Fabuła filmu opowiada o przygodach 7 braci, z których oczywiście jeden grany przez Roberta Woodsa wysuwa się na pierwszy plan. Najpierw muszą obronić swoje ranczo przed atakiem bandytów, a następnie zmierzyć się z kradzieżą bydła. W zamyśle miał to być obraz z mocnym akcentem humorystycznym, jednak wyszło to nieszczególnie. Twórcy spaghetti westernów często chcieli wywoływać śmiech w bardzo nachalny sposób, co akurat mi niezbyt odpowiada. Jeśli chodzi o interesujące sceny, to na pewno należy wspomnieć o torturach stosowanych przez filmowy czarny charakter tzn. umieszczanie ofiary w ogniu a następnie gaszenie jej palącego się ciała powtarzane kilka razy. Także końcowy pojedynek na noże in plus. Muzyka Ennio Morricone nie przypadła mi do gustu, w tym przypadku wydawała się tandetna. Niewykorzystana obecność 7 braci ze względu na przeciętną grę aktorską oraz słaby scenariusz. Brakowało im wyrazistości takiej, jaka chociażby cechowała postaci z "Siedmiu wspaniałych" czy nawet innego spaghetti pod angielskim tytułem "Five man army". O wątku romantycznym lepiej nie wspominać, najlepiej o nim po prostu zapomnieć. Ponadto w jednym momencie dostrzegłem tak rażący brak logiki, że aż złapałem się za głowę. Nie polecam, chyba że ktoś lubi komediowe, nieskomplikowane spaghetti.