Szanowany adwokat Richard Smith (Edward Everett Horton) za dnia ciężko pracuje specjalizując się w sprawach o morderstwa, a wieczorami zmienia się w Don Juana. Jego żona Madeline (Esther Ralston) wyjechała na jakiś czas, głównego bohatera - żeby się zanadto nie rozbrykał pilnuje marząca o wnukach teściowa, pani Mantel (bardzo dobra Maude Eburne). Główny bohater marzy się swojej nowej sekretarce Kitty Minter oraz jej przyjaciółce Diane O'Dare, która chciałaby aby Richard reprezentował ją podczas rozwodu (zabawna Laura La Plante). Kiedy Richard postanawia wyjść wieczorem w towarzystwie dwóch wspomnianych pań, pozostaje mu jakoś oszukać teściową - nadarza się doskonała okazja w postaci aktora, który specjalizuje się w naśladowaniu znanych osób. Adwokat umawia się z nim, że jeśli będzie go udawał przez noc, zgodzi się na naśladowanie go na scenie. Zamieniają się rolami i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie niespodzianka, którą ma dla zięcia pani Mantel - pojawia się Madeline...
Dalej następuje typowa dla tamtego okresu akcja, pod koniec powiedziałabym typowa farsa. Najbardziej podobały mi się dwuznaczne teksty, wątpię czy część dialogów z tego filmu miałaby szansę "przejść" kilka lat później, gdy obowiązywał Kodeks Haysa. O niektórych scenach z filmu nie wspominając :) Aktorzy zagrali całkiem nieźle, jestem mile zaskoczona, nie sądziłam że będę się tak dobrze bawić. Nie jest to oczywiście arcydzieło, ale całkiem przyjemna komedyjka, podczas której można się dobrze bawić, przymykając oko na pewne absurdy scenariusza :)