Część pierwsza była przerysowanym pastiszem, idealnie odwzorowującym świat komiksu i
wszystkie rządzące owym światem prawa. Była w tym jednak daleko subtelniejsza, mroczniejsza,
szkicowała charaktery i scenografie w głębokich, cichych planach, umiejętnie balansując między
twardym, pełnokrwistym noir, komiksową sztampą i (jedynie) krwistym szaleństwem spod znaku
Rodriguez&Tarantino(&Miller), pozostawiając wystarczająco dużo miejsca każdemu z wymienionych
elementów.
Damulka warta grzechu to strasznie jaskrawa, głośna, pozbawiona spokojnych momentów i etapów
powolnego budowania napięcia w stylu starych kryminałów kakofonia, na którą składają się w
zasadzie tylko chaotyczne jatki, łamanie palców, zemsty i bryzgająca na wszystkie strony krew, bez
większego ładu i składu, bez harmonii, która charakteryzowało się oryginalne Sin City.
jedynka do dwójki tak samo jak 300 jedynka do dwójki?
jeśli tak to chyba sobie odpuszczę tą damulkę
Z tej czwórki nie widziałem "300: Rise of an Empire" ale po obejrzanych fragmentach ośmielam się stwierdzić, że będzie to trafne porównanie obniżenia poziomu.
Nie zgodzę się z takim porównaniem. 300 miał bardzo prostą fabułę z jednym wątkiem i świetną narracją. Natomiast w Rise of an Empire ja osobiście się gubiłem, bitwy się ze sobą mieszały i nie było wiadomo gdzie kto z kim walczy, a mementami miałem wrażenie że film upodabnia się do Troi.
Tutaj natomiast mamy dobrą kontynuację, trochę bardziej rozbudowaną i z większą ilością szczegółów i niuansów, w których też się trochę pogubiłem, ale taka specyfika tego filmu. Miasto grzechu tak naprawdę zrozumiałem po obejrzeniu 5-6 razy. Owszem Damulka nie jest tak dobra jak Miasto, ale wręcz niemożliwym jest dorównać arcydziełu.
Ja pokusiłbym się wręcz o stwierdzenie, że Damulka momentami wręcz wiała nudą. Owszem, bryzgała krew itp, ale mnie to po prostu nudziło. Poza tym co opisał Alkhilion, dodam jeszcze, że w filmie brakuje ciekawych dialogów. Są ze 3, czy 4 śmieszne teksty, ale na cały film to straszna bieda.
Wrócę jeszcze do postaci Johny'ego i całego wątku tych pokerowych rozgrywek. Wątek tej postaci jest całkowicie bezcelowy. Zapycha fabułę i czas na ekranie, ani do niczego nie prowadzi. Niby Johny cieszy się, że wszyscy będą wiedzieć, że pokonał Senatora Rourka 2 razy z rzędu w karty, i że wszyscy będą się z senatora śmiać, aż do śmierci bo przegrał w karty... No dobra.... Potem ginie, jego śmierć ma niby zrekompensować to, że nadszarpnął Rourkowi opinię... ale chwilę potem ginie sam senator. Więc kto niby będzie śmiał się z tego, że jakiś facet który nie żyje przegrał z kimś kiedyś w karty? Moim zdaniem postać została wprowadzona bez sensu, jej przygody, życie i śmierć nie miały ani dla przedstawionego świata, ani fabuły obydwu części żadnego znaczenia.
Co racja to racja. Johnny kompletnie nie pasuje do tego otoczenia i reszty bohaterów, a podobno wychował się w Basin City. No i jego działania pozbawione są jakiejkolwiek logiki.
Roark to mój ojciec, więc poniżę go w pokera jak cwaniaczek.
Ojej, teraz napuścił na mnie dwóch bandziorów i podjechał po mnie limuzyną, uciekać? Nah, lepiej wsiąść i "miejmy to już za sobą".
Teraz oddałem buty za nastawienie palców przez jakiegoś narkomana, pora sprawdzić, jak trzyma się moja panna poznana wieczór wcześniej.
Nie żyje? A to szok, lepiej pójdę się zemścić.
Bam, headshot.
Opisujesz film bardzo negatywnie. A dając "kakofonii" 6/10 to lekki przesadyzm. Skąd tak wysoka ocena, skoro w Twojej wypowiedzi nie idzie wyszukać choć jednego dobrego słowa?
Bardzo proszę o rozwinięcie treści.
Skoro wady wyłapałeś bardzo szybko, to z zaletami pójdzie Tobie tak samo łatwo.
Głównie chodzi mi o to, że nie można zbytnio stawiać tematu z jednej perspektywy. Zniechęcisz mnóstwo osób, które chcą obejrzeć ten film, a bardzo możliwe, że szukają innych wartości w filmie, których to nie przedstawiłeś.
"Skoro wady wyłapałeś bardzo szybko, to z zaletami pójdzie Tobie tak samo łatwo"
To nie działa w ten sposób:
http://youtu.be/CrBiDELfaKk
Nie oglądając odpowiem w inny sposób.
http://www.youtube.com/watch?v=WnIEBkTGSCc
Całości nie musisz oglądać ale chodzi o końcówkę.
Dobrze jest się czepiać, ale trzeba patrzeć na rzeczy pod różnymi kątami widzenia. Nie mówię, że nie masz racji. Ale pewnych rzeczy nie przedstawiasz.
I nadal uważam, że skoro wady znasz, to zalety też wychwycisz.
Porządne aktorstwo, scena samego pokera była względnie dobrze zrealizowana, Mickey Rourke i Josh Brolin odwalili razem kawał dobrej roboty, mimo kiepskiego scenariusza nie można specjalnie przyczepić się zdjęć i montażu Rodrigueza (nawet, jeśli zrobił kakofonię, to bardzo konsekwentnie, bez prób mieszania stylów obu części), jak zawsze ładne Jessica Alba i Eva Green. Z subiektywnego punktu widzenia - nie żałuję też specjalnie tych kilku złotych na bilet. Ale czy powtórzyłbym wycieczkę do kina i zapłacił drugi raz? Nie sądzę.
Do planujących grafik najbliższych seansów - jeśli macie więcej pieniędzy niż zmysłu oszczędzania - nie stracicie. Jeśli chcecie zobaczyć tej jesieni najwyżej jeden film - to nie ten.
I to jest czad!
Zgadzam się w 100%. Jeżeli chodzi o aspekty technicznie nie można być rozczarowanym. Film jednak pozostawia wiele do życzenia. Nie jest on dociągnięty fabularnie, ponieważ w modzie są teraz efekty i jakość obrazu. Dlatego przeważyło to nad treścią filmu. Szkoda, że w dzisiejszych czasach bardziej doceniana jest forma niż treść filmu. Dlatego tak często w dzisiejszej kinematografii mamy przerost formy nad treścią.
Od siebie dodałbym jeszcze muzykę, która przenosi nas do starego klimatu Sin City. Dla mnie to było najmocniejszym atutem filmu obok Mickeya Rourke, po którym w ogóle nie można było odczuć tej 9-letniej przerwy między częściami. Ale to też takie moje lekkie zboczenie...
Mimo wszystko jeżeli miałbym wracać do pierwszej części, przy okazji odpaliłbym drugą. Damulka Warta Grzechu nie jest jakimś wzniosłym filmem ale mimo wielu wad zachowuje się w konwencji Sin City dlatego też można wrócić do obrazu bez pełnego skupiania się na samej treści. Świetny film do odpalenia w tle na jakieś domówki lub inne bardziej kameralne imprezy.
P.S.: Obiektywność sprzyja wymianie doświadczeń. W końcu nie piszemy komentarzy na publicznym forum tylko dla siebie ;)
Trzeba to wreszcie powiedzieć jasno i głośno. Damulka warta grzechu to po prostu profanacja kultowego już filmu z 2005 roku. Film nie ma ani polotu ani klimatu ani nowatorstwa ani świetnych scen akcji ani wyrazistych bohaterów ani w końcu poetyki jedynki. Gdyby nie Evka Green która nie szczędzi męskiej publiczności swoich wdzięków to film byłby misją niemożliwą do obejrzenia go w całości. Z litości dałem 5/10 ale nie wiem czy i to nie za dużo. Chętnie zobaczę Machetę walczącego w kosmosie o amerykańskie wartości ale błagam Rodriguez zostaw już Sin City w spokoju!
Postaw się na ich miejscu. Przerwa między częściami trwała 9 lat! Jak na taką przerwę wiele aspektów z pierwszej części zostało zachowanych, mimo braku jakiejkolwiek wzniosłości.
Po za tym czemu jak tak patrzę to większość z Was patrzy na to aż tak mocno subiektywnie? Jeszcze nikt na tym temacie nie wykazał jakiegoś szerszego punktu widzenia. Owszem, zgadzam się z większością, z każdym z Was mógłbym przybić piątkę. Ale gdzie druga strona medalu? Nie można patrzeć na rzeczy jednotorowo.
Tym bardziej jest to rozczarowanie zważywszy na czas jaki mieli twórcy na zrobienie tego filmu. Wiele aspektów nie zostało zachowanych a zwyczajnie zerżniętych z jedynki i to nieudolnie. I gdzie ta druga strona medalu? Jedynka to film kultowy, klasyk który będzie można obejrzeć również za 20-30 lat a o tym filmie nikt nie będzie już pamiętał, nikt nie będzie do niego wracał bo jest zwyczajnie nudny i na jeden raz. Podobnie jak nikt już nie pamięta o innym gniocie Sprajcie duchu miasta.
Nie mogę się z Tobą zgodzić. Nie traktuj złych produkcji jako zło niewybaczalne.
To że film złożono po 9 latach to nie znaczy, ze film tworzono właśnie tyle lat. Produkcja miała sporą przerwę i to przeważyło na jakości filmu. Nigdy nie da się odwzorować serii w 100% po takiej przerwie. Dlatego film ucierpiał. Na treści, na wartościach, które w dzisiejszych czasach odchodzą w zapomnienie. Owszem, pierwsza część to film kultowy, to żywe wprowadzenie komiksów na ekran. Wszystko w nim było na tyle zbalansowane, że żadna rzecz nie przeważała nad inną. Tutaj natomiast konwencja została zaburzona. Nie dlatego, że Rodriguez zaszalał (chociaż biorąc pod uwagę jego filmy lubi rozwałkę) ale dlatego, ze kultura masowa właśnie sobie tego życzyła. Dlatego w "Damulce" widzimy taką dbałość o szczegóły graficzne. Tam widzimy istną perfekcję, artyzm, który jest teraz na wagę złota. Zwróć uwagę jak idealnie obraz jest dopasowany do treści filmu. Ta precyzja przeważa nad całą produkcją, bo teraz sprzedaje się akcja, obraz, forma, a nie treść.
Ja się nie mogłem doczekać aż powstanie druga część. Ale jak szedłem do kina to nie spodziewałem się zawiłej fabuły, mrocznego klimatu czy bardziej złożonych postaci. Bo produkcje Rodrigueza na tym się teraz nie opierają. To jest zwyczajny komercyjny zysk. I mógłby być nim, gdyby nie ta dbałość o obraz. Nie można tego filmu wrzucić do jednego worka i powiedzieć: "Tego nie oglądajcie, to lipny film", bo nim nie jest.
Oglądając Sin City 2 miałem wrażenie, że twórcy filmu chcieli odtworzyć starą część. I nie udało im się nie dlatego, że nie potrafili tego zrobić. Nie udało im się, bo dzisiejsza popkultura sobie tego nie życzyła. To nie oni są winni tylko ludzie, którzy chodzą do kina i chcą akcji, formy, a nie treści. Ja mam szacunek do tego filmu, bo chcieli sprostać wymogom ludzi. I to im się udało. Niestety to już jest biznes, a nie sztuka.
Widzimy też że scenariusz jest do bani a co za tym idzie ładne obrazki nie zasłonią tego jak płytki i rozlazły jest to film. Jedynka miała dobry scenariusz, dobrze napisane postacie i spójne trzy epizody, świetne budowanie napięcia. Dwójka tego nie ma. Po drugie taka forma mogła szokować może w 2005 roku, teraz jednak jest już rok 2014 i mogli trochę bardziej się wysilić, poeksperymentować, po prostu znów zaskoczyć czymś oryginalnym. Nie dostrzegam w ogóle jakiegoś większego skoku technologicznego. Film nie odniósł sukcesu nie dlatego że widzowie nie chcieli już Sin City tylko że jest po prostu kiepski i nudny. Nie wciągająca nędza ze słabym scenariuszem.
Owszem, nic nie poratuje słabego scenariusza, z tym mogę się zgodzić.
"Film nie odniósł sukcesu nie dlatego że widzowie nie chcieli już Sin City" - źle mnie zrozumiałeś. Widzowie już w 2005 roku pokochali Sin City, nie dlatego, że był dopracowany scenariusz, czy klimat był bardziej spójny. Kultura masowa już wtedy patrzyła na efekty, czy akcję. Większość z nich będzie Sin City kojarzyła z niezniszczalnym Marvem, a nie amerykańskim "noir", który to ten film próbował eksponować. I tu jest istota rzeczy.
Sprawy o których rozmawiamy powoli zaczynają przypominać archaizm. Jest to smutne i żałosne, ze dzisiejsze filmy idą na akcję. Zobacz co Marvel zrobił. Ta cała mania na superbohaterów. Ja w ogóle tego nie czuję, bo obejrzałem zbyt dużo filmów z lat 70-tych. Ale niestety popkultura jest inna. Jedynie można złożyć hołd za to, że mimo wszystko obraz w Sin City współgra idealnie z treścią przedstawioną w filmie. A jeżeli chodzi o przerost formy to jest to zupełnie inny temat.
Czego się tak uczepiłeś tych efektów. Same efekty nie zrobią dobrego filmu. Sin City to też mroczny klimat i doskonale nakręcone, brutalne sceny akcji. I dzięki temu ten film osiągnął też taki sukces. I tak ludziom spodobała się akcja tylko że wtedy realizacja scen akcji stała na wysokim poziomie a w tej części nawet sceny akcji są zrobione bez polotu, brakuje dynamiki. Każdy z trzech epizodów był świetny. Marv pewnie najlepszy ale pozostałe niewiele słabsze. Z kolei Sin City 2 to zaledwie dwa bardzo kiepskie epizody, jeden słabszy od drugiego. Zawiedli aktorzy pozbawieni w filmie charyzmy czy wyrazistości jak Gordon Levitt czy Josh Brolin a wepchnięcie Alby na pierwszy plan było już kompletnym błędem. To beztalencie się kompletnie nie sprawdziło. Rourke był dobry ale nie miał szansy się wykazać i podobnie jak Willis został zrzucony na dalszy plan. Z nowych twarzy tylko Eva Green dała radę. Nawet występ Lady Gagi to kpina bo miała może kilka sekund czasu ekranowego. To już w Machete Kills więcej dali jej pograć i lepiej wypadła. Sin City 2 w ogóle nie ma w sobie tej poetyki oryginału i bardziej przypomina pod tym względem Spirit duch miasta niż Sin City. Ładne obrazki są bez znaczenia gdy cała reszta jest do bani.
To chyba oczywiste że skoro idziesz na ekranizację komiksów o superbohaterach Marvela czy DC to dostajesz głównie akcję, efekty i tych superbohaterów walczących z super łotrami. Jednak skoro tego nie czujesz i nie lubisz to po prostu tego nie oglądasz. Te filmy są robione po to żeby bawić i zarabiać. Chcesz czegoś ambitniejszego to musisz tego sam poszukać a nie czekać aż popkultura ci to podsunie.
Mówisz prawie to samo co ja, tylko w innym wydaniu.
Nie czepiłem się akcji, bo dla mnie ona jest denna. Niestety w dzisiejszych czasach właśnie robi się filmy na samej akcji, można to zauważyć wielokrotnie.
Nie zgodzę się co do Josha Brolina. Raczej wydaje mi się, że zawiodła reżyserka, bo żadnemu aktorowi w obsadzie nie brakowało warsztatu. Eva Green nie miała zbyt dużo do roboty, więc jej to bym tak nie eksponował pod względem dobrego aktorstwa.
"To chyba oczywiste że skoro idziesz na ekranizację komiksów o superbohaterach Marvela czy DC to dostajesz głównie akcję..." Chodzi mi o to, że popkultura nie zawsze szła na akcję i efekty. Gdyby ludzie tego nie oglądali to po prostu by powstawały filmy w innych kierunkach. A tak zasypują tym wszystkich. Sin City 2 jest kiepskie w porównaniu z 1-ką. Ale to masa chciała takie, a nie inne wydanie Sin City. Jarali się Albą - dostali więcej Alby. Jarali się Marvem, dostali więcej Marva. Jarali się Evą Green w innych produkcjach - dostali Evę Green. Biznes bardzo szybko przenika do sztuki, gdy widzi w tym pieniądz.
Zawiodła reżyseria i scenariusz. Dobre były postacie drugoplanowe jak Marv, Ava jednak zbyt mało wyraziste były postacie główne jak Dwight, Johnny. Wrzucenie Alby na pierwszy plan okazało się błędem bo jej postać sprawdziła się w barze przy rurce ale gdy zaczęła wyrażać emocje to widać było jaka z niej jest "aktorka". Przez Albę cała końcówka filmu sprawiała wrażenie robionej na siłę, brakowało w tym wszystkim dramatyzmu. Willis po prostu pokazał się parę razy i wziął kasę. Eva Green potwierdziła tylko że jest świetna jako czarny charakter odważnie eksponujący swoje walory. Zagrała na tyle dobrze na ile rola pozwalała, najważniejsze że była wyrazista i wywoływała w ogóle jakieś emocje. Sin City 2 jako film akcji też wcale nie powala bo na prawdziwą akcję trzeba sporo poczekać a same sceny akcji nie zachwycają niczym nowym, ot takie standardowe ucinanie kończyn mieczami i pranie po pyskach z finałowym wyrwaniem gałki ocznej przeciwnikowi. Więcej było gadania, jazdy samochodem i włóczenia się po ulicach. Jeśli to miał być film robiony pod fanów filmów akcji to dosyć słabo im to wyszło.
Wciąż psioczysz na współczesną popkulturę ale dajesz 4/10 Eraserhead i gdzie tu sens?
Zgodzę się z większością. Reżyserka i scenariusz to główne wady tego filmu. Co do Evy Green nadal pozostanę przy swoim zdaniu. Owszem, zrobiła co trzeba ale tak na prawdę miała mniej roboty niż Jessica Alba, która ze swoją postacią sobie nie poradziła. Lipnie, że Rodriguez na nią postawił no ale tego też chcieli widzowie.
Nigdy nie powiedziałem, że akcja w tym filmie jest dobra. Nie ma w niej dynamiki i mimo nagięcia niektórych praw fizyki (co też można było zaobserwować w pierwszej części) nie oddała swego klimatu. W ogóle się w nią nie wczułem, a momentami targałem łacha.
Ale proszę, zacznij rozróżniać pojęcia "obraz" od "akcja", a wtedy może spojrzysz na to pod innym kątem.
"Wciąż psioczysz na współczesną popkulturę ale dajesz 4/10 Eraserhead i gdzie tu sens?" - To, że lubię filmy z lat 70-te, czy starsze tytuły to nie znaczy, że każdy film z tamtego okresu ma mi się podobać. Szkoda, ze nie popatrzyłeś ciut wyżej lub ciut niżej.
Jak łatwo jest wytykać wady, a o zalety tak trudno :|.
Jessica Alba nawet nie miała dużo dialogów, po prostu miała pokazać jakieś emocje ale ona nawet tego nie potrafi bo jest tylko od tego żeby ładnie się w filmach prezentować a nie grać. Jak zrobi się stara to jej filmowa kariera pewnie dobiegnie końca.
Psioczenie na niski poziom artystyczny popkultury to jak słuchanie radia Kreska albo Bzet i narzekanie że nie ma już dobrej muzyki albo że kiedyś była muzyka a teraz już nie ma. To bez sensu bo ktoś szuka jakiejś większej wartości w czymś co ma w założeniu podobać się jak największej liczbie słuchaczy i robić kasę. Tak samo jest z filmami które mają być przebojami.
damulka nie warta grzechu
strona techniczna na 10, sceneria, muzyka, charakteryzacja - spójnie tworzą komiksową kreację, ugruntowując pozycję sin city w czołówce filmów komiksowych
scenariusz zawodzi, mocny początek, mocny koniec, wątek Avy napisany zbyt rozlegle, momentami niejasno , wręcz nudnawo
film nie wbija w fotel jak pierwsza część, przy czym też nie rozczarowuje
oceniam na mocne 6
O wiele ciężej jest grać bez słów, niż z zapełnionymi dialogami. To raczej było utrudnieniem, nie ułatwieniem. Alby nie będę bronił, bo warsztatu nie ma. Ale sam pomysł nie był zły.
"To bez sensu bo ktoś szuka jakiejś większej wartości w czymś co ma w założeniu podobać się jak największej liczbie słuchaczy i robić kasę." - Nie szukam na siłę, tylko ją widzę. Rzadko w którym filmie obraz współgra idealnie z jego treścią. Szczególnie w głównym segmencie filmu widać tą dbałość o szczegóły. Często jest to zaniechiwane w produkcjach. I nie mówię tu o jakiś efektach, tylko starannie dobranych ujęć i sensowny montaż pod daną treść (w tym przypadku "femme fatale"). Ktoś się przy tym napracował, choć tak na prawdę nie musiał. Za to szacun.
Przecież w jedynce też to było że obraz starał się współgrać z treścią więc że było to również tutaj to łaski nie zrobili. Widocznie jednak ani widzowie ani krytycy nie docenili tego za co dajesz szacun bo film dostał słabe recenzje i kiepską frekwencję. W innych ekranizacjach komiksów nie musi tego być bo nie aspirują do wizualnej poetyki. Najważniejsza w tych ekranizacjach jest dynamika scen akcji i dobrze wyglądające CGI. Kiedy wyszła jedynka Sin City nie miała wtedy jeszcze takiej konkurencji i była czymś nowatorskim. Teraz ekranizacji komiksów jest na pęczki i trzymają zazwyczaj wysoki poziom realizatorski. Widzowie prędzej czekają na Avengers 2 Age of Ultron gdzie prawdopodobnie dostaną świetne widowisko z jakimiś nowymi pomysłami i potężną dawką CGI niż jakieś nowe Sin City które będzie tylko kolejnym marnym powieleniem tego co było już w 2005 roku. Rynek sam zweryfikował swoje zapotrzebowanie i nie ma tam już miejsca na Sin City.
"Widocznie jednak ani widzowie ani krytycy nie docenili tego za co dajesz szacun bo film dostał słabe recenzje i kiepską frekwencję" - owszem, ale napewno nie krytykowali flm za obraz. Krytykiem nie jestem, wyraziłem swoje prywatne zdanie. Może być odmienne od innych. Dla Ciebie może jest to szukanie zalet na siłę. Ja zauważyłem tu coś, na co inni uwagi nie zwrócili, bo właśnie napalili się na CGI i akcję, a seria Sin City, tak na prawdę nigdy nie stawiała tego na pierwszym miejscu. W innym wypadku dostalibyśmy faktycznie niczym nie różniącą się produkcję od serii Marvela czy DC. Po za tym trzeba szanować czyjąś pracę, a stworzenie takich ujęć wymagało sporego wysiłku.
"Kiedy wyszła jedynka Sin City nie miała wtedy jeszcze takiej konkurencji i była czymś nowatorskim." - Sin City nie było nowatorskie z powodu scen walki czy CGI.
I tak, na prawdziwą poetykę komiksu miejsca już nie ma. O tym mówiliśmy już kilkakrotnie.
Uważam że to o czym piszesz odnośnie tych obrazków jest zaletą nowego Sin City jednak nie jest to dla mnie tak znaczące, nie na tyle żebym mógł powiedzieć że to ratuje tą produkcję.
W ogóle to Sin City 2 ma jakieś sceny godne zapamiętania? To taki film do obejrzenia i zapomnienia. Lepiej zobaczyć nowego Kapitana Amerykę i X-Men:)
Wiadomo, każdy ma swoje gusta. Uwielbiam szeroką symbolikę w filmach, dlatego tak nie narzekałem na Sin City 2. Co prawda nie ma w tym nic wzniosłego, bo nie było na czym budować. Prawda prawdą, też szybko zapomnę o ponad połowie filmu xD
Kapitan Ameryka i X-Men to w ogóle nie moje klimaty. Wolę tłuc dalej filmy z lat 50-ych.
Przede mną seansik z Siedmioma Samurajami :).
Wg mnie film ogląda się dobrze, ale głównie przez to, że jest dynamicznie zmontowany i nawet liche sceny są atrakcją. Fakt, że po finale historii z Avą nieco tempo siada, ale... cóż. Dwa niemal identyczne zakończenia z rozwałką to za wiele, a tym bardziej, że "pierwszy" finał fajniejszy graficznie. Osobiście splótłbym te dwie nowelki ze sobą, ale rozumiem przywiązanie do konwencji. Ktoś tu wspomniał, że Alba nie dała rady aktorsko. Tu się zgadzam. Mimo urody jest jednak bezbarwna i to czuć również na ekranie. O wiele więcej charyzmy miały pozostałe kobiety, już nawet pomijając Green. Jest więc nieźle, bo klimat nadal film ma i naprawdę fajnie się całość ogląda i niektóre scenki są kreatywnie wymyślone, mimo, że nie jest łatwo o zaskoczenia w takiej konwencji i takim poziomie choćby pierwszego filmu.