, komiksu i całej tej reszty. Będę miał dzieci to może, MOŻE się tym zainteresuję. Na razie na moje potrzeby jest to jedno i to samo - jakieś bajki. Jeśli tak Cię boli, zamień "kreskówkę" na "bajeczkę".

każdy świat fikcyjny jest obrazem świata rzeczywistego, z powodu oczywistej zasady człowiek miarą wszechrzeczy.

niektóre rzeczy permanentnie wzbudzają niesmak u dorosłych. Wychodzą one wprost z definicji dojrzałości.

no i najlepsze, sceny walki.

Najlepsza (najbardziej efektowna i najlepiej dopracowana) walka w dojo

po kolei, na podstawie tego filmu:

http://www.youtube.com/watch?v=fHd2NHRzNqI

39 sekunda, pierwszy atak - po trafieniu w juji uke (te takie skrzyżowane dłonie) gość zapewne wypuściłby miecz z bólu, ewentualnie odbił się. Na pewno nie pchałby dalej. No ale to szczegół. Chwilę potem przyciąga gościa do siebie i odpycha, a ten leci parę metrów. Można teraz rozbić to na dwia sposoby tłumaczenia.

1. odniesienie do praw fizyki ze szkoły podstawowej, odepchnięcie dużo cięższego człowieka aby ten poleciał 3 metry wymaga użycia siły, po której pchający poleciałby 5 metrów
2. odniesienie do rzeczywistości, zacznij przeglądać walki MMA i znajdź mi jedną, gdzie ktoś kogoś tak popchnął

47 sekunda, OK, technika istniejąca i skuteczna.

50 sekunda - dźwignia nadgarstkowa zewnętrzna. Praktycznie niemożliwa do założenia z tego kąta jedną ręką, chyba że dorosły strongman zakładałby dziecku albo kobiecie. A nawet wtedy pociąłby się kataną.

Dwóch kolejnych - nic tam nie było widać.


W tym momencie kończy się "demo" technik aikido i zaczyna faktyczna walka.

A potem co się dzieje to jakaś porażka. W pierwszych scenach cięcia mieczem wykonywane tak powoli, że każdy zdążyłby się przed tym uchylić. Obejrzyj dowolne zawody kendo czy nawet europejskiej szermierki, albo - jeśli uważasz że zawodowcy są za dobrzy - - chociażby dowolny filmik gdzie kibole leją się kijami. Ich ciosy są tak ze dwa razy szybsze. Chwilę potem leci cios w plecy którego gośc nie mógł zauważyć, bo był cały czas obrócony.

1.29 - wyraźnie widać, że ten gośc z prawej właśnie obciął mu rękę, jakoś tego nie wycięli w montażu :D

Potem biegnie sobie między kolesiami, oczywiście widoczni są tylko ci, którzy są najbliżej kamery (i najdalej od bohatera), wszyscy pozostali stoją nieruchomo i krzyczą. W żadnym wypadku nie atakują.

zaraz potem gość wbiega na ścianę.

1.42 - przez 4 sekundy stoi za nim jakiś kolo i czeka, zamiast zadać cios

Niestety, ucięło film przed moim ulubionym momentem - gdy siłą odśrodkową wybił gościa na jakieś 7 metrów. Mógłbym policzyć, jakiej to siły mięśni wymaga, ile razy bohater musiałby być silniejszy od sztangistów wagi superciężkiej aby tego dokonać, ale to trochę mija się z celem.

Mógłbym zanalizować inne walki, ale po pierwsze nie mam pod ręką kopii filmu i możliwości puszczenia w slomo, po drugie - byłoby to kopanie lezącego.

ocenił(a) film na 7
tomakin

Może ujmę to tak. Manga to po japońsku oznacza komiks. Anime to film animowany. Różnica między komiksem a filmem animowanym chyba nie wymaga wyjaśnienia. Ty zaś odnosisz się do treści, czyli uważasz coś za bajeczkę. Cóż tego sformułowania można bardzo często używać do filmów które są dość powszechne. Jako że masz bardzo ubogą listę ocenionych filmów to ciężko jest się do tego odnieść. Ale ot chociażby taki mroczny rycerz jest dla mnie typową bajeczką, chociaż nie jest ani komiksem ani filmem animowanym.

Świat fikcyjny nie musi być w ogóle odwzorowany na świecie rzeczywistym. Ot chociażby mamy tutaj nurt surrealizmu, czy też tworzenie nowych światów w horrorach, filmach SF, czy też jakiś abstrakcyjnych pozycjach. Czasami ta wizja ma za zadanie przekazać nam jakiś przekaz, a czasem tylko nas bawić, pozwolić oderwać się myślami od dnia codziennego. Dlatego podobieństwo do tego od czego uciekamy nie jest wskazane.

Niektóre rzeczy mogą zacząć budzić niesmak wraz z wiekiem, ale to nie jest w żaden sposób powiązane z dorosłością. Tak samo jest i w drugą stronę. Rzeczy które budziły niesmak, przestają to robić. Po prostu nasz gust się zmienia. Jednak jaki to ma związek z przekroczeniem wieku 18 czy 21 lat (w niektórych krajach próg dorosłości jest w innym miejscu). Może chodziło ci o dojrzałość? Ale z tego co widzę, wciąż jeszcze daleko ci do bycia dojrzałą osobą. Zresztą jak to jest w przypadku znakomitej większości ludzi i to przy niezbyt ścisłej zależności od wieku.

39 sekunda - zablokowanie ciosu, w połowie, kiedy energia nie osiągnęła maksimum - nie ma ryzyka że cios przejdzie, bo nie jest tak silny, ale ten blok nie był tak druzgocący by sprawić upuszczenie miecza
odepchnięcie - najpierw jest przyciągnięcie do siebie, co powoduje reakcję przeciwnika, który działa siłą w drugą stronę. Zmiana kierunku siły powoduje dodanie jej i zachwianie równowagi napastnika, który próbując ją odzyskać odbiega kilka metrów

51 sekunda - brak dźwigni, tylko zwykłe ukierunkowanie energii ciosu, przez co żadna dźwignia nie była potrzebna

54 sekunda - bardzo dobrze pokazane wejście, atemi, ściągnięcie i rzut

1:00 - cios na krtań obezwładniający przeciwnika - w sumie powinien być śmiertelny jeśli krtań zostanie zmiazdzona, ale nie musi być

1:01 - zbicie prawą ręką miecza, i kopnięcie pod kolano prawą nogą - rozbrojenie i powalenie przeciwnika - ma trudności ze staniem, ale następuje jeszcze potem seria ciosów na głowę i szyje

1:06 - rzut z biodra

Jestem przekonany, że przy tej prędkości cięć byś miał olbrzymie problemy by zrobić unik chociaż przed częścią z nich, więc wkładam tą wypowiedź między bajki. Poklaktowe oglądanie rozwiązuje wszelkie wątpliwości.

1.29 - cios jednego blokuje lewą ręką, prawa ręka udaje się za mieczem i co najwyżej go zbija. Nie było co wycinać.

Biegnie pomiędzy przeciwnikami, którzy próbują go trafić poprzez pchnięcia. Biorąc pod uwagę ile ich było tak ciasno przy sobie, to nic dziwnego że nie używali innych ataków by nie trafić swoich.

1.42 - koleś który zaraz na początku jest trafiony bokenem prawdopodobnie w splot słoneczny, więc nic dziwnego że przez jakiś czas jest niezdolny do walki.

Jedyne do czego można by było się doczepić to wyrzut gościa energią ki. Wpierw jest blokowany przez miecz, następnie odepchnięty i wtedy wchodzą efekty specjalne i pociągnięcie za linkę, co ma pokazać użycie energii ki. Jednak wszystkie powyższe zarzuty okazały się chybione. Radzę obejrzeć w jakości BR i po klatce, to będzie można znacznie więcej ujrzeć.



Yang

No to po kolei:

Świat ukazany w tym filmie był groteskowo uproszczony, wręcz bajkowy w tym negatywnym sensie - nie czuło się bajkowości, ale jakąś koszmarną naiwność. Dobrze to ujęła ruararta zaraz na początku wątku. Takie coś przeszkadza dorosłym, dojrzałym odbiorcom. Nie przeszkadza fanom bajek - zwał jak zwał. Czy to wada filmu? Dla mnie tak, dla fana tych bajek wprost przeciwnie. Ale pisząc mini-recenzję należy to wyraźnie podkreślić, aby większość która poczuje niesmak - wiedziała, na co się przygotować.

No to teraz najlepsze:

39 sekunda - tam w żadnym wypadku nie było zablokowanie w połowie, cios już wchodził w ostatnią fazę. Wypróbuj to z kimś, kto naprawdę chce trafić przeciwnika, a nie udaje na treningach, zobaczysz o co mi chodzi. Albo się odbije, jeśli cios nie jest w pełnej fazie, albo zwinie z bólu, w żadnym wypadku nie zatrzyma i nie zacznie siłować.

51 - "ukierunkowanie energii ciosu" istnieje tylko na filmach i w bajkach powtarzanych na lekcjach aikido. Tyle że jak aikidocy jakimś cudem dadzą się namówić do walki na zasadach MMA, jakoś przestaje to działać i dostają oklep w pierwszych sekundach. Teoretycznie mogłoby to być shiho-nage, nie widzę bo mi klatki przeskakują, ale to wyjdzie w ten sposób tylko i wyłącznie w jednym, jedynym przypadku - gdy atakujący doskonale wie, jaka będzie reakcja broniącego się i mu się podłoży.

I to w zasadzie dotyczy wszystkich tych "solówek" - pięknie wychodzą na treningu, nigdy w ringu, bo tam nikt już się nie podłoży. Z kolei sceny w tłumie są pokazane tak, że zawsze obok niego jest jeden - dwóch gości, a reszta gdzieś bardzo daleko. Każdy kto był w tłumie wie, że to czysta fantazja.

Ciężko mi się dostosować do reszty, bo mi po prostu okropnie klatkuje, ale ogólnie zwracam honor, mniej więcej wiesz co piszesz. Moja wina, mogłem wziąć na warsztat któreś ze scen mniej dopracowanych, a nie dopracowaną najbardziej. Tutaj http://www.youtube.com/watch?v=TQ5mvoBK8As momentami przypomina to stare produkcje z brusem li, gdzie bohater bije się z jednym, reszta się przygląda podskakując, potem podbiega następny, reszta się przygląda...

tomakin

kurde, nie mam edyty...

http://www.youtube.com/watch?v=sa81HeOd8I0

tutaj jest nawet latający gość.

ocenił(a) film na 7
tomakin

Przerysowane postacie są bardzo często spotykane w japońskich produkcjach i tu nie mówię o postaciach komiksowych, ale też o wszystkich innych filmach. Po prostu w tej kulturze jest to wszystko bardzo mocno akcentowane. Warto obejrzeć stare filmy Kurosawy, jak by nie patrzeć bardzo wysoko cenione przez znawców, by się o tym przekonać.
Krytykowanie cech rozpoznawczych filmów japońskich, to tak jakby krytykować filmy z bollywood za to że w nich bohaterzy tańczą i śpiewają. Po prostu ten typ tak ma. Jednym to przeszkadza, innym się podoba a jeszcze innym jest to obojętne. Czy któraś z tych cech sprawia, że nie są adresowane do dorosłego widza? Nie dla mnie. U mnie to fabuła i pokazywana treść mówi o tym, do kogo jest adresowany film.

No i wracając do sceny walki
39 napastnik rękę z mieczem ma dosyć blisko siebie, więc jeszcze nie wyprowadził ciosu wystarczająco daleko by dodać energii ataku z nadgarstka, więc cios jeszcze był daleko do wykonania. Trzeba pamiętać że to był atak mieczem japońskim, a nie europejskim, który jest znacznie cięższy, więc ruch i energia kinetyczna inaczej wygląda. Miecz japoński jest znacznie lżejszy, więc nie ma sensu robić dużego zamachu. On i tak przetnie ofiarę. Dlatego łatwiej jest utrzymać go w ręku (o ile blok nie trafi w nerw, co by mogło spowodować utratę kontroli chwytu) no i nie ma tak dużej siły uderzenia.
A właśnie, warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno. Kenshin nie tylko blokuje cios, ale przytrzymuje ręką, by ten się nie wyrwał i nie poprawił ataku. Dzięki temu mógł przejąć kontrolę nad ruchem przeciwnika.

51 - ukierunkowanie energii ciosu jest bardzo proste do udowodnienia. Fizyka bardzo łatwo może to zrobić.
Jeśli rozpędzone ciało ma być zatrzymane, to trzeba zadziałać równą energią jak to ciało posiada (energie kinetyczną) tylko w przeciwnym kierunku do ruchu tego ciała. Wtedy nastąpi zatrzymanie, czyli blok. Natomiast niewielka siła która zadziała na to ciało w innym kierunku niż oś ruchu, spowoduje zmianę kierunku ruchu tego ciała, jednocześnie bez odbierania tej energii temu ciału.
Przekładając to na prostszy język, to mniej siły potrzeba na zmianę kierunku ciosu niż na jego zatrzymanie. Jeśli ktoś nauczy się kontrolować cios przeciwnika to może to robić. Aikido właśnie na tym polega by ukierunkować energię ciosu przeciwnika, oraz wykonywać dźwignie, które kończą walkę.
Co do występów aikidoków w MMA się nie będę wypowiadał, bo ani nie widziałem, ani nie znam szczegółów kto to był, z jakiej szkoły i jaki miał stopień. Aikido jest najtrudniejszą ze sztuk walki, bo polega na reagowaniu na atak przeciwnika. Jeśli przeciwnik jest bardzo szybki i silny, jest to bardzo trudne. W MMA zawodnicy czerpią techniki z różnych sztuk walki, więc przejęcie kontroli ciosu takiego napastnika z pewnością łatwe nie jest. Chociaż trzeba przyznać, że w aikido brakuje okazji do doszlifowywania swoich umiejętności w walkach na ostro. Niby jest randori, ale nikt nie chce z nikogo zrobić kaleki. w MMA tak samo, zasady zabraniają używania wielu skutecznych technik. Jednak chętnie bym zobaczył jak to aikidoka dostaje oklep w pierwszych sekundach.

A na koniec, motyw z latającym gościem jest faktycznie psującym całe wrażenie. Szkoda że zdecydowali się na to w filmie. Ale z drugiej strony, to sceny walki w filmach zazwyczaj nie są tak dobrze zrobione i chociaż nie są perfekcyjne, to mimo wszystko biją na głowę większość dostępnych pozycji. Ale taki to już mankament, że jeśli coś się trenuje, to dostrzega się błędy, które dla laika nie istnieją. Tak samo nie mogę oglądać scen strzelanin by nie czuć niesmaku przy tym. Dlatego trzeba było wyrobić w sobie pewien dystans i przymrużenie oka, by nadal posiadać umiejętność cieszenia się filmem.

Yang

Bo ja wiem, czy filmy z Japonii (czy w ogóle kino azjatyckie) jest przerysowane? Wczoraj obejrzałem sobie wspaniały "Bunt" (zresztą zachęcił mnie do tego jeden z wątków w tym właśnie forum o Kenshinie). Nic tam nie przerysowano, wspaniałe kino. Podobnie filmy Kurosawy, czy zresztą całe gałęzie kina azjatyckiego (Oldman). Japonia owszem, przerysowuje, ale to jest właśnie wada tego kraju, a nie cecha. Przez wiele lat "ewolucja" kształtowała tutaj typ człowieka prostego, uległego, niedojrzałego, na dodatek cały system w Japonii jest ściśle restrykcyjny (jedna z przyczyn wysokiego odsetka samobójstw). Japonia potrzebuje prostego kina dla prostego gościa, z prostymi, niedojrzałymi emocjami. Ale jednocześnie gościa inteligentnego. Sporo chyba ma to wspólnego z tym, jak azjatki wychowują dzieci - dużo nauki, dużo kształcenia cech, mało przebywania z rówieśnikami - w rezultacie wychodzą inteligentne osoby o emocjach dziecka.

Ale to nie ma znaczenia - nie jestem w Japonii, jestem w Polsce. U nas przerysowane cechy charakteru podobają się ŋłównie dzieciom.

Dobra, nieco szerzej rozpiszę się o całej sprawie sztuk walki. Takie style jak Aikido czy Kung-Fu zawsze będą przegrywać. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. One nie konfrontują swoich osiągnięć. Nie uczestniczą w pojedynkach. Te wszystkie szkoły zamykają się i kiszą we własnym sosie, masturbują wręcz coraz bardziej i bardziej wyszukanymi technikami. Wszystkie jednak mają jedną, podstawową wadę - zakładają, że przeciwnik zachowa się w określony sposób, w taki jak sobie wymyślił szef. I dlatego jak mistrzowie z Shaolin zgodzili się na walkę z zawodowcami z Tajlandii, dostali potworny oklep. Podnieśli krzyk, że to przez ochraniacze, rękawice i zasady. Wtedy Tajowie zgodzili się na zasady proponowane przez mnichów. Efekt? Oklep był jeszcze szybszy i brutalniejszy. Jigoro Kano postawił w swoim Judo na konfrontację, cały czas sprawdzał techniki w ogniu walki. Były to co prawda techniki głównie miękkie, bezpieczne, ale za to sprawdzone w sytuacjach, gdy przeciwnik nie udawał. Efekt - gdy wyzwał do walki przedstawicieli tradycyjnych sztuk Ju-Jitsu na ich zasadach, jego wychowankowie pojechali po nich jak ruski czołg po Berlinie. To samo dotyczy Aikido. Jeśli przeciwnik (czy tam uke) nie zachowa się tak, jak ma się zachować - jest po walce. Tori leży i kwiczy. Sparowałem z aikidoką z kilkuletnim stażem, jeśli to można nazwać sparingiem - zakończyło się chyba w drugiej sekundzie, no nie zrobiłem tego co jego koledzy.... Aikido jest pośmiewiskiem wszelkiej maści bramkarzy, zawodników czy w ogóle ludzi zajmujących się zawodowo bądź poważnie amatorsko walką. Nie powiem, jest ładne, jest piękną sztuką, wszystko jest OK, dopóki ktoś nie próbuje powiedzieć "to jest skuteczne". Bo w świecie sztuk i sportów walki nie ma miejsca na gadanie. To jest właśnie w nim takie piękne, cudowne i proste. Jakiś mistrz mówi, że jego szkoła jest lepsza? Proszę bardzo. Jak on wyjdzie z ringu, to jest lepszy. Jak przeciwnik, to przeciwnik. Jak jego uczniowie wygrają zawody, to jego szkoła faktycznie lepiej szkoli. Cała reszta to zwykłe pieprzenie i solenie.

I to jest właśnie cała ta nierealność scen, o której mówiłem. One teoretycznie mogłyby wyjść, ale pod jednym warunkiem - wszyscy przeciwnicy zachowywaliby się tak, jakby przez całe lata ćwiczyli podkładanie się. Zadawali idealne ciosy, oczywiście bez żadnej gardy, oczywiście bez zmiany zamiaru w połowie (widząc reakcję obrońcy), bez momentu wahania, który totalnie rozkłada wszelkie próby "wykorzystania pędu". Odegranie takiej sekwencji nie sprawia problemu, sam bym mógł z kolegami z którejś z sekcji takie coś zrobić. Ale tylko na filmie, tylko przy dokładnym wyreżyserowaniu co wszyscy zrobią, jak się ustawią. Żeby przypadkiem któryś nie złapał mnie za ręce gdy inny zajdzie z boku, albo trafiony w twarz nie padł na kolana i nie złapał mnie w pasie. Albo nie przewrócił mi się pod nogi. Albo... Zresztą, w starych filmach z BrusemLi jest podobny problem - wszystkie ciosy są OK, tyle że... przeciwnicy podbiegają po kolei nie trzymając w ogóle gardy. Dlatego w tamtych filmach to jest totalnie nierealne. W tym jest nierealne, bo atakują i reagują na obronę w sposób perfekcyjnie dopasowany do tego, żeby dane techniki wyszły. Wszyscy ci atakujący bohatera samurajowie w tym filmie zadawali ciosy z pełnym wejściem ciałem i z całkowitym otwarciem na kontry, do tego oczywiście diabelnie powoli.

Druga rzecz o której pisalem, skakanie kamery. W "Buncie" jak na gościa leci 6 samurajów, nie ma ani jednego cięcia kamery, widać jak sobie z nimi tańczy. Nie jest to tak szybkie, efektowne i błyskotliwe jak tutaj, ale na mnie przynajmniej zrobiło dużo większe wrażenie. W Kenshinie po prostu człowiekowi kręci się w głowie. Ucieka sobie, biegnie za nim 10 gości, za chwilę walczy sobie spokojnie z 2, tamtych 8 przeniosło się na chwilę do innego wymiaru, o, są, nadbiegają, cięcie, inny kąt, tamci znikli, znowu akurat jest 2 z którymi idzie walczyć....

http://www.youtube.com/watch?v=mvddoWtVHtI

tak to wygląda bez cięć :D

Warto jeszcze wspomnieć o tym, że oryginalnie Karate zostało stworzone w celu obrony przed ciosem miecza samurajskiego. Jednym jedynym ciosem miecza, po którym musiał nastąpić śmiertelny cios zadany przez karatekę. Dlaczego? Bo gdy zniknie element zaskoczenia, 20 lat treningów nic karatece nie pomogą. Ruch mieczem zawsze będzie szybszy od ruchu całego ciała. Drugi cios zawsze będzie śmiertelny, a uniknięcie pierwszego jest na tyle trudne, że jeśli ktoś to zrobił, komentowano to przez długie, długie lata.

tomakin

/edit - nie doczytałem, razem użyliśmy zwrotu "starczy obejrzeć stare filmy Kurosawy" - gdzie tam było przerysowanie? Nie chodzi mi i przerysowanie postaci, ale o prostactwo moralne, natrętne, dobitne moralizatorstwo.

ocenił(a) film na 7
tomakin

No widzisz, mówiłem o przerysowaniu postaci od samego początku, co jest nagminne w japońskich produkcjach. Czarno-biały charakter świata już takim częstym problemem nie jest (i całe szczęście), ale jest to coś, z czym można wytrzymać. Nawet w takim Buncie świat był przerysowany i dosyć czarno-biały. Ale patrząc na sceny walki, to się dziwię, że tamte zrobiły na Tobie wrażenie, a w Kenshinie już nie. W końcu w Buncie dużo wolniejsi są atakujący, którzy nacierają bez wyraźnego zamiaru skutecznego ataku. Idą jak baranki na rzeź a jednak to już nie razi? Albo te ujęcia tylko na samego bohatera biegnącego pomiędzy przeciwnikami okładając ich na lewo i prawo, bez zmiany kierunku ruchu, stając się całkowicie przewidywalnym.

Zabawne jest stwierdzenie "Japonia owszem, przerysowuje, ale to jest właśnie wada tego kraju, a nie cecha." Kiedy zgodnie ze słownikiem wada - ujemna cecha charakteru. Tym samym zaprzeczając potwierdzałeś iż jest to cecha i zgadzasz się z tym. Natomiast czy to wada czy zaleta, jest już kwestią subiektywną. Warto mieć świadomość tej cechy i wtedy racjonalnie dokonywać wyborów. Jeśli uważa się to za wadę, to lepiej unikać filmów z tego kraju. Jeśli za zaletę, to można zostać wiernym fanem. Mi to ani nie przeszkadza ani się nie podoba, więc ten problem dla mnie nie istnieje. Jednak próba zaszufladkowania ludzi do jednych albo drugich, lub trzecich, na podstawie wieku, jest wysoce nierozsądne.

Znowu słyszę o oklepie, jak to teraz mistrzowie z Shaolin dostali, ale może jakieś źródło tych informacji? Nie jestem osobą która przyjmuje coś za pewnik, bo ktoś tak powiedział.
Jako że wyciągnąłeś na początku temat oklepywania aikidoków w MMA, to taki przykładowy filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=5Hoeb7sBqRc
Zastosowanie dwóch technik aikido w walce MMA. Jedna powala przeciwnika, a druga łamie mu rękę w łokciu. Dlaczego? Bo przeciwnik stawiał opór, kiedy dostał sygnał bólu, czyli wtedy powinien ulec. Nie zrobił tego, łokieć pęka, a aikidoka może kontynuować walkę.
Największym problemem aikido jest to, że z założenia ma obezwładnić przeciwnika nie robiąc mu krzywdy. W tego typu walkach przeciwnik jest nastawiony by wygrać pomimo wszystko, dlatego ignoruje ból. Wtedy może dochodzić do poważnych uszczerbków na zdrowiu. Dlatego w takim MMA muszą być ochraniacze na ręce by nie można było zrobić bardzo skutecznych dźwigni na dłonie czy palce. Nie można również stosować bojowej wersji aikido (tak, aikido ma wersję bojową, którą uczyli się żołnierze japońscy podczas drugiej wojny światowej), bo wtedy by albo się zabijało przeciwnika, albo pozbawiało go oczu, lub władzy w kończynach. Dlatego jeśli narzucimy te ograniczenia, założymy ochraniacze, zignorujemy sygnały, to niewiele rzeczy pozostaje. Ale z tego co widziałem, to to co pozostaje nadal jest używane i decyduje o zwycięstwie, nawet jak ktoś nie jest aikidoką.

Mówisz że sparowałeś się z aikidoką przez całe dwie sekundy? Z kimś kto kilka lat doświadczenia ma? A jaki pas ma i w jakim stylu i w jakiej szkole? Bez tego to nic nie idzie powiedzieć. Jak byś ktoś mówił, że ma studia bo chodził przez pięć lat na uczelnie. A to że powtarzał cztery razy pierwszy rok w jakiejś badziewnej szkole gdzie liczy się tylko to byś płacił, to już nie wspomni. No i jak porównać takiego studenta z absolwentem renomowanej uczelni? Wiem o istnieniu szkół aikido w Polsce, które się nie rozwijały i nastawiły właśnie na kiszenie we własnym gronie, ignorując udoskonalone techniki. Tak powstało Aikikai, gdzie stopnie lecą, ale jak przeciwnik się nie podłoży to technika nie zadziała. Jednak w Kobayashi sytuacja jest zupełnie inna. Tu jest kontrola przeciwnika i rozwój technik.

Widzisz, mówisz, że te sceny by mogły wyjść. Jak by mieli zmienić zamiary w połowie, kiedy wtedy jeszcze obrońca nie wykonał reakcji na atak? Jeśli by to zrobił tak szybko, to wiadomo że by ten zmienił zamiary. Aikidoka ma zmienić swoje położenie i wykonać ruch tak, by atak dotknął jego ubrania, ale nie jego samego. Dosłownie o włos. To się nazywa timing. Jeśli nie miałeś okazji tego zobaczyć, to nie zrozumiesz. Po prostu przeciwnik który atakuje ma odnosić wrażenie, że trafia w cel, ale nie napotyka na opór, tylko trafia w powietrze i traci orientacje co się dzieje. Jest to bardzo trudne do osiągnięcia, ale jeśli już to ktoś opanuje, to bez trudu może wygrać wiele walk. Jednak walk, a nie przedstawień takich jak w MMA.

Co do skakania kamery, to by zrobić jedno długie ujęcie w takim tempie jak w Kenshinie, to aktor by musiał na prawdę posiadać niezwykłe umiejętności walki, albo by całą akcję trzeba było bardzo zwolnić i wielokrotnie powtarzać. Z przyjemnością bym obejrzał bez cięć taką walkę, ale w jakimś porządnym wykonaniu, a nie to co zaprezentowałeś w linku, gdzie aktorzy mieli niezbyt dużo doświadczenia w podkładaniu się i to widać. Sceny walki są często żałosne, jednak praca kamery przepiękna.
A w Kenshinie, przeciwnicy nie znikali, cały czas się kręcili w pobliżu, jednak jak nacierać w pomieszczeniu, kiedy przed tobą stoją twoi koledzy? Właśnie w aikido tak się robi, zasłaniasz się przeciwnikami przed kolejnymi przeciwnikami. Nie ma możliwości walki skutecznej z kilkoma przeciwnikami na raz, jeśli się tego nie zrobi.

Co do uniknięcia ciosu miecza, to jest to jak najbardziej możliwe. Trzeba to zrobić tak by przeciwnik nacierał, czyli cofać się, by w odpowiednim momencie skrócić dystans i przejąć rękę z mieczem. W zasadzie wszystkie techniki w aikido uwzględniają fakt, że przeciwnik może być uzbrojony, dlatego trzeba trzymać odpowiedni dystans i chwytać za nadgarstek a nie za dłoń. Miecz jedynie wydłuża przeciwnikowi jego zasięg, więc dystans musi być odpowiednio większy. Oczywiście posiadając miecz jest łatwiej, ale też nie krzyżuje się go z przeciwnikiem, tylko trafia przeciwnika, omijając jego ostrze.

Yang

Skupmy się na walce wręcz. Film który dałeś jest po prostu smutny. Pokazuje najprostszą, najbanalniejszą technikę którą poznaje się na pierwszej lekcji praktycznie każdej szkoły walki, dźwignię na łokieć z użyciem ciałá. Że to niby taka skuteczna technika aikido. Kurde no, to prawie tak, jakby powiedzieć że stanie na nogach jest skuteczną techniką aikido, bo aikidocy tak robią i bokserzy też, więc bokserzy zapożyczyli...

Nie jest prawdą, że aikido nie ma czego zaoferować MMA. Znakomita większość technik nie wymaga użycia dźwigni na nadgarstek, a dźwignie na staw łokciowy i barkowy są dozwolone. Nikt ich jednak nie stosuje, bo... wszyscy wiedzą, że te dźwignie nie wyjdą. Jedynie techniki ju-jitsu mają zastosowanie, ale one są twarde, wymagają "związania" z przeciwnikiem, właśnie w celu wyeliminowania losowych zachowań.

Nie wiem, ile lat gość ćwiczył, jaki ma pas ani nic takiego. Ale nawet teraz, po tylu latach od ostatniego treningu, mogę spokojnie wyjść z każdym aikidoką, który trenował TYLKO aikido do ringu i jestem pewien, że wygrałbym sparing. Można się nawet umówić że nie uderzamy, co sprowadzi walkę do judo bądź zapasów vs aikido. Mam w tych stylach niecały rok doświadczenia i to zdobytego w czasach, gdy większości tego forum nie było jeszcze na świecie.

MMA nie jest żadnym przedstawieniem, tylko walką - tak twardą i brutalną, jak to tylko możliwe - bez ryzyka uszkodzenia ciała. Nie ma czegoś bliższego walce "pełnej", a nawet w takiej ulicznej naparzance 95% technik byłaby z tych akceptowalnych w MMA, bo po prostu są skuteczniejsze - tzw paradoks Kano. Po pierwsze, uderzyć piąchą w twarz jest o wiele łatwiej, niż trafić palcem w oko. Po drugie, jest o wiele mniejsze ryzyko kontuzji - traf tym palcem w gardę czy w kość i po walce, ale nie z takim rezultatem jakiego spodziewał się zadający cios. Po trzecie zaś, bezpieczniejsze techniki można wytrenować, dlatego zyskują one morderczą skuteczność. Aikidoka może się ładnie bronić przed ciosami w twarz drugiego aikidoki, który podobnie jak on - nigdy w życiu ani nie uderzył człowieka, ani nie był uderzony. Ale gdy w polu widzenia pojawia się bokser, który trenował zadawanie ciosów przez parę lat i zadał ich setki tysięcy - aikidoka powinien zaczać uciekać...

Stąd zresztą całe to pieprzenie aikidoków o unikaniu ciosów pięścią czy ciosów mieczem - jak nigdy w życiu nie otrzymało się nawet jednego takiego ciosu, a jedynie "obroniło się" przed dziesiątkami tysięcy umówionych ataków, powolnych i skrajnie nierealistycznych (NIKT tak nie atakuje w realnym życiu jak aikidocy na treningu), to można wpaść w iluzję skuteczności. Którą skutecznie rozwiewa pierwszy lepszy dresiarz.

ocenił(a) film na 7
tomakin

Jak bardzo wypaczone masz pojęcie o aikido. Ciężko rozmawiać kiedy proszę o konkrety a dowiaduję się że ich nie ma.
Mówisz że na treningu aikido wykonuje się ataki nierealistycznie. W aikikai tak właśnie jest, dlatego mówiłem że w tej szkole te techniki nie będą działać. Ja natomiast trenowałem kobayashi i sytuacja się zmienia radykalnie. Mało tego jeden z tych z którym ćwiczyłem ma czarny pas w kyokushin karate, więc wie NA PEWNO jak się wyprowadza ciosy. Przy ciosach rękami spokojnie można było zrobić techniki, nawet w randori. Problem zaczynał się przy jego zabójczych nogach. Zresztą sam też trenowałem karate, więc wiem ile można tymi kopniakami zdziałać. Jednak przy wysokim kopnięciu już pojawia się ryzyko zblokowania ciosu i wykonania techniki aikido. Bardzo fajnie się trenowało krav magę, ale jednak zrezygnowałem z tych wszystkich sztuk dla aikido. Oczywiście każdy może mówić, że to nie może działać i jeśli ktoś nie trenował odpowiednio - czyli uke mu się podkładał, to nie nauczył się właściwie wykonywać techniki i wtedy źle wykonana technika po prostu nie zadziała. U nas na treningu krew nie raz poleciała i wtedy wiedzieliśmy, że to jest udany trening, bo nie było podkładania się. Jednak jak się tak trenuje, to wtedy tak wyuczona technika musi zadziałać.

A co do filmiku, to pokazuje tylko proste techniki w MMA bo takie są stosowane. Bardziej skomplikowane techniki wymagają większych umiejętności, których ewidentnie brakuje zawodnikom. Dlatego przykro mi się robi jak widziałem te walki. Jednak jedną z zalet tego filmu jest pokazanie, co się dzieje, kiedy przeciwnik zignoruje zdrowy odruch unikania bólu. Myślę, że jak by w walkach MMA stale były łamane ręce w łokciu czy barku, to by wprowadzono kolejne ograniczenie na dźwignie.

Jest jeszcze jedna rzecz. Aikido polega na obronie, inne sztuki na ataku. W MMA trzeba atakować przeciwnika by wygrać walkę, a nie go obezwładnić starając się nie robić mu krzywdy. No i zasadnicza rzecz, nie zabić go. Wiele technik w aikido z małą modyfikacją, może stać się bardzo śmiertelne, bo wystarczy zmienić punkt uderzenia. Myślę, że wtedy walka by się kończyła, ale żaden aikidoka nie będzie stawał na ringu dla takiego celu. Lepiej jest uniknąć walki, jeśli jest to możliwe. Nie wychodzenie na ring jest właśnie taką możliwością. Po prostu jest to pokojowa sztuka walki dająca możliwość użycia obrony koniecznej. Więc jeśli chcesz sprawdzić tą sztukę, to zaatakuj aikidokę z czarnym pasem, wtedy poznasz prawdziwe oblicze tej sztuki.

Yang

Kurde, trenowałem aikido u jednego z najlepszych trenerów (Jurek Sapiela), znam aikidoków z 3 danami (Ewka Więcierz) i mam całkiem spore pojęcie, jakie umiejętności ma ktoś, kto poświęcił życie tylko temu stylowi, bez uzupełniania innymi. Ma nikłe. W walce realnej dostaje wycisk po kilku-kilkunastu sekundach.

jejku, czarny pas kyokushin... sorki, kyokushin jest wymieniane zaraz obok aikido jako pośmiewisko sztuk walki. To jest takie coś pomiędzy Shotokan (Shotokan chociaż jest ładne) a niewiadomoczym. Co kolesie z Kyokushin pokazują na zawodach w konfrontacji z innymi stylami? No właśnie, nic nie pokazują. Dlaczego? Bo mają komiczne, aktorskie niemal ataki rękami. Nogi jeszcze jako - tako, ale też nawet nie umywają się do tego co potrafi chociażby MT. Czarny pas kyokushin ma "zabójcze nogi"? Kurde, ja w wolnej walce w ringu każdy praktycznie atak nogami przeciętnego czarnego pasa karate jestem w stanie przechwycić i sprowadzić walkę do parteru. Ręce, garda w kyokushin? Litości... to jest styl który jest nastawiony na konkretną rywalizację z konkretnymi zasadami (brak ataków ręką na głowę) i pod tym kątem się trenuje. W konfrontacji ze stylem nastawionym na normalną walkę taki karateka dostaje oklep w połowie pierwszej rundy, zazwyczaj poprzez przechwycenie / przyjęcie na siebie ataku nogą i sprowadzenie do parteru.

Zawodnicy MMA mają niskie umiejętności. Jasne, oczywiście. A super mega wypasieni mistrzowie aikido mają bardzo duże. Oczywiście nie wyjdą na ring żeby to pokazać, ale mają. A ja umiem latać, ale tylko gdy nikt nie patrzy.

W aikido teoretycznie każdą technikę można zakończyć dźwignią na łokieć / staw barkowy. Są też turnieje bez rękawic, jeśli komuś rękawice przeszkadzają w założeniu dźwigni. Na co aikidocy czekają? A, zapomniałem, zasady zabraniają im udowadniać, że ich szkoła jest skuteczna. Wolno im o tym jedynie gadać, gadać, gadać, gadać...

ten film co dałeś to był podstawowy, szkolny błąd napastnika, który w zasadzie włożył rękę w dźwignię łokciową. Sam się wręcz prosił o jej złamanie, jakby podanie napisał i to w trzech egzemplarzach.

zresztą, przejdź się na dowolne forum gdzie są ludzie, którzy latami ćwiczą różne sporty walki, popytaj ich o skuteczność aikido. Ci wszyscy ludzie z kilkunastoletnim stażem mają taką samą opinię. Wszyscy co do jednego.

ocenił(a) film na 7
tomakin

No i sprawa wyjaśniona. Aikikai się trenowało to i nic dziwnego że wymaga to uzupełnienia, bo aikikai po prostu nie zadziała. Czarny pas w tym stylu oznacza dla mnie jedno - wiele lat zmarnowanych, bo nie przekłada się to na racjonalne umiejętności. Jak chcesz się przekonać o skuteczności aikido, to spróbuj się z czarnym pasem aikido kobayashi.

Zresztą temat zszedł już z filmu na same style, co akurat nie ma racji bytu na forum odnośnie danego filmu. Skoro temat filmu został wyczerpany, to ja podziękuje za dalszą dyskusję.

Yang

Ano, miło się nawet dyskutowało (chociaż czuło się napinkę), ja sobie spokojnie poczekam aż jakiś gość od kobajaszi wyjdzie na ring i pokaże co umie.

ocenił(a) film na 10
tomakin

Ale się dyskusja wywiązała. Przecież to nie jest film dokumentalny, gdzie wszystko musi być prawdziwe (a czasami nawet tam nie wszystko jest prawdziwe).
Film jest dla rozrywki, żeby było go miło oglądać, a nie wyszukiwać błędy, co gdzie było źle itd.
Równie dobrze można powiedzieć że wszystkie filmy z elementami magicznymi są źle zrobione, bo przecież w normalnym życiu magii nie uświadczysz.

Niestety nie zgodzę się z autorem posta. Film był na podstawie anime, więc reżyser mógł sobie zmienić co tylko chciał, nie musiała to być jego dokładna kopia. Tak, Kenshin jest dzieckowaty, niski i dość wątłej postury, a w anime przecież pokonuje o wiele większych od siebie przeciwników. Napisałeś że widziałeś tylko anime, a później piszesz takie rzeczy, jakbyś wcale anime nie widział.

rokusan

Nie zrozumiałeś. Wyraźnie napisałem, że film jest w konwencji anime - co razi ludzi, którzy tej konwencji nie lubią - czyli jakoś tak 95% populacji. W swoim rodzaju jest pewnie dobry, ale jako film dla ludzi lubiących popatrzeć na walkę czy w ogóle jako dzieło filmowe - te dzieciakowate elementy mangowe po prostu rażą. Już nawet nie chodzi o walkę czy o dziewczęcego aktora, najbardziej rażą te wszystkie uproszczenia moralne i łopatologiczna fabuła. Czułem się, jakbym oglądał starą bajkę produkcji ZSRR przeniesioną na ekran filmowy i ładnie opakowaną. Zły musi być zły do potęgi, dobry - nieskazitelny, wszystko trzeba wyjaśnić i powtórzyć, zero myślenia, no kurde, jak w filmach propagandowych epoki PRL :D

ocenił(a) film na 10
tomakin

No cóż, gdyby zrobili z tego kilka części i pokazali więcej, to może byłbyś bardziej zadowolony. Bo anime (lub OVA, która swoją drogą jest bardzo przybijająca i pokazuje całą historię pod trochę innym kątem) jednak bardziej zgłębia wszystkie aspekty "dobra i zła", a ten film został po prostu zrobiony dla rozrywki. I pewnie dlatego tak łatwo się go ogląda, nawet jeśli ktoś nigdy nie oglądał anime.
Sama byłam trochę zawiedziona, że przeszłość Kenshina w filmie skrócili do około 5 minut, a przecież jego losy były o wiele ciekawsze i to z tych czasów można by było wynieść więcej, niż z tej opowieści, z której zrobili cały film! Więc jeśli szukasz właśnie coś bardziej głębszego i rozbudowanego, to polecam ci OVA ;)

rokusan

eh, to że skrócili do 5 minut to jedno, ale to, że wyglądało to jak parodia filmowa.... ta scena jak zabijał gościa kilka raz pod rząd a ten wstawał, no tylko muzykę z benny hilla do tego podłożyć :D

OVA to to?

https://www.youtube.com/watch?v=20tIO69_39U

jak tak to widziałem, fabularnie było nawet OK.

ocenił(a) film na 10
tomakin

Tak, to to :)
Akurat ta scena mi się podobała, ale wiadomo, są gusta i guściki :)

rokusan

jak poczytasz recenzje i dyskusje na anglojęzycznych forach, nawet najbardziej zatwardziali fani filmu polewają z tej sceny :D

ocenił(a) film na 10
tomakin

Mnie tylko powaliła jedna z ostatnich scen, gdy Saito zrzuca żyrandol na brzydala :P Leci przez pół pokoju i ciup~! Żyrandol ścięty xd
Normalnie jak "Przyczajony tygrys ukryty smok" ;)
Nie czytałam żadnych zagranicznych komentarzy, no ale jak już pisałam, są różne gusta ;)

rokusan

e, w przyczajonym to wszystko ma sens - tam takie magiczne sceny są symboliką, w chińskiej tradycji latanie wojowników symbolizuje wewnętrzną walkę emocji bohatera czy coś takiego, całe całkiem mądre książki o tym można pisać. Tylko ludzie nie rozumieją tego, nawet w Chinach mało kto już pamięta o co tam chodzi. To jak z chrześcijaństwem, w Biblii symbolicznie było przedstawione "jak będziecie dla siebie mili, to stworzycie sobie raj na Ziemi", ten cały Szatan i Bóg to były symbolicznie przedstawione pozytywne i negatywne popędy w podświadomości człowieka. A idioci wzięli i zrozumieli to dosłownie. Dalej zresztą niektórzy tak rozumieją.

ocenił(a) film na 10
tomakin

Akurat z tym przyczajonym tygrysem i ukrytym smokiem to ironia była ;P dobrze wiem co masz na myśli, w sumie nawet miałam z tego nawet fakultet, na którym oglądaliśmy filmy produkcji chińskiej o takiej tematyce i omawialiśmy ^^

Ja akurat jestem osobą wierzącą, ale nie lubię się wdawać w głębsze dyskusje na tematy religii, poza tym respektuję zdanie innych ludzi :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones