Jedno z pierwszych dzieł Freda. Obawiałem się, że będzie gorzej. Film traktuje o grupie studentów/ uczniów, którzy w ramach szkolnego projektu pojechali na pustynię w celu przeprowadzenia wykopalisk jakichś artefaktów. Oczywiście, jak to co drugi hektar ziemi w USA, miejsce w które trafili obciążone jest indiańską klątwą :D Jeden z bohaterów zostaje opętany i zaczyna mordować… i skalpować, rzecz jasna. Scenariusz nie należy do odkrywczych, ale przecież nie o to tu chodzi. Realizacja jest nierówna. Film wygląda tanio, ale nie bardzo tanio – na szczęście nie korzystano z kamery video, tylko z prawdziwego sprzętu filmowego. Jednak i tak wygląda to jak tanie kino eksploatacji z końca poprzedniej dekady. Ale nie boli w oczy. A i praca kamery nie jest tragiczna. Boleć natomiast może próba wsłuchania się w dialogi. Udźwiękowienie jest bowiem naprawdę fatalne. Fajna jest natomiast muzyka, która tworzyła specyficzny klimat. Szkoda tylko, że została dziwnie wmontowana w film i często jest jedynym słyszalnym dźwiękiem. Scen mordów są nawet ok., było kilka mocniejszych akcentów, zwłaszcza nawiązujących do tytułu filmu. Jednak następują one zbyt późno. Całość miejscami trochę przynudza, ale w sumie ogląda się bez bólu, a dzięki krwawej końcówce nie miałem poczucia straconego czasu.