PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=408150}

Sekret

The Secret
4 234
chce zobaczyć
Sekret
powrót do forum filmu Sekret

Dopiero przeczytałem książkę i zamierzam obejrzeć film, chciałbym się spytać was czy to naprawdę zmienia życie, książkę jest bardzo optymistyczna, ja osobiście uważałem że naszymi życiami decyduje ślepy traf, ogólnie nie zaliczam się do farciarzy, wydaję mi się właśnie że dużo myślę o swoich problemach i może dlatego one ciągle nie odchodzą tak jest napisane o tym w książce ale czy to działa w drugą stronę, dla mnie sens ma te pierwsze a z drugim dopiero będę próbował, chciałbym żebyście podali mi jakieś przypadki czy naprawdę przyciągnęliście coś do siebie krótko tylko mi opiszcie.

ocenił(a) film na 10
pawelc11

Te pytania już się tu powtarzają. Być może też nikt nie odpisał w ciągu tygodnia, bo nie ma tu szczególnie aktywnej społeczności znawców albo jakby użytkowników sekretu. Jeśli chcesz wiedzieć więcej na ten temat pytaj bezpośrednio na furorach związanych z sekretem (zapytaj Google o: 'forum sekret' albo 'forum prawo przyciągania'. Wyskoczy cała masa wyników). Sekret, czyli prawo przyciągania to nie tylko ta książka, czy film (który po lektorze wersji papierowej niewiele wnosi). To jakby cała filozofia /przejawiająca się w setkach wydań, szkół powstających przez wieki/. Sam najwięcej cennych informacji znajduję pod hasłami: sukces, biznes i rozwój osobisty (ten ostatni to istna kopalnia niszowej, a niezwykle cennej wiedzy). Co do świadectwa, że coś w tym jest (nie będę tu ponownie podawał licznych przykładów ze swego życia -jak chcesz poczytaj przeszłe wypowiedzi). To nie jest takie proste jak może się wydawać (niektórym się udaje innym nie, bo cały szkopuł w tym, iż nie tak łatwo uzyskać w coś niezachwianą wiarę). Zachęcał bym aby sięgnąć po bardziej szczegółowe publikacje (tytuł 'sekret' to jakby zaledwie zajawka do tematu, jakiś super skrót). Kto szuka ten znajduje, trzeba się sporo wysilić, naczytać i poćwiczyć /ku zmianie mentalności, na pewną siebie osobę wiary, a przede wszystkim poczucia zasługiwania, wysokiej wartości, bo bez tego ani rusz/. Lub zwyczajnie mieć szczęście, już taką wrodzoną dyspozycję (jak co niektórzy dla których cały ten sekret jest oczywistością, jakby naturalnym prawem). Część osób wyczuwa, stosuje to intuicyjnie, część zna z uważnej lektury biblii (jeśli trzeba cytatami uzasadnię twierdzenie: 'Jezus Chrystus najbardziej znanym nauczycielem sekretu').
Nie wiem czy wierzysz w Boga, ale to nie ma dużego znaczenia (w sposób zrozumiały i logiczny rzeczywistość da objaśnić na oba sposoby -wystarczy, że przyjmiemy, iż Bóg jest tak nieuchwytny, wszechobecny, że jest wszędzie, jak powietrze, podłożem świata, natury). Dzięki otarciu się o głębszą tematykę wyjaśniającą sens, podstawy tego całego sekretu -odnoszę wrażenie, iż zrozumiem co i dlaczego się dzieje (u jednostki i na świecie). Właściwie jestem całkowicie przekonany, że nie może być mowy o ślepym losie. To dzięki jedynie pobieżnemu zapoznaniu się z pewnymi bardzo ogólnymi regułami, jakby duchowymi zasadami rządzących światem. Bez tego sam jak większość ludzi nie doszedł bym do żadnych budujących wniosków z obserwacji w tym analizy sensu rożnych dziwnych wydarzeń, które zdarzyły się w mym życiu. Po prostu bez odpowiedniego klucza wszystko wydaje się być nie logiczne i przypadkowe (daj swój zeszyt od matematyki jakiemuś aborygenowi, który nawet nie wie co to szkoła to nie dojrzy weń żadnego sensu -na równanie powie przypadkowy ciąg szlaczków, a na kalkulator... to już ogóle -przestraszy się być może uznając technikę za magię). Tak jest z nami i z sekretem -cywilizacyjnie jesteśmy bardzo rozwiniętym społeczeństwem, ale jeśli chodzi o tajniki wiedzy na temat działania podświadomości jesteśmy sporo za średniowieczem. To tylko kwestia wiedzy. Zapytasz, dlaczego nikt na to nie wpadł -oj wpadł i to właśnie dlatego nie dowiesz się o tym z TV lub z ambony. Bo część z tych praw jest co dzień używana jako broń przeciw Tobie, do manipulacji, socjotechniki itp. To nie jest specjalnie pozytywne wyjaśnienie ciszy na ten temat, ale za to całkowicie naturalne. Jedni mówią, że to dla kasy, inni że to sprawka szatana (każdy ocenia wg. siebie -jedni zmagają się w życiu dla kasy inni z lęku przed mistycznymi demonami /jedni udają się po swe szczęście co tydzień do handlowych galerii drudzy do świątyń/). Oczywiście jedno i drugie jest jakoś potrzebne (człowiek ma potrzeby materialne i duchowe, ale powiedzieć mu że to czy tamto jest najważniejsze jest już nadużyciem, formom psychicznego zniewolenia -stąd lub z stamtąd wołają tylko u nas będziesz szczęśliwy, tylko bądź i zapłać -konsumpcjonizm lub pokutnictwo, wizja ateistyczna bez kontynuacji po śmierci lub religijna marginalizująca życie w oczekiwaniu na jakiś wieczny raj). Tym czasem prawda leży po środku. Jeśli miałby istnieć to życie tu jest częścią raju, częścią bogatej w doświadczenia przygody istnienia. Nie wiem czy jesteś wierzącym czy ateistą (szczerze nawet nie jestem pewien komu bliżej do sekretu:) Skrajności nie są tu najlepsze (niby to nie przeszkadza, ale idąc dalej w poszukiwaniu odpowiedzi dlaczego sekret działa i o co chodź w życiu wcześniej czy później dojdziesz do wniosku, że byłeś oszukiwany przez organizacje działające jak sekty, które nie będę tu ukrywał, że kreują całą kulturę min. percepcję rzeczywistości). Dlaczego jak sekty, bo autorytarnie, bo wmawiając rożne głupoty i do tego strasząc tym czy tamtym. Wiele osób uzależnia się od leków, od religii, pieniędzy /które w połączeniu z rozsądkiem dają wolność, a nie szczęście/ od telewizji, prasy, informacji, opinii oficjalnej nauki lub co gorsza od głowy kościoła uzurpującej sobie nieomylność:) a w końcu jeden odważny 'nasz' papież przepraszał za błędy przeszłości -oj było za co, 'błędy' to mało powiedziane, kiedy to torturowano mordowano i wycinano w pień niewinnych ludzi tylko za to, że byli podejrzani o herezje lub nie chcieli się nawrócić, palono odkrywcze książki i prześladowano naukowców. Wspomniałem o tym ponieważ rodzimy kościół, przez którym większości jesteśmy wychowani, sprzeciwia się tzw. Prawu-przyciągania, nawet gorzej bo straszy i zakazuje. Nic nowego -po prostu stara się bronić przed konkurencją jaką jest wolność od mitologii, różnych obrzędów, którymi obrósł przez wieki, co i raz zmieniając elementy doktryny (po ostatnim soborze mamy jakby odwilż:) Jeśli jesteś ateistą lub sceptykiem, na co może wskazywać wypowiedź '...życiami decyduje ślepy traf,' to mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Bóg istnieje i jest możliwy do pojęcia, nawet jako matematyczny model (ewolucji świadomości i to nie jako jakaś sekciarska wizja, ale opisany przez naukowca, wykładowce uniwersytetu). Całe nieporozumienie polega na tym, że każda religia uzurpuje sobie doń prawa na wyłączność. Coś usłyszeli, piąte przez dziesiąte zrozumieli, przez lata powtarzając to sobie jak plotkę przekręcili, potem ktoś wykorzystał to jako fantastyczne narzędzie polityczne, w międzyczasie dostosowano szczegóły, tworząc całą naukę, zasady interpretacji tak aby móc wszystko moc w miarę sensownie wyjaśnić. Nie znam innych religii ale znam dość dobrze swoją, podtrzymującej ludzi na duchu w naszej Ojczyźnie od tysiąca lat (co wystarczyło aby się przyzwyczaić i myśleć w narzuconych przezeń kategoriach). Nie miałem zamiaru krytykować kościoła, najwyżej naiwność i lenistwo wiernych, którzy jak owce, zdają się na 'mądrość' pasterza nie zadając sobie trudu. Pasterze padli ofiarami tego samego wychowania i mino najlepszej woli popełniają błędy ojców (tak to toczy się to zamkniętego koło ignorancji na wiedzę o świecie -religie/sekty mają swoją hermetyczną wizję, o którą pielęgnują w umysłach ludu, na wszelki wypadek strasząc go całą masą rożnych piekielnych kar włącznie z nękaniem przez upiorne stwory aż do przez nie opętania (które przydarza się tylko wierzącym, taka potrafi być siła sugestii, że kiedyś nawet przy jej pomocy zabijano -czarownicy Voodoo).
Wracając do tematu. Sekret to coś więcej niż maszynka do spełniania życzeń. To czubek góry lodowej niesamowitej wiedzy, która gdyby nie była niszowa, była by wywołała rewolucje. Świat któremu ufamy jest dość mocno zakłamany. Przeczytaj choćby 'Rozmowy z Bogiem' autorstwa jednego z bohaterów filmu 'sekret'. Takich książek jest wiele, niektóre powstały tysiące lat temu, długo przed narodzeniem Jezusa. Jeśli dla kogoś jest On jedynym godnym zaufania autorytetem (a wszystko co współczesne 'dla kasy' o co można równie dobrze posądzić biblię -że powstałą dla władzy:) Zważywszy ile kosztuje sekunda reklamy w TV, jak trudno zainteresować kogoś jakimś poglądem, lub kandydatem politycznym, czy namówić na datek. Tym czasem w kościołach całego świata /rożnych religii/ mamy odczynienia z majstersztykiem -na podstawie jednego zbioru pradawnych pism przy odrobinie agitacji /odpowiedniej interpretacji/ ludzie są skłonni co tydzień lub częściej chodzić do świętego miejsca, z powagą słuchać jakiś abstrakcyjnych rzeczy, płacić za to i jeszcze robić to co im się karze, np. glosować na tego lub tamtego, popierać to lub tamto, pracować, robić zakupy tego dnia lub innego i wiele wiele innych. Władza absolutna -prosta psychomanipulacja to siła każdej sekty/religii. Może się mylę, ale nie ma tu zasadniczej różnicy -religia to tylko bardziej wpływowa sekta, która po latach zmagań została uznana i zaakceptowana dzięki zainfekowaniu umysłów elit, albo dla robienia znakomitego biznesu czy polityki lub też narzędzie spajające do walki o wartości, wolność co ma też miejsce. Po prostu jako podłoże do prowadzenia takich czy innych interesów (religie są super wygodne, bo jak sekty dyscyplinują, jednoczą z natury leniwych, obojętnych, egoistycznych i rozbitych ludzi). Nie neguję religii, są potrzebne -dogrywają nieocenioną rolę wychowawczą, edukacyjną (wprowadzają w zagadnienia istnienia jakiegoś wyższego świata, odgórnego porządku, idei Boga). Jednak tworzone przez nie doskonałych ludzi, mają swoje wady i z czasem mogą więcej szkodzić niż pomagać. Są do zaakceptowania o ile nie przeszkadzają, o ile nie ograniczają w rozwoju jednostki. Jeśli w ramach dbania o swoje interesy, starają się uzależnić od siebie i nie pozwalają poszukiwać odpowiedzi, rady dalej (poza sobą, np. w sekrecie). To zaprzeczają słowom Jezusa:

'Poznacie Prawdę, a Prawda was wyzwoli' - Jan 8:32

Zdaje się to być najcenniejsza rada z Biblii.

Tak więc warto sięgnąć dalej niż po sam film, czy książkę sekret.
Myślę, że dzięki temu zanim spełni się to czy tamto marzenie, wiedza ta wyzwoli od fałszywych przeświadczeń, obrazu świata fundowanego przez: fanatyzm religijny /będący podłożem każdej doktryny, która w konsekwencji z jednostki czyni swego niewolnika/ oraz materializm oparty na wycinku naukowej wiedzy o świecie, który to wylewa dziecko z kąpielą walcząc z wizjami religii, słusznie osądzanej o brak logiki, co nie znaczy, że jak w każdej plotce czy legendzie, nie ma tam części prawdy.

Chyba kluczem do sprawnego posługiwania się sekretem jest wolność i posiadanie wiary w PRAWO DO SZCZĘŚCIA.
Niestety to prawo stara nam się odebrać czy to filozofia religia, czy materializmu. Jedna twierdząc: możesz być szczęśliwy tylko z Bogiem i to tylko u nas (bo mamy nań monopol). Inni twierdzą, boga nie ma -możesz być szczęśliwy tylko mając pieniądze i jakby 'kupując' za nie uznanie wśród ludzi. Jedni i drudzy nie tyle, że chcą Cię wykorzystać, ale są pewni, że mają rację i chcą Ci pomóc na swój sposób (sami żyć nie potrafią inaczej, są niewolnikami własnej ideologii -jak powiesz mi o sekrecie nie zdziw się, że to wyszydzą, a trafnymi argumentami doprowadzisz ich do furii -bo ich ideologie to jakby ich sens życia, forując sekret odbiera jakby podważa się ich wybór, lata wyrzeczeń, sens życia). Dobra rada -nie mów o sekrecie starszym ludziom (bo to tak jak by komuś ubogiemu kto dziesiątki lat tułał się po świecie szukając szczęścia do pieniędzy, powiedzieć w przed dzień śmierci, że mieszkał pod żyłą złota widoczną już na dnie jego studni po odessaniu brudnej wody). Nie sprawisz mu tym przyjemności, a jego mechanizm obronny zrobi wszystko aby to zanegować (bo znaczyło by to, że poniósł porażkę wybierając szukanie na zewnątrz, zamiast skupić się na tym co ma u siebie w głębi studni, z której co dzień sięgał po wodę). Ludzie są tak przejęci gonitwą za szczęściem, że tak jak starzec z opowiadania nawet gdyby zobaczyli szansę na zmianę, np. w wiadrze coś błyszczącego, nie uwierzyli by w to, nie podjęli by tak przyzwyczajeni do swego ubóstwa duchowego, do tego, że wszystko wyszarpuje się ciężką pracą od życia (zresztą religia wmawia, że znalezienie się tu to kara za jakiś grzech pierworodny -straszna wizja -żyć tu aby cierpieć -to już bardzo kłóci się z sekretem, będąc skażonym religiom nie łatwo go podjąć).

Wybacz za objętość. Prosiłeś o krótko:) To co dostałeś, brak przykładu, a tylko namiary na strony i książki (ogólnie w tm temacie) dowodzi tego, że tak do końca nie ma nic na tacy. Trzeba wykonać pracę, sięgnąć, poczytać, przemyśleć, a co najtrudniejsze wdrożyć w życie (jak trafnie ktoś zauważył, głownie władają nami nawyki. Wszystko co nowe ma w walce z nimi nikłe szanse. Trzeba wiele zaangażowania, zaufania, odwagi i czasu aby zmienić swoje życie na pasmo sukcesów, z tzw. pecha i porażek. Wszystko zaczyna się od pracy nad przekonaniami. Dużo by o tym mówić. A wiesz co jest najlepsze. Jeśli dobrze poznasz temat, to stwierdzisz (jak już wypowiadająca się tu niejedna osoba) że nie ma w tym żadnej magii, że jest to proste, logiczne i oczywiste prawo przyczyny i skutku.
Po prostu tego nie nauczono nas w szkole, nie poświęca się uwagi działaniu ludzkiego umysłu (dlaczego -łatwiej kieruje się tłumem głupich). Dlaczego ktoś nie przerwał zmowy milczenia -mamy wolność, każdy może napisać książkę -tyle, że uwierzyć w coś jest najtrudniej, najłatwiej przejść obok tłumacząc sobie i innym, że to dla kasy:) Sam też się dziwiłem -nie wierząc w to z początku. Po pierwsze za proste (a tak naprawdę, proste pozornie:) Po drugie ktoś by mi o tym wcześniej powiedział, przecież spotkałem tylu dobrych i wybitnych ludzi /w swojej dziedzinie: religii, polityki, nauki/. Mądrych i dobrych, zapracowanych /nieraz pewnych siebie i przez co pysznych i zamkniętych/ dlatego głupich, przynajmniej na sekret. Oni byli w tej samej sytuacji -nikt im nie powiedział za młodu, a jako starsi i doświadczeni wszelkie nowinki zwykli gasić śmiechem (to nie zła wola, tylko podświadomy mechanizm obronny:)

Kończąc dodam, że film sekret jest gratis w kilku miejscach w sieci (publikowany na stronach -podobno został uwolniony od praw autorskich).

Mam ciekawy przykład o ile nie ma się przekonania do tego, że wszystko w świecie jest bardzo uporządkowane, że nic nie dzieje się przypadkiem. (Wersja dla ateistów, których podziwiam za odwagę -bo sam taki nie byłem i do niedawna trzymałem się kurczowo mitów:)

Świat natury zdaje się być doskonały. Zdumiewa precyzją, dopracowaniem wszystkiego. Nie można się nadziwić gdy go badamy, poznajemy za pośrednictwem naukowców, ogarniamy skomplikowane, niesamowicie sprawne biologiczne mechanizmy.
Kosmos, przyroda, Ziemia, materia, przyjąwszy, że sama się kształtuje, w drodze ewolucji, spowodowała tak niesamowite bogactwo kombinacji chemicznych, form, tak super dostosowanych między sobą, tworząc całe środowiska do życia, że po prostu kopara opada z podziwu, dla samej warstwy widzialnej -czyli materii. Jednak fakt, że istniejemy jako gatunek tworzący filozofie i cały świat głębszych potrzeb, przeżyć, emocji, uczuć i jakiś transcendentnych wizji, czy doświadczeń, dowodzi, że materia to tylko jeden z warstw, z aspektów tego geniuszu samokształcącej się przyrody, której jesteśmy częściom:) A więc wniosek jest jeden: Wszystko musi być w świecie mentalnym, w sferze niematerialnej, też tak samo uporządkowane. Jeśli /podobno -nie wiem bo nie sprawdzałem:/ z bezkształtnej materii, po jakimś wybuchu powstał świat, a w nim gazy, z których powstała woda, glony, potem jakieś robactwo i na końcu my, którzy badamy to wszystko, latamy w kosmos, to jest to tak niesamowicie imponującym dokonaniem, że było by co nie sprawiedliwe posądzać tę samą siłę natury, o jakąś przypadkowość i nieuporządkowanie, w tak ważnej serze jak wydarzenia, interakcje ze środowiskiem i relacje między dziełami sztuki geniuszu jakimi są ludzie:) Tak na chłopski rozum -jakiś gołąb z ptasim móżdżkiem, potrafi przelecieć tysiąc km trafiając bezbłędnie do domu. Jakiś tam robak żyjący na dnie oceanu gdzie est straszne ciśnienie i nie dochodzi światło, świetnie dostosował się do środowiska i do tego emituje kolorowe światło. Nietoperz posiada echosondę. Takich przykładów można by mnożyć. Znawcy, przyrodnicy, biolodzy mogli by powiedzieć więcej jak wszystko jest niesamowicie dopracowane, nic nie jest bez powodu. Nic się nie marnuje. Nic nie jest zostawione samemu sobie (jeśli nawet wieloryb zdechnie to nie zanieczyści wody, będąc stopniowo zżerany latami przez ryby). My ludzie współcześni, świetnie znamy się na materii, dzielimy atomy, ale nie znamy się na wydaje się najważniejszym -świecie duchowym, nie materialnym wymiarem naszym egzystencji w którym jesteśmy co dzień zanurzeni, i którego zwykle ni w ząb nie rozumiemy tak jak ludzie pierwotni różnych prostych zjawisk natury. Pyszni i dumni mówimy sobie, że wiemy już wszystko, a to czego nie poznaliśmy, co nie widoczne lub nieuchwytne po prostu nie istnieje i tyle (problem z głowy:)
Jednak tak nie jest, doskonałość matki przyrody sięga każdego, najdrobniejszego aspektu życia, nie ma miejsca na przypadkowość, na bezsens, na rozrzutność. Ten genialny twór jakim jest świat, jak go obserwujemy obojętnie czy dzieło Boga, czy bezosobowej natury, jest faktycznie niesamowicie przemyślany. To coś, czy ewolucja, czy plan stworzenia, stoi tysiące razy wyżej niż nasz obecny poziom cywilizacji. Po prostu nie mamy jeszcze narzędzi, jesteśmy jak dzieci które obserwują życie dorosłych z perspektywy noworodka. Albo jak prymitywne plamiona żyjące na pustyni kilka tysięcy lat temu, zapewne widząc lądujący statek kosmiczny i wychodzących kosmonautów zapewne zobaczyli by w nich posłańców, a morze nawet samego Boga (D eniken w Starym Testamencie znalazł kilka fragmentów na to wskazujących /relacji z ust proroków/). Najchętniej zapytał bym się czy wierzysz w istnienie UFO:) i dodał dlaczego ...

Nie wierzymy w to czego nie znamy -kiedyś ludzie znając Ziemię /bo co dzień po niech chodzili przemierzając kilometry gołymi stopami/ byli święcie przekonani, że jest płaska jak dysk:) Obecnie wyżej latają, teraz zajrzeli w kosmos i mają lepsze wnioski -Ziemia jest kulą i nie w centrum świata, a na uboczu i to jedną z miliardów podobnych:) Dojście do tego trochę im zajęło, ale to nie koniec idą dalej. Wiedzą coraz więcej, lecz czy coś się zmieniło ich mentalności NIC -nadal są głupi i naiwni jak dzieci, które przyjmą za pewnik wszystko co im się wydaje, jak tylko dobrze to poznają, się z tym osłuchają (a mówią o tym co im pasuje:) Takim przykładem współczesnej bajki jest teoria Darwina (no co -'życie z pierwiastków, człowiek myślącym zwierzem i nie ma nic więcej' -patrzymy i widzimy -co zobaczyć chcemy:) Nie lubimy tajemnic, nie lubimy nie móc czegoś sprawdzić, zrozumieć, przekonać się. Ktoś powie, a bo religia jest nieweryfikowalna -działa na niematerialnym polu ducha. A kto powiedział, że świat ducha jest niepoznawalny matematycznie? Przykład czarnych dziur -były one wyliczone teoretycznie na długo przed ich odkryciem fizycznie. Nie doceniamy możliwości nauki -są elitarna dziedziny, o których się nie mówi, a które z góry do dołu przebadały świat duchowy i to co najciekawsze, dokładnie ten sam na, do którego wyłączne prawo uzurpują sobie religie (żerując na powszechnej niewiedzy zdaje im się, że mają monopol do naciągania rzeczywistości na swoje wizje -stąd gdyby zebrać wszelkie religie spostrzeżemy, że mają elementy wspólne -najczęściej reszta to dodane interpretacje, swoje wizje). Nauka kontra religia, kto wygrywa? Kto ma lepszy warsztat manipulacji i lepszy dostęp do ludzi (kościoły i szkoły wydają się ówcześnie na równi, a nawet szala przeważa na korzyść szkół -ale tam nikt nie każe odprawiać mantr 'że nasza szkoła jest tylko słuszna' i co gorsza nie straszy, że jeśli nie będziesz się uczył to piekło Cię pochłonie -więc siła oddziaływania tych opiniotwórczych instytucji nie jest wyrównana).

Podsumowując. Zanim siądziesz do lektor o sekrecie, zanim poważnie je potraktujesz, bez czego trudno podjąć je w praktyce (bo niewiele da samo czytanie:) najlepiej będzie jeśli zweryfikujesz, oczyścisz swoje poglądy, wizje świata (jako padołu zesłania albo ciężkiego obozu pracy). Uwierzysz w siebie, w prawo, w możliwość uzyskania szczęścia bez konieczności sobie nań zasłużenia.

To na tyle w wielkim skrócie;)
Mam nadzieje, że pomogłem
jeśli wytrwałeś do tond masz duże szanse, co najmniej pojąć sekret (dowiedzieć się na jakiej zasadzie działa i o co chodzi w życiu)
Za to sama sprawność posługiwania się nim, o cho, cho to daleka droga. Inaczej każda osoba po jakimś czasie od zakupu filmu lub książki jeździła by super bryką, lub po świecie na ekstra wakacje. Niestety cały sęk w tym, że wiedza nie równa się świadomość (co zaznacza A. De Mello). Wiedza to pierwszyzny krok do najcięższej pracy na świecie, pracy nad sobą. To dopiero w jej rezultacie zmieni się nasze usposobienie, predysponowanie do tego typu 'technik sekretu'. Powtórzę, że film sekret to czubek góry lodowej, jeśli komuś się spodobał, to po kolejnych lektorach kilkukrotnie poczuje się tak jakby wygrał milion dolarów, jakby odkrył w swojej studni żyłę złota.
Bez specjalnego trudu, przy odrobinie wytrwałości może zdobyć wiedzę o jakiej nawet się nie marzy. Jednak za pieśnią nad pieśniami.
'...jeśli miłości by nie miał byłby niczym'. O co chodzi dowiesz się w swoim czasie.
>Biblia, przynajmniej Jezus mówi prawdę (tyle, że zdaje się być strasznie poprzekręcana -dużo tam po drodze namącili:)
>religie/filozofie wschodu mówią prawdę (tyle, że u nich też nie obeszło się bez zaśmiecenia interpretacjami, ale nie ma tyle niedopowiedzeń /jak chrześcijaństwo to żłobek to u nich przedszkole, lub pierwsze klasy gdzie sporo czasu marnuje się na szlaczki/)
>poradniki rozwoju os., których wyrasta teraz jak grzybów po deszczu mówią prawdę (tyle, że znów przez pryzmat wiedzy i interpretacji autora, oraz co najtrudniejsze skonwertowanie tego na przystępną formę, którą możesz przyjąć, zrozumieć i zastosować).
>oficjalna nauka, też interesująca się zagadkami, parapsychologią, mówi prawdę (tyle tylko jak wojsko o swoich technologiach, po 10-tu latach gdy coś jest już u nich w lamusie i przestarzałe ogłaszają to publicznie, np. bezzałogowe pojazdy zwiadowcze, które byle student potrafi złożyć:) O tym co jest przydatne, co kostnienie zachować w tajemnicy nie dowiesz się z TV (nawet jeśli przez przypadek, to ktoś za to wyleci z pracy lub pożegna się z programem).
>fora i najróżniejsze formy publikacji internetowej, mówią prawdę (tyle, że tu zdecydowanie najwięcej nadinterpretacji i śmieci, jak to w sieci -każdy pisze co zechce, a brakuje jakoś chętnych do dyskusji, chyba, że z inwektywami:) Każdy broni swego, nie potrafiąc stanąć obok i wczuć się w rozmówcę. Raczej nie zachęcam aby bywać na śmietnisku o ile nie wie się co wybrać, co wartościowe, bo można wrócić ze worem śmierdzących spraw, które do niczego się nie przydadzą, a robią zamieszanie w wewnętrznym domu.
>intuicja, głos wewnętrzny /nieocenione wyczucie, najczęściej niedoceniane/ mówi prawdę (tyle, że znów harmonizuje się z nami -jeśli jesteśmy destruktywni, 'pechowi' to będzie nam podpowiadać jak przyciągnąć kolejne problemy -może czasem to i dobre -jest taki nowatorski sposób wychowawczy: dziecko ma bałagan w pokoju, zrób mu jeszcze większy, aby nie mogło niczego znaleźć -wtedy doceni wagę problemu, się zastanowi, że jednak dobrze by mieć porządek).

Jeśli czegoś potrzeba idź do źródła, nie oglądaj się na innych jak Ty błądzących po omacku. Pamiętaj że jesteś doskonałym tworem niesamowicie perfekcyjnej natury, która obmyśliła, świat i Ciebie nie tylko w materii, ale jeszcze w duchu, w sferze psychiki i tego o czym nawet się nie śni, czegoś co nie ma nazwy. Lub jak wolisz Boga, który jeśli jest, a jest sprawiedliwy i wszech, to jest z boku i ponad religiami, których nie potrzebuje aby paśli, nawracali jego Owce. Wiesz dlaczego. Bo dobre drzewo nie może złych owoców wydawać. Nie możliwym jest aby wszechmogący Bóg popełnił błąd i stworzył tandetnego człowieka ze złymi skłonnościami, za co na dodatek jeszcze miałby go karać -za swoją fuszerkę błędy stworzenia? Religia to nagie szaty króla, kolos na glinianych nogach. Może się tu komuś wydać, że jestem jakoś wrogo nastawiony, nie jestem -tylko mam żal, nie umiem stać obojętnie, jeśli ktoś kogoś okłamuje i nabija w butelkę. Zwyczajnie odzywam się -gdybym miał powiedzieć coś złego o religii, to była by historia w odcinkach i strony z subskrybując biuletynu pt. jak obronić się i uwolnić swoich znajomych od wpływu sekty'. Zaczął bym od tworzenia listy niespójności w doktrynie, zaprzeczeń nauki Biblii, ekscesów z historii, stosownych technik manipulacji, przeczących odkryć naukowych, kończąc na daniu alternatywy:
-jak wyjaśnić całą ideę powstania świata, że będzie oczywista i nasuwająca się sama przez się,
-jak wyjaśnić różne świadectwa, objawienia, cuda, a też odwrotne, głosy, klątwy, opętania,
-jak używając wiary żyć szczęśliwie, spełniając swoje marzenia w każdym zakresie*
-jakie są szerokie możliwości, co człowiek potrafi z zakresu jakby parapsychologii

*-do niedawna w to nie wierzyłem, jednak okazuje się inaczej (nasz poziom wiedzy o świecie, o ludzkich możliwościach, jest jak człowieka z buszu w odniesieniu do współczesności:)

Kończąc wątek, co mógłbym, co można by zrobić gdyby chcieć wyzwalać ludzi z pod wpływu sekt.
Tymczasem sam nie mam nawet własnej prywatnej strony, nawet bloga.

Piszę tu i bywam tylko z jednej przyczyny.
Postanowiłem bronić sekretu, na którym tu wieszają psy, a który mi bardzo pomógł
( i to przypadkiem; P bo jako ciekawostkę kupiłem film dawno i sam w to nie byłem skłonny uwierzyć, ale...
tonący chwyta się wszystkiego -miałem ogromne kłopoty finansowe i jako praktykujący katolik odwołałem się westchnieniem do...
do Boga, a ten wskazał mi na sekret -albo to wszystko było przypadkiem i żaden bóg, a prawo-przyciągania na zasadzie pragnienia (wersja dla ateistów;) W każdym razie, po roku przeczytałem tę i inną książkę i powiedziałem sobie -'jak to możliwe, nie rozumiem tego'.
Przez pół roku prawie nic nie robiłem, czytając tylko książkę za książką aż wyklarowała mi się najdrobniejsza wątpliwość (a miałem ich sporo jako głęboko więżący wychowanek katolickiej religii). Wcześniej zdarzył się pewien mały 'cud' (bez żadnej nawet prośby od osoby, od której nie mógłbym się tego spodziewać otrzymywałem za nic tyle kasy ile było mi trzeba, tak że nie musiałem się martwić tylko studiować -a miałem ratę w wys. ileś tyś m-c, jeśli chodzi o szczegóły -sumie były to dziesiątki tysięcy). Cóż było i się skończyło, jak mówią zrobić komuś przysługę to dać wędkę, a nie ryby (tak to dostałem kilka wędek zaraz po zakończeniu swej edukacji, tak że przez miesiąc znajomym gadałem tylko o tajemnicach świata, bo o samym sekrecie nie łatwo mówić wcześnie, bo to jak bajka, jak jakiś żart zabrzmiało by w środowisku osób oczytanych, o humanistycznym wykształceniu -nie chodzi to o podtekst religii, bo na szczęście nie mam już takich znajomych, z którymi musiał bym prowadzić spory).
Dwa słowa o wędkach, do tej pory nie mogę się na dziwić, uwierzyć, że tak łatwo.., tak wspaniałe jak dla mnie.
Tyle, że nie pracując nad dyspozycją wszystko opóźniam, tak jak byłbym czuł się niegodny... albo nie chciał rozstać z problemami finansowymi, które mam nadal, bo jakby boję się przestawić na nowe tory, rzucić zajęcie, którego nie lubiłem aby wypłynąć na głębię w nowych, które mam aż 2 i to każde akurat na dość duże potrzeby /wspomniana rata i gigantyczny dom do utrzymania i wykończenia/.
Przekonałem się, że nawyki i przyzwyczajenia są dość dużą przeszkodą, że trzeba wysiłku, pokonania samego siebie, aby być gotowym na przyjecie daru, czegoś czego brakowało do szczęścia. Czasem chciałem wygrać w lotka, ale jednak to nie było by dobre na dłuższa metę. Bo z podjęcia jakiegoś działania, pracy ma się satysfakcję, rozwija się w sobie talenty, poza dobrze móc czerpać radość, spełniać się. Więc mam w dłoniach 2 wędki, przepustki do lepszego życia, do zamiany problemów w zabawne anegdot z cyklu nie do wiary. Lecz jest coś co mnie powstrzymuje, przed zostawieniem za sobą poprzedniego trybu życia, czyli zmagania się z problemami w codziennej pracy której nie lubię, a której trzymam się doraźnie dla pieniędzy (bo mam jeszcze na rok spłacania wysokich rat). Tym czymś jest o dziwo brak wiary:) Zabawne prawda -znam sekret świetnie i nawet go nie używam obecnie, bo brak mi wiary w te cuda, które dzieją się na mych oczach, w których uczestniczę. Po prostu jestem jak człowiek, niewierny Tomasz, zalękniony Paweł, który jednego dnia obiecuje czując moc, a kolejnego ucieka czując się osamotniony. Używanie sekretu, korzystanie z prawa przyciągania to skomplikowana gra. Ale warto, najwyżej nie wygrasz w nie od razu mercedesa, ale poloneza. Ważne aby się nie poddawać. Aby być konsekwentnym. Każdy potrzebuje czasu, podobno trwale zmiany nie dokonują się nagle. Mam nadzieję, że żuci jakiś światło na sekret, na wątpliwości ten jakby mail (uwielbiam pisywać podobnie długie:) Znajomi z netu uwarzą, że minąłem się z powołaniem pisarza:) Umożliwia mi to, to iż nie cenię pieniędzy ani czasu. Jednak temat traktuję hobbystycznie, bo mam jak już wiesz swoje sprawy (nawet jeśli szybciej niż tego oczekuje się wzbogacę, to i tak wydawanie pieniędzy przy dużych ambicjach jest wymagającą pracą -już sam zaprojektowałem wierze, o piętro podniesienie dachu i zmianę elewacji min. swego 'pałacu';)


zjonizowany

Dzięki serdeczne skorzystam z rad i przemyśle pewne rzeczy, nie podszedłem do tego tak sceptycznie wydawało mi się że coś w tym jest, ale właśnie tak jak pisałeś posiadanie nie zachwianej wiary i nie dopuszczenie myśli przeciwnej w coś czego niema to nie prosta sprawa. Posiadasz nie zwykłą wiedzę moim zdaniem to niesamowite nie sądziłem żę dostanę taką odpowiedź. Ja dopiero zaczynam kształtować swój światopogląd nie należę do mózgowców ale od nie dawna się wziąłem za Sb zaczynam czytać książki itd. Nigdy nie zagłębiałem się w świat i w osiąganie sukcesów nie wiem, chyba po prostu mi nie zależało, ale teraz wszystko się zmienia. Jeszcze raz dziękuje mam nadzieje że jeszcze kiedyś będzie okazja żeby o czymś pogadać lub przedyskutować jak bene miał kiedyś jakieś wątpliwości, teraz nie mamy za bardzo o czym dyskutować moja wiedza przy twojej jest znikoma.

zjonizowany

Jednak czegoś nie rozumiem gdy doświadczyłeś tego cudu to nie zmotywowało Cię to jakoś myślałem że najgorsze są początki a potem jest już tylko lepiej ??

ocenił(a) film na 10
pawelc11

Czynnikiem oporu jest coś dziwnego, trudnego do przeskoczenia (coś w rodzaju lenistwa, które można nazwać brakiem przyzwyczajenia -gdy wiesz, że coś jest najlepsze i dobre, a tego nie robisz ). Pewnie w grę wchodzi też kwestia siły woli.
Dziwi mnie to, iż sfera psychiki jest jak mul, jak osioł, z którym trzeba siłą gdy się uprze, zatnie.
Za Antony De Mello -<powiem na usprawiedliwcie> -wiedza to nic, ważna jest świadomość.
To jest tak, że jeśli nawet kilka razy w życiu się uda, to zawsze jest ten lęk, nieraz całkiem irracjonalny (np. przed egzaminem gdy wiemy, że znamy odpowiedzi, przed podjęciem nowej pracy, gdy wiadomo, że będzie łatwa, przez wyzwaniami, którymi jawić się może wszystko co nowe, nie poznane lub zagadkowe). Niektórzy nauczyciele NPL mówią, że techniki oddziaływania na ludzi są tak silne, że zadziałają też na nich, mimo że mają o tym wiedzę, że je znają (się nie obronią). Wniosek z tego, że umysł świadomy, wola jest podporządkowana pewnym mechanizmom, podlega im i trudno z samą tylko wiedzą, intencją być w pełni wolnym robiąc to co się chce (to tak jakby organizm, cały system psychiki nas determinuje). To tak ogólnie opowiedziałem jak odbieram to co przeszkadza (jako nawyk, swego rodzaju rozpęd, kierunek -podobno jest to program zawarty w podświadomości i raczej trudno go ot tak zmienić z dnia na dzień, czy tygodnia na tydzień -szczerze to mało się nawet staram -sam program zapewne mnie w tym ogranicza). We wszystkim następuje sprzężenie zwrotne (to jak prawo przyciągania, dzięki temu nie łatwą jest jakakolwiek zmiana). Gdy już znamy kogoś w życiu, kto ma dane cechy, to raczej nie spodziewamy się, że przy kolejnym spotkaniu ulegną zmianie (podobno charakter kształtuje się do jakiegoś wieku). O tym problemie z oporem do zmian jest bardzo wile w znakomitej książce Filozofia 'filozofia kaizen' (na pierwszych stronach autor ukazuje jakim jest się niewolnikiem swego pierwotnego umysły, czy czegoś w tym rodzaju). W każdym razie to jedna rzecz dla dla mnie do zgryzienia, której nie przeskakuje przez zbyt wygórowaną ambicje (która zwyczajnie nie godzi się na drogę małych kroków:) Zabawne -do niedawna wahałem się czy pisać bloga /odrzucając to jako strata czasu/ a i tak z tych postów wychodzi ala pamiętnik, tak jak z maili do znajomych w sieci:)
Starając się jasno odpowiedzieć na pytanie -na początku gorzej, a potem tylko lepiej. Nie cierpię niepewności, chciałbym być pewnym, a to nie możliwe -dlatego, przy odrobinie wątpliwości już nie mam wystarczającej wiary.. a o sukcesach łatwo się zapomina, tak jak o błędach. Przynajmniej ja na nich, na historii niewiele się uczę (jak na razie, kręcę w kółko bo chciałbym mieć jakby idealną receptę więc prawie jak pisarz z filmu 'jestem Bogiem' nie mogę zacząć pisać pierwszego rozdziału, postawić pierwszego kroku na nowej, w pełni świadomej drodze. Bo wciąż szukam i opracowuje teoretycznie jakiś lepszy, bardziej złoty, efektywniejszy środek. Czasem żartuję sobie mówiąc, że specjalnie szukam problemów w życiu i powiększam je, aby się zmotywować do znalezienia jakiegoś super środka, który zawsze zadziała i który będzie można polecać wszystkim. Parę dni temu zrozumiałem o co chodziło Norwidowi z tym pięknem, które jest niby istotne dla pracy. Faktycznie nieźle motywuje, więcej dało mi kopa, coś w rodzaju tablic wizji z filmu 'sekret'. Z tego doświadczenia wysnułem taki oto wniosek: im bardziej otaczasz się pięknem tym większą zyskujesz siłę, dzięki podwyższaniu własnej wartości (przekładając na praktykę np. tym szybciej się wzbogacisz, lub utrzymasz majątek). Teraz rozumiem ludzi, którzy wydają ogromne kwoty na styl, dzieła sztuki, ozdoby.
Z wewnętrzną wartością jest tak jak z pieniędzmi. Jeśli ma się mało to nie ma ich z czego pomnożyć:) Nawet na świetnej inwestycji (znając się na giełdzie -jak w polecanym prze zemnie filmie o kontrowersyjnym tytule:) Więc właśnie teraz łamię obie głowę nad tym jak zrobić coś z niczego, jednocześnie przekonując się, że nie jest ważne zaspokojenie ambicji, a osiągnięcie praktycznego celu. Bo widzisz mam ten problem, że znając ze słyszenia jakieś super metody i czy zewnętrze rozwiązania jak np. hipnoza, nie biorę ich pod uwagę. Tak jakbym musiał sobie udowodnić, że bez żadnych 'cudów' sam potrafię zajść daleko na piechotę (i to jest mój ambicjonalny problem). Być może dlatego obecnie nawet nie stosuję sekretu:( Tak jakbym obawiał się, że to nie będzie mój sukces, ale jakby wygrana od losu (np. w totka -podobno taki sposób wzbogacenia nie pomaga, a osłabia ludzi). Gdybym wygrał to byłbym nie samodzielny, a gdy się dorobię milionów pokonując po drodze multum problemów, to będę jak waleczny, nieustraszony wojownik zaprawiony w boju, a nie jakiś maminsynek, który zawsze ma wszystko na gotowe i gdy nie ma kogoś przy sobie w ciemności boi się zrobić krok do przodu, podjąć ryzyka w życiu, postawić się, sprawdzić, mierząc z problemami. Po prostu powolna droga, ta cała wyprawa po sukces, życie nas zaprawia. Jeśli /jak mi do niedawna/ uda się prześlizgnąć fartownie przez całe lata /gdzie nie musiałem prawie nic robić/ to potem w samodzielnym w życiu jest o wiele bardziej ciężko. No widzisz -wygadałem się -moje problemy są proste i głupie (już tak jest w sprawiedliwym świecie -jedni mają to drudzy tamto, jedni łatwość w tym co trudne, a trudność w innym, co dla większości łatwe:)

Wracając do rozwiązań -mam pewien ogólny pomysł jak działać aby w zdobyć w życiu jak najszybciej i jak najwięcej (czyli jak być skutecznym i wolnym, móc sprawnie i swobodnie działać /nie, że jest się czymś ograniczonym, choćby wolnym czasem/).
Jednak nie poświeciłem uwagi na sam start, bo jak wiemy najtrudniej zacząć (a niestety nie mając nikogo nad sobą mam straszliwy nawyk odkładnia na potem, wszystkiego co się nie pali z pilności, a tym bardziej jeśli później można coś zrobić lepiej).
To dlatego jestem gdzie jestem i takie serfowanie po sieci, z częstymi odwiedzinami filmweb-u jest u mnie formą ucieczki...
/przed zbyt wygórowanymi oczekiwaniami wobec siebie -perfekcjonizm =zrobić coś zwyczajnie pracy nie warte, jeśli coś wykonać to na full satysfakcjonującego poziomu/.

zjonizowany

Chciałbym jednak tak na skróty jeśli potrafisz odpowiedź. Jak to wszystko może działać na ludzi którymi się otaczamy w książce jest napisane że nie możemy nikogo przekląć tylko wszystkich błogosławić nawet wrogów to wtedy lepiej na tym skorzystamy nie oto pytam lecz bardziej chodzi mi o to czy nasza wiara w kogoś jakoś może go zmieniać czy na przykład jeśli widzimy że ktoś jest wredny, skąpy itd. To czy jeśli uwierzymy sami w sobie że on (może być dobry) jest dobry że się (zmieni) zmienił i w ogóle zmądrzał czy to może może naprawdę na niego jakoś wpłynąć czy nasza myśli kształtują tylko nasze życie nie mamy wpływu na kogoś?? Wiesz chodzi mi że można próbować pogadać z tym kimś powiedzieć parę mądrych słów itd ale czy wiarą można jakoś wpłynąć?

ocenił(a) film na 10
pawelc11

Dzięki za to Jedno pytanie (a już obawiałem się, że będzie ich więcej:) Nie będę mógł rozwijać, jak o niedawna, dłuższych odpowiedzi (bo właśnie postanowiłem ograniczyć swą twórczość forach, która stała się niczym nałóg, więc zalecana była by abstynencja, aby zmienić nawyki).

Tak jest to możliwe (siłą umysłu możemy oddziaływać na ludzi, których nawet nie znamy osobiście).
Wcześniej wydawało mi się to nieprawdopodobne (do czasu gdy nie okazało się, że jest taka metoda leczenia:)
Wpadł gdzieś na nią gdzieś Joe Vitale (wzmiankując o tym w nie jednej se swych parudziesięciu książek).
Jest związana z tym dość ciekawa historia o wyleczeniu więźniów (Ho’oponopono – Hawajska Sztuka Lecznicza).

Co do wyjaśnienia na z jakiej racji jest to możliwe najłatwiej dać przykład sieci komputerowej (bo jak ona wszyscy jesteśmy połączeni w niewidocznym, duchowym wymiarze). Znając kogoś IP możesz wyświetlić komunikat na jego komputerze (a już będąc hackerem można włamać się i czytać informacje, a jeśli jesteś w tym wybitny możesz z powodzeniem i zmodyfikować coś niepostrzeżenie). Podczas jakiejś lektory, byłem tak bardzo zdumiony opisanymi tam doświadczeniami, że zagadałem o tym do mojej many (specjalnie fatygując się kilka pięter, do kuchni). Na co ona zadziwiając mnie jeszcze bardziej, odparła coś w stylu - nic odkrywczego, już dawno wiadomo, że możliwym jest poznawanie czyiś myśli (czyli jakby włamanie hakerskie:) Wcześniej słyszałem tylko o telepatii, nie zawsze udających się próbach przekazu bardzo prostej informacji między osobnikami o takich zdolnościach (eksperymenty wojskowe, z pomiarem czasu biegu sygnału, między bardzo oddalonymi punktami i zdaje się także z nadawaniem z orbity Ziemi -wynik: nie ma upływu czasu, tak jakby nie było dzielącej tych ludzi przestrzeni). "Jasnowidzenia można się nauczyć" -powiedział w jednej z audycji radiowych -Jackowski -jeden z najbardziej cenionych jasnowidzów na świecie. Zebrał on już kilkaset podziękowań od policji, z którą współprace (mając zwyczaj prosić o taki dokument po każdej rozwiązanej zagadce -zwykle na wskazuje miejsce spoczynku zwłok).
Wtrąciłem tę wzmiankę, ponieważ wynika z tego, że zdolności niby paranormalne to jest coś co nie jest jakiś tam szczególnym darem, wybrykiem natury. To zdaje się tak jak z nauką śpiewu u ludzi (nie umieją bo nie próbowali -znałem nauczyciela, który twierdzi, że opracował metodę pozwalającą na nauczenie każdego śpiewu bez fałszowania, a jest to uważane za niemożliwe -tak jak, mówi się, że są osoby podatne na hipnozę lub nie -ktoś już obalił ten pogląd, bo wszystko zależy od hipnotyzera. W przerwie szkolenia NPL, trener opowiadał grupce, że hipnoza to w ogóle jedna wielka ściema -można wprowadzić człowieka w trans, nawet bez mówienia słowa, wykonując gest dłoni, zbliżając rękę, czy dotykając czoła -mniejsza o to. Najważniejsze to, że mamy o tym zjawisku mylne mniemanie...). Więc właśnie zależnie od szkoły, stopnia wtajemniczenia, są różne mniemania, czasem sprzeczne opinie -dopiero co raczkujemy w poznawaniu tego dziwnego świata tajemnic (w tematyce zaliczanej do parapsychologii, ezoteryki, duchowości). Tymczasem gdzieś tam w 1982 roku, ktoś podczas doświadczenia śmierci klinicznej podziwia całe te struktury połączeń, powiązań między duszami ludzkimi i poznaje inne tajemnice, np. czasu, wielkiego wybuchu (przeszłość i przyszłość naszego materialnego świata:) Ten głośny przypadek, gościa /który otrzymał odpowiedzi na pytania, które wydawały się takowej nie posiadać/ wskazuje na to samo -iż wszyscy jesteśmy jakby połączeni, powiązani ze sobą, co widać po drugiej, niematerialnej stronie). Być może to brzmi jak bajka, ale wystarczy oderwać się od starych schematów, przyzwyczajeń /jak do wizji płaskiej Ziemi jeszcze za czasów Kolumba/. Sprawa wyda się prawdopodobna jeśli założymy, że naprawdę, żyjemy jakby w matriksie i to wszystko co widzimy jest złudzeniem, rodzajem projekcji, jak w grze komputerowej sztucznej rzeczywistości (czemu dowodzi już zwykły sen lub hipnoza). Osoby doświadczające regresji hipnotycznej /w tym moja kumpela/ twierdzą, że to doświadczenie jest nawet bardziej rzeczywiste od tej rzeczywistości po wyjściu z transu, to tak w niektórych snach wydaje się nam, że to się dzieje naprawdę (z czego wynika, że umysł to projektor doświadczeń, odczuwania rzeczywistości -ma on różne częstotliwości, tryby pracy -niczym programy w pralce -stan czuwania, wyobraźnia, sen i LD, hipnoza regresja, OOBE czy śmierć kliniczna z pozostawaniem na Ziemi, wśród ludzi ale będąc dlań niewidzialnym. To wszystko zdaje się być jak opcje i lewele jakiejś gry (jeśli my po kilku tysiącach lat rozwoju, do wypełźnięcia z jaskiń, potrafimy stworzyć wirtualną rzeczywistość, takich sims2 to założę się, że mając do dyspozycji trylion bilionów lat, można z powodzeniem zaprojektować grę 3D taką jak nasz rzeczywistość materialna (gdzieś oglądałem film o tym, że na matematyczną strukturę rzeczywistości, jakby pikselizację przestrzeni, wskazują eksperymenty z cząstkami elementarnymi). Chciałbym przez to powiedzieć, że wiele wskazuje na to, iż podział jest sztuczny (trochę się rozpędziłem -wkraczając w zagadnienia kursu cudów, który gdy po raz pierwszy nań wpadłem wydawał się być dojechaną w kosmos magią, bajką, jak opowiadania sff -tyle, że to jest kurs kształtowania świadomości, rozpoczynający się od słów typu "nie jesteś ciałem -jesteś nieśmiertelnym duchem"). Cóż wysłuchałem pierwszej lekcji, ale jeszcze widać nie dorosłem aby przebrnąć przez pozostałych, zdaje się z 50:) I raczej nie polecam, bo bez powiedzmy duchowej dyspozycji to od tego odrzuca... /a nie chciał bym aby ktoś coś niewiarygodnego kojarzył ze mną -szczycę się, bezstronnością, byciem jakby ponad religiami, sektami i chciałbym aby tak pozostało/.

To na tle, mam nadzieję, że znajdziesz w sieci interesujące materiały na temat możliwości oddziaływania na odległość.
Choć bardziej byłbym skłonny przyjąć, że w rzeczywistości, nie ma żadnej odległości i odrębności, że nasz świat jak go widzimy, jest naszą projekcją, która owszem jest sprzężona z innymi projekcjami (jak w grze przez internet, gdzie coś rozgrywa się na jednym polu, które w rzeczywistości obsługuje jakiś serwer w sieci, a komputery graczy to tylko stacje nadawczo odbiorcze, wyświetlające na monitorze obraz i przyjmujące sygnały z klawiatury, myszy itp.). Zrób testy np. pomyśl o kimś dobrze w duchu, zanurz jego obraz w morzu ciepła i miłości i potem zapytaj jak się czuje, albo czy zmieniło się mniemanie o Tobie, że stałeś się osobą jakby sympatyczniejszą dla tego kogoś. Po prostu zgaduję jak można się do tego zabrać i co może wyniknąć. Myślę, że jeśli czujemy do kogoś wrogość, czy nienawiść, lub zwykłą złość, to napędzamy to samo u kogoś, odstręczamy od siebie. Sam użyłem jeden raz czegoś takiego, że spodziewając się od kogoś telefonu z awanturą, bo zwaliłem jakąś sprawę, termin. Bardzo pozytywnie myślałem o tej osobie, postrzegając ją wyrozumiałą i tolerancyjną, łagodną (a taką nie była w poprzednich telefonach:) Niedługo po tym, odebrałem komórkę prowadząc zaskakująco miłą rozmowę, aż się zdziwiłem (uznałem, że to przypadek -serio to dla mnie nadal tak niewiarygodne, że nie przełamałem się, aby takie zwyczaje stosować -wtedy było to spontaniczne:) Jak to z tm całym sekretem, efekt zapewne zależy od naturalności, od faktycznej wiary (nie da się tego zrobić na siłę -nie uwierzysz gdy powiem, że jestem kosmitą, nawet gdybym przesłał za konto tysiąc zł, z prośbą o taką silną wiarę, abyś się bardziej postarał to dopłacę;) Po prostu to jest jakby niezależne od naszej chęci, ale penie da się wyćwiczyć (nie wiarą w coś na zawołanie, ale samą skłonność do wiary w daną rzecz, na zasadzie drobnych kroków -np. dziś wierzę, że zarobię "x", za tydzień będę wierzył że "y", za miesiąc mając już "y" w kieszeni będę łatwiej mógł uwierzyć, że zarobię "z" -z czasem uwierzę, że będę mógł być milionerem zarabiającym np. sto tyś m-c ( itak się stanie). Jak to wszystko układa się w podświadomości -odsyłam do cennych materiałów np. na YouTube: "pozytywna kreacja" :D Życzę powodzenia w postępach w stosowaniu sekretu na co dzień (i poruszę trzymaj kciuki za mnie -bo jak każdy jestem w tym leniwy:) Słusznie powiadają, że drugą naturą człowieka są nawyki (jak przyzwyczailiśmy się pracować nad czymś fizycznie, a nie myślą, to siłą umysłu, czym dobrze było by poprzedzić zabranie się za coś, dzięki czemu łatwiej pójdzie:)

ocenił(a) film na 3
pawelc11

Nie można zmusić nikogo do zmiany swojego myślenia, możemy tylko za pomocą sugestia podpowiedzieć komuś co jest słuszne a co nie, no chyba że na poziomie podświadomości jak podczas transu hipnotycznego. Jeżeli oglądałeś film "Incepcja" to tam masz wszystko opisane jak można komuś nasunąć ideę, ale jest to bardzo trudne. Hitlerowcy bardzo sprytnie nasuwali ludziom idee podczas ekstatycznych wypowiedzi fuhrera. Jeżeli chodzi o przeklinanie kogoś w myślach albo w słowach to już przed Chrystusem istniały wierzenia że jest to możliwe. Do dziś praktykuje się Voodoo. Jak kolega wyżej napisał istnieje iny wymiar w którym wszystkie dusze po śmierci łączą się, a przestrzeń pusta może być wykorzystywana do kontaktu z innymi osobami które zmarły, lub manipulacja żyjącymi. Cygańskie klątwy mimo iż są uznawane za zabobon podobno działają, ale nie chce tego sprawdzać na własnej skórze:> Samą wiarą można przekonać człowieka do złego jak i dobrego zachowania - masz przykład księży w kościele. Im lepszy duchowny tym uważniej ludzie go słuchają - ma on tzw. kontakt z publiką. Jeśli chodzi o złorzeczenie to ja zawsze miałem to coś co dawało mi znak że ktoś o mnie źle mówi. Tzw. czerwone ucho :) Ma się wtedy odczucie że ktoś cie obgaduje i zazwyczaj wiem kto to robi. Takie rzeczy jak przeklinanie kogoś są możliwe więc ostrożnie ze słowami puszczonymi na wiatr :)

ocenił(a) film na 10
pawelc11

Okazuje się, że moim problemem był "nadmierny potencjał" chciałem za dużo naraz (wprawdzie nawet same rozwiązania przyszły, ale tym razem jakbym ja się przestraszył -zbyt dużej zmiany w życiu na raz). Z genialnej i super przydatnej książki Vladimira Zelanda dowiedziałem się dopiero parę dni temu jak rozwiązać ten problem choć to czułem /że stworzyłem zbyt duża presję, różnice potencjałów/ ale nie ufałem sobie, dopiero gdy wyczytałem w poradniku przyjąłem). Piszę to aby poddać Tobie tę lekturę, o której ciekawie wypowiadają się: http://www.cheops.darmowefora.pl/index.php?topic=4192.0 a mi jawi się ona jako najlepsza książka jaką w życiu czytałem po "rozmowach z bogiem". Można (zdaje się do 5-go tomu) mieć to w wersji mp3 -aż 20 godzin:D W jednej z internetowych księgarni widziałem, że jest 8 tomów (ale być może kolejne nadal powstają). To jest perła nad perły, jeśli chodzi o sekret.. (tak jakby dzieło to było zwieńczeniem całej wiedzy o tym jak osiągnąć cel siłą umysłu /najbardziej mi się podoba omówienie tam przeszkód, które gdzie indziej nie są nawet wspominane -no chyba, że w "diagnostyka karmy" też pochodzącej z Rosji -tam widać mają taką wyczuloną na Ego duchowość). Techniki są łatwe i wszystko jasne. Jest tylko jedno ALE.. Książki chyba raczej nie można polecać osobom nie wtajemniczonym w sekret, bo nie dość że jej nie zrozumieją to mogą się zrazić, zrecenzować ją negatywnie i zniechęcić się od tematu prawa przyciągania -jest PROFESJONALNA, za bardzo zaawansowana:) Dlatego pewnie dopiero teraz ją dostałem od kogoś, a wcześniej jakoś dziwnym "przypadkiem" przeoczyłem mimo, że gdzieś się zeń spotkałem (zignorowałem). To taka wskazówka, aby traktować ją jak perłę, której się nie rzuca tym którzy jej nie docenią (bo szkoda psuć jej wizerunku i relacji). Sam chyba zrobię na ten temat blog z bardziej oczywistymi fragmentami, aby odsyłać tam wszelkich spotkanych ludzi.

zjonizowany

Ja ogólnie staram się kroczyć własną drogą ze swoim Umysłem męcze się sam niestety okoliczność zewnętrze trzymają stronę moich złych nawyków :) Czasami mnie przeraża że niby wszystkim steruje ja a władza którą próbuje posiąść jest tak potężna iz nie jestem w stanie stawić jej czoła, być może to jest właśnie piękne ta transformacja, jednak wolałbym się urodzić wizjonerem ;D Dzięki za pamięć kolego, obecnie stosuję Medytacje Wglądu ale po patrze i na to co mi dałeś :)

ocenił(a) film na 1
pawelc11

Wiesz co, nie wiem jakie masz poglądy na różne kwestie i w tym duchowe, ale w tej technice planowania swojej przyszłości, a raczej wymuszania zaistnienia pewnej rzeczywistości - takiej, jaką sobie wymyślimy - jest dość poważny szkopuł. Wymyślając to, co chcesz żeby się zdarzyło oddalasz się coraz bardziej od swojego przeznaczenia czy swojej ścieżki - jakkolwiek chcesz to nazwać. Nie chodzi tu o to, że masz zaplanowane przyszłe losy, które mają Cię spotkać, ale w danej chwili życia znajdujesz się w konkretnym miejscu swojej drogi/ewolucji życiowej. By się rozwinąć potrzebujesz zaliczyć określone przeżycia. Te przeżycia, wszystko co Cię spotka wiąże się z tym, co spotkało Cię wcześniej i czego potrzebujesz do rozwoju. Oczywiście wśród zdarzeń, które są potrzebne do rozwoju są też przeżycia przykre w sensie nieprzyjemne, ale chociaż są przykre zawsze wiążą się z nauką i rozwojem. Kiedy faktycznie nastawiasz się na swój rozwój to dążysz do odkrycia swojego wewnętrznego/wyższego ja, pogłębienia wiedzy/zrozumienia świata/dostrojenia się do niego/zharmonizowania się z nim. Prawdziwy rozwój polega na wyzbywaniu się ze swojego światopoglądu iluzji i dotyczy to także Twojego postrzegania swojej osoby. Stopniowo pozbywasz się różnych iluzji związanych ze swoim wyobrażeniem samego siebie i z tym, co narzucili Ci inni (ich wyobrażeniami na Twój temat i także ich oczekiwaniami, którymi wymuszali Twoje pewne zachowania i decyzje), z lękami itd. Te wszystkie wpływy tworzą iluzoryczne "ja", które większość osób uważa za swoje "ja", swoją osobowość, podczas gdy tak naprawdę ich prawdziwa osobowość/prawdziwe ja jest zupełnie inne. Prawidłowy rozwój polega na docieraniu do swojego prawdziwego ja, wyrabianiu uważności np. drugiej uwagi. Druga uwaga polega na tym, że zaczynasz jakby z głębi siebie sam siebie obserwować. Dosyć szybko można odkryć w sobie zdolność do takiej obserwacji, że choć np. jedna część Ciebie np. uczestniczy w kłótni i ulega pewnym emocjom, to istnieje też inna część Ciebie, która jest czysta od tych emocji zmącających ogląd i może obserwować tę drugą pochłoniętą kłótnią. Tak jakby poszerzasz świadomość. Prawidłowy rozwój polega na zwiększaniu tego wszystkiego, co dostrzegasz. Docieraniu do prawdy, zauważaniu co jest iluzją.

Jeśli zastanowisz się nad swoją osobowością, tym, co uwazasz za siebie, za swoje ja, to zobaczysz, że mnóstwo z tego, to zachowania czy cechy związane z emocjami. Np. z lękiem przed czymś. Np. nieśmiałość wydaje się bardzo istotną cechą osobowości, jednak to jest jakby nakładka z emocji na naszą faktyczną osobowość. Kiedy usunie się blokady energetyczne nieśmiałość potrafi całkowicie zniknąć, a zamiast niej pojawi się poczucie związku z innymi ludźmi i wręcz otwartość w kontaktach międzyludzkich (bo faktycznie naturalnym stanem dla człowieka jest odczuwanie więzi z innymi ludźmi). Nagle okazuje się, że to, co uważaliśmy za cechę osobowości było jedynie pewną maską, która zakrywała prawdziwe wnętrze. I prawidłowy rozwój duchowy polega na tym, by właśnie usuwać takie maski/nakładki zafałszowujące rzeczywistość i w tym nasze prawdziwe ja (bo zafałszowują one nasze spojrzenie i na otoczenie i na nas samych).

Kiedy korzystasz z techniki programowania przyszłości/rzeczywistości - tego, co propagowane jest w tym filmie "Sekret" wpływasz poprzez plan astralny na plan fizyczny. Wymyślasz coś, co chcesz uzyskać - najczęściej jakies dobra materialne - i na tym się skupiasz. Możesz też np. "zaaranżować sobie przyszłość" by np. wygrać zawody kolarskie. Problem jednak w tym, że to wszystko będzie iluzją, którą sobie wymyślisz i zmaterializujesz i nie będzie miało żadnego związku z Twoim prawdziwym ja, ani z Twoim rozwojem duchowym.
Powiedzmy, że wygrasz te zawody kolarskie tak jak sobie zaplanowałeś w wyobraźni, jednak ta wygrana nie będzie wynikała z Twoich faktycznych umiejętności fizycznych, a nawet jeśli częściowo będzie się z nimi wiązać, to nigdy nie dowiesz się w jakim stopniu. Tak więc nawet w taki sposób nie będzie to miało związku z Tobą prawdziwym - nawet w tym fizycznym sensie. To będzie jedynie Twój pomysł na przebieg danej sytuacji. Czysta iluzja. Wymyślając sobie przyszłość będziesz pogłębiać iluzoryczność, w której się obracasz zamiast ją usuwać. W dodatku zakłócisz w ten sposób także życie innych ludzi.

Chodzi o to, że ważne jest, by żyć w harmonii ze sobą i swoim otoczeniem, ogólnie wszechświatem. Wszystko dąży do zachowania równowagi. Prawo Karmy polega na tym, że jeśli zrobisz coś, co wytrąci Ciebie czy otoczenie z równowagi, to automatycznie musi zajść jakaś reakcja na tę Twoją akcję, która to reakcja będzie miała na celu przywrócenie równowagi. Nie chodzi tu o to, że ma zachodzić karanie za złe uczynki. Często tak to wygląda, ale faktycznie polega to jedynie na naturalnym dążeniu do równowagi. To tak jak w zadaniach z fizyki jak się robi bilans sił działających np. na klocek leżący na stole. Żeby klocek leżał na stole, a nie załamał stół, albo nie uleciał do góry siły działające na niego w dół i w górę muszą się równoważyć. Jeśli siły działające w dół będą większe niż te działające w górę stół się załamie. Po załamaniu ten nowy układ złożony z połamanego stołu, klocka i tego na czym leżą będzie w stanie równowagi, a jesli nadal któreś siły będą przeważać to nastąpi następna reakcja (znowu cos np. pęknie czy przemieści się) aż do osiągnięcia stanu równowagi. I analogicznie jest ze wszystkim. Równowaga musi być zachowana na wszystkich planach istnienia. Na tym polega prawo Karmy. Pewna akcja spotyka się z reakcją, która jest po prostu naturalnym dążeniem do równowagi. Istota ludzka dąży do bycia w równowadze z otoczeniem (nie tylko na planie fizycznym). Ważne jest też by była w równowadze sama ze sobą. Kiedy np. nie lubisz swojej pracy, ale zmuszasz się do niej, to świadomie możesz myśleć, że to jest dobre, bo np. praca daje Ci dobrą pensję dzięki której troszczysz się o rodzinę i to dobra praca, więc wierzysz, że wykonywanie jej jest dobre - właściwie. Jednak nienawidząc jej działasz wbrew sobie - zaburzasz swoją równowagę i wcześniej czy później nastąpi na to odpowiedź - zazwyczaj w postaci choroby. Choroby mają swój sens. Są oczywiście nieprzyjemne, ale to nie jest coś przypadkowego istniejącego bez sensu czy na złość człowiekowi.

Istotne jest to, że właściwy rozwój polega na dążeniu do osiągnięcia jak najlepszego zestrojenia się z wszechświatem (i w tym też samym sobą). To prowadzi do stanu poczucia szczęścia wynikającego z samego poczucia, że się jest "na swoim miejscu", że się jest częścią całości, że rozumie się sens swojego istnienia. Im częściej zakłócasz równowagę, schodzisz ze swojej drogi, tym częściej zakłócasz ogólną równowagę i potem tym więcej masz tych reakcji związanych z wracaniem do równowagi, czyli innymi słowy masz więcej do przerobienia/usunięcia, by wyzwolić się z karmicznego koła ponownych wcieleń. Programując sobie przyszłość nie zbliżasz się do swojego wnętrza, a od niego oddalasz. Nie uczysz się na podstawie swoich doświadczeń. Po prostu bawisz się w wymyślenie sobie "fajnego" życia (bez żadnej głębi) i jeśli będziesz mieć bardzo materialistyczne, płytkie i egoistyczne podejście, to być może będziesz zadowolony, ale jeśli chodzi o Twoją ewolucję duchową, to będzie to postępowanie destrukcyjne i wiele osób potem jednak nie czuje zadowolenia, bo brakuje im tego poczucia spełnienia/sensu, które występuje jedynie wtedy, kiedy człowiek się rozwija - podąża "swoją ścieżką".

Przekaz metody propagowanej w tym filmie jest taki, że człowiek może zrobić co chce i nie musi się przejmować innymi ludźmi, ani tez planetą, zwierzętami czy roślinami, bo przecież wszystko można sobie wymyślić, a zgodnie z założeniami metody wszystko, co można wymyślić można zmaterializować. W ten sposób zdejmuje się z ludzi odpowiedzialność za ich czyny. Dodatkowo prowadzi to do wyzbycia się empatii, której odczuwanie jest ogromnie ważne w rozwoju duchowym. Człowiek przekonany o sensowności tej metody dba sam o siebie, a jeśli nawet stwierdzi, że komuś mógłby pomóc, to jedynie w ten sposób, że dzieląc się z nim tym "wspaniałym sekretem" , bo potem zgodnie z tą metodą "jedynie sam sobie możesz pomóc", czyli mówiąc prościej - nie muszę się o ciebie martwić, ani nie mam powodu ci współczuć, bo jeśli cierpisz to tylko dlatego, że nie chcesz skorzystać z cudowności "sekretu". Do tego według tej metody spłyca się znaczenie lub całkowicie pozbawia się znaczenia różne faktycznie ważne życiowe doświadczenia i w tym choroby i cierpienie jako takie. Tak jakby to był czysty przypadek, że te zjawiska istnieją. Ta metoda w ogóle nie zwraca uwagi na potrzebę równowagi, na fakt, że równowaga po prostu musi być zachowana i wszelkie zjawiska typu śmierć czy choroby nie są przypadkowymi błędami natury, a są związane z naturalnym charakterem/porządkiem istnienia.

To jest podobna sytuacja jak wtedy, gdy ludzie nie wierzący w czakry i meridiany konstruują urządzenia medyczne wykorzystujące strzępy wiedzy dotyczącej tradycyjnej medycyny wschodniej. Te urządzenia oczywiście działają, tyle że można nimi bardzo łatwo i bardzo mocno zaszkodzić i zazwyczaj właśnie takie są efekty ich stosowania, bo osoby obsługujące te urządzenia zazwyczaj w ogóle nie mają pojęcia o tych sprawach, a poza tym takie wybiórcze działanie polem magnetycznym, elektrycznym czy elektromagnetycznym na układ energetyczny człowieka jest zwykle zbyt gwałtownym zaburzeniem, co prowadzi do pogorszenia stanu zdrowia.

Podejście, że nie trzeba mieć o czymś pojęcia, by z tego korzystać w wielu przypadkach jednak nie jest prawidłowe, a wręcz tragiczne w skutkach.

Eleonora

Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, chcesz mi powiedzieć że styl życia propagowany w tym filmie nie prowadzi do niczego jedynie do materialnego zysku który jest jakby złudzeniem a nie prawdziwym ''ja''. Jestem w tym nowy dopiero od nie dawna zacząłem się interesować właśnie tematami tego typu rozwój osobisty doskonalenie się itd. więc nie do końca rozumiem. Właśnie staram się nauczyć bardzo szybko czytać bo mam dużo książek do przeczytania na tej książce nie po przestanę dalej próbuję czegoś nowego i wdrażania tego w życie, więc mam nadzieję że jestem na dobrej drodze jednak bardzo chciałbym osiągnąć sukces materialny przyznam szczerzę żywię w Sb dużo negatywnych emocji ale staram się z nich wyzwalać działać na spokojnie i z wiarą że pewnego dnia wszystko się zmieni na lepsze nie potrafię też wierzyć że ludzie się zmieniają często się na nich zawodzę. Niestety jednak jeśli chodzi o zaprzyjaźnionych otaczam się ludźmi którzy bardzo sceptycznie podchodzą do wielu rzeczy dlatego raczej nie chwalę się na czym pracuję czy co czytam został bym wyśmiany, dużo narzekania i poglądy że ten kto więcej pracuję więcej zarobi, gdy mówię jaki mam plan to spotykam się wyśmianiem lub zwyczajnie nie dasz rady daj se spokój itd. Chciałbym trafiać na ludzi którzy nie wątpią w sukces którzy mimo porażek ciągną dalej dopóki się nie uda, na takich jeszcze nie trafiłem być może dlatego że sam jeszcze nie osiągnąłem czegoś znaczącego dlatego też nie chcę nikogo pouczać o nastawieniu czy podejściu bo kim ja jestem żeby ktoś mnie słuchał, dużo żeby gadać o tym jaka sytuacja panuję w moim życiu rodzinie itd. Sekret mi pomógł lepiej się czuję teraz wiem że jeden człowiek jest w stanie coś zmienić i to dla mnie najlepsza wiadomość z tego filmu. Dzięki za odp. i pozdrawiam

ocenił(a) film na 1
pawelc11

Ogólnie chodzi o to, że człowiek ze względu na swoją budowę/istotę (nie wyłącznie fizyczną) jak i ze względu na to, że cały świat ma bardziej złożoną budowę niż tylko fizyczną, może zrobić wiele wydawałoby się nieprawdopodobnych rzeczy. Świadomość tego może faktycznie podziałać zachęcająco i podbudowująco, tyle że niewłasciwe wykorzystywanie możliwości nie prowadzi do niczego dobrego. Na pewno nie jest możliwym połączenie rozwoju w sensie faktycznego swojego rozwoju (rozwoju swojej osobowości, rozwoju duchowego) z nastawieniem na odnoszenie korzyści materialnych. Podstawową kwestią jaką trzeba zrozumieć (tak faktycznie ją zrozumieć, przyswoić sobie) jest to, że świat i jako całość i w obrębie mniejszych obszarów/zbiorów elementów zawsze dąży do równowagi. To zjawisko jest równoznaczne z faktem (jedno z drugiego wynika) połączenia wszystkich i wszystkiego. Nie ma więc możliwości robienia czegoś zaburzającego równowagę bez uniknięcia późniejszej reakcji (świata/wszechświata itd. - jakkolwiek to ujmiesz) dążącej do przywrócenia równowagi. Ze skupieniem się na pieniądzach (korzyściach materialnych) nierozerwalnie łączy się skupienie na świecie fizycznym. Możesz sobie mówić i sam siebie przekonywać, że tak nie jest i że jednocześnie chcesz się rozwijać duchowo itd., ale prawda jest taka, że chcąc osiągnąć korzyści materialne w taki sposób o jakim tu mówimy maksymalnie skupiasz się na tym. Im mocniej to robisz (im wierniej stosujesz się do tych zaleceń) tym mocniej wchodzisz w świat urojony. Bo to jest świat urojony. Nawet jeśli go "urzeczywistnisz", to będzie to urzeczywistnienie świata urojonego. Nie będzie to mieć związku z niczym prawdziwym. Przy okazji możesz popaść w tak silną chęć i nawyk przekonywania siebie o tym, że coś jest rzeczywiste (by to urzeczywistnić), a wypierania faktycznej rzeczywistości (braku czegoś, albo jakiejś nie odpowiadającej Ci sytuacji życiowej), że w końcu stracisz kontakt z faktyczną rzeczywistością w tym sensie, że po prostu zapadniesz na chorobę psychiczną.

To jest pójście na skróty, które jest szkodliwe nie dlatego, że jakaś "elita" i Bóg wie kto i co chce zachować cudowny sekret dla siebie i nie chcą Cię do niego dopuścić. To jest naprawdę szkodliwe i w każdej poważnej książce w odpowiedzialny sposób traktującej o rozwoju spotkałbyś się z ostrzeżeniami tego rodzaju (dla Twojego dobra, a nie po to, by ukrywać przed Tobą coś fajnego). Sam rozwój człowieka polega na poznawaniu rzeczywistości, zagłebianiu się w prawdziwą strukturę świata, podążaniu coraz dalej. Masz uświadomić sobie, że poza światem materialnym istnieje też inny świat i to ten inny świat jest prawdziwym i ważniejszym, a świat materialny jest pewną iluzją, emanacją tamtego. Równocześnie musisz jednak też mieć silny związek z tą naszą fizyczną rzeczywistością. Być silnie zakotwiczonym w rzeczywistości. Nie wolno np. pobudzać postrzegania pozazmysłowego, pobudzać czakry trzeciego oka nie mając pewności czy niższe czakry nie są poblokowane (u bardzo wielu osób są). Bardzo ważne jest by nie było blokady w czakrze korzenia, ona zapewnia "twarde stanie na ziemi", daje zakotwiczenie w realności. Powinieneś najpierw zastanowić się czy naprawdę chcesz się rozwijać czy jedynie bawią Cię pewne "sztuczki" i po prostu chcesz się w ten sposób pobawić, przeżyć przygody, dogodzić sobie/zaspokoić żądze. Wyczarowywanie pieniążków czy samochodu jest tego rodzaju sztuczką. Nic nie poradzę jeśli naprawdę tego chcesz. Po jakimś czasie i przy takim podejściu otrzymasz pozytywny skutek polegający na tym, że zrozumiesz dlaczego to podejście jest tak błędne i szkodliwe. Może własnie to Ci jest potrzebne - żeby przekonać się o tym dobitnie, na podstawie własnego doświadczenia.

Nieprzypadkowo przeżycia psychiczne/emocjonalne wpływają na ciało i zdarzenia. Im mocniej będziesz poznawać swoją prawdziwą istotę (nie twór fizyczny i nie ego) tym bardziej będziesz widzieć, że to współgranie tych wszystkich części człowieka (jak i jego otoczenia) - wzajemny wpływ na siebie - nie jest czymś przypadkowym, co nadaje się jedynie czy głównie do tego, żeby wykorzystać to w celu zaspokojenia swoich najbardziej niskich potrzeb (dogodzenia sobie). Im bardziej będziesz się rozwijać tym więcej będziesz dostrzegać sensu w różnych zdarzeniach i nawet w nieprzyjemnych będziesz widzieć pozytywne strony. Nie na zasadzie wyparcia nieprzyjemnych doznań. Wypieranie jest tak samo niewłaściwe jak wmawianie sobie realności iluzji. To jest takie samo oszukiwanie się (w jednym przypadku że coś jest, w drugim, że czegos nie ma). Dobrze jest mieć pełną świadomość. Prawdziwy rozwój zawsze łączy się z rozwojem uwagi/uważności - byciem coraz bardziej świadomym. Skupiając się na tym, co chcesz sobie "zmaterializować" skupiasz się na śmieciu (w odniesieniu do Twojego rozwoju/życia jest to śmieć, przeszkadzający odpadek, zakłócenie) i tym mniej jesteś w stanie zauważyć prawdziwe elementy świata i samego siebie. Nie ma nic złego w chęci posiadania zabezpieczenia materialnego/poczucia bezpieczeństwa, ale te dobra powinny wyniknąć w naturalny sposób i w harmonii z Twoją osobą (i Twoją "ścieżką"). W harmonii z prawami Natury.

Oczywiście jest wiele osób, które tak naprawdę chcą jedynie władzy i pieniędzy, a mówiąc/pisząc o rozwoju tak naprawdę kłamią i wcale nie będzie im przeszkadzać fakt bycia prymitywnymi o ile tylko będą bogate. Zresztą im człowiek bardziej zatopi się w iluzji tym mniej ma świadomość tej iluzoryczności. A na ile taki człowiek będzie odczuwać szczęście to już inna sprawa. Faktyczne szczęście wynika z poczucia sensu swojego istnienia - "bycia na miejscu". Oglądałeś "Obywatela Kane'a"? Ten film dość dobrze oddaje ten brak zaspokojenia, brak szczęścia, pustkę, której dobra materialne nie zapełniają, a przez gromadzenie których inne ważniejsze rzeczy w życiu umykają.
Wydawało mi się, że dosyć dobrze (w sensie że dosyć jasno) napisałam tamten poprzedni post. Nie wiem za bardzo jak to wszystko opisać tak, by uchwycić samo sedno i by nie pisać zbyt wiele. Jednocześnie wydaje mi się, że chodzi Ci tu bardziej o potwierdzenie tego, że ta metoda na dorobienie się itp. działa, a nie o to czy jest to zgodne z rozwojem czy degradujące. Tak więc jest całkiem prawdopodobne, że nie traktujesz tego, co piszę jako pewnego przestrzegania, a jeszcze Cię to nakręca do korzystania z metody. No i cóż. W zasadzie to Twoja sprawa. Ja osobiście bardzo bym chciała, żeby ludzie sobie nie szkodzili i z tego wynikają moje wpisy tutaj. Warto też wspomnieć o zagrożeniu chorobami psychicznymi, głównie schizofrenią, przy bawieniu się tego typu praktykami. Jednak dla całkiem sporej ilości osób taki pseudo rozwój (kursy rozwoju umysłu, NLP itd.) kończy się schizofrenią. W Stanach usiłują nawet zapobiegać organizowaniu chociaż części tego typu "kursów rozwoju" ze względu na ilość ich ofiar. Walczą z tym także te same organizacje, które walczą z sektami i zajmują się zapewnianiem pomocy dla osób, które tego doświadczyły, jednak walka z tym jest dość trudna, bo to niby "tylko kursy".


Jest taka krótka książka science fiction Ursuli Le Guin "Jesteśmy snem". Bardzo Ci ją polecam ponieważ w ładny sposób opisuje niewłaściwość sztucznego zmieniania rzeczywistości. To książka s-f, po prostu powieść, ale takie książki (nie tylko te bezpośrednio związane z kwestią rozwoju) także potrafią bardzo istotnie wpłynąć na rozwój człowieka, uświadomić coś, pomóc coś zrozumieć. To malutka książeczka. Przeczytasz ją migiem nawet wolno czytając. Ja osobiście wolno czytam, a szybciutko ją "połknęłam". Ona naprawdę w taki bardzo przystępny sposób przybliża ideę potrzeby równowagi w świecie, oddziaływania wszystkiego na siebie, względności tego czy coś jest złe czy dobre, czy jest potrzebne. Na pewno byłaby dla Ciebie korzystna.

Eleonora

Rozumiem o co Ci chodzi, no ale jednak trzeba się w życiu jakoś dobrze usytuować żeby czuć się bezpiecznie, zgadzam się z twoimi stwierdzeniami jednak tylko jednego nie mogę zrozumieć twierdziłaś że ukrywają przed nami tego typu rzeczy dla naszego dobra mi się jednak wydaję że łatwiej im się rządzi ludźmi głupimi.

ocenił(a) film na 10
pawelc11

Jeśli mogę się włączyć -ostatnio doszło do mnie, że to nie tyle co jacyś "oni" ukrywają to co znacznie ułatwiło by nam życie, ale to sama "matka natura", sam proces życia ma taką, a nie inną specyfikę (jeszcze inaczej mówiąc to pomysł Boga, czy bardziej duchów konstruujących świat w jego imieniu). Bo apetyt rożnie w miarę jedzenia i gdyby było tak łatwo, że wiedza o świecie była by powszechnie nauczana, to znowu dali by ten sam postulat upowszechnienia wiedzy ci, którzy znali by lub wiedzieli, jak my słyszeli o większej dającej większą wolność i swobodę /bo wiedza, prawda jest nie wyczerpywana do samego Boga -czyli doskonałej nieruchomej pełni, pustki w wiecznym teraz -bez czasu/. Ostatecznie nie mieli by sensu życia gdyby tak za ludzi ktoś odkrywał im wszelkie tajemnice świata, które mają za zadanie sami poznać na drodze [życia czyli] swego duchowego rozwoju /znam ludzi, którzy doszli do niejednego bez książek/. Mimo, że interesuję się tematem od roku dopiero ze 2 tygodnie temu doszło do mnie, że świat jaki znamy, droga ku doskonałości, którą podążamy czyli życie w swej rozciągłości daleko poza ciało fizyczne, czyli ewolucja nieśmiertelnej świadomości -za paliwo ma głupotę. Tak więc żyjemy motywowani poznawaniem prawdy, rozwojem w stronę poznania własnej mocy i tożsamości. Szybko się nudzimy i zadowalamy tym co mamy, chcemy więcej i więcej. Dzięki temu odkrywamy świat i siebie, poznajemy co to znaczy dobro, miłość, solidarność. Rozwijamy się pod każdym kontem, idąc do przodu tylko dzięki różnicy potencjałów: niewiedzy i wiedzy. Człowiek głupi i niedoskonały jest zdeterminowany do zmiany swego stanu, jeśli nie wie pragnie wiedzieć aby czynić swój i innych los lepszym. Jeśli zabierzemy ludziom głupotę/niewiedzę zabierzemy im determinację i sens życia. Przykład: Gdybyśmy spełnili wszelkie marzenia wszystkich ludzi mieszkających na jakiejś odciętej od świata wyspie, ale tylko w górę -nigdy nie dając szansy powrócić do zastanego stanu (np. ktoś marzy o tym aby być straszliwie bogaty, to nigdy nie pozwolimy mu wrócić do biedy, ktoś marzy aby znać całą prawdę to nigdy nie pozwolimy zapomnieć, na powrót być głupim i ciekawym świata, inny marzy o tym aby doświadczać ogromu miłości i nigdy nie odwołamy u niego tego stanu, więc jedyne co mogli by to chcieć więcej czegoś nowego, ale nigdy negatywnego, czyli nigdy cierpienia, odczucia niewiedzy lub braku czegokolwiek). Ludzie ci w praktyce będą żyli jak wszechmogący duchy, bo o czym tylko nie pomyślą to będziemy im to materializowali, jeśli zapomną o tym czego wcześniej doświadczali lub wychowają nowe pokolenia będą się STRASZLIWIE NUDZIĆ nie mając sensu życia, bo nie mając nic, totalnie nic do zrobienia, żadnego wyzwania! W praktyce byli by jak "duchy" /istoty z wyższego świata "my po śmierci"/ które wszystko materializują myślą. Nie ma wyzwania, które wymagało by jakiejkolwiek pracy. Jeśli nie ma celów to nie ma też po co żyć. Jeśli wyspa ta byłą by jedyna i odcięta to po prostu wszyscy jej mieszkańcy umarli by z nudów mając dość takiego życia z natychmiastowym spełnianiem pozytywnych marzeń (gdyby nie ten warunek, prosili by o cofnięcie co jakiegoś pośredniego stanu, w którym my się znajdujemy ale nie wiedząc co jest dalej tego nie doceniamy). Życie na Ziemi to najlepszy wynalazek na jaki zdecydowały się istoty o niebo od nas mądrzejsze (czyniąc nas głupimi i ograniczonymi /wersjami siebie/ dały nam większe możliwości doświadczania -wyznaczania sobie celów i ich realizowania, rozwoju -intensywności życia:) Co zabawne mimo tych całych możliwości, istnej szkoły przetrwania, poligonu doświadczeń, niewyczerpywanych wyzwań, które nam dano nieraz nudzimy się nie wiedząc co ze sobą zrobić i wtedy korzystamy z własnej mocy tworzenia kolejnych wirtualnych światów:) To jest zabawne ale faktycznie robimy to co Bóg, lub duchy nad nami. Po prostu żądni wrażeń tworzymy całe fantastyczne krainy, czy to we własnej wyobraźni, czy to też inicjowane takową materializowane dla nas przez "w spół Bogów" /istot z naszego Ziemskiego poziomu/ pisarzy, reżyserów filmowych, twórców gier on-line. Zwróćmy uwagę na ciekawą prawidłowość -tym lepszy film lub gra im są bardziej zagadkowe, zaskakujące, trudniejsze do przejścia. Jeśli ktoś powie nam wszystko filmie lub grze to stracimy przyjemność co nie? Tak też jest z naszym życiem -ktoś tworząc taki a nie inny świat "natrudził się" aby były w nim ukryte tajemnice, tylko stopniowo odkrywane w miarę rozwoju. Jeśli zdradzi się te tajemnice, to zabierze się ludziom przyjemność a być może i sens życia, a na pewno dreszczyk emocji i niepewności (pomyślmy tylko co by się stało, gdyby naukowcy ogłosili z cała stanowczością, gdyby uczono tego zamiast religii od dziecka, że nie ma żadnego zagrożenia, Szatana, ani kapryśnego mściwego Boga, że faktycznie jesteśmy nieśmiertelnymi duchowymi istotami wcielającymi się w sztucznie wytworzone przez siebie ciało, w sztucznym świecie, że nie ma żadnych prawdziwych zagrożeń, że nie ma żadnego odgórnego zbioru poleceń. Iż nie dość, że jesteśmy nieśmiertelni to do tego totalnie wolni i w praktyce, o ile nauczymy się władać siłą umysłu /cała ta parapsychologia stanie się dla nas jak zwykłą rutyna/. Co wtedy by się stało -odkrywając prawdę dla wszystkich i dając możliwości, odzierając życie z tajemnic zaprzeczyli byśmy celu powstania tego świata, odebrali byśmy cel życia, zepsuli byśmy ten film lub grę. Dlatego jest jak jest, wszystko toczy się po woli etapami, jednostki o rożnym stopniu zaawansowania duchowego dojrzewają, uczą się wzajemnie wraz z doświadczeniami na przestrzeni tysięcy, o ile nie milionów lat przebytych na Ziemi i innych planetach (bo niektóre dusze są podobno starsze niż ta planeta:) Odnośnie wieku dusz polecam dość ciekawy artykuł: http://swiatducha.wordpress.com/2009/01/01/wiek-dusz/

Podsumowując. To my sami zafundowaliśmy sobie ograniczenia, taki świat na zasadzie: co wypracujesz to twoje (świat ciekawszy od tamtego gdzie nie ma oporu fizycznego, gdzie nie ma takich emocji, pragnień i zdziwienia -radości z każdej odkrywanej tajemnicy, z każdego osiągnięcia -bo okupionej trudem, zmaganiem z samym sobą, z nie akceptacją i nie zrozumieniem środowiska -zwykle jest tak, że do sekretu nie przekonasz innych:) Trzeba się z tym oswoić, że jest to nasze indywidualne osiągniecie na drodze rozwoju duchowego (nie ma przypadków). Lekcja, która z tego płynie to nauczyć się ufać sobie, bez względu na opinie innych, oraz myśleć o sobie niezależnie, a nie cieszyć się czymś dopiero wtedy gdy przekonamy do tego kogoś innego i on to doceni. Takie przynajmniej były moje refleksje, na początku też czułem się bardzo dziwnie, przezywałem jakiś bunt podziwiając odwagę Rhondy, że upowszechniła to poprzez film i książkę (ale i tak część znajomych mimo, ze o tym słyszała twierdzi, że to głupota -cóż naturalny filtr ochronny przed wiedzą tajemną działa:) Teraz wiem, że takich książek jest multum, a kto szuka ten znajduje. Jeśli ktoś jest gotowy, nie przeszkodzi mu to na drodze rozwoju duchowego, a będzie mogło być w jakiś sposób przydatne, to sam wpadnie na tę wiedzę, albo zauważy tę właściwość -bo jak się zastanowić to można to zaobserwować analizując związek myśli z rzeczywistością (no może nie każdy tak intensywnie tego doświadcza, być może ma to związek z harmonią i wyciszeniem).
Jako ciekawostka odmienne spojrzenie na Boga jako przyczyny ewolucji (wg. mnie nie należy przywiązać wagi do szczegółów, ale wzbogacić swoje spojrzenie na świat o samą ideę odwrócenia, gloryfikującą człowieka jako dalsza forma rozwoju Boga) http://www.youtube.com/watch?v=DW0O8iUs4Fw Wg. mnie i wiedzy tajemnej z przed 4 tyś. (znanej funkcjonującej jako dziedziny ukrytej nauki) są dwa kierunki ewolucji, od Boga i do Boga (nie ma lepsze gorsze, cały pomysł życia jest tylko dla życia, a jego komplikacja do urozmaicenia, bogactwa doświadczeń). Gdyby pokusić się o wykres to zdaje się on mieć formę fali, a nie koła bo nic nie jest takie samo jak było (przepraszam za tę głupią papkę, ale to moje ostatnie przemyślenia, że jak się przyjrzymy rzeczywistości to wszędzie obecna jest fala, rytm opadania i wznoszenia -może kiedyś opowiem o tym na blogu -bo jest to praktyczne i dostrzeżone przeze mnie w wyniku poszukiwania motywacji). Bo wiedza to nie wszystko, trzeba mieć też cel -mieć co z nią zrobić (gdy człowiek czuje się szczęśliwy bez konieczności robienia czegokolwiek to dopiero jest wyzwanie iść gdzieś, ponosić trud i zdobywać). Choć doświadczenia na bazie fali, czynią bardziej szczęśliwym, życie staje się bardziej intensywne (rytm odpoczynek - praca, brak - nasycenie, dzień -noc).
Wyznam, że właśnie za sprawą wiedzy nie mając determinantów takich jak inni (bo mający świadomość bycia jakby jedną nogą zanurzonym w doskonałym świecie, absolutnej wolności, gdzie jest się jakby Bogiem) muszę aby żyć jak wszyscy, traktować życie jak grę dosłownie! I tak myślę sobie, no cóż jeśli to wszystko tak wygląda, ma taki cel, skoro sam jestem współtwórcą i zdecydowałem się na tę przygodę, to nie pozostaje nic innego -skoro już tu jestem -jak cieszyć się tym swoistym parkiem rozrywki, multikinem, gdzie oprócz: horrorów, melodramatów, filmów wojennych, grają też komedie i fascynujące historie czy nawet bajki fantasy z ciekawym zakończeniem. Każdy z nas jest reżyserem, choć nieraz na różnym planie, w rożnych salach -nie zawsze przeżywając w większości pozytywne emocje. O ile jesteśmy świadomi tej dziwnej dualnej rzeczywistości, gdzie materia podgala umysłowi, to możemy łatwo sobie radzić nawet z przeciwnościami, bo interpretacja i reakcja emocjonalna jest już w naszej gestii.

zjonizowany

Ciekawe, z tej strony na to nie patrzyłem i przyznam że ma to sens, dzięki za odp. i pozdrawiam :)

ocenił(a) film na 1
zjonizowany

Mój Boże, zjonizowany, przecież ci ludzie produkujący się o tym "sekrecie" kompletnie nie rozumieją podstawowych praw rządzących światem, nie rozumieją Natury, ani istoty Boga. To właśnie jest najbardziej przerażające. Ich głupota połączona z brakiem odpowiedzialności. Ci ludzie ciągle tylko powtarzają, że nieważne na jakiej zasadzie, ale to działa! więc wykorzystajmy to, żeby sobie dogodzić! Nie pisz więc o jakimś odkrywaniu praw Natury skoro na drodze takiego rozumowania człowiek musi się wyrzec rozwoju jak i poznawania i współgrania z prawami Natury.
Ludzie w rodzaju tych z filmu, pod którym piszemy, kompletnie nie zauważają w jaki sposób, dlaczego i jak bardzo ich podejście jest niewłaściwe. Do tego jeszcze bezczelnie podpierają się wyrwanymi z kontekstu cudzymi słowami (osób faktycznie mądrzejszych od nich), przykładowo Buddy, przeinaczając ich faktyczny sens. Jak można robić coś takiego? Nie rozumieją buddyzmu, ok, widać to przecież. Ale niech mają choć trochę przyzwoitości, by nie podpierać swoich idiotycznych, ogromnie szkodliwych rad słowami Buddy, który nauczał zupełnie czego innego. Ten film, to taki instruktarz jak z uśmiechem na twarzy być amoralną gnidą podpuszczającą innych ludzi, że powinni sobie dogadzać i jest na to sposób, a polega na tym, by wyzbyć się moralności i nabrać przekonania, że wszystko nam się należy i niczego nie musimy się uczyć, jak i z niczego nie musimy (ba, nawet nie powinniśmy) wyciągać wniosków.

Pewne rzeczy dotyczące istoty świata są niezrozumiałe dla przeciętnych ludzi nie dlatego, że ktoś chce je ukryć (rządzące elity i inne bzdury) i nie po to, żebyś mógł się nie nudzić (jak to opisujesz), a dlatego, że po prostu przeciętni ludzie nie są po prostu w stanie pojąć większości z tych kwestii. Postaraj się jakoś głębiej myśleć nie koncentrując się tylko na takich powierzchownych rzeczach jak zabawa/nienudzenie się, zaspokajanie zachcianek przez ich "wyczarowywanie", a nie przez rozwijanie się i pracowanie (w tym też nad sobą). Można po prostu żyć nie dotykając w ogóle żadnych książek, filmów, wykładów itd. na temat auto-rozwoju, a też się rozwinąć. I dla wielu, chyba nawet większości osób, to w istocie najlepsza droga rozwoju. Nie przerabiaj prawdziwej pracy nad sobą (prawdziwego rozwijania się) na coś, co się robi dla zabawy, rozrywki, żeby się nie nudzić. Z takim niepoważnym podejściem najlepiej w ogóle nie dotykaj tego rodzaju zagadnień.

ocenił(a) film na 1
pawelc11

Przede wszystkim nie chodzi tu o żadne osoby rządzące, a przynajmniej nie w stylu, o którym myślisz (czyli na zasadzie wykorzystywania innych, manipulacji nimi itd.). Piszesz o łatwiejszym rządzeniu ludźmi głupimi, czyli o bardzo niskim podłym zachowaniu, które siłą rzeczy - z racji swej istoty - nie występuje u osoby rozwiniętej duchowo. Ludzie pragnący kontrolować innych, wykorzystywać ich itd. nie są ludźmi rozwiniętymi. Co do głupoty czy mądrości, to lepiej, gdy ktoś nie stosuje czegoś w sytuacji, gdy tego nie rozumie niż gdy się za to chwyta i z tej własnej inicjatywy cofa się w rozwoju. To, że ktoś zaczyna bawić się zapałkami i skutecznie się podpali i poparzy nie czyni z niego wykwalifikowanego pirotechnika. Nie jesteś ani trochę mądrzejszy przez to, że usłyszałeś czy przeczytałeś o tym że istnieje związek między myślami i emocjami człowieka, a światem fizycznym. Generalnie większość ludzi, o ile nie wszyscy, to wie/czuje tylko nie przykładają do tego uwagi. Można powiedzieć, że zdecydowanie mądrzejsi są właśnie ci, którzy tego nie wykorzystują w niskich celach niż ci, którym się wydaje, że odkryli "sekret" i chcą to w ten sposób (do niskich celów) wykorzystać. Ci pierwsi są mądrzejsi na tej zasadzie, że ich postępowanie jest mądrzejsze.

Nadal nie rozumiesz podstawowych praw natury. Nie rozumiesz powiązania wszystkich elementów świata, wzajemnego wpływania na siebie i dążenia do stanu równowagi. Traktujesz zjawisko wpływu myśli i emocji na świat fizyczny jak jakiś przypadkowy bonus, który można sprytnie wykorzystać.

Może łatwiej będzie Ci zrozumieć chociaż część tego zagadnienia jeśli zastanowisz się nad istotą bycia psychopatą. Psychopata jest skupiony na zaspokajaniu swojej żądzy (może chodzić o zaspokojenie żądzy seksualnej, czerpanie przyjemności z torturowania kogoś, zabicia, albo z posiadania coraz większego majątku). To skupienie na tym jednym celu, czyli zaspokojeniu siebie, sprawia, że nie rozpraszają go inne zagadnienia skutkiem czego faktycznie osiąga bardzo dużo. Jego myśli i on jako osoba ulega uproszczeniu. Często też dokonuje działań, które normalnie wydają się niemożliwe. Z różnych przyczyn - np. dlatego, że przeciętna osoba bałaby się odpowiedzialności/konsekwencji itd., bałaby się zaryzykować, miałaby opory moralne, nie wierzyłaby, że uda jej się w krótkim czasie dokonać czegoś (np. zabić kogos i jeszcze zdążyć posprzątać i np. wrócić gdzieś tam, załatwić sobie alibi itp.). Jednym słowem działania psychopaty wydają się bardzo produktywne, bardzo skuteczne, często nawet uporządkowane czy sprytnie zaplanowane. Psychopata nie boi się ryzykować, bo ma bardzo jasno określony cel - zaspokojenie. Można by powiedzieć, że psychopata jest bardzo wydajną jednostką jeśli chodzi o osiąganie wyznaczonych przez siebie celów. I jest tak w istocie, bo bycie psychopatą jest proste. Taka osoba całkowicie skupia się na swoim celu, a tym celem jest zaspokojenie swojej żądzy. Można powiedzieć, że ta osoba w tym swoim działaniu jest wręcz bardzo pracowita no i właśnie skuteczna, "ma wyniki". I wszystko to prawda, ale oczywiście pod względem moralnym/duchowym ta osoba jest poważnie zdegenerowana. Nie chodzi tu o jakieś moralizatorstwo, ale o to, że taki człowiek w porównaniu z innymi - normalnymi - ludźmi jest niepełny. Jego stosunki z innymi osobami są upośledzone. Pod względem bycia człowiekiem - takiego, normalnego fajnego zachowania, którego oczekuje się od drugiej osoby, aby chciało się z nią przebywać - taki człowiek jest głęboko upośledzony. Normalne odczuwanie przyjemności z prostych rzeczy, cieszenie się nimi, czucie związku z drugą osobą (niewymuszonego związku, nie na zasadzie jej zastraszenia, kupienia, szantażu emocjonalnego czy innego) - to wszystko u psychopaty nie funkcjonuje. Niemożliwym jest połączenie rozwoju z byciem psychopatą.

Rozumiem, że ktoś może chcieć się nastawić na zaspokajanie swoich "potrzeb", ale tak naprawdę jeśli spojrzy się na to w szczery sposób, to widzi się, że taki człowiek po prostu obiera sobie za cel stanie się psychopatą. Warto zwrócić uwagę na degradację emocjonalną jaka temu zawsze towarzyszy. Taka osoba też może oczywiście mówić o miłości itd., ale to, co będzie rozumieć przez miłość, jej sposób postrzegania uczuć innych, odczuwania uczuć własnych - to wszystko będzie zupełnie inne niż u normalnej osoby. Miłość przestanie być bezinteresownym uczuciem, a zastąpi ją jakiś układ typu wymaganie wierności z racji prawa posiadania, umowy w stylu coś za coś itp.
Według Twojego spojrzenia normalna osoba jest głupsza, ale tak naprawdę jej postępowanie jest o niebo mądrzejsze. Z kolei "ci rządzący i ukrywający wielki sekret", o których myślisz, to jednostki zdegenerowane pod względem moralnym i duchowym. Generalnie łatwo zauważyć obserwując świat, że ludzie faktycznie bogaci w sensie materialnym (nie mówię o po prostu zamożnych, ale tych naprawdę bogatych) pod względem duchowym stoją bardzo nisko. Są kompletnie skupieni i maksymalnie zakotwiczeni w świecie materialnym. Większość z tych osób osiągnęła swoje bogactwo dlatego, że od początku były bezwzględne i niemoralne. Głównym sekretem zdobywanie bogactwa jest bycie osobą niemoralną. Jeśli nie jesteś taką od początku, to możesz to wypracować przez skupianie się na swoich żądzach i instrumentalne podejście do innych ludzi, wykorzystywanie wszystkich i wszystkiego dla własnej przyjemności. To żaden sekret. Albo inaczej - to właśnie ten "sekret", który Ci się spodobał.

Ludzi rozpoczynających studia/interesujących się teozofią dla ich własnego dobra poucza się, by nie wykorzystywali różnych "ezoterycznych" praktyk w celu zdobywania majątku czy manipulowania innymi ludźmi. Na początku zwykle nie rozumie się istoty tej zasady i po prostu trzeba ją przyjąć bez jej rozumienia. Potem, kiedy człowiek już coś nie coś się nauczy/pojmie, doskonale się ją rozumie i widzi się jak ważną jest ta zasada. Z tymże zrozum, że tu chodzi o faktyczny rozwój. Należy rozróżnić rozwój (jak najbardziej połączony ze zdobywaniem wiedzy) od poświęcania się dążeniu do zaspokojenia swoich zachcianek przy jednoczesnej degradacji emocjonalnej/moralnej/duchowej.

Przy czym osoba rozwijająca się duchowo wcale nie musi być równocześnie biedna w sensie materialnym. To nie jest tak, że wybierając drogę rozwoju skazujesz się na życie w nędzy. Jednak jeśli skupiasz się na zdobywaniu majątku i władzy w dodatku chcąc je osiągnąć nie poprzez faktyczną pracę, a poprzez nazwijmy to dla ułatwienia "wizualizację", to automatycznie schodzisz z drogi rozwoju duchowego. Tak więc to jest kwestia wyboru - albo chcesz się rozwijać, albo degradować. Jak chcesz degradacji, to Twój wybór, ok, ale choćbyś wszystkim na około wmawiał, że to droga auto-rozwoju, to i tak się nią nie stanie.

Eleonora

Ja dopiero od nie dawna zainteresowałem się tematami tego typu rozwoju itd. nie wiem nic jeszcze tak na prawdę o równowadze prawach itd.

ocenił(a) film na 1
pawelc11

Ok, ale dlatego też Ci tłumaczę, że sposób podejścia propagowany w tym filmie stoi w sprzeczności z rozwojem. Wiem, że od jakiegoś czasu rozpowszechniło się myślenie, że uczenie się pewnych technik bez ich rozumienia (dlaczego są możliwe, czemu faktycznie służy ich istnienie itd.) też niby jest rozwojem i to rozwojem duchowym czy rozwojem umysłu. Wiele osób się na to nabiera, a to fatalna bzdura.

Może po prostu zacznij od zapoznania się z energetyczną budową człowieka, żeby przybliżyć sobie to współgranie wszystkich elementów świata. Jest taka przystępna książka "Księga czakr" autorzy: Shalila Sharamon i Bodo J. Baginski. Ona jest napisana w naprawdę prosty sposób, a zawiera wiele cennych informacji.
Z tymże weź też pod uwagę, że właściwie takimi rzeczami człowiek powinien się zajmować z potrzeby ducha/serca. Tzn. jeśli czujesz wewnętrzną potrzebę zgłębiania tego typu zagadnień, czujesz że brakuje Ci w życiu tego powiedzmy duchowego elementu, to ok, idź w tym kierunku. Ale jeśli nie ciągnie Cię do tego na tej zasadzie, a po prostu wydaje Ci się to atrakcyjne, bo jest ciekawe, intrygujące, coś w stylu "fajnie by było się tym pobawić, poczarować, zrobić na znajomych wrażenie, byc przez to bardziej interesującą osobą" - jeśli tak, to lepiej w ogóle tego nie dotykaj.
Ważne jest to z czym sam będziesz w harmonii. Jeśli masz jakiś talent np. plastyczny, to nie wyrzekaj się go niezależnie od tego czy to się opłaca czy nie (nie zaprzedaj tego w zamian za np. opłacalną w sensie finansowym pracę). Podchodź do samego siebie, swojej oryginalności z uważnością. Każdy jest indywidualnością w bardzo konkretnym momencie swojego rozwoju, z konkretnymi potrzebami i z konkretnym zbiorem działań współgrających z nim. To jest naprawdę miłe. Sam fakt tej oryginalności i unikalności. Ważne jest, żeby nie robić czegoś wbrew sobie, co jednak nie znaczy, że ma się sobie dogadzać kosztem innych. Wiesz co, poczytaj może jakieś książki autorstwa Osho. Np. "Zdrowie emocjonalne". Od niej zacznij. Z niej chyba wyniesiesz jakieś pojęcie na temat potrzeby harmonii, współgrania wszystkiego ze sobą. Osho był bardzo fajnym i bardzo mądrym człowiekiem. I wiesz co. Nie musisz czytać szybko. Jak czytasz takie książki, to wręcz powinieneś to robić na swój sposób powoli, bo one mają do Ciebie przeniknąć. Te myśli mają się w Tobie rozwinąć. Jakby obudzić Twoje wnętrze. Mają wywołać przemyślenia. Nie masz tego przerabiać na czas. Jest wiele osób, które przeczytało sporo książek, a mało zrozumiało. Ważniejsze jest to, co się uaktywni w Tobie - te procesy, ten rozwój - a nie to ile książek i w jakim czasie zaliczysz.

Eleonora

Wiesz co Eleonora? Piszesz z sensem. Co prawda temat rozwoju osobistego jest mi właściwie obcy ale mówienie o patrzeniu na swoje potrzeby, wgłąb siebie, poznawanie "JA" bardzo przypomina mi psychoterapię na którą uczęszczam od długiego czasu. W filmach o tego typu tematyce denerwuje mnie przedstawianie życia jako konieczności pozyskania pieniędzy (bo one przecież dają szczęście) i zdrowia (ale tylko czasami, jak się popsuje). Właściwie nic więcej nie jest nam potrzebne ale wiem, że to nieprawda. Sam nic nie rozumiem ale z chęcią posłucham osób, które mają na ten temat więcej do powiedzenia, które nie tylko są obyte z tematem od storny teoretycznej ale które tak naprawdę rozumieją o co w tym życiu chodzi. Bo już abstrachując od samego filmu to nawet jeśli prawo przyciągania istnieje to my jako ludzie nadal niewiele rozumiemy. Nie wiemy jaki jest sens naszego życia a Ty o tym sensie mówisz...możesz to rozwinąć? Bo widzisz wydaje mi się, że nie odnalazłem jeszcze tej "drogi" o której mówisz. Czuje się zagubiony, bez celu, bez marzeń. Nawet gdyby to prawo działało to nie wiem o co miałbym prosić...Smutne.

ocenił(a) film na 10
betelguese

Jeśli mogę kilka słów, jak to widzę.
Życie jest odbiciem naszych myśli, wyobrażeń o nim.
Nie istnieje żaden uniwersalny sens życia (z perspektywy Boga, czyli świadomego istnienia).
Na tym właśnie polega wolność, to my mamy zdecydować co jest dla nas ważne, co nadać sens.
Jednak aby to robić trzeba najpierw nadać wagę sobie, uwolnić się od wszelkich warunkowych przeświadczeń (tego typu, muszę zrobić to czy tamto aby spełnić oczekiwania innych, być szczęśliwy, lub uniknąć czegoś tam -to z grubsza kłamstwa, sztuczne bariery na drodze do wolności i szczęscia).
Pieniądze szczęścia nie dają, mówi się, że pomagają, ale to też naciągane (bo gdy wejdzie się w temat rozwoju duchowego okazuje się, że poczucie szczęscia płynie samo z siebie /niezależnie od świata zewnętrznego/ i jeśli chce się np. użyć takich techniki jak w filmie sekret to właśnie aby była skuteczna najlepiej byłoby już wcześniej być szczęśliwym, bez potrzeby, bez uzależniania swego samopoczucia od spełnienia danego życzenia -jeśli nie ma się poczucia braku, wtedy podobno "sekret" zadziała:)
Co do pieniędzy /mam trochę przemyśleń bo akurat nad nimi pracuję/. Powszechnie funkcjonuje ich bardzo szkodliwy, negatywny wizerunek. Tymczasem są one wyróżnieniem za dobro, które czynimy. A nie tylko przydają się, ale potrzebne są do poruszania w tym materialnym świecie (wyrzeczenie się jego, buntowanie się, jawi mi się totalną głupotą -to tak na marginesie, aby było jasne co myślę nt. wszelkich sekt i religii -bogacą się nawołując do biedy, do tego oszukując ludzi -najgorsze, że wiele osób wierzy im, że życie polega na cierpieniu, tak że im więcej wyżerasz się i cierpisz tym lepiej, dla przyszłego życia bo to się nie liczy. To jest przykład typowego dla sekt zniewolenia, albo życie przeszłością, jakimiś legendami, albo życie przyszłością -gdzieś w niebie. A to tak naprawdę ucieczka od teraz. Od tego życia, które jest najważniejsze i nie można go zaniedbywać, a traktować jak przygodę, ew. lekcje na teraz, ku radzeniu sobie z wszystkimi wspaniałymi wyzwaniami. Przepraszam, rozpisałem się. Nie da się opowiedzieć tego o czym bym chciał, a co jest wynikiem mych studiów w poszukiwaniu sensu i prawdy. Ten świat został zaprojektowany dla naszego dobra i jest dobry, gdybyśmy znali swą moc, byśmy powiedzieli -wspaniały (im więcej sztucznych ograniczeń, tym więcej rozrywki w ich pokonywaniu:) Wszystkie są sztuczne /nie ma ograniczeń/ o tym pisze mój ulubiony gość z tego filmu -Joe Vitale. Teraz może wydawać się Tobie, że nie masz motywacji do niczego, że nie masz marzeń, czy potrzeb (tak naprawdę, raczej w to nie wierzysz, że one Cię zmienią). Cała rzecz polega na podejściu do siebie (a do tego skomplikowanego urządzenia -jakim jest w ujęciu duchowym -człowiek -trzeba mieć po prostu instrukcję:) No właśnie -tego nas nie uczą, kim i po co jesteśmy oraz co możemy z tym faktem istnienia zrobić (oglądamy się w koło widząc tylko owczy pęd bezsensownej wegetacji, spełnianiu zachcianek, które się nudzą i szukaniu nowych -to nie o to chodzi). W życiu rozchodzi się o coś więcej niż powierzchowny blichtr -powiem od siebie, bo pewnie dobrych dróg jest wiele -o przyjaźń, przyjaźń z... [no właśnie jak by tu napisać, aby nie okazać się fantastą lub bluźniercą] ... niech będzie -prosto i szczerze - ... przyjaźń /i coraz większa miłość/ z Bogiem, bo NIKT INNY NIE ISTNIEJE! To może być straszne (ale jeśli jesteś katolikiem, wychowanym tak jak ja, na autorytecie papieża -to nawet on to mówił -cytat jest w wiki). Co zabawne, ja odrzuciłem religie, bo za bardzo mieszają negatywami, jakimiś warunkami (tak jak by nie wiedzieli na czym polega prawdziwa czyli BEZWARUNKOWA miłość Boga do człowieka). Jeśli jesteś ateistą, tak jak już bardziej ja /bo religie robią z ludzką psychiką więcej zła niż dobra/ możesz posiłkować się wynikami badań naukowych, które to z rożnych dziedzin potwierdzają o dziwo -istnienie człowieka jako bytu duchowego, transcendentnego itp. Założę się, że wystarczy obejrzeć kilka filmów, przeczytać kilka książek i można schować religie do lamusa, obok mitologi greckiej, a czerpać wiedzę z pierwszej ręki, od profesorów, doktorów itp. (XXI wiek to kres religii, bo przestałą mieć monopol na tę "tajemną wiedzę" i dobrze, bo rzeczywistość jest o stokroć wspanialsza niż można to sobie wyobrazić -trzeba się tylko z tym oswoić -na początku, gdy uświadomiłem sobie, że życie nie ma żadnego celu, że ostatecznie nie zmierza się do określonego celu, że rożne naturalne cele to tylko kolejne przystanki, że ta zabawa trwa wiecznie i samemu się określa jej cel -można by rzec "ekspansja świadomości", życie dla życia, poznanie nieznanego, doświadczenie każdej chwili, możliwości, tworzenie swej rzeczywistości -to trochę jak gra przygodowa. Aby było łatwo, był porządek są w niej pewne stałe punkty, tak jak nasz świat materialny /jest miejscem odniesienia/. Wracając do pieniędzy, bo to ważny temat. To tylko środek wymiany dóbr. Jeśli zrobi się coś dobrego dla kogoś, da się coś od siebie czego potrzebują inni ludzie, to za takie dobro, przysługę otrzymuje się nie tylko pochwalę słowną jak u dzieci w przedszkolu, ale gratyfikację w postaci liczbowej -pieniądz. Tak więc jeśli jest się sprawnym w czynieniu tego co potrzeba i jest miłe innym, to ma się od nich wiele wynagrodzenia, które przy okazji odgrywa bardzo ważną rolę. Otóż stymuluje do rozwoju, do edukacji, do pracy nad sobą, ku większej efektywności -pokonywaniu własnych ograniczeń i lepszemu rozeznawaniu potrzeb bliźnich. Możemy narzekać na surowy system ekonomiczny, ale właśnie on wpisuje się znakomicie w ewolucje, gdzie jednostki słabe odpadają, nie przedłużając rodu, a dobre zorganizowane, sprytne i mądre, wybijają się ponad przeciętność mogąc oddziaływać szeroko na "stado" i zostawić po sobie wiele (nie tylko wspomnienie). Nawet mnie w pewnym przełomowym okresie, życia właśnie brak pieniędzy, popchnął do chwycenia się tak wydawało się idiotycznej i naiwnej rzeczy, jak tego całego SEKRET-u (film i książkę kupiłem dawno jako ciekawostkę, ale aby w to uwierzyć i stosować -dopiero tonący chwyta się wszystkiego co możliwe, liczy na cuda, a też się sprawdziło -"jak trwoga to do Boga".

Ponieważ w tym miejscu zrobiło się trochę osobiście, drugą -dokładnie- połowę /tej przydługiej/ odpowiedzi postanowiłem na tutejszym blogu: http://www.filmweb.pl/user/zjonizowany/blog/536404

ocenił(a) film na 1
zjonizowany

zjonizowany, Ty mieszasz wiele różnych rzeczy, łapiesz się naraz, na szybko za zbyt wiele zagadnień i w efekcie otrzymujesz chaos myśli i przemyśleń dający często błędne wnioski. Nie chodzi o to, że ja myślę, że tak dużo wiem, albo rozumiem, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wiem i rozumiem tylko trochę, jednak już z tą moją ograniczoną wiedzą dostrzegam masę błędów Twojego rozumowania. Tego jest naprawdę bardzo dużo i trochę nie chce mi się tłumaczyć. Generalnie podchodzę z wielką ostrożnością do ingerowania w czyjąś drogę/ścieżkę duchową czy jakkolwiek to nazwać. Często chce się komuś pomóc w jakiejś sytuacji czy w zrozumieniu czegoś, a lepiej dla niego jest gdy sam do tego dojdzie. Nawet jeśli po drodze popełni błąd. Zwłaszcza, że błędy są nieodłącznym elementem nauki czegokolwiek, jakiegokolwiek rozwoju. Tak więc mam pewne hamulce jeśli chodzi o uświadamianie komus czegoś, wkraczanie w jego nazwijmy to proces rozwoju duchowego, ale też trudno mi być zupełnie obojętną, gdy widzę jak ktoś inny bez ceregieli wkracza w tę "cudzą ścieżkę" bardzo intensywnie dążąc do jej fatalnego wypaczenia. A Ty niestety masz do tego tendencję. Tak jak i osoby z filmu "Sekret" czy im podobne. Sporo jest takich osób, które nie rozumieją, że wszystko nie jest zabawą. Nie chodzi o to, że jest męką, ale chodzi o poważne podejście do poważnych spraw.

Na obecną chwilę nie za bardzo rozumiesz o co w ogóle chodzi, gdy mówi się o pieniądzach, bogactwie, przywiązaniu do świata fizycznego. W prosty sposób kojarzysz, to z takimi ocenami jak "złe", "dobre", "przydatne" itd. W rzeczywistości to wszystko jest bardziej skomplikowane. Specjalnie wyżej napisałam, że życie w harmonii wcale nie musi skutkować byciem biednym w sensie materialnym. Nikt nie każe nagle nie lubic pieniędzy czy cos w tym stylu. Jak najbardziej można nadal pragnąć mieć dużą pensję, fajny samochód czy dom. Sęk w tym, że inaczej wygląda (w sensie przebiegania/procesu), z czym innym się wiąże i łączy się z innymi konsekwencjami (dla nas fizycznie, dla nas duchowo, dla naszego otoczenia itd.) zdobywanie pieniędzy na drodze działań dokonywanych w harmonii z nami i z otoczeniem, kiedy to na te pieniądze faktycznie się zapracuje - zasłuży, a inaczej wygląda zdobywanie pieniędzy na szybko przez całkowite skupienie się na nich jako celu. W tej chwili nie rozumiesz bardzo potężnej różnicy między tymi drogami. Wyżej napisałam, żeby pomyśleć o idei bycia psychopatą. To jest naprawdę przydatne, bo dotyka istoty rzeczy jeśli chodzi o zakotwiczenie umysłu, a i też pokazuje szereg konsekwencji tego rodzaju jak wpływ na bycie człowiekiem - na uczuciowość. Analogicznie można rozważyć szybkie zdobycie wiedzy. Nie można być faktycznie mądrym, faktycznie coś zrozumieć na szybko. Objawienie? Ok. Ale po objawieniu musi przyjść zrozumienie. Razem stanowią pełnię. Zrozumienie jest uporządkowaniem, nadaniem formy objawieniu. Jest stroną bierną, podczas gdy objawienie jest czynną. Musisz pojąć konieczność czy raczej nierozerwalność istnienia strony aktywnej i biernej - męskiej i żeńskiej - jang i jin. Nie zrozumiesz czegoś bez przygotowania. Nie da rady tak na szybko. Nic w Naturze nie działa w ten sposób. Tak jest z wiedzą i tak samo jest z pieniędzmi. Jeśli chcesz dokonać czegoś na szybko musisz się liczyć z tym, że spowodujesz tym samym silne zaburzenie równowagi i później nastąpi równie silna kontrakcja, żeby całość wróciła do stanu równowagi.

Tak więc jedną z kwestii, których na razie nie rozumiesz jest to, że nie powinno się działać wbrew prawom Natury (co jest tożsame z działaniem wbrew woli Boga, z tymże Boga należy potrafić rozumieć w sensie transcendentalnym). Drugą kwestią związaną z pieniędzmi jest kwestia nastawiania się na nie jako na cel najważniejszy, co z kolei jest związane z zakotwiczaniem umysłu w świecie materialnym tożsamym z jego odejściem od zagłębiania się w świat duchowy. Ze względu na tę drugą kwestię niekiedy uważa się, że warto wyzbyć się dóbr materialnych jeśli chce się iść drogą duchową. I teraz tak - jeśli ktoś wybiera życie mnicha (choćby i buddyjskiego), podczas gdy tak naprawdę ciągnie go do życia świeckiego, to ten człowiek zmusza się do życia w klasztorze (i w tym jakiejś tam formy ubóstwa) wbrew sobie, czyli nie postępuje w harmonii ze sobą. Nie dokonuje więc dobrego dla siebie wyboru. Z drugiej jednak strony po jakimś czasie ma szansę zrozumieć jak szkodliwym jest postępowanie wbrew sobie. Zmuszanie się do czegoś, co nie było nam przeznaczone, w tym sensie, że nie było tym z czym bylibyśmy w harmonii. Ten człowiek mógłby np. być faktycznie szczęśliwym rolnikiem, czy kimś tam dowolnie innym - w zależności od tego, jakie doświadczenia życiowe były mu w tym momencie życia potrzebne do dalszego rozwoju. No, ale poszedł do klasztoru. Rzecz niby godna pochwały, bo taka uduchowiona. No, ale to nie jego droga, więc dla niego to jest mniej uduchowione życie niż bycie rolnikiem. Tak więc to jest minus jego wyboru. Ze względu na ten dysonans jaki wywołał na pewno spotka go coś niezbyt miłego typu np. choroba. Są jednak też plusy tej sytuacji. Jeśli uda mu się zrozumieć na czym polegał jego błąd faktycznie głęboko zrozumie, w pełni pojmie jak ważne jest niewyrzekanie się siebie i jak ważna jest równowga. Często dzieci pod naciskiem rodziców wybierają zawód i rezygnują z tego, co kochały robić. Są też sytuacje, że ktoś zaharowuje się w pracy, której nie lubi, bo jego partner (wszystko jedno jakiej płci) przekonuje go, że to taka dobra praca, że szkoda byłoby z niej zrezygnować (..by zająć się tym, czego się faktycznie pragnie..). Są tego typu różne sytuacje i choć wiążą się z tym, że taka osoba wyrzekając się siebie, swoich dążeń, talentów w końcu jakoś mocno za to oberwie (po prostu na zasadzie reakcji na akcję - przywracania równowagi - nie za karę), to jednak po takiej lekcji od życia, jeśli będzie umiała to zauważyć - na czym polegało "zaburzenie" - faktycznie naprawdę zrozumie sens tej zasady. Zrozumie też np. to, że nie wolno dawać sobą kierować innym ludziom nawet jeśli to osoby, które ją kochają (partner, rodzina itp.), zrozumie, że w życiu potrzebny też jest pewien szacunek wobec siebie, a także zwracanie uwagi na swoje potrzeby, swoją odrębność, indywidualność, oryginalność, a w końcu też pewna miłość i wyrozumiałość w stosunku do siebie. Szereg naprawdę ważnych rzeczy można w ten sposób zrozumieć z tymże oczywiście wiąże się to z cierpieniem, którego się doznało.

Tak więc polega to na tym, że każdy ma wolną wolę i to jest rzecz bardzo ważna. Przy użyciu tej wolnej woli dokonuje różnych wyborów. Wśród nich są też zachowania takie, że patrząc "z zewnątrz" oceniłoby się je jako pozytywne (np. poświęcanie się dla innych), tak jak np. to wykonywanie znienawidzonej pracy, żeby utrzymywać rodzinę, ale i za nie możemy od życia "oberwać" jeśli zrobiliśmy to wbrew sobie, bo to wszystko nie opiera się na systemie kar i nagród (jak Ci się wydaje), a na zasadzie dążenia do harmonii. "Nie oberwiesz" od życia za poświęcenie się dla kogoś, jeśli poświęcisz się w zgodzie ze sobą. I to nie jest kwestia otrzymania nagrody za bycie szczerym, a po prostu zwyczajne podstawowe prawo Natury/działania świata/prawo boskie (wybierz nazwę jaką wolisz).

Jednak kiedy już się "oberwie od życia" i zrozumie się dlaczego taka "reakcja Natury" nastąpiła zdobywa się wiedzę. Taki człowiek może dokonać innego wyboru i za niego też "oberwać" lub nie. Faktycznie w całym życiu będzie dokonywał niezliczonej ilości różnych wyborów z niezliczoną ilością ich konsekwencji. I ważne jest żeby zrozumieć, że cierpienie jest ogromnie istotnym elementem życia, bo faktyczną wiedzę zdobywasz po/w trakcie cierpienia. Nie wiem jak to dokładniej określić, ale chodzi mi o to, że to są po prostu nierozerwalne apekty. Tak jak kiedy się uczysz, to musisz popełniać błędy. Mówi się "uczysz się na błędach" i trzeba chcieć to naprawdę zrozumieć. Kiedy powtarzasz jakieś słówka, czy uczysz się czegoś innego, to zwracasz uwagę na to, co Ci nie wyszło, w czym się pomyliłeś. To Cię pobudza do myślenia i działania. Poprawiasz to. Rozwijasz się. Tak jest w toku każdej nauki, każdego rozwoju. Nie można więc uniknąć cierpienia w życiu, a przede wszystkim ono jest ogromnie przydatne i od uświadomienia sobie tego należy zacząć próby rozumienia życia i świata. Bez cierpienia nie byłoby rozwoju. Bez śmierci nie byłoby życia. Takie rzeczy musisz pojąć. W buddyzmie mówi się o cierpieniu i chęci wyzwolenia się od niego, bo zgodnie z systemem tych wierzeń, kiedy osiągnie się już wystarczający stopień zrozumienia tożsamy z wystarczającym rozwojem będzie można zaprzestać wcielania się w kolejne istnienia ludzkie. Oczywiście możesz podejść do zjawiska reinkarnacji w ten sposób, że to przecież fajna sprawa tak się w kółko wcielać. Tyle, że nie wcielasz się po to, żeby się bawić łamiąc prawa Natury. Może przez jedno życie się tak pobawisz, ale w kolejnym wcieleniu będziesz mieć jeszcze gorszą sytuację - więcej do przerobienia - więcej do zrozumienia poprzez zaliczenie "nauczek od życia" (tych reakcji na Twoje akcje). Itd. Aż zrozumiesz co masz zrozumieć. A rozumienie choćby części jest naprawdę przyjemne, więc tak naprawdę mimo tych złych stron życia, tego, że trzeba cierpieć, to jednak to, co się dzięki temu zdobywa - to zrozumienie - wynagradza z nawiązką przykrości. Ale zanim skończy się proces ewolucji nacierpieć się trzeba i to jest to, co buddyści starają się znosić, z czego zdają sobie sprawę i w zniesieniu czego pragną pomóc innym. Z cierpieniem jest tak, że zazwyczaj kiedy się cierpi, to chce się, żeby to się skończyło, a kiedy się skończy i dzięki temu się coś pojmie, to stwierdza się, że było warto.
Przy czym świadomość tego wszystkiego często nie wpływa na samo nielubienie cierpienia. I jeśli ktoś nie lubi cierpieć (a raczej większość osób), to lepiej żeby nie udawał, że lubi, bo udając będzie kłamał.

Podsumowując, mylisz wiele rzeczy i wśród nich np. rolę cierpienia, albo stosunek buddystów czy ludzi innych wyznań do cierpienia jak i do samego życia. To, że buddyści są świadomi faktu, że cierpienie zawsze występuje w życiu (bo nawet jeśli w jednej inkarnacji nie występuje, co i tak za bardzo nie jest możliwe, bo jeśli czuje się więź z innymi ludźmi, to silnie się też współodczuwa, ale nawet jesli tak założymy, że mamy jedną inkarnację wolną od cierpienia, to i tak w innych, to cierpienie jest obecne) nie oznacza, że gardzą oni życiem, albo że np. uważają plan fizyczny za gorszy od innych planów istnienia. Plan fizyczny jest potrzebny, by doświadczyć pewnych rzeczy, których nie można doświadczyć nie przybierając formy fizycznej i nie żyjąc w fizycznym świecie. W religiach, przynajmniej jeśli bierze się pod uwagę ten ich bardziej ezoteryczny rdzeń, nie pogardza się światem fizycznym. Tzw. wyższe światy, czy wyższe plany istnienia są na swój sposób "wyższe", bardziej subtelne itd., ale jednocześnie plan fizyczny jest doskonałym tworem stworzonym właśnie przez te wyższe światy (i w tym istotę Boga). Jest dziełem/arcydziełem i to zamierzonym. To nie jest jakiś niepotrzebny, prymitywny twór. To się docenia.

Tak więc oczywiście zdarza się i nie rzadko, że w różnych religiach ludzie wyrzekają się czy to pieniędzy czy to jedzenia czy seksu, ale nie zawsze jest to faktycznie prawidłowe zachowanie. Aczkolwiek jesli nie jest, to i tak za jakiś czas ta osoba wyciagnie z tego wniosek (w toku dalszego rozwoju po prostu, oczywiście niekoniecznie tej inkarnacji) tak więc nie jest to takie straszne.
Jednocześnie ludzie będący na pewnym etapie rozwoju sami z siebie potrafią potrzebować życia w odosobnieniu, więc nie należy się dziwić, że ta idea - pustelniczego życia - w ogóle zaistniała. To nie było bez sensu, bo ot tak ktos wpadł na głupi pomysł umartwiania się wbrew sobie.

Podejścia różnych filozofii i religii, jak i w ogóle róznych osób do kwestii odmawiania sobie czegoś są bardzo różne i też nie zamierzam tu twierdzić, że ogranicza się to tylko do takich dwóch sytuacji, że albo coś jest wbrew nam, albo nie. Są też różne "pośrednie" sytuacje. Życie jest dynamiczną równowagą. Chciałam Ci jedynie uświadomić, że nawet na podstawowym poziomie te zagadnienia są dużo bardziej skomplikowane niż to jak je odbierasz i jak wielu rzeczy w ogóle jeszcze nie rozumiesz.

Np. następną bardzo ważną sprawą którą mylnie zrozumiałeś jest istota wsłuchiwania się we własną intuicję. Faktem jest, że rzeczywiście człowiek powinien się w nią wsłuchiwać i przy pomocy tego starać się postępować w harmonii ze sobą, dokonywać wyborów zgodnych z jego "ścieżką". Tyle, że żeby nawiązać faktyczny kontakt ze swoja intuicją musisz być już trochę rozwinięty, albo inaczej w odpowiednim stanie ducha. To, że ma się na coś ochotę, czy jakaś inna "pierwsza myśl", to niekoniecznie jest intuicja. Może nią być, ale często nie jest. Im bardziej nastawiasz się na ten pseudorozwój polegający m.in. na materializacji dowolnej swojej fantazji tym mocniej oddalasz się od swojego wnętrza. To tak jakbyś wysadził most łączący swoją świadomość (w tym momencie stuprocentowo skupioną w ego) z Twoją jaźnią (prawdziwym ja). Po tym moście miałeś się wspinać podczas rozwoju.
Kiedy człowiek faktycznie się rozwija - faktycznie, czyli nie na zasadzie "chcę łatwo i szybko zdobyć to na co normalnie długo się pracuje" (to w ogóle jest jak żart - nazywanie tego rozwojem, podczas gdy efektem tego jest degradacja) - w pewnym momencie zaczyna zauważać, że pewne sprawy, przeróżne sprawy, szczegóły i rzeczy większe tak jakby same się układają, albo dają nam jakby wskazówki. Przykładowo potrzebujesz pojechać do Afryki, ale nie stać Cię na lot i nagle okazuje się, że brat kolegi z pracy jedzie do Afryki i ma wolny bilet, który chętnie Ci odda. Albo czytasz o czymś i jest Ci potrzebne rozwinięcie pewnych szczególnych informacji i okazuje się, że w książce którą czytasz, a która jest na zupełnie inny temat, nagle jest mowa także o tym, co chciałeś wiedzieć. Albo zastanawiasz się nad czymś i trafiasz na film, w którym jest odpowiedź, niekoniecznie dosłowna, może być i symboliczna. No itd. To jest faktyczne naturalne przyciąganie tego, co nam potrzebne i równoczesne pozwalanie intuicji/jaźni na podpowiadanie nam, co mamy robic czy czym się zainteresować. Tego się nie wywołuje (!) To jest prawdziwe. Stosując techniki typu programowanie przyszłości (w sensie tego i podobnych do tego z filmu "Sekret") pakujesz sobie do głowy stertę mylnych tropów, mylnych pomysłów, co często powoduje całkowitą stratę kontaktu ze swoją jaźnią i intuicją. Wymyślasz fałszywe wskazówki i tracisz kontakt z możliwością uzyskiwania prawdziwych.

I jeszcze raz podkreślę, że rozwój człowieka absolutnie nie musi łączyć się z jakimiś działaniami, które sugerują ów rozwój, czy nazywają się "rozwojem". Można normalnie żyć zajmując się "zwykłymi" sprawami i także osiągnąć wysoki poziom rozwoju. W sumie większość rozwoju człowieka opiera się właśnie na "zwykłym życiu". Z tego czerpie się najwięcej. Jakieś "studia duchowe" są też pomocne, ale większości rzeczy nie zrozumie się dotykając ich tylko teoretycznie (nie doświadczając). Poniekąd z tym też się wiąże obecny problem tak powszechnego dostępu do wiedzy ezoterycznej. Wiele osób łapie się za nią zupełnie niepotrzebnie, bo wcale nie tego potrzebują i w końcu często tylko sobie szkodzą wydłużając proces nauki. To też jest w nawiązaniu do kwestii dlaczego wiedza tajemna była tajemną.

zjonizowany, nie pojmuję jak jesteś w stanie jednocześnie pisać/myśleć o Bogu i być w stu procentach skupionym wyłącznie na fizycznym planie istnienia. Po prostu nie rozumiem, że nie widzisz tych wszystkich porażających sprzeczności i bzdur w swoim spojrzeniu na świat. W ogóle piszesz o Bogu jak dziecko :) "Pan Bóg jest i tyle" Super. Nie masz pojęcia o naturze religii, roli symboli w religiach/wierzeniach, o ich powiązaniu z symboliką podświadomości. Wystarczy przeczytać kilka książek i już się wszystko zrozumie? Kurde, przecież Ty nawet nie masz wyczucia samych podstaw wiedzy, a wygłaszasz opinie na temat złożonych filozofii i religii. Znasz znaczenie słowa "pokora"? Cały Twój pseudo rozwój zrobił z Ciebie jedynie narcyza, czyli nic fajnego (sprawdź sobie w jakiejś książce o psychologii lub psychiatrii, choć jest to pewnie nauka tak prosta, że nie warta Twojej uwagi...) I w ten typowy dla siebie sposób chop siup! chcesz od razu wszystko zrozumieć, bo? bo chcesz! Ach.. Wiesz, w ogóle nie sądzę, żeby Twoje wyłącznie rozrywkowe, bezproblemowe, płytkie i cholernie nieodpowiedzialne podejście do życia mogło spodobać się betelguese'owi, choćby z tego powodu, że on chodził/chodzi na psychoterapię, co zazwyczaj pociąga za sobą zarówno bycie osobą wrażliwą (ludzie prymitywni są nadzwyczaj odporni na stres, więc jeśli ktoś ma jakieś problemy z nerwicą, depresją czy czymkolwiek innym, to prawie na pewno jest osobą dość rozwiniętą duchowo) jak i pewną praktykę w szukaniu sensu istnienia i nawiązywania kontaktu ze swoim wnętrzem.

A co do Twojego podejścia do pieniędzy jako wynagrodzenia za robienie komuś czegoś miłego, jak to uroczo ująłeś, to mógłbyś się czasem też zastanowić nad znaczeniem słowa "szczerość" jak i "bezinteresowność", a dalej dojść do zgłębiania sensu terminów: "miłość bliźniego" i "empatia". Definicje z wikipedii nie wystarczą. Chodzi o zrozumienie.

Ten fragment szczególnie mi się podoba:
"Tak więc jeśli jest się sprawnym w czynieniu tego co potrzeba i jest miłe innym, to ma się od nich wiele wynagrodzenia, które przy okazji odgrywa bardzo ważną rolę. Otóż stymuluje do rozwoju, do edukacji, do pracy nad sobą, ku większej efektywności -pokonywaniu własnych ograniczeń i lepszemu rozeznawaniu potrzeb bliźnich. "
Powinieneś zostać alfonsem. To się nadaje do przemowy motywującej dziwki do efektywniejszej pracy.
Przy Twoim podejściu oczywiście można wszystko kupić i wszystko sprzedać "według potrzeb". Niezbyt to pasuje do prawdziwego świata, bo przynajmniej część żyjących w nim ludzi przejawia różne uczucia (i w tym uczucia wyższe!) i posiada normy moralne.

ocenił(a) film na 1
betelguese

Pytanie o sens życia jest dosyć poważne, rozległe i chyba nie da się na nie udzielić takiej prostej (choćby i dłuższej) odpowiedzi. Dla mnie osobiście sensem życia jest rozwijanie się. Przez rozwijanie rozumiem coraz lepsze rozumienie i, nie wiem jak to dokładniej określić, ale takie jakby wyzbywanie się pewnym odczuć i odruchów niższych, a nabywanie nowych form poznawania i odczuwania, rozwijania uczuć wyższych oraz wynikającego z tego pogłębiania poczucia współistnienia z resztą świata (związku). To zachodzi właściwie równolegle i w sumie tak powinno być, bo to powinno wynikać z siebie. Inaczej nie byłoby prawdziwe. Bardzo wartościową wiedzą jest to, co zostaje po śmierci i o rozwój tego rodzaju wiedzy/rozumienia mi chodzi. Oczywiście to podejście łączy się z przekonaniem o tym, że po śmierci fizycznej reszta człowieka żyje nadal. Tak więc samo życie jest oczywiście bardzo ważne, to jak się je spędza itd., ale po śmierci umiejętność np. całkowania czy kładzenia dachu będzie zbędna. W czasie życia potrafią to być ważne umiejętności i to, że po śmierci się nie przydadzą nie umniejsza ich ogólnej wagi, bo podczas życia ich używanie zaowocowało określonymi przeżyciami i w konsekwencji płynącymi z tego naukami. W każdym razie jest taka część wiedzy - ta jakby najbardziej uniwersalna - której wartość nie znika po śmierci. Tak więc jej rozwój, jej zdobywanie tożsame z rozwojem duchowym byłoby sensem pojedynczego życia (inkarnacji), natomiast sensem ciągu inkarnacji jest dla mnie osiągnięcie pewnego stanu (poprzez ten rozwój), który umożliwi w końcu zespolenie z Bogiem. Napisałabym jeszcze dokładniej, ale nie chcę Cię przerażać :) bo to brzmi dość dziwnie i można powiedzieć, no cóż, że trochę głupio, ale tak to juz jest, gdy ujmuje się coś w "prostych słowach". W sumie w różnych religiach jest mowa o czymś podobnym z tymże ja nie wzięłam tego z religii. W religiach coś takiego przedstawiane jest zazwyczaj w taki dość głupkowaty sposób - żeby każdy mógł zrozumieć/na każdy rozum - i przez to łatwo się do tego wszystkiego z góry uprzedzić, bo brzmi głupio i naiwnie. Różne rzeczy w religiach w sensie ich formy przeznaczonej dla przeciętnych ludzi przedstawiane są w takim dość głupim stylu. Samo nawet przedstawianie Boga. Ja pisząc o Bogu mam na myśli pewien absolut (coś nieopisywalnego), a nie jakąś postać podobną do człowieka. Człowiek jest odbiciem Boga tak jak i odbiciem kosmosu - na zasadzie odzwierciedlenia w swojej budowie pewnego porządku, pewnych aspektów Boga. Pojmuję Boga w sposób kabalistyczny. Wydaje mi się, że to jest bardzo podobne podejście do podejścia w buddyzmie. W chrześcijaństwie także można odnaleźć takie spojrzenie, ale jeśli się patrzy bardziej w sposób gnostycki.

W każdym razie nie jest w tej chwili bardzo istotnym w co Ty wierzysz, choc oczywiście jeśli masz na to wszystko mocno różne od mojego spojrzenie, to moje poglądy mogą Cię zniechęcić do mnie i do moich innych poglądów.
Nie wiem jak będzie, ale powiedzmy, że nie zostałeś jeszcze zniechęcony.
Ponadto wierzę w reinkarnację. To jest może informacja o tyle istotna, że to jest bardzo związane z sensem innych zagadnień. I także jeśli chodzi o rozwój, to nie miałoby to wielkiego sensu, gdyby trzeba było z nim zdążyć w ciągu jednego życia, zwłaszcza jeśli np. umrze się bardzo młodo.
Tak więc to jest określony zbiór przekonań (więcej niż wiary) dotyczących życia i istnienia, jakie wyznaję. Ale wiesz co, nie wiem za bardzo czego potrzebujesz, choć wydaje mi się, że po prostu pewnego wsparcia, nadania sensu życiu, a szczególnie cierpieniu. Możesz inaczej niż ja postrzegać te wszystkie rzeczy i nie ma problemu. Potrzebujesz po prostu pewnego "pobudzenia sensu". Wyżej poleciłam książkę autorstwa Osho "Zdrowie emocjonalne". Także i Tobie ją polecam. Dla takiego przejaśnienia spojrzenia na.. na wszystko, na uczucia, na potrzeby, na gniew, miłość itd. Na bardzo zwykłą egzystencję z natury niezwykłą. Poza tym bardzo bym Ci poleciła książkę Arnolda Mindella "O pracy ze śniącym ciałem". To rodzaj psychologii, ale związanej z pracą z ciałem. Dobrze jest pracować nie tylko z psychiką, nie zawsze wystarcza operowanie tylko na poziomie psychiki. Dlatego dostrzeżenie roli ciała w toku takiej czy innej metody związanej z pracą z ciałem, jest naprawdę istotne. On napisał nawet sporo książek, ale chodzi mi o to, żebyś spróbował którejś z pierwszych. Chyba ta byłaby bardzo dobra, nie mam jej pod ręką w tej chwili. Jest też np. "Praca nad samym sobą" też z tych jego pierwszych, ale tamta byłaby chyba lepsza. To są starsze książki i one od czasu do czasu pojawiają się na allegro. Pewnie też są gdzieś w necie w formie elektronicznej. Z nowszych na bieżąco jest wiele na allegro, ale ja bym polecała te starsze, bo to by Ci mogło dać fajny dystans do negatywnej strony choroby czy cierpienia (zobaczyć sens we wszystkim, nie tylko w tzw. rzeczach przyjemnych). Jego podejście polega na "rozmawianiu" z ciałem, "odczytywaniu" go jako jakby planszy, na której nasza podświadomość odmalowuje przekazy dla naszej świadomości. To jest bardzo fajne. Nie tylko ta metoda, ale takie postrzeganie wszystkiego (oczywiście nie on jeden na to wpadł). Świadomość tego skąd się biorą choroby, jaką mają rolę itd. To dodaje człowiekowi takiego poczucia współistnienia ze wszystkim, celowości różnych rzeczy. Celowości/sensu różnych procesów i zdarzeń. Poczucia, że nic nie było na marne. Po prostu zaczyna się więcej rozumieć. Wiesz, nie wiem jakie masz nastawienie do różnych rzeczy w związku z czym nie chcę Cię niepotrzebnie zraźić wspominając o czymś, co jakoś negatywnie postrzegasz. Niektórzy widzą np. w jin i jang czarną magię itp. Oczywiście to nie ma z tym nic wspólnego. Chętnie Ci coś objaśnię w miarę swoich możliwości rzecz jasna. Cos tam wiem. Niezbyt dużo, ale może akurat coś, co by Ci się przydało. Chodziłeś na psychoterapię. Są różni psychoterapeuci, więc nie wiem na jakiego trafiłeś, na ile Ci pomógł, na ile był sprawny w tym pomaganiu itd. Nie wiem z jakimi metodami się zetknąłeś. Czy to była tylko psychoanaliza. W każdym razie to już jest dobre, że w ogóle obudziła się w Tobie ta wrażliwość, z którą wiążą się automatycznie pewne "problemy" tego rodzaju, że człowiek jest bardziej podatny na skutki stresu itd. i w końcu potrzebuje jakiejś psychoterapii, ale przynajmniej rozwija mu się świadomość, zaczyna myśleć o sensie istnienia itd. I to jest bardzo dobre. Także sam fakt, że rzeczy materialne nie mają dla Ciebie największej wartości.

Jeśli chcesz to napisz coś do mnie na maila pralinka666@tlen.pl Po prostu napisz co chcesz, nie to, że życiorys :) W mailu ja też Ci więcej powiem niż tutaj, tak publicznie. Może po prostu spróbuję poddać Ci kierunek pewnego zainteresowania i to doda sensu Twojemu życiu. Może nie bezpośrednio, ale przypadkiem jakoś poddam Ci jakąś myśl czy coś. Próba nic nie kosztuje.

Eleonora

Moja odpowiedź jest szczera i raczej pod wpływem chwili... eleonora i zjonizowany- nie byłem w stanie praaeczytać wszystkiego co tutaj napisaliście - ale mój wniosek: tracicie mnóstwo energii pisząc tu posty. Jedna strona chce przekonać drugą itd.Powinniście czynić w swoim życiu tyle dobra ile tylko jesteście w stanie.
A uwierzcie możecie bardzo dużo...

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 1
Aselio

Ale myślisz, że pisanie tu, czy w ogóle wypowiadanie się na forum, jest stratą czasu i jednocześnie wyklucza czynienie czegoś dobrego?

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Racja, że nie jest stratą czasu -wszyscy się uczymy (sama artykulacja swoich myśli, ułożenie w słowa... ) heh -co ja tu piszę- odpowiadam Tobie, a wiesz i ja wiem jak to działa -stajemy się lepsi, w dyskusjach mądrzejsi i możemy przy okazji zainspirować do tego kogoś kogo zaciekawi temat:)

Poza tym co słychać -czy nadal interesujesz się kabałą, coś na ten temat czytasz? W jakich idziesz kierunkach, bo ja mam z jej zakresu tylko ciekawą codzienną subskrypcje bo najbardziej staram się osiągnąć wyżyny w podbijaniu materialnego świata, z czym wiąże się konieczność dokonywania wielkiej pracy nad sobą (i to jest piękne kusząca materia pociąga za sobą duchowość:)

zjonizowany

Orientujesz się może co to znaczy ta moc teraźniejszości ?? Wiem wiem sam sobie mogę poczytać ale tylko odpowiedz na pytania czy rzeczywiście istnieje stan umysłu gdzie wszystko jest takie jasne wyraźne kolorowe i czas wręcz staje w miejscu, moje wyobrażenia wygląda tak jak są takie jak w Sile Spokoju i filmie Jestem Bogiem gdy Eddy po raz pierwszy łyka tabletkę

ocenił(a) film na 10
pawelc11

:) Co za pytanie -więc nic innego tylko mogę powiedzieć o sobie jak to łapię (zamiast cytować jakieś teorie i odsyłać do znanych postaci typu Tolle /czy Osho - tak mi się to skojarzyło -ta jasność umysłu z aktywną medytacją/).

Więc mówiąc w skrócie, wg. mnie owa "moc teraźniejszości" objawia się stanem utrzymania świadomości, polegającym na zdyscyplinowaniu własnych myśli, trzymaniu się tego czego się chce, a nie tego czego one chcą (czyli np. rebusów, zgadywanek i innej rozrywki nurzania się we wspominaniach z przeszłości lub marzeniach o przyszłości lub jakiś tam rozterkach, lękach, niepewności). Sam czuję tak jak by te myśli to było stado rozwydrzonych dzieci, z które rozbiegają się w rożne strony zapominając o celu tej wyprawy, kierują nimi nawyki, automatyzmy). Umysł uwielbia rutynę, myśli najchętniej wędrują utartymi drogami, już o jakiegoś czasu powtarzanymi schematami ("wydeptanymi" szerokimi połączeniami neuronowymi). Krążąc jak w pętli. Taka właściwość "energji", stanu podświadomości, obiegu mogących ją przeprogramować informacji to jakby rodzaj zamkniętego koła (wyobrażam sobie to jak orbita, z której aby wybić np. atom trzeba użyć siły z zewnątrz). Tak więc mamy umysł będący jak komputer, cały czas krążą w nim dane i układ regulujący "program" tj. podświadomość, która stale jakby sama się programuje (bo wyemitowana myśl krąży i wraca, często jako skutek). To taka jakby ciągła rozmowa samego z sobą. Im więcej mówisz tym więcej się utwierdzasz w tym co mówisz. To pierwsze zjawisko. Drugim jest sterowanie, jeśli nie "oświetlisz" tego automatycznego procesu generacji myśli, czymś w rodzaju "światła świadomości" to nic się nie zmieni -jesteś jakby niewolnikiem schematu, programu na który nie masz wpływu, bo jedyny wpływ to świadoma zmiana, nowa dana, intencja wypływająca z potrzeby, z woli, a nie z odtwarzanego wewnętrznego programu. Co jak piszę:P To przecież nie na temat. Pytałeś o bycie w chwili obecnej (a opisałem pewną przeszkodę na drodze do wyciszenia i zmiany sposobu myślenia, zastopowania niekontrolowanej lawiny myśli, który wynikają z programu/nawyku i powielają/ugruntowują ten nawyk). Tak więc teraz, czyli CZAS, jego upływ miałby być tematem właściwej odpowiedzi.

Zdanie sobie sprawy, że nie trzeba się nigdzie spieszyć, wyluzowanie i odpuszczanie wydaje się być zbawienne. Gdy wyjdziemy z tego założenia, iż czas jest złudzeniem i nauczymy się swego rodzaju wyciszenia (zatrzymania umysłu). Wtedy zyskamy większą "jasność", jakby podwyższając moc procesora umysłu, który nie potrzebuje wtedy rozpraszać się na kontrolę czasu, zmartwienie przeszłością lub przyszłością. Czas po prostu jest, istniejemy i tak zawsze będzie, a panika, pośpiech tylko odbiera jasność myślenia, moc przerobową anglizując umysł tam gdzie podobno nie trzeba (podobno bo sam nie zdałem się całkiem na sposób funkcjonowania zdającego się na wyższe "ja", jakiego uczą dwa niniejsze filmiki:)

od 3-ciej minuty
http://www.youtube.com/watch?v=7R0QkrBHyo0

http://www.youtube.com/watch?v=fQ0veY7id_U&feature=plcp

ocenił(a) film na 10
pawelc11

Co do tego stanu i Eddiego, który łykał tabletkę wydaje mi się, że to jest trochę jak ze szczęściem w prawie przyciągania. Najpierw trzeba być WEWNĘTRZNIE szczęśliwym (mimo wszystko) aby przyciągnąć zewnętrzne wydarzenia (atrybuty charakterystyczne dla szczęścia), a nie odwrotnie, że trzeba zdobyć coś aby móc poczuć i utrzymać szczęście -jak ludzie myślą przeważnie i co jest BARDZO głęboko zakorzenione /i ja przyznam się, że też tam myślę bo nie mam takiej kontroli aby wykasować wprogramowywane latami schematy, które DŁUGO utrzymują się w podświadomości, mimo, że świadomie już wiemy, że są nie prawdziwe/.

Tutaj analogicznie do poczucia szczęścia byłoby miało znaczenie poczucie wyzwolenia z ponad niewoli czasu i najpierw odczucie tego, odnalezienie się w teraz (poprzez wyłączenie spontanicznej ekspansji myśli w przyszłość). Tak to rozumiem, odczucie i wyznaczenie ŚWIADOMIE swojej władzy nad niesfornym/automatycznym umysłem, który cały czas jakby zagłusza nam ten kanał przepływu wewnętrznej informacji generując strumień myśli, który jakby zabiera energię. Gdy wyłączymy to i skupimy się na jednej swojej, świadomie powziętej myśli (np. celem zrealizowania jakiegoś zamiaru) to uzyskamy w tej jednej moc, która normalnie rozproszona jest na wiele różnokierunkowych, nieuporządkowanych i przeważnie związanych z obawami czyli zamiast pomocnych rozwalających nas (Czyli sabotujących - bo negatywne myślenie będące wykładnią dla PP, inaczej mówiąc naszego wewnętrznego zaprogramowywania). Mówi się, że prawo przyciągania coś przyciąga, a to zdaje się nasza podświadomość której przez myślenie o czymś nadajemy postać, pisząc własny program).

Sorry, że się rozpisałem (a miało być konkretnie:(

Pytasz, czy rzeczywiście istnieje taki wyjątkowy stan.
Z tego co doświadczałem (a zaznaczę, że jestem bardzo leniwy i się nie staram) tylko do przypadku do przypadku mam przebłyski jakby euforii /takiego odczucia sił i szczęścia, radości, że wszystko znika z pola widzenia i się nie liczy/. Jednak to nie jest nic co było by związane z medytacją (a taką ciekawą metodę opisał wspomniany... zresztą zobacz filmik:P
http://www.youtube.com/watch?v=4Iwr0pbX51c

Może za dużo od siebie wymagamy, aby mieć od razu jakieś spektakularne super efekty.
Może ta droga jest taka niezauważalna, subtelna, polegająca na okresowym przedłużaniu stanu zwykłej błogości, niemyślenia po przebudzeniu i odczucia zwyczajnej radości teraz (bez pośpiechu i zmartwienia która godzina i co jest do zrobienia). Wszystko z czasem się powiększa, każda umiejętność nawet powtarzana nieświadomie jak tego typu chwile gy dopisuje super samopoczucie i wszystko inne (zmartwienia -przyszłość) znika na chwile z pola świadomości.

zjonizowany

Rzeczywiście droga jest błędna, jakby na odwrót najpierw chcę mieć Super Umysł by móc zmieniać swoją rzeczywistość, :( rzeczywiście brakuje mi zaufanie jakby do procesu życia, z pewnością Up Time, Lucid Dream pomogło by wszystko zmienić ale wywieram na Samym Sobię dużą presję jakbym chciałbym po prostu widzieć i rozumieć co mam zrobić i jak to zrobić tak jak powiedział Eddy "nie ma mowy o strachu czy nieśmiałości" :p Niestety te stany lubią mi towarzyszą chociaż zauważam sporą poprawę na przestrzenii czasu to jednak nadal zbyt słabo, a przy okazji zjonizowany skoro już odpisałeś, słyszałeś o czytaniu fotograficznym 25 000 słó/min np. gdy czytałem nad ten temat podobno jest tak że pracujesz jakoś z podświadomością że żaden świadomy mózg nie jest w stanie tak pracować skoro to jest możliwe to z pamięć fotograficzna też :PPP

pawelc11

A i jeszcze jedna sprawa zjonizowany skoro jesteśmy już na Fimwebie to znasz filmy właśnie o czymś takim ja Jestem Bogiem, Siła Spokoju, Gatteka szok przyszłości jakoś tak ;p Jeszcze jakieś ??

ocenił(a) film na 10
pawelc11

nie przypominam sobie, ale.. co do "Jestem Bogiem" znalazłem coś niesamowitego (na YouTube z jakiejś konferencji "fraktalnej świadomości" o czym tylko wspomniałem na forum FW, bo nie jestem pewien czy to nie jest niebezpieczne). Chemia naturalnie wytwarzająca się podobno w trakcie medytacji, a mogąca być dostarczona z zewnątrz jak NZT.

ocenił(a) film na 10
pawelc11

No tak, tylko słyszałem (ściągnąłem kiedyś z sieci podręcznik do czytania fotograficznego i ze wstępu dowiedziałem się, iż NIE ma potrzeby UCZYĆ się czytania fotograficznego, bo umiemy to wszyscy, wystarczy sobie tylko PRZYPOMNIEĆ tę naturalną sztukę /mniemam, że poprzez ćwiczenia/ bo nie doczytałem woląc słuchać robiąc sobie z wersji elektronicznych audio booki /dzięki syntezatorowi Ivona/ więc nie jest tak źle -czego nie ma w wersji elektronicznej zamieszam na taką przerobić lub zarezerwować do lektury w podróży, za to w przyszłości ulubione, warte powtarzania i rozdania, książki chciałbym uczynić czytane głosem naturalnym dzięki uprzejmości znajomych czy współpracowników -tak jak Neale zlecił przepisanie rękopisu:)

Ostatnio, znaczy z pół roku temu byłem na kursie nt. prawa przyciągania, gdzie na wstępnie /właściwie w prywatnej rozmowie/ wykładowca zapewniał mnie (o czym też później było w programie) że: CZYTANIE WIELE i połykanie [gotowej] wiedzy wcale nie sprzyja rozwojowi wewnętrznemu raczej przeszkadzając w posługiwaniu się prawem przyciągania i naturalnie łatwym, szczęśliwym życiu. O dziwo ostrzegał, że można wpaść w pułapkę pędu do wiedzy, szukając jej dla niej samej (zamiast korzystać z tego co się ma, co już wie -zgłębiając i analizując kolejne zagadnienia teoretycznie, co oddala od praktyki bo szuka się coraz to lepszego złotego środka, lepszych narzędzi zamiast wdrożyć się w użycie tych poznanych już wczoraj <lol> tu śmieje się sam z siebie bo też tam miałem, czy nawet nadal mam -bo przyjemniej jest czytać, uczyć się wciąż niż wcielać wiedzę w życie zmuszając się do weryfikacji własnych umiejętności i do nielubianej przez podświadomość zmiany nawyku, stylu i poziomu życia).
Podsumowując -tak jak we wszystkim, można przesadzić, ale też taki pęd do wiedzy staje się zdradliwy, jeśli wpadnie się w nawyk to jakby ślepa uliczka w szlifowanie teorii, nie sprzyjająca pracy nad sobą, czy też świadomemu życiu -bo po prostu brakuje na to uwagi, bo jest przed nami coraz to wydłużająca się lista super pasjonujących tematów i kolejnych stu technik, o których jak zwykle tylko przeczytamy pospiesznie, bo do poznania czekają kolejne i kolejne, wiadomo im wyżej, im dalej coraz lepsze i bardziej niesamowite). Teraz uświadomiłem sobie, że właśnie opisałem swój chyba największy problem na drodze rozwoju, problem który właśnie brzmi "upragnienie wiedzy", z której jednak nie wiele robię -jeśli Ty potrafił byś się zdyscyplinować i nie pochłaniać książek studiować je i wdrażać w życie to i owszem warto opanować czytanie fotograficzne -ja się tego trochę boję, bo jeśli tak łatwo, bez wyrzeczeń poświęcania czasu, będzie mi przychodziło poznanie to mogę się w nim zatracić i tracąc z pola wiedzenia siebie i codzienne problemy do rozwiązania). Sorry -wiem, że nie o to chodziło, nie w takim kontekście wspomniałeś o czytaniu-foto (ale przy okazji się wygadałem uświadamiając sobie swój z tym problem -dzięki za wysłuchanie i miło mi jeśli przy okazji mogłem zainspirować do zdystansowania się do ... właśnie, nie wiedzy, która sama przychodzi z czasem, ale pędu, łapczywości, które no są jak u dzieci poznających świat dorosłych -naturalne, a podobnie intensywne u nas -ludzi dorosłych poznających świat , tajemnice ducha, "duchów").

Ostatnio doszedłem do wniosku, że najwyraźniej też dla mnie WIARA jest najważniejsza i taki wewnętrzny spokój (zaufanie do procesu życia). Co przezabawne zdałem sobie sprawę, że ludzie których spotykam na swej drodze i z którymi się spieram /a przeważnie brakuje im wiary i wyobraźni, czy odwagi myślenia poza schematami/ owi ludzie są jakby wzmocnionym odbiciem moich własnych, najczęściej nieświadomych, wątpliwości i obaw (czyli wad do przerobienia). Ktoś nie raz mi to mówił /w książkach i wykładach/ że zachodzi taka pewna zasada luster objawiająca się w tym, że nas ludzi najbardziej denerwuje to co sami mamy ukryte w sobie. Dzięki uprzejmości inteligentnego wszechświata uzewnętrznia się na naszej drodze życia to co sami mamy do przerobienia, oczyszczenia. Słyszałem o takiej metodzie wychowawczej. Jeśli dziecko ma bałagan to sprzątanie w jego pokoju niczego go nie nauczy, aby nauczyć go porządku trzeba uświadomić mu, że bałagan jest szkodliwy -czyli doprowadzić do tego aby w jego pokoju powstał taki burdel, że niczego nie będzie mogło znaleźć, w końcu zapragnie mieć porządek. Mówiąc krótko -zamiast sprzątać zrobić mu większy bałagan, aż zobaczy problem (dzięki samo czemu uświadomi sobie potrzebę zmian). Tak to działa los -jeśli za dużo gadam lub za wiele marnuję czasu na zainteresowania nie praktycznymi rzeczami -los nasłał na mnie ludzi, znajomych którzy 5x więcej gadają i 10x więcej marnują swego i mego czasu. Aż miałem ich dość i stukałem się w głowę, jak tak można żyć -zacząłem im radzić -przy czym zauważyłem, że owe rady mają zastosowanie do mnie:) Czyli ci znajomi denerwowali mnie zwielokrotnionym odzwierciedleniem moich własnych, wcześniej bagatelizowanych wad. Piszę o tym ponieważ można to praktycznie wykorzystywać jako wskazówkę. Jak nad tym zastanowić, to okazuje się, że często występuje -zaryzykował bym twierdzenie, że wszędzie na każdym kroku -nawet Jezus coś w tym stylu wspominał: Nim usuniesz drzazgę z oka bliźniego wpierw wyjmij ze swego belkę. Niedawno postanowiłem zaufać owemu dziwnemu, magicznemu światu (ludzie przeważnie powiadają, że Bogu) który mi podsyła różnych ludzi i wydarzenia jako zadania do przemyślenia i wykonania na drodze do rozwoju. Faktycznie jest tak, że czuję się prowadzony, ale też zauważam, iż na mej drodze pojawiają się rzeczy o których myślałem (tzn. za sprawą prawa przyciągania). W praktyce wygląda to tak, że ja i ktoś z góry decyduje o mej codziennej drodze poprzez czas. Zastanawiam się co by było, gdybym zdał się na tą postać wyżej, którą najchętniej nazywał bym wyższym ja (a nie światem czy Bogiem -bo te mnie nie obchodzą, wydając się zbyt odległe i ogóle /gdy przyjmę, iż jestem ciałem to dla Boga czy wszechświata jestem nawet nie jak mrówka, jak pył, jak dla nas pantofelek, czy bakteria mlekowa w jogurcie/:) Za to jeśli zmienię perspektywę na utożsamienie nie się z duszą, czy duchem to i tak ciało nie ma większego znaczenia i jest jak zabawka, dosłownie jak postać w grze dum czy innej strategicznej. Tracąc postać przed czasem nie roni się łez, ale to już jest coś o wiele bliższego, duchowi/duszy zależy na grze, bo ona, jej przebieg je kształtuje... Żałuję, że nie pisuję bloga (bo to nadało by się raczej tam).
Wracając do tematu -fajnie byłoby poeksperymentować i jakiś czas działać wg. głosu intuicji (bez wtrącania się racjonalnego rozumu, odsuwając na bok obawy i własne pomysły na osiągnięcie danego celu -chrześcijanin powiedział by, że to zaufanie Bogu).
To straszne, że to takie proste, a jednocześnie takie trudne. Wyobraź sobie że wygrałem (wymarzony wcześniej, wizualizowany wg. sekretu) jakby "los na loterii" warty miliony i teraz nie mogę się przełamać, zmusić aby w to uwierzyć i zaledwie kilka razy zmieniając mój rutynowy rytm dnia (czyli nawyki i bezpieczną znaną mi ścieżkę) po prostu pofatygować się i go odebrać załatwiając wszystkie niezbędne formalności.
Tak jestem oporny, że spełniło się wielkie marzenie, a ja jakby nadal nie mogę w to uwierzyć -że dostałem to o co prosiłem, a nawet więcej jeszcze. Oswajam się z tym od miesiąca i mam nadzieje, że jutro w końcu coś w tym kierunku zrobię (by uwierzyć i odebrać, tzn. podjąć swą nagrodę -dosłownie nie będącą losem, ale rozłożoną w czasie pracą o zbliżonych do wartości losu sumarycznych, rocznych zarobkach).

zjonizowany

Prawdę mówiąc mam podobnie, już od ponad roku znam sekret ale strasznie zaczołem dużo czytać i czytać i co raz więcej sensu w tym zaczynałem widzieć jednak zagadnienie teoretyczne jest w jednym palcu to w praktyce jest ciągła walka z samym sobą :p Naprawdę ciężko Sb uświadomić że świat zewnętrzny jest tylko iluzją :P Ja też postanowiłem że odstawiam wszystko na bok to co wiem to wiem i zamierzam teraz skupić się na użyciu tego, w szkolę sporcie a potem przyjdzie czas na finanse i po kolei ponieważ Umysł tak naprawdę można rozwijać bez końca czytanie fotograficzne to dopiero początek, ale Super Umysł jest Uniwersalnym kluczem do wszystkich celów i dalszy rozwój jest na mojej liście jednak teraz czas ogarnąć to co jest, przede wszystkim zaufać życiu i okolicznościom które się w nim pojawiają ;p Załóżmy że trafiłem gdzieś i nie mam nic ale wiedza jest więc nie szukał bym jej tylko używał takie samo zastosowanie teraz próbuje sobie uzmysłowić ;p

Eleonora

Orientujesz się może co to znaczy ta moc teraźniejszości ?? Wiem wiem sam sobie mogę poczytać ale tylko odpowiedz na pytania czy rzeczywiście istnieje stan umysłu gdzie wszystko jest takie jasne wyraźne kolorowe i czas wręcz staje w miejscu, moje wyobrażenia wygląda tak jak są takie jak w Sile Spokoju i filmie Jestem Bogiem gdy Eddy po raz pierwszy łyka tabletkę

ocenił(a) film na 1
pawelc11

Czas i przestrzeń, w których przyzwyczajeni jesteśmy egzystować, do których jesteśmy normalnie bardzo mocno przywiązani, tzn. do postrzegania przez ich pryzmat, do patrzenia na wszystko względem nich, czy inaczej mówiąc do patrzenia na wszystko jako na umieszczone/umiejscowione w czasoprzestrzeni - czas i przestrzeń tak naprawdę są złudzeniem. Na początku trudno to zrozumieć lub choćby trochę zrozumieć, powiedzmy otworzyć się na taką możliwość/wyobrazić ją sobie, jednak w istocie tak jest. Większość istnienia człowieka zachodzi w innych wymiarach - nie w wymiarze fizycznym, co jednak absolutnie nie oznacza, że ten wymiar (i życie w nim) jest nieważny, albo że w miarę rozwoju zaczynamy go postrzegać jako nieważny. Fizyczne istnienie jest bardzo ważne z tymże w miarę rozwoju zaczyna się po prostu inaczej na nie patrzeć. Zmienia się wartościowanie (jako całość bynajmniej nie traci wartości - jeszcze raz podkreślę). Zaczyna się rozumieć, że rzeczy, do których w materialistycznym społeczeństwie przykłada się ogromną wagę tak naprawdę wcale nie są tymi faktycznie ważnymi. Z tymże bynajmniej nie ma tak, że zaczyna się pomiatać fizycznym istnieniem albo np. uważać je za prymitywną formę istnienia - to jest zupełnie błędna droga. Tak więc nie chodzi o uznanie samego fizycznego życia za niewarte uwagi tylko o dojście do stanu, w którym prawidłowo ocenia się wartości/znaczenie czy to różnych przeżyć, doświadczeń czy to ogólnie elementów życia (w tym np. dóbr materialnych) jak i samego życia.

Jesteśmy przyzwyczajeni do postrzegania wszystkiego jako umiejscowionego (czy w odniesieniu do) czasoprzestrzeni, co powoduje dość dużo stresu. W wielu przypadkach wytycza nasze priorytety. Denerwujemy się tym, że mamy np. za mało czasu na coś, albo choćby że w ogóle mamy go tyle i tyle (postrzegamy go jako ograniczony), denerwujemy się czy zdążymy coś zrobić, ile mamy lat, ile mamy pieniędzy, jak wyglądamy itd. Kiedy dochodzisz do stanu zrozumienia, że zarówno czas jak i przestrzeń (ogólnie wymiar fizyczny) są złudzeniami nabierasz do nich (a w konsekwencji do reszty elementów życia) dystansu. Dostrzegasz, że patrzenie na wszystko w odniesieniu do tego wymiaru czasoprzestrzennego powoduje, że bardziej się skupiasz na tym, co nastąpi czy nastąpiło (czyli przeszłości i przyszłości, zwykle szczególnie przyszłości) mało uwagi (tak naprawdę) poświęcając teraźniejszości. Brzmi to dość banalnie, ale tak jest. Kiedy się tego jeszcze za bardzo nie rozumie, to brzmi banalniej. Im lepiej to rozumiesz tym mniej banalnie brzmi (zaczynasz dostrzegać wielką wagę tego spostrzeżenia, czyli powiedzmy zamiast postrzegać je jako banalne postrzegasz je jako naprawdę głębokie). Przewartościowują się priorytety życiowe. Co innego staje się ważne, wiele rzeczy dotychczas przerażających przestaje budzić lęk. Zaczynasz dostrzegać bezsens jakiejkolwiek konkurencji.

Bardzo dobrym odzwierciedleniem takiego stanu jest stwierdzenie, że np. przestajesz chodzić, a stajesz się chodzeniem. Albo np. przestajesz oddychać, a stajesz się oddychaniem. W takim stanie znika dla Ciebie czas, czyli przestajesz być nim ograniczonym. Tak jakby chwila była nieskończona. Nie zamartwiasz się przyszłością, jesteś na nią otwarty, absolutnie jej nie "opracowujesz" (nie programujesz jej jak w "Sekrecie") tylko po prostu żyjesz. Żyjesz w pełni. I to samo odnosi się wtedy do przestrzeni, że także znika ograniczenie przestrzenne choć jednocześnie jest się wszędzie naraz. W sumie możesz powiedzieć, będąc w takim stanie, że jesteś bogiem, bo w dużym stopniu faktycznie tak jest. I to jest ta moc teraźniejszości - to stopienie się z nurtem życia/życie/bycie totalne. Z tymże dopóki nie zrozumiesz przynajmniej do pewnego stopnia (nie musisz rozumieć do końca, by już poczuć o co w tym biega) o co chodzi w tym stanie nie zrozumiesz o co chodzi w takim określeniu tego. Z tymże to nic złego. Lepiej, żebyś dopóki nie rozumiesz/nie czujesz o co chodzi w takim wyrażeniu, przyznawał przed sobą i przed innymi, że nie rozumiesz. Najgorzej jest kiedy ktoś udaje, że rozumie (co najczęściej wynika z tego, że głupio jest się przyznać, że się czegoś nie rozumie szczególnie kiedy brzmi to dość prosto), bo wtedy zamyka się na zrozumienie. Kiedy się czegoś nie rozumie, to żeby to zrozumieć najpierw trzeba się przyznać (uświadomić sobie), że się nie rozumie. Trzeba zaakceptować fakt niezrozumienia. Nie chodzi o to, żeby akceptować nierozumienie w sensie lubić je, tylko o to, żeby nie bać się/nie wstydzić przyznać, że się nie rozumie (zauważać je - w tym sensie zaakceptować, że nie przeczyć mu, nie wypierać się go). Kiedy mamy tego świadomość wtedy można by rzecz wiemy na czym stoimy i mamy jasny/solidny punkt wyjścia. Możemy zgłębiając dane zagadnienie faktycznie zacząć je rozumieć. Kiedy udajemy (przed innymi lub/i przed sobą), że rozumiemy nie możemy z tego wybrnąć - startujemy z iluzorycznego stanu i tak jakby nie mamy punktu zaczepienia do rzeczywistości. Nie mamy jak zmienić tego stanu niezrozumienia, bo żeby to zrobić musimy z niego wystartować, a twierdzenie że rozumiemy (takie, kiedy jest to nieprawda, kiedy udajemy, że rozumiemy, mimo że faktycznie nie rozumiemy) blokuje dostęp do tego punktu startowego. Zawieszamy się w tej iluzji.
I tak jak napisałam, te kwestie choć brzmią dość prosto tak naprawdę są dość trudne do zrozumienia, więc nie ma nic wstydliwego w stwierdzeniu, że się tego nie rozumie, albo, że nie do końca się to rozumie (czyli, że "coś świta, ale do końca jeszcze się tego nie łapie").

Nie wiem czy jasno Ci to tłumaczę. W każdym razie głównie chodzi o to, że na pewnym poziomie rozwoju zmienia się postrzeganie wszystkiego jak i priorytety, wartościowanie. Żyjąc chwilą faktycznie istniejesz. Tzn. im bardziej jesteś świadom tego swojego życia/istnienia w konkretnej chwili. Np. z techniką z "Sekretu" jest m.in. ten problem, że odciąga ludzi od teraźniejszości. Czyni teraźniejszość jako taką nieważną, istotną jedynie jako narzędzie do uzyskania jakiejś tam pożądanej przyszłości, która to przyszłość w dodatku w tej danej chwili teraźniejszej jako że jest to przyszłość także nie istnieje. Czyli zostajemy z teraźniejszością, która ma służyć przyszłości i przyszłością, która w tej chwili nie istnieje, czyli żyjemy jakby na kredyt - tym, co kiedyś się stanie, ale w tej chwili ani nie żyjemy tym, co jest, ani też nie możemy być do końca zadowoleni (ciągle dążymy do czegoś, co ma być lepsze, czyli sytuacja teraźniejsza zawsze z założenia jest nie taka dobra jak byśmy chcieli - z założenia dyskredytujemy ją). Ta obecna chwila stanowi jedynie wstęp i narzędzie do osiągnięcia czegoś później, czyli w tej chwili właściwie nie za bardzo żyjemy - za dużo uwagi poświęcamy kreowaniu przyszłości. I tak jest każdego kolejnego dnia - kolejne dni z wcześniejszej przyszłości stają się teraźniejszością i ich także nie przeżywamy w pełni, bo jesteśmy zajęci kreowaniem kolejnej przyszłości. Nie zachęca to do zagłębiania się w to, co się z nami dzieje w danej chwili, jak odczuwamy różne rzeczy, czy ogólnie do integrowania się ze światem/zespalania z nim/zrozumienia go. Nie ma też miejsca na wyciąganie wniosków z przeżytych wcześniej wydarzeń, co jest ogromnie ważne w rozwoju (a dokładniej - bez czego rozwój w ogóle nie jest możliwy). Pozostaje jedynie zachęta do gonitwy w wymyślanie sobie kolejnych scenariuszy przyszłości, kolejnych celów, które później usiłujemy ziścić poświęcając na to teraźniejszość. Można tak sobie coś zaprogramować czy zmaterializować z tymże w ten sposób coraz mocniej odchodzi się od swojej własnej istoty. Jest się coraz mniej świadomym (swojego ciała, bytu, istoty, a także sensu świata itd.), nabudowuje się iluzoryczność. To tak jakby ktoś aż do przesady poświęcał się jakiejś grze komputerowej - był w niej coraz lepszy, a ten jego wirtualny świat coraz bardziej rozbudowany. Jego egzystencja ograniczałaby się do tego iluzorycznego świata gry, a jego priorytety byłyby z nim związane i polegałyby na rzeczach w zasadzie niezbyt wartościowych typu dojście do jakiegoś poziomu czy np. uzbieranie iluś tam punktów itp. Taki człowiek wyznacza sobie cele na przyszłość i je osiąga z tymże oddala się od samoświadomości i prawdziwego życia.

Nie oglądałam "Jestem Bogiem" ani "Siły spokoju", więc nie potrafię się odnieść do zawartości tych filmów.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Począwszy od 10-go wiesza liczonego od końca, napisałaś coś co mnie zaintrygowało (dla jasności zacytuję:
"... teraźniejszość. Można tak sobie coś zaprogramować czy zmaterializować z tymże w ten sposób coraz mocniej odchodzi się od swojej własnej istoty. Jest się coraz mniej świadomym (swojego ciała, bytu, istoty, a także sensu świata itd.), nabudowuje się iluzoryczność."
-koniec cytatu.
Bardzo bym prosił o zdradzenie co w takim razie jest tym sensem świata (istotą bycia i w ogóle)?

ocenił(a) film na 1
zjonizowany

Wiesz co, trudno jest tak jakoś ładnie, zwięźle i do rzeczy napisać co jest sensem świata/życia itp. Najprościej powiedziałabym, że sens życia związany jest/polega na doskonaleniu się, na rozwijaniu zrozumienia (i w tym też właśnie istoty wszystkiego), dążeniu do zlania się z.. i też nie do końca można powiedzieć "z resztą świata", bo zależy co się rozumie przez świat. Poniekąd można powiedzieć zjednoczenia się z Bogiem. Osiągnięcia nirwany.
To wszystko brzmi ogólnikowo i zdaję sobie z tego sprawę. Myślę, że trudno jest to jakoś wyrazić bo bardziej chodzi o przemianę istoty (człowieka lub innej istoty) w całej jej pełni czyli nie tylko na poziomie fizycznym, co wymyka się takiemu czysto intelektualnemu opisowi. Wiąże się z rozumieniem, ale i też czuciem, i jeszcze z czymś. Trudno takie rzeczy wyrażać za pomocą słów i pojęć wymyślonych do opisu tylko wymiaru fizycznego. W ogóle powiem Ci, że jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy piszą niektóre książki i są w stanie używając tego języka - przeznaczonego właśnie konkretnie do wymiaru fizycznego - wytłumaczyć pewne kwestie związane także lub wyłącznie z innymi wymiarami. Np. Osho genialnie tłumaczył. Robił to w taki przystępny sposób, że wydaje się to możliwie mocno czytelne także dla ludzi mało zorientowanych w danym temacie (nie tylko dla jakichś bardziej zainteresowanych i powiedzmy przez to bardziej przygotowanych do tego rozumienia), a jednocześnie był w stanie przekazać ogromnie dużo nauk w sumie całkiem mocno zaawansowanych (skomplikowanych) i to często w bardzo małej ilości tekstu.
Mi czasem udaje się coś komuś wytłumaczyć, tak że widzę że faktycznie zrozumiał o co chodziło. I jest mi wtedy bardzo miło, bo widać jak to wpływa na tego człowieka, jak mu pomaga. Ale to jest jednak cholernie trudne dlatego niezmiernie podziwiam sprawność Osho.

Wiesz co, nie odpisałam Ci na ten post wyżej. Ja mam inne podejście do rozwoju niż Ty. Do rozwoju i do życia w ogóle (w sensie istnienia, ale i tzw. życia codziennego). Daję się kierować intuicji. Stawiam na kontakt z jaźnią. To mnie ukierunkowuje na to, na co w danej chwili mam zwrócić uwagę (co jest mi potrzebne do rozwoju), co przeczytać, na jaką książkę czy film trafić. To bardzo konkretnie ukierunkowuje. Trafiam na rzeczy/zagadnienia, które są mi w danym momencie potrzebne. Których np. rok wcześniej bym nie zrozumiała, albo nie byłyby wtedy takie istotne. Po prostu pozwalam by moje "wnętrze" mną kierowało. Nie wytyczam sobie jakiegoś programu nauczania itp. Nie czytam książek na ilość. Nie wymuszam aktywacji pewnych umiejętności. Kiedy jestem gotowa na to, by dana umiejętność się włączyła ona się po prostu włącza. Jeśli nie jest włączona to znaczy, że nie jestem na to gotowa. To sie sprawdza (nie tylko w moim przypadku). Chodzi mi o umiejętności zaliczane do bardziej paranormalnych. Nie jakieś zwykłe typu nauka gry na gitarze. Umiejętności związane z rozwojem, które specjalnie nie są aktywne u większości ludzi po prostu dlatego, że większość ludzi nie jest jeszcze gotowa na ich aktywację, a ich aktywacja przedwczesna zaburza ich rozwój i często prowadzi do różnych problemów typu np. zaburzenia psychiczne, ale nie tylko. Tak więc nie przyśpieszam na siłę i nie zaliczam książek czy kursów na wyścigi. Poza tym dużo wiedzy i rozwoju wynoszę z życia (tego tzw. codziennego) i książek jak i filmów nie przeznaczonych konkretnie do rozwoju. Nie tworzonych w tym celu. Nie zaliczanych np. do literatury służącej samorozwojowi. To naprawdę dużo daje. To w połączeniu z pozwalaniem by wiedza jak i zrozumienie budziły się wewnątrz nas zamiast pozyskiwania ich z zewnątrz. Zewnętrzne źródła oczywiście także pomagają, mogą stymulować i także wiele wyjaśniać czy uczyć, ale nic nie dają kiedy stawia się tylko na nie - na taką naukę z zewnętrznych źródeł. Dlatego ważny jest kontakt ze swoim wewnętrznym ja czy swoją jaźnią - jakkolwiek się to nazwie i nie odcinanie się od nich przez skupianie się na otoczeniu i w tym zewnętrznych źródłach wiedzy. Kwestie materialne typu utrzymanie itp. są oczywiście bardzo ważne, ale to nie ma nic wspólnego z rozwojem w tym sensie, że np. wyznaczenie sobie za cel zarobienia w ciągu roku jakiejś dużej kwoty przez wmawianie sobie, że da się radę, przez wyobrażanie sobie tego itd. - cos takiego oczywiście nie ma nic wspólnego z rozwojem, a wręcz odciąga od niego. Oczywiście nie ma nic złego w poświęcaniu uwagi zarabianiu pieniędzy. Praca dla człowieka jest bardzo ważna. Poczucie bycia samowystarczalnym, poczucie posiadania jakichś umiejętności, kreatywność. To są rzeczy ważne jak najbardziej. I dla samej egzystencji (nie tylko w sensie posiadania utrzymania, ale poczucia bycia, bezpieczeństwa ontologicznego) i dla rozwoju. Tak więc bynajmniej nie chodzi mi o jakieś odcinanie się od spraw materialnych tylko po prostu świadomość, że co innego rozwój duchowy, a co innego chciwość i rozwój powierzchowności.
Z tymże tak czy siak każde doświadczenie niesie w sobie jakąś naukę. Można jej nie zauważyć, no ale jeśli ją się zauważy, to to też przysłuży się rozwojowi. Po prostu nauka na błędach, więc z jednej strony można komuś uświadamiać że postępując jakoś tam popełnia błędy i można w ten sposób pomóc, ale nawet jeśli ktoś popełni te błędy (wszystko jedno czy dlatego, że nie zrozumiał rady albo ją odrzucił czy dlatego, że nikt mu nie dawał rad) to i tak będzie mógł z tego wyciągnąć jakieś wnioski (jak ze wszelkich doświadczeń) co przysłuży się jego rozwojowi. Przy czym niekiedy lepiej, że ktoś nie słucha jakiejś rady choć dobrej, bo bez przeżycia czegoś/doświadczenia - bez popełnienia błędu i odczucia jego konsekwencji - nie zrozumiałby danego zagadnienia (teoretyczne rozumienie jest ważne, ale pełne zrozumienie raczej wymaga także doświadczalnego zaliczenia). Tak więc tak to różnie jest z tymi radami. Też nie można powiedzieć, że w ogóle nie powinno się ich dawać, bo rady i nauki np. takich ludzi jak Osho wielu osobom jednak wiele rzeczy uświadomiły i pomogły w rozwoju. Porządek życia (i w tym tych rad, popełniania błędów itd.) jest idealny, bo jest świetnie samoregulujący się i nie ma jakichś określonych dróg postępowania, które zawsze by się sprawdzały lub zawsze były nieprawidłowe.

Odeszłam od tematu. Generalnie chodziło o to, że nie jestem w stanie napisać co też osiągnęłam czy "zaliczyłam" przez ten czas, bo po prostu nie patrzę na to wszystko w ten sposób. Coś tam więcej rozumiem niż jakiś czas temu, a wiele rzeczy mam jeszcze przed sobą do zrozumienia. Tak sobie myślę, że właściwie w tej chwili nie widzę sensu w wytyczeniu sobie jakiegoś celu typu "za rok będę mieć coś tam". Z jednej strony porządkuje to życie, wprowadza się wtedy jakąś dyscyplinę by stopniowo dochodzić do tego celu, a z drugiej strony traktuje się wtedy każdy dzień przed datą, kiedy cel ma być osiągnięty, nie jako dzień ciekawy sam w sobie tylko jako krok do przejścia, stopień do pokonania. To marnowanie teraźniejszości. Nie jest się wtedy otwartym na wszystko co może się zdarzyć. Wszystko jest zaplanowane. Tzn. wiele też zależy o jakiego typu cele chodzi i ile z dnia się im chce poświęcać. No ale jakieś takie to martwe. W każdym razie w tej chwili tak to czuję, a jak będzie za jakiś czas nie wiem. Może zmienię zdanie.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Hej! Co u Ciebie -jak duchowe sprawy. Odezwij się na PW (ja nie mam tu jeszcze możliwości). Mam dla Ciebie dwie ciekawe książki (wybitnych autorów od duchowości) i jedna z nich, a konkretniej wywiad (z praktykiem i) pisarzem skłoniła mnie do zbliżenia się ku Twoim poglądom, a kolejna tylko to potwierdziła, że bardziej warto słuchać duszy (niż umysłu zarażonego zewnętrznymi pędami tego świata).

ocenił(a) film na 1
zjonizowany

Wysłałam Ci przedwczoraj jak prosiłeś (bo wcześniej nie wchodziłam na fw), ale nie wiem czy doszła, bo wiele ginie. Zostawiłam Ci przed chwilą tez notkę na blogu.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Dzięki -Odesłałem wiadomość, ale widać nie doszła, wiec ponowię (bo mam kopie:)

ocenił(a) film na 5
pawelc11

czytałam książkę kilka lat temu i oglądałam też film i uważam, że ma to coś w sobie... jednakże muszę czytać ją co jakiś czas bo zapominam stosować się to reguł... ale jak już przeczytam ją to mam lepsze samopoczucie przez kilka miesięcy i łatwiej, milej mi się żyje :)

chodzi głównie o samopoczucie (jestem jakaś szczęśliwsza, własciwie to szczesliwa cały czas, znikają kompleksy) i o finanse... przestaje martwić się pieniędzmi a później ludzie mnie się pytają "jak to możliwe, że niczego sobie nie żałujesz, nie liczysz kasy a ciagle ją masz" to ja mówie to co sama wiem "nie mam pojęcia ale niech tak zostanie" ;)

ale tak jak juz powiedziałam musze co jakiś czas czytać ;) wystarczy, że pojawi się cos bardzo stresujacego albo jakis problem wiekszy i zapominam o wszystkim ;/ i znowu sięgam po książkę ;)

nie potrafie podac jakiegos konkretnego powodu ale pamietam ze nieraz ściągnełam na siebie coś złego lub dobrego ;)

ocenił(a) film na 1
pawelc11

Wiesz co pawelc11, ja bym Ci bardzo polecała przeczytanie książki "Jesteśmy snem", której autorką jest Ursula Le Guin. To bardzo krótka powieść science-fiction. Szybko ją przeczytasz, a może uświadomić Ci wiele rzeczy wydaje mi się, że bardzo istotnych dla Ciebie. Kwestie tego typu jak niedobre jest ulepszanie świata na siłę np. przez likwidowanie problemów rasowych przez wprowadzenie takiej zmiany, że wszyscy ludzi mają ten sam kolor skóry. To może dać Ci dużo do myślenia, uzmysłowić sens wielu rzeczy. Potrzebę różnorodności, wspaniałość oryginalności, sens istnienia tego, co uważamy za wady jak i po prostu potrzebę zróżnicowania. Może też przybliżyć Ci kwestię potrzeby równowagi w świecie i tego jak szkodliwe jest ingerowanie w życie innych i w ogóle świat nawet jeśli wypływa z dobrych intencji - chęci poprawiania czegoś na lepsze i likwidowania problemów. Powiązanie danej osoby z innymi ludźmi jak i całym światem. Tego jak jej manipulowanie ze swoim losem odbija się na losie innych osób. Może też dać Ci trochę lepsze wyczucie iluzoryczności świata fizycznego.

Mimo że nie jest to książka należąca do grupy podręczników służących samorozwojowi może dać więcej niż niejedna z tych do samorozwoju. I też właśnie bierz pod uwagę tę kwestię, że wcale nie jest takim dobrym pomysłem tak nachalnie skupiać się na samorozwoju poprzez studiowanie jakichś technik, których celu istnienia nie rozumiesz. Możesz się dużo lepiej rozwinąć po prostu żyjąc jak i właśnie czytając książki czy oglądając filmy, które nie są stworzone jako podręczniki samorozwoju. Człowiek pomyślany jest tak, by mógł się rozwijać (zazwyczaj najefektywniej) przez prowadzenie normalnego życia, stykanie się z normalnymi problemami, przeżywanie codziennych sytuacji, a nie przez uczenie się technik rozwoju. Tak naprawdę te techniki jak i w ogóle zgłębianie wiedzy związanej z rozwojem duchowym i jakimiś umiejętnościami tzw. paranormalnymi - to jest dobre dla niewielkiej grupy osób. Dla reszty to jest wręcz szkodliwe, więc nie traktuj zgłębiania tego jak fajną zabawę dzięki której będziesz mógł kontrolować świat, albo ludzi, albo chodzi własne życie czy robić jakieś nadzwyczajne rzeczy odnosząc w ten sposób korzyści, czy np. ulepszając życie swoje lub cudze. Zainteresowanie tymi kwestiami powinno wynikać z przymusu wewnętrznego, silnej potrzeby i nie ma nic wspólnego z zabawą, rozrywką czy zdobywaniem ciekawych umiejętności zawodowych.

Aha, no i lektura ta byłaby też dobra dla zjonizowanego, ale on pewnie nie czyta już forum.

Eleonora

Ok, dzięki poszukam i w wolnej chwili poczytam

Eleonora

1/10 bardzo surowa ocena, ?

ocenił(a) film na 1
pawelc11

Tyle dawałam od początku - nie uległa zmianie. Pewnie wcześniej nie zwróciłeś uwagi.

Eleonora

No być może, rozumiem to zjonizowany bardzo broni filmy ale jest dość głupio nakręcony przez to wielu ludzi zraża się do tego całego zagadnienia, początkowo tego nie dostrzegałem ale teraz widzę wyraźnie że przeciętny "kowalski" może po prostu to wyśmiać, w moim życiu nikogo nie przekonałem do owych idei, nawet na płaszczyźnie poważnej wcale nie gadałem że przyciągniesz wszystko co będziesz chciał, bardziej np. że cierpieć trzeba umieć, zagłębiać się w Siebie itd. Jednak nic z tego

ocenił(a) film na 1
pawelc11

Wiesz, ja ten film jako film oceniam jako bardzo słaby, wręcz fatalny, natomiast do tego dochodzi jeszcze jego treść w sensie promowanej metody, która z kolei jest mocno szkodliwa. Tak więc z tych względów według mnie ocena 1/10 jest w pełni dla niego zasłużoną i absolutnie nie surową. Dobijające w tym filmie jest także to, że osoby promujące omawianą metodę podpierają się cytatami z faktycznie oświeconych osób typu Budda, powołują się na teksty z filozofii wschodu itd., podczas gdy ta metoda stoi w sprzeczności z ideami nauk wschodnich i samą ideą rozwoju. To tak jakby morderca używający narzędzi chirurgicznych do torturowania i mordowania przedstawiał swoje działania jako korzystne dla swoich ofiar podpierając się faktem, że używa tych samych narzędzi, których używa jakiś sławny chirurg ratujący życie. No i skoro używa tych samych narzędzi i wykorzystuje tak samo jak ów chirurg fakt, że ciało człowieka zbudowane jest w taki to a taki sposób, to widzowie mają mu uwierzyć, że proponuje świetną metodą, której korzystny charakter potwierdzają osiągnięcia chirurgów.

Szczerze mówiąc lepiej żeby ten przeciętny "kowalski" właśnie wyśmiał ten film i go olał, niż żeby zaczął patrzeć na świat w taki właśnie sposób jaki ten film promuje. Najgorsze jest właśnie to wmawianie ludziom, że zajmowanie się różnymi kwestiami związanymi z ogólnie to ujmując rozwojem nie wymaga żadnego faktycznego zagłębienia się w temat i jest korzystne dla każdej osoby. Tak naprawdę jest niewiele osób, dla których jest to wskazane i nieszkodliwe.

Eleonora

W moim przypadku zaciekawił gdyż w moim życiu częściej myślałem o czarnych scenariusz nie wierzyłem w świętego mikołaja, miłość, boga i szatana itd. Czułem stan podwyższonej apatii, zaczynałem się załamywać psychicznie, i rzeczywiście nigdy pozytywnie nie myślałem i to jedno mi dało do myślenia i trochę obudziło mnie do życia dlatego film ma u mnie mocno trójkę, ale poza tym w niczym nikomu nie pomaga a tylko jak piszesz szkodzi o czym można się przekonać stosując go, wiedza z tak szerokiego zakresu upakowana w jeden krótki film, z korzyściami głównie materialnymi

ocenił(a) film na 1
pawelc11

Wiesz, a spróbuj może poczytać sobie np. Arnolda Mindella "O pracy ze śniącym ciałem" (nie chodzi tu o dosłownie śniące ciało, to tylko taka nazwa/przenośnia/wymyślony nowy termin na potrzeby pewnej metody psychologicznej - pracy zorientowanej na proces). Nie wiem jakie masz życie, problemy itd. i nie wiem czy akurat to podniesie Cię na duchu, ale jest to możliwe, bo chodzi o to, że umożliwi Ci spojrzenie z nieco innej perspektywy na różne problemy. Zdystansuje do wielu negatywnych spraw (czy nawet w dużym stopniu zmieni sposób oceny czegoś jako negatywne - to jest istotne). Samo zobaczenie sensu w różnych rzeczach, takich jak np. choroby czy wypadki potrafi bardzo pozytywnie nastroić, zaciekawić ideą życia, porządku świata. Oczywiście nie twierdzę, że od razu będziesz skakać z radości, ale no fajnie jest widzieć w świecie ten cały sens. Obserwować te mechanizmy samoporządkowania się, coraz więcej rozumieć. No wiesz, często najbardziej dobija człowieka właśnie poczucie bezsensu życia czy np. cierpienia. W "Sekrecie" postulują, żeby to po prostu olać i skupić się na zachciankach, natomiast ja uważam, że dużo lepszym rozwiązaniem jest po prostu poznać ten sens. Bez tej całej otoczki rywalizacji, stawiania sobie ciągłych wyzwań (i potem czucia się śmieciem jeśli się im nie sprosta), przyjmowania na wiarę czego powinno się chcieć, co powinno czynić nas szczęśliwymi czy udanymi/cenionymi jednostkami, a co czyni z nas przegranych. Bez odrzucania i poniżania ludzi za ich jakąkolwiek inność. Bez tej pogoni za sztucznym ideałem samego siebie albo swojego życia.
Wyślę Ci w wiadomości prywatnej link do tej książki.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones