Zgadzam się, że SnS to porządnie zrobiony film. Wszędzie (gra aktorów, scenariusz, reżyseria itp.) widać rzemiosło w przyzwoitym gatunku, ale zdumiewa mnie, że ten film i na FilmWebie i na IMDb (i jeszcze w paru innych miejscach) znajduje się w ścisłej czołówce najlepszych filmów wszechczasów.
Bo to jednak tylko rzemiosło...
Nie ma tam jakiejś powalającej kreacji, z której pamięta się nawet pojedyncze gesty (typu de Niro w "Taksówkarzu" czy Brando w "Ojcu chrzestnym")
Reżyseria i montaż żadnych nowych technicznych czy artystycznych odkryć do dziejów kina nie wnoszą. Nie ma tam też żadnych "schodów odeskich" czy "oka z brzytwą"...
Nie ma tam też żadnych głębokich idei ani "penetracji nieznanych rejonów życia". To, że więzienie to nie jest bajka, i że sk...syni są zarówno wśród współwięźniów jak i wśród strażników to jednak banał, wielokrotnie wcześniej eksploatowany. Podobnie jak motyw "upartej nadziei na wyrwanie się z piekła".
A przy tym największa bajka tkwi właśnie w samym scenariuszu.
Oczywiście zgadzam się, że spora część filmów to bajki, niemniej jeśli film nie jest od początku w konwencji Bonda (z cudsmi typu rozbrojenie bomby trzy sekundy przed wybuchem), to nadmiar takiej bajkowości razi. W każdym razie mnie.
Zniosę od biedy surowe więzienie wzniesione z na tyle miękkiego materiału, że można że się przez nie przedłubać geologicznym młoteczkiem
Zniosę cudowne założenie (bez żadnego dodatkowego uprawdopodabniacza), że facio siedzi przez tyle lat w tej samej celi (rutyną w tego typu więzieniach są rotacje)
Zniosę cudowne założenie (też bez dodatkowego uprawdopodobnienia), że przez tyle lat żaden klawisz nie zauważył niczego podejrzanego w celi, nie przekartkował tej "biblii z młoteczkiem", nie zerwał choćby ze złośliwości plakatu ze ściany (chociaż gostek, mimo iż użyteczny, parę razy w tym czasie zadarł i można by mu było pokazać, kto tu jednak rządzi...)
Zniosę cudowne założenie, że facio kompletnie "na czuja" wydłubał dość długi tunel kończący się w bardzo odpowiednim miejscu i mie trafił przy tym na przeszkodę nie do przebycia (jakieś zbrojenie, rury itp.) albo w miejsce, gdzie by go wykryto.
Zniosę cudowne założenie, że w trakcie tego rycia nigdy strażnik nie zaświecił w jego opuszczoną celę (zwracam uwagę, że dłubiąc dalej niż kilka metrów nawet by tego strażnika nie usłyszał na tyle wcześnie by zdążyć się wyczołgać)
Ale jakoś trudno mi znieść wszystkie te cuda naraz i jednocześnie tak naprawdę (a nie czysto rozrywkowo - jak przy Bondzie) przejąć się całą historią.
Gdyby więc ktoś mi wytłumaczył, czemu tylu ludzi tak wysoko ceni taką pełną cudów bajkę (udającą jednak rzeczywistość), byłbym niezmiernie wdzięczny.
A może ludzie po prostu kochają wierzyć w cuda? Starsi mają do tej wiary Radio Maryja, a młodsi - filmy w rodzaju "Skazanych na Shawshank". I ani jednym ani drugim nikt nie wyperswaduje, że czasem w tej swojej miłości trochę przesadzają.
Szanowny Panie
podziwiam pańską dociekliwość. Tak więc, skoro jest tyle "błędów" logicznych, to skąd tak wysokie miejsca w czołówkach ?
No właśnie! Bo poszczególni ludzie odbierają film jako całość, a nie jego poszczególne elementy. Po obejrzeniu tego dzieła, ma sięochotę nacisnąć "play" i obejrzeć go jeszcze raz. Bo błyskotliwe dialogi i komentarze Reda są prawdziwym dziełem sztuki. Bo fabuła ciągle zaskakuje, bo czeka się z niecierpliwością na rozwiązanie kolejnych zagadek.
Bo sceny z tego filmu głęboko zapadają w pamięć.
Bo to wspaniały film. Według mnie, najlepszy jaki kiedykolwiek powstał.
Ale to moje zdanie :)
NAJWAZNIEJSZE : to jest więzienie z czasów przedwojennych ! Akcja nie dzieje się w 2005 roku! W tamtych czasach nie wszystkie więzienia spełniały wymogi Uni Europejskiej, ONZ itd itp ;P
Dziękuję za komentarz, ale proszę o więcej.
"Błędów" napisał Pan w cudzysłowie. Czy uważa Pan, że to, co przytoczyłem, to nie są błędy (czy noże raczej "przekraczające wszelką miarę elementy bajkowe") w scenariuszu? A jeśli tak Pan uważa, to czy mógłby Pan to jakoś uzasadnić?
Czy mógłby Pan przytoczyć jakiś szczególnie błyskotliwy dialog i komentarz będący, jak Pan zechciał to określić, dziełem sztuki. Uzasadnienie również mile widziane.
Czy mógłby Pan bardziej konkretnie napisać, co takiego w fabule Pana zaskakiwało i rozwiązania jakich konkretnie zagadek Pan z niecierpliwością wyczekiwał?
Nie zrozumiałem Pańskiej ostatniej uwagi. Czy uważa Pan, że z ameykańskiego przedwojennego więzienia można było z dużym prawdopodobieństwem uciec właśnie tak, jak pokazuje ten film?
Nie wiem jak nie można zapamiętać kreacji Freemana i Robbinsa, dla mnie są to najlepiej zagrane role w filmach które do tej pory obejrzałem (De Niro w "Przebudzeniach" był lepszy). Bohaterowie w których się wcielili byli "normalni" do szpiku kości, są inteligentni, nie powinni siedzieć w więzieniu tak jak wiele ich przyjaciół (zwracam uwagę na to słowo, bo takich przyjaciół na dobre i na złe nie ma wiele osób na wolności), może przez to tak dobrze się ich ogląda.
Nie wiem o co chodzi w oku z brzytwą itp. proszę o wytłumaczenie :).
Jak myślałeś że ten film ukaże więzienie tak jak "Skazany na Śmierć" to nie dziwię się że ci się nie spodobał. Tu chodzi o przyjaźń między więźniami, o to jak sobie radzą w mamrze, a z czasem nie mogą bez niego żyć i nie radzą sobie na wolności.
Powiem Ci tylko tyle, że chyba (z całym szacunkiem) nie potrafisz się skupić na filmie albo nie umiesz kojarzyć faktów. Andy był ulubieńcem naczelnika ze względu na pranie brudnych pieniędzy i wypełnianie kwitów strażnikom, dlatego przez tyle lat siedział sam w celi i nie miał współlokatora, dlatego nie miał kontroli w celi, dlatego nie został nigdzie przeniesiony, a jeśli jakiś klawisz spróbował by mu się naprzykrzać, to skończyłby na bruku.
Co do reszty cudownych założeń:
-do budowy więzień nie jest chyba przykładana zbytnia waga, więc takie wpadki się zdarzają, a poza tym nikt nie przypuszczał że ktoś może przebić się młotkiem przez kilka metrów ściany.
-"Zniosę cudowne założenie, że facio kompletnie "na czuja" wydłubał dość długi tunel kończący się w bardzo odpowiednim miejscu i mie trafił przy tym na przeszkodę nie do przebycia (jakieś zbrojenie, rury itp.) albo w miejsce, gdzie by go wykryto." - Nie wiem o co tu chodzi "miejsce gdzie by go wykryto"? Przecież strażnicy wieczorkiem jadą sobie do domu, a ci co zostają są w stróżówce przy skrzydle z celami lub na wieżach.
-Strażnicy w więzieniach mają obchody zawsze o tych samych godzinach (jeśli w ogóle są takowe w nocy bo po co?), więc Andy mógł bez problemu kopać między ich "spacerkami".
"Starsi mają do tej wiary Radio Maryja, a młodsi - filmy w rodzaju <<Skazanych na Shawshank>>." - I cała twoja "uczona" gadka poszła na nic bo takie teksty to możesz sobie wypisywać na żal.pl lub Onecie, a nie jeśli chcesz komuś udowodnić swoje racje. Po ostatnim zdaniu jesteś dla mnie (i pewnie dla wielu innych) tylko gówniarzem.
Cytaty które naprawdę dają do myślenia:
"Get busy living, or get busy dying."
"Same old shit, different day"
W "Godfatherze" np. takich nie znalazłem.
"Po ostatnim zdaniu jesteś dla mnie (i pewnie dla wielu innych) tylko gówniarzem"
Odpowiedzi nie będzie.
wybaczcie mi ta niezbyt rozbudowana i prostacka wypowiedz ale niestety musze zgodzic sie z panem, ktory zalozyl temat... ^^ ciesze sie, ze ktos to w koncu zauwazyl i tak sie rozpisal by zwrocic uwage innych ludzi na to co sie dzieje... :p rzeczywiscie to zastanawia... trzeba dostrzec iskierke... ;-) jesli cos glupiego walnalem to przepraszam bo jestem tak leniwy ze nei chcialo mi sie wszystkiego przeczytac :P no... dobranoc panowie... ;-)
błędy, błędy, błędy...
może rzeczywiście to, o czym napisałeś jest niemożliwe. a może jest. ale kogo to obchodzi? Dla mnie "Skazani na Shawshank" są czymś w rodzaju przypowieści. O nadziei, wytrwałości, przyjaźni, wolności...
Jak będę chciała obejrzeć Film Instruktażowy Dla Chcących Uciec Z Więzienia to sobie włączę jakieś Discovery lub Planete ;)
popieram!!
PS
kilka watkow rzeczywiscie jest iscie "bondowskich" (sam na to czesto zwracam uwage) ale nie o to najbardziej chodzi....
popieram mniej więcej, film jest bardzo dobry, wciąga, ma ciekawą fabułę i bardzo oryginalne zakończenie, wszelkie błędy i bajkowośc nie mają w tym momencie żadnego znaczenia, ale żeby arcydzieło? jakieś topy wszechczasów?
oczywiście kwestia gustu, rozumiem i szanuję, ale się nie podpisuję
No właśnie! Jeśli SnS ogląda się w konwencji Bonda, to naturalnie żadne cuda nie przeszkadzają, bo w tego typu filmach wszystko ma prawo się zdarzyć. Liczy się ciekawa i pomysłowa fabuła itp. Tylko że z kolei ja mam wtedy trudności, żeby tak na 100% przejąć się bohaterem takiego filmu i - w konsekwencji - uznać, że oglądałem arcydzieło. Podejrzewam, że to nie jest kwestia "bystrości" (bo te cuda w SnS chyba wszyscy widzą), ale kwestia psychologiczna: jedni potrafią się bez rszty utożsamić z baśnią, a inni - nie. I jak widać tych pierwszych jest sporo, a taka powszechna potrzeba baśni chyba coś mówi o naszych czasach. Tylko że to już temat na zupełnie inną dyskusję...
Wczoraj film leciał w tv, więc z tej okazji obejrzałem go sobie na... DVD (nie lubię oglądać filmów w telewizji). I co Wam powiem? Muszę poniekąd zgodzić się z autorem tematu, ponieważ "Skazani na Shawshank" nie zrobili na mnie wystarczającego wrażenia (i - uprzedzając zarzuty, iż jestem zwolennikiem efektów specjalnych bądź spodziewałem się "Prison breaka" - nie chodzi mi tu o wrażenia jedynie wzrokowe) żebym nazwał film Frank Darabonta arcydziełem. Widziałem kilka filmów lepszych, utrzymanych w podobnej konwencji (takiej, jak to ktoś określił, przypowieści). Z drugiej jednak strony Vigilate w Twoim poście występuje sczypta zwykłego 'czepialstwa', nie ma filmów idealnych nie zawierających elementów mniej lub bardziej nierealnych - film to zawsze będzie film (fikcja).
Dla mnie "Skazani na Shawshank" to na pewno film bardzo dobry, wystarczająco wciągający żebym nie nudził się w trakcie seansu, ale jednak oglądać go kilka razy nie zamierzam. I szczerze przyznam, że mnie również dziwi tak wysoka pozycja tego filmu w różnorakich rankingach.
I szczerze przyznam, że mnie również dziwi tak wysoka pozycja tego filmu w różnorakich rankingach.
_______________________
Miło mi, że zgadzasz się z moim głównym "czepialstwem". Jasne, że film to tylko film i całkowicie ma prawo być bajką (np. typu Bond). Moje "mniejsze czepialstwo" polegało jedynie na tym, że ten film jednak zasadniczo udaje "realizm" i to "brutalny", a szparami wyłazi spod niego naiwna bajka. Jak dla mnie (dopiero tu podkreślam swój subiektywizm), jest to bajka ZBYT naiwna, bym mógł naprawdę przejąć się tym filmem np. jako "przypowieścią" o czymś tam itp. A to dla mnie warunek do zaklasyfikowania filmu jako arcydzieła. Obejrzałem gładko, rozrywkowo i nie bez pewnej przyjemności, ale to wszystko. W moim (przepraszam za wyrażenie) "życiu duchowym" film ten nie odegrał najmniejszej roli.
sceny, które zapadają w pamięć:
- samobójstwo Brooksa i myślałem gdy 1szy raz oglądałem że Red zrobi to samo
- skatowanie grubasa przez strażników
- rozmowa Andy'ego z Redem po której ten pierwszy rozumie że zostało mu albo uciec albo zginąć
- motyw z plakatem na ścianie
- genialna monolog Reda o resocjalizacji, po której zostaje zwolniony warunkowo
- znalezienie listu pod drzewem, Andy wiedział że Red jest jego prawdziwym przyjacielem i w czasie rozmowy o której wspomniałem wcześniej, na poczekaniu wymyślił coś żeby zmotywować Reda gdyż widział ze tamten boi sie wolności, motyw z czarnym kamieniem pod dębem jest genialny.
Genialny film. Tyle.
- genialna monolog Reda o resocjalizacji, po której zostaje zwolniony warunkowo
______________________________________
Nie chciałbym się przerzucać ogólnikami, czy odzywkami typu "a wcale nie", "jak nie jak tak" itp., poproszę więc jedynie o łopatologiczne wyjaśnienie mi, na czym polega genialność tego monologu Reda o resocjalizacji. Naprawdę liczę na to, że czegoś się dowiem i dlatego odpowiedź w stylu "no stary, jak sam tego nie widzisz, to znaczy, że po prostu za głupi na ten film jesteś" uznam za raczej niezadowalającą. Mnie akurat ta scena nie zaskoczyła (a zaskoczenie jest chyba warunkiem jej efektowności), bo w pierwszej analogicznej scenie Red tak namolnie grał standardowo "zresocjalizowanego", że wręcz oczekiwałem kolejnej sceny, w której sobie odpuści i niejako przegnie w drugą stronę.
A czy "Wielka Improwizacja" jest genialna? Kwestia gustu ;)
/"W moim (przepraszam za wyrażenie) "życiu duchowym" film ten nie odegrał najmniejszej roli."/
A co w tym wyrażeniu jest takiego, że za nie przepraszasz? ;) Ale wracając do treści "wyrażenia": w moim również, dlatego nie uważam go za arcydzieło.
Może ja spróbuje w sposób nieudolny, ale jednak, nie zgodzić się z założycielem tematu. Poniższe akapity będą kolejno odnosiły się do akapitów w temacie.
Owszem rzemiosło to tylko rzemiosło ale ten film moim zdaniem ma coś ponadto.
Owszem nie ma powalającej kreacji, choć na uznanie zasługuje Morgan Freeman. Tutaj akurat się zgodzę.
Nie ma żadnych technicznych odkryć ale z odkryciami artystycznymi to się nie zgodzę. Nie ma według mnie czegoś takiego jak odkrycie artstyczne. Film może prezentować pewną wartość artystyczną lub nie. Skazani na shawshank taką wartość moim zdaniem posiadają. Historia jest opowiadana w bardzo piękny i ciekawy sposób. Reżyseria również jest szczególna. Mało który film tak wciąga jak ten. Pewnie w przeważającej mierze jest to zasługa scenariusza ale także reżyserii. Historia jest opowiadana w niezwykle interesujący i wręcz pochłaniający widza sposób. Ten film możnaby podzielić na kilka mini serialików, bo obfituje w mnóstwo ciekawych, sugestywnych scen i epizodów. Reżyseria musi być na wysokim poziomie aby film wciągał tak bardzo. Myślę, że osoby nudzące się na tym filmie to bardzo mały odsetek widzów. To zasługa reżyserii.
A tam nie ma głębokich idei penetrujących :] Idea choćby banalna ale w taki poectycki sposób przedstawiona zawsze wzbudzi zachwyty. Nie chodzi tylko o "dobrych" i "złych" po obu stronach barykady, ale także o hart ducha, godność, przyjaźń, wolność. Skazani na Shawshank przypomina trochę Forresta Gumpa. W kapitalny sposób łączy humor z cierpieniem i udręką. Film pokazuje również, że człowieka można poniżyć, stłamsić, kompletnie zeszmacić, w ostateczności zabić ale nie można odebrać mu nadziei, przekonań oraz marzeń.
O scenariuszu jako bajce to później.
Nadmiar bajkowości ściśle łączy się z dalszymi akapitami :]
Więzienie nie było zrobione z miekkiego materiału czy raczej za miękkiegio. Weź pod uwage fakt, że tym młoteczkiem geologicznym nasz bohater przedłubywał się przez ścianę 20 lat. To nie jest żadna bajka. Każdą ściane przedłubałyś młoteczkiem geologicznym, potrzeba tylko czasu. Tak jak woda potrzebuje czasu aby wyżłobić tunel w skale. Chyba, że ściana w tym więzieniu miałyby większy współczynnik twardości od tego młoteczka, ale w takim wypadku musiałby być zrobiona z metalu. Z lepszej skały raczej nie, bo był to młoteczek geologiczny, który każdą skałkę poruszy :]
Nie wiem czy rutyną są rotacje i czy w tamtych czasach były one rutyną. Mógłbyś uzasadnić?
Hmm. Tu można by się zgodzić, z tym że odkąd Andy zaczął drążyć tunel miał względy u strażników z racji jego więziennego zawodu, więc może strażnik nie musiał go aż tak gnębić aby ruszać plakat tak pięknej kobiety :] Jednak rzeczywiście możnaby się tego czepić, ale będzie to tylko czepialstwo, detal, nie wart nawet wspominania.
Ściana to ściana. W tamtych czasach może nie było takich zbrojeń, lecz jednak była to ściana na końcu sali, nie jakaś działowa, można było się spodziewać jakiegoś zbrojenia czy rur ale nie koniecznie. Dla mnie to żaden cud. Facet zaczął kopać w jedynym kierunku gdzie mógł, nie miał wyboru ale za to miał szczęście. Poza tym na tyle długo przebywał w Shawshank, że mógł co nieco dowiedzieć się, pod koniec swojej zabawy w górnika, trochę o planach więzienia, gdzie się udać po wyjściu z tunelu. Watpę aby ktoś podjął się takiego przedsięwzięcia nie mając pewności, że po 5 metrach nie natrafi na 40 cm rurę z gorącą parą.
Gdy wyszedł ze ściany, zajrzał do rury, która była ściekiem, a wiadomo gdzie ścieki prowadzą: do upragnionej w tym przypadku wolności.
Dlaczego w czasie rycia w środku nocy, ktoś miałby mu świecić latarą do celi? Komu by się chciało. Klawisze na gnębienie więźniów mieli czas w dzień. W nocy pewnie jeden strażnik siedzi w pobliżu w dyżurce i pilnuje aby nikt nie zakłucał spokoju.
Jak usiłowałem wykazać te cuda nie są wcale takimi wielkimi cudami :]
Przejdźmy do sedna sprawy. Warsztat filmowy, to nie zawsze wszystko. Czasami film ma w sobie to coś co porusza serca widzów, ot tak. Choć przyznam, że i warsztatowo ten film nie ustępuje zbytnio najlepszym produkcjom. Pomijając fakt, że historia "Skazanych na shawshank" wciąga jak wir, to przekazuje nam na prawdę pożyteczne wartości.
Reasumując, cudów w tym filmie nie ma. Jest za to urzekająca historia. Nie musi być wiarygodna, ważne że przemawia do widza. Nie wszystko da się zbadać "szkiełkiem" i "okiem".
Mi w pamięci pozostanie na zawsze jedna scena z tego filmu... rano nikt z celi Andy`iego nie wychodzi... Red i inni modlą się żeby wyszedł... żeby się okazało że się nie powiesił ;> aon prysnął ! 20 lat dłubania młoteczkiem !
Odniosę się raczej zwięźle, żeby nie przynudzać, a jeśli któryś pod-wątek się Koledze spodoba, to będziemy kontynuować.
1. "Nie ma według mnie czegoś takiego jak odkrycie artstyczne"
Nie zgadzam się. Gdyby to była prawda, to by wszystkie filmy były do dziś kręcone z nieruchomej kamery umieszczonej na stałej wysokości, filmującej w planie ogólnym itp. Ot, taki sfilmowany teatr...
2. "Myślę, że osoby nudzące się na tym filmie to bardzo mały odsetek widzów. To zasługa reżyserii."
Pełna zgoda. Nigdzie nie sugerowałem, że film jest nudny, a reżyseria nieudolna. Ale sprawna reżyseria i wciągająca akcja to jeszcze nie arcydzieło. Bardzo wiele filmów (zwłaszcza sensacyjnych, krymimalnych) obejrzałem z niesłabnącym zainteresowaniem. Czy z tego powodu powinienem uważać je za arcydzieła?
3. "Każdą ściane przedłubałyś młoteczkiem geologicznym, potrzeba tylko czasu". "Facet zaczął kopać w jedynym kierunku gdzie mógł, nie miał wyboru ale za to miał szczęście."
Załóżmy, że masz rację z tym młoteczkiem. Że można ominąć szczęśliwie zbrojenia, rury, przez 20 lat zawsze szczęśliwie wracać na czas do celi, gdy się kuje w kilku(nasto)metrowym tunelu, przez 20 lat zawsze szczęśliwie pozbywać się niezauważenie gruzu... Tylko trochę za wiele tego szczęścia i dlatego nie mogę tak naprawdę przejąć się tą historią. Podobnie nie przejąłbym się opowieścią o człowieku, którego los gnębi, on się nie poddaje, walczy z biedą, walczy, aż tu nagle pewnego dnia wygrywa na loterii milion dolarów.
4. "Nie wiem czy rutyną są rotacje i czy w tamtych czasach były one rutyną. Mógłbyś uzasadnić?"
W ciężkich więzieniach rotacje były i są rutyną (zazwyczaj nawet ujętą w przepisach). Po pierwsze są okazją do staranniejszego przeszukania celi. Po drugie jest to dodatkowa dolegliwość i nauczka: więzień ma odczuć, kto tu rządzi i że on nawet w wąskim sensie "nie jest u siebie". Andy wprawdzie był więźniem uprzywilejowanym, ale nie nieustannie i nie bezgranicznie...
5. "mógł co nieco dowiedzieć się, pod koniec swojej zabawy w górnika, trochę o planach więzienia"
Gdy już zaczniemy załatwiać trudniejsze miejsca w scenariuszu cudami, to oczywiście możemy cuda mnożyć. Na loterii też można milion wygrać, ale - powtarzam - nie jest to dla mnie fascynujące rozwiązanie problemów finansowych bohatera itp.
6. "Gdy wyszedł ze ściany, zajrzał do rury, która była ściekiem, a wiadomo gdzie ścieki prowadzą: do upragnionej w tym przypadku wolności".
W bajkach - owszem. W życiu to jest raczej tak, jak w "Kanale". Już widać słońce, a tu nagle krata nie do przejścia...
7. "Dlaczego w czasie rycia w środku nocy, ktoś miałby mu świecić latarą do celi?"
Rutynowy obchód. Zazwyczaj kilkakrotny w ciągu nocy (to też przepisy regulują). Można założyć, że strażnikowi raz się nie chciało, drugi raz popatrzył pobieżnie, trzeci raz, że... nawet czwarty, piąty i sto piąty. Ale nie noc w noc przez 20 lat!
8. "Jest za to urzekająca historia. Nie musi być wiarygodna, ważne że przemawia do widza."
No i to właśnie mnie zadziwia! Że do tylu ludzi przemawiają (a nie np. "rozrywkowo wciągają") niewiarygodne historie. I zastanawiam się jakie "znaki czasu" za tym stoją. Wszędzie teraz cuda są na topie. Nawet w czasie ostatnich wyborów było o cudach. I ludzie - jak widać - to kupują...
/"No i to właśnie mnie zadziwia! Że do tylu ludzi przemawiają (a nie np. "rozrywkowo wciągają") niewiarygodne historie."/
Chyba każdy widział kiedyś film, w powszechnej opinii uznawany za wybitny, który do niego nie trafił. W takim wypadku ciężko jest zrozumieć te wszystkie zachwyty, bo tak to juz jest, że kazdy jest święcie przekonany o tym, że ma rację. Z filmami jest jednak podobnie jak z muzyką - kluczowy w odbiorze jest gust, inny dla każdego człowieka (choć w ocenie filmów można choć w pewnym stopniu być objektywnym, co w przypadku muzyki jest już niemożliwe). Ja tak mam na przykład z filmowym "Miasteczkiem South Park" - kompletnie nie potrafię zrozumieć zachwytów nad tą produkcją. Dla mnie jej prymitywna forma absolutnie nie znajduje uzasadnienia w treści (co usilnie próbowali mi udowodnić jej "wyznawcy"). A dla odmiany "Requiem dla snu" zrobił na mnie tak ogromne wrażenie, że po jego obejrzeniu jeszcze długo siedziałem w fotelu rozmyślając o dziele Aronofsky'ego. Ale wcale nie uważam, że podobne odczucia powinni mieć wszyscy.
Nie starajmy się zrozumieć dlaczego "Skazani na Shawshank" są tak chwaleni, bo to rzecz chyba niemożliwa ;)
Nie starajmy się zrozumieć dlaczego "Skazani na Shawshank" są tak chwaleni, bo to rzecz chyba niemożliwa ;)
_______________________________________________
A ja uważam, że takie próby zrozumienia mają pewien sens. Jeśli dla mnie zupa jest za słona, ale dowiaduję się od drugiego, że on wprawdzie też czuje tę sól, ale wcale mu to nie przeszkadza a nawet wydobywa szczególny smak tej zupy, to jest to coś innego niż proste stwierdzenie "każdy ma swój smak". Ja wprawdzie dalej będę uważał. że ktoś tu przesolił, ale będę wiedział też, że ten drugi pałaszuje tę zupę MIMO odczuwania soli, a nie dlatego, że np. ja mam jakiś dziwny smak i czuję sól tam, gdzie inni absolutnie jej nie czują.
Ale jeśli odnieść to z powrotem do "Skazanych na Shawshank" bądź jakiegokolwiek innego filmu okaże się, że niektórzy widzą w tym filmie coś, czego Ty, ja i pewnie też inni nie dostrzegamy (i prawdopodobnie nie dostrzeżemy). Oni czują sól (skoro już jesteśmy przy tej zupie :p), a my nie (albo odwrotnie). I udowodnienie, że zupa jednak jest słona jest w tym momencie niemożliwe, bo jeśli ja tej soli nie czuję to czuć nie będę (chyba że w to bardzo mocno uwierzę i będę czuł smak soli mimo jej braku - to już temat do rozważań dla psychologa ^^). To tak jakby wziąć jakiś przedmiot - dla jednego będzie on piękny, dla drugiego brzydki. Szansa, że jednemu z nich uda się przekonać drugiego do swojej racji graniczy z cudem.
Nie uważam jednak w żadnym razie, że ta dyskusja jest bezcelowa (wręcz przeciwnie - oby więcej takowych na Filmwebie). Od tego są fora dyskusyjne żeby poznać opinie innych, to jak postrzegają filmy które sami oglądaliśmy i oceniliśmy. Czyste zrozumienie jednak, dlaczego dla kogoś wyjątkowe jest coś, co dla nas nie stanowi większej wartości jest bardzo ciężkie, można w to tylo uwierzyć na słowo ;)
Z tymi odkryciami artystycznymi to źle się wyraziłem. Nie neguję ich istnienia ale uważam, że nie są gwarantem wysokiego poziomu artystycznego. Film może prezentować wartość artystyczną bez nowinek. Dla mnie osobiście pod pojęciem "wartość artystyczna" kryje się coś więcej niż techniczne aspekty. Właściwie to zależy od każdego widza z osobna co uważa za artyzm. Dla mnie poziom artystyczny w "Skazani na shawshank" jest wysoki bo historia jest oprawiona w ładne ale nie banalne słowa, ogólny wydźwięk tego obrazu ma spokojny i skłaniający do refleksji charakter i to mi wystarcza. Może jestem mało ambitny ale to na mnie działa.
O reżyserii powiedziałem, że jest "szczególna" czyli ponadprzeciętna. To dzięki niej uzyskalismy taką fascynującą i wciagającą historię. Nie uważam, że jest tylko sprawna ale na prawdę wybijająca się ponad przeciętność.
Jak już koniecznie chcemy przerabiac takie szczegóły to moim zdaniem, Andy mógł spokojnie usłyszeć strażnika rozpoczynającego obchód. W takiej ciszy nawet pierdnięcie muchy z drugiego końca jest słyszalne. Jest jeszcze druga sprawa. Andy miał celę na pietrze a strażnik zapewne przechadzał sie po parterze głównym koryarzem. Jesli nawet chciałby wejść na górę i obejrzeć każdą celę, to Andy już dawno chrapałby w swoim wyrku.
Co jest takiego ryzykownego w wynoszeniu gruzu w spodniach, że mówimy o wielkim szczęściu bohatera? W życiu zdarzały się o wiele bardziej i w dodatku filmowo spektakularne ucieczki z więzienia niż ta pokazana w tym filmie. Bajka pokazuje coś niemożliwego i wydumanego, to nie jest niemożliwe ani nawet mało prawdopodobne.
Krata. Who gives a shit? To jest film nie życie. Nie to jest najważniejsze w tym filmie. Bajka to też film. Dopatrywanie się takich mało znaczących detali jest strasznym pesymizmem. Najczęściej tacy "wyłapywacze" nieprawdopodobieństw zapominają o tym, że w zyciu dzieją się nawet bardziej niesamowite historie niż w tym filmie. Co jest jednoznaczne z tym, że historia przedstawiona w filmie wcale nie jest nieprawdopodobna.
"No i to właśnie mnie zadziwia! Że do tylu ludzi przemawiają (a nie np. "rozrywkowo wciągają") niewiarygodne historie. I zastanawiam się jakie "znaki czasu" za tym stoją"
Tylko fenomen tego filmu polega właśnie na "rozrywkowym wciąganiu". Przecież tu się rozchodzi o tą historię, ludzie oglądają "Skazanych na shawshank" bo ta historia jest bardzo wciągająca. Oczywiście większość dopatruje się w tym większego sensu, w tym ja. Jednak gdyby nie ta wspaniała realizacja, film byłby przeciętny. Sztuką jest również przekaznie takich banalnych i wiele razy przerabianych idei w tak świerzy i pozytywny sposób jak w "Skazanych na Shawshank".
Co do ostatnich wyborów to nie chciałbym się wypowiadać, bo chyba stoimy po przeciwnych stronach tej psychobarykady jaką zbudowali nam braciszkowie.
Film może prezentować wartość artystyczną bez nowinek.
_____________________
Zgoda. To nie był warunek konieczny.
Dla mnie poziom artystyczny w "Skazani na shawshank" jest wysoki
_______________________
Też gotów jestem się zgodzić na określenie "wysoki". Gdyby ten film był w pierwszej setce najlepszych filmów, to bym pewnie jakoś to łyknął i wątku by nie było. Ale ta pierwsza dziesiątka... (aktualnie nr 3 na liście!)
O reżyserii powiedziałem, że jest "szczególna" czyli ponadprzeciętna
_______________________
"Ponadprzeciętna"? Też zgoda. Ale od tego do 3 superarcydzeła w historii jest chyba jeszcze spory krok.
Andy mógł spokojnie usłyszeć strażnika...
___________________________
Czy chce Kolega mnie przekonać, że obchody strażników w więzieniach są absolutnie zbędne, bo kto coś tam knuje itp. to i tak zawsze zdąży na czas swoje nielegalne sprawki ukryć? Ja jednak jakoś nie wierzę, że wymyślili to idioci, by strażnikom nie było za lekko. Co do słyszenia, to niech Kolega wczołga się do kilkunastometrowego wąskiego tunelu zamaskowanego plakatem i sprawdzi co na końcu słychać.
Co jest takiego ryzykownego w wynoszeniu gruzu w spodniach, że mówimy o wielkim szczęściu bohatera?
_____________________________
Na te parę tysięcy rundek mógł mu się gruz raz wysypać na terenie budynku, mógł zostać niespodziewanie zrewidowany, potrącony przez więźnia (niechcący lub złośliwie). Podkreślam też MOCNO, że Andy nie krył się jedynie przed strażnikami, ale również przed współwięźniami. A więźniowie są bystrzy (bo często prócz gapienia nie mają nic do roboty) i nie zawsze życzliwi....
W życiu zdarzały się o wiele bardziej i w dodatku filmowo spektakularne ucieczki z więzienia niż ta pokazana w tym filmie.
______________________________________
Chętnie dowiem się czegoś więcej o takiej spektakularnej samotnej ucieczce.
Co do ostatnich wyborów to nie chciałbym się wypowiadać, bo chyba stoimy po przeciwnych stronach tej psychobarykady jaką zbudowali nam braciszkowie.
_______________________________
Uspokoję Kolegę, że nie głosowałem ani na jednych ani na drugich (ani też na żadnych "trzecich"), bo niewiarygodne historie wciągają mnie jedynie w kinie - rozrywkowo. W polityce głosiciele cudów (wszystko jedno czy świeckich czy kościelnych) już mnie nie bawią.
Po co się kolega przejmuje rankingiem? Widocznie w oczach filmwebowiczów ten film zasłużył na 3 miejsce. Po to są rankingi aby sprawdzić, który film według widzów jest najlepszy.
Jeśli chodzi o te luki logioczne to poddaję się. Niech wam będzie, macie, udowodniliście, że to jednak są jakieś nieprawdopodobieństwa. Macie rację. Tylko czy to wpływa znacząco na jakość tego filmu i ogólny jego odbiór? Raczej nie. Ta cała sprawa nawet nie jest warta takiej wnikliwej dyskusji.
"Uspokoję Kolegę, że nie głosowałem ani na jednych ani na drugich"
Po części sie uspokoiłem. Jednak jakiż to z ciebie obywatel, nie uczestniczący w wyborach? :p
/"Po części sie uspokoiłem. Jednak jakiż to z ciebie obywatel, nie uczestniczący w wyborach? :p"/
Nie ma się co śmiać, to temat do osobnej dyskusji ;) Najprościej nie iść na wybory i udawać, że ma się czyste sumienie... Takiej postawy jako student politologi nie pochwalam! ;p
Najprościej nie iść na wybory i udawać, że ma się czyste sumienie... Takiej postawy jako student politologi nie pochwalam! ;p
______________________________
Bardzo przepraszam! Na wybory poszedłem, kartę do głosowania pokwitowałem, ale ponieważ sumienie nie pozwalało mi jej użyć, złożyłem ją starannie i zaniosłem do domu. Uważam, że jest to jak najbardziej aktywna i odpowiedzialna odmowa uczestniczenia w pewnym procederze, a nie jakieś tam olewactwo + późniejsze narzekanie, jakich to idiotów naród wybrał.
O, i to jest właśnie babranie się w nieistotnych detalach :-) Dla mnie te wybory w całości były smutną przypowieścią o ludzkiej małości, zawiści itp. z nieśmiertelnym mottem "co się polepszy, to się popieprzy". Ponadprzeciętna reżyseria, wyraziste, dobrze obsadzone role... Tylko dialogi niedobre, bardzo niedobre, że aż mi się chciało wyjść z kina (znaczy - z lokalu wyborczego). No i wyszedłem...
/"Bardzo przepraszam! Na wybory poszedłem, kartę do głosowania pokwitowałem, ale ponieważ sumienie nie pozwalało mi jej użyć, złożyłem ją starannie i zaniosłem do domu."/
A to zmienia postać rzeczy, tyle że karty nie powinieneś wziąć do domu tylko oddać pusty głos... :p
Jak juz się czepiamy to:
/"Jak już koniecznie chcemy przerabiac takie szczegóły to moim zdaniem, Andy mógł spokojnie usłyszeć strażnika rozpoczynającego obchód. W takiej ciszy nawet pierdnięcie muchy z drugiego końca jest słyszalne. Jest jeszcze druga sprawa. Andy miał celę na pietrze a strażnik zapewne przechadzał sie po parterze głównym koryarzem. Jesli nawet chciałby wejść na górę i obejrzeć każdą celę, to Andy już dawno chrapałby w swoim wyrku."/
Jeśli Andy mógł usłyszeć strażnika gdyż "w takiej ciszy nawet pierdnięcie muchy z drugiego końca jest słyszalne" to chyba nie powiesz nam, że strażnik nie usłyszałby Andy'ego wygrzebującego się z bardzo wąskiej dziury w ścianie wraz z lecącym na podłoge gruzem ;) A to by go pewnie zainteresowało :p
Przy okazji jeśli chcecie pooglądać film, w którym nielogiczności atakują nas z każdej strony to polecam "Niewidzialnego", tam to dopiero można dyskutować jak można było napisać taki scenariusz (a film i tak oceniłem na 6/10 bo całkiem fajnie się oglądało) ;)
Jak widać było na filmie ta dziura nie była aż taka wąska. Gruz pozostałby w dziurze pod miejscem gdzie Andy grzebał swoim młoteczkiem. Sam po prostu wycofałby się z tej dziury i dużego hałasu raczej by nie narobił. Co za różnica? Może wcale nie musiał wychodzić z dziury bo zrobił sobie kukłę imitującą głowę (znany numer), czego nie pokazali w filmie :p
Niektórzy poszukuja w filmach logiki, ale chyba to nie wiekszego sensu, bynajmniej dla mnie. Chociaż w sumie to się dla mnie skałada w logiczną całąoś. Jedbakże nie będe3 tego wykładała tutaj bo nie wiem ile by to zajeło:). Dodam tylko, że główny bohater jest głównym "ksiegowym" naczelnika co znaczy, że może prawie waszystko , mury mogły być poprostu kiepsko zrobione, albo az tak stare, że sie sypały, no można kilka w miare prawdopodobnych sposobów na wyjasnięcie tych cudów wymyslić, ale jak sądze nie o to tutaj chodzi. Dlaczego mnie poodbał się ten film?! szczerze sama nie wiem. Może dlatego, że to była bardzo ciekawa historia, opowiadziana w ciekawy soposób, może dlatego, że mnie jako osobie bardzo młodej, pokazywałą i poraz kolejny uswiadomił, że nie mam po co upominać sie o sprawiedliwość, tylko muszę działć, może ldatego, że kreacje aktorskier Tima Robbinasa i morgana Freemana wydały mi się wybitne, może dlatego, ze film wizualnie był dobry. Może dlatego, że tak poprostu jest. Obejrzałam i.... byłam pod ogromnym wrazeniem. Ja uwazam, że jest to arcydzieło. I cociaż to co napisz może wydać się dziwne bo skończył się film a mnie jeszcze raz przeleciał jakby klata po klatce, skończył się, a ja byłam przpełniona taką wiara w coś i nadzieją. tak zrobiło się świateczne, może to dlatego:)
za literówki bardzo przepraszam, namiętnie zjadam i dodaje literki tam gdzie nie trzeba:)
/"Obejrzałam i.... byłam pod ogromnym wrazeniem."/
I to jest własnie wg mnie wyznacznik tego, czy dla kogoś film jest wybitny czy nie. Przynajmniej w moim wypadku - niektóre filmy zrobiły na mnie tak wielkie wrażenie, że nawet błędy logiczne, które pewnie ktoś mógłby im wytknąć nie zmieniłyby tego. "Skazani..." jednak takiego wrażenia na mnie nie zrobili, nic na to nie poradzę ;)
/"Niektórzy poszukuja w filmach logiki, ale chyba to nie wiekszego sensu, bynajmniej dla mnie."/
Oj, dla mnie ma. Nie mowię tu jednak o filmie który jest przedmiotem tej dyskusji, gdyż w "Skazanych na Shawshank" nie są one wg mnie aż tak śmieszne i nierealne jak to autor tematu stara się udowodnić - mi jakoś nie przeszkodziły w jego odbiorze (nie tu pies pogrzebany, że tak powiem) ;) Ale w niektórych filmach można nielogiczności są tak duże, że aż denerwują (czasem mam wręcz wrażenie, że scenarzyszta ma mnie za idiotę).
/"Dodam tylko, że główny bohater jest głównym "ksiegowym" naczelnika co znaczy, że może prawie waszystko"/
Ale skoro się jednak już czepiamy... ;) Głowny bohater może mógł dużo, ale nie w początkowej fazie swojej odsiadki i nie w końcowej. W końcu gdyby mógł tak dużo to nie siedziałby 2 miesiące w karcerze, czyż nie?
No tak, w sumie to prawda. Zgadzam sie, że są pewne luki logiczne, ale może ja nie zwracałam na nie aż tak wielkiej uwagi gdyż, zostały one "przysłonięte" innymi elemantami filmu, a może dlatego, że nie są one aż tak wielkie. W sumie o to chodzi, że każdy w flmie widzi to co chce, i rozumie go na własny sposób. Dochodzę tylko do jednego wniosku, że nie ma sensu doszukiwanie sie powodów dla których ten film jest tak wysoko w rankingach, tak samo jak nie ma sensu zasanawiać się dlaczego moja mama lubi "Prawdziwe historie" na TVP1, chociaz ja tego nienawidze. Film to sztuka, a sztukę każdy odbiera bardzo subiektywnie. Nie ładne co ładne ale to co komu się podoba.
Nie ładne co ładne ale to co komu się podoba.
__________________________________
Gdyby to była prawda, nie byłoby problemu niedocenionych arcydzieł i przereklamowanych gniotów, bo odbiór (podobanie) i wartość to byłoby to samo. Żeby ustalić wartość dowolnej "produkcji artystycznej" wystarczyłoby wtedy policzyć, ilu ludzom się ona podoba. A chyba każdy czuje, że coś tu jednak byłoby nie tak. Że najczęściej kupowana książka to niekoniecznie najlepsza książka. Że disco polo chociaż z pewnością podoba się większej ilości ludzi niż Szymanowski czy Komeda to nie jest jednak szczyt muzyczny, jaki wydał nasz kraj itp.
Ale każdy fan disco polo może powiedzieć, że Shaza jest wielka artystką, a jej płyty to arcydzieła, ja moge się z tym nie zgadzać, Ty się możesz z tym nie zgadzać, ale ikomu nie można zabronić wyrażania takiej opinii. Bo ma do tego prawo. A na temat jak to się dzieje, ze jedne filmy stają się arcydziełami, a inne nie,trudno jest mi cookolwiek powiedzieć. Według mnie na taką ocene składa się
subiektywna opinia dużej, może nawet większości, ilosci ludzi , lądających dany film. No oczywiście tez recenzje w prasie i tak dalej. Nie liczy się ilość liczy się jakość. A najczęściej kupowaną książką może być poradnik, co mnie na polskie realia by szczególnie nie zdziwiło, i fakt, że został kupiony nie oznacza ze komukolwiek się podoba, tak samo jak fakt, że oglądasz jakikolwiek film nie oznacza, że jest to film który Ci sie spodoba. Kupujac książkę nie znasz jej zawartości.
No tak, ale on nie musi koniecznei zmienicć zdania. Ktoś mi powie "kocham disco polo", a ja odpowiem "fujjj no wez przestań". To ta osoba przyjdzie do mnie trzy dni później i stwierdzi "tak miałś racje, disco polo to kicz, szajs idt, lepsza jest muzyka klasyczna, teraz kocham bacha." Watpie:P
Ktoś mi powie "kocham disco polo", a ja odpowiem "fujjj no wez przestań". To ta osoba przyjdzie do mnie trzy dni później i stwierdzi "tak miałś racje, disco polo to kicz, szajs idt, lepsza jest muzyka klasyczna, teraz kocham bacha." Watpie:P
_____________________________________
Z pewnością nie pokocha Bacha, od mówienia "fuj" na disco polo i z pewnością nie zmieni zdania po trzech dniach. Ale (co przetrenowałem na sobie samym) jest możliwe "osłuchanie się" z muzyką, której się wcześniej nie trawiło. Kiedyś uważałem, że jazz to nie dla mnie, ale znajomy, który ma spory zbiór, zaczął mi cierpliwie pożyczać płyty, objaśniać, "czym to się je", co jest ciekawe i dlaczego. Teraz dość regularnie słucham jazzu. Oczywiście nie każdego, bo mam swój ulubiony i taki, który na mnie nie działa, ale sam widzę, że moja wrażliwość muzyczna się poszerzyła. I o to chodzi!
No ale nie interpretuj tego dosłownie, a to, że możena się osłuchać z muzyką, której się wcześniej nie trawiło, to akutrat wiem. Bo sama byłam faszerowna przez kumpla muzyka które na początku nie przypadął mi do gustu, ale faszerowała mnie chłopak faszerował a po roku wyrosłą mała punk girl, fanka ostrego rocka i ostrzejszych klimatów. co nie zmienia faktu, że pozostałm również przy starych przyzwyczajeniach mianowicie jazzie którego nie trawiłeś. A wracając do filmów, i do Twojego poczatkowego pytania to to w jaki sposób interpretuje się "Skazani na Shawshank" i dlaczego ten film zaszedł tak wysoko, bo tak zdecydowali ludzi najwyraźniej film ma coś w sobie takiego, że przyciąga i się podoba.
ale ikomu nie można zabronić wyrażania takiej opinii
_____________________________________
Zabronić nie można. Podobnie jak nikomu nie można zabronić wyrażania opinii, że Einstein to głupek a pan Henio z naprzeciwka to dopiero zmyślny gość. Tylko co z tego wynika? Czy taka opinia niesie jakąkolwiek informację o Einsteinie, czy o panu Heniu?
Przy takich ocenach, kierujemy się opina większości, przecież 99,9% ludzi nie powie, że Einstein był idiota, a Henio z naprzeciwka, podejrzewam, że pijący jakieś tanie wino i wygłaszający straa polską prawde, że tanie wino jest dobre bo jest dobre i tanie, to geniusz. W penych sytuacjach, np. w przypadku czy cos zalicza sie do rankingu typu: 50 filmów które nalezy zobaczyć przed śmiercią trzeba uśredniać, bo nie ma innego wyjscia, ogólne prawdy potrzebuja potwierdzenia. Odkrycia naukowe potwierdza się doświadczeniami, a filmy ocenia się przez ogólną opinię ludu.
Ale żeby nie było, ja w pełni szanuje Twoją opinię, i nie twierdze, że ja mam rację. Bo juz raz mnie posądzono o atak na niezalężna opinie.:)
I taką postawę to ja rozumiem :] Bo dla kogo są kręcone filmy jak nie dla ludu? Co prawda nie należy ślepo kierować się opinią ludu ale lud to władza i większość ma zawsze rację; wyjatek stanową: polityka, tanie wino, radio eska i żarcie z macDonaldsa :]
?????????????
a nie na odwrót powinnaś się zdziwić? :]
Wiesz, ja może trochę za dużo miałem do czynienia z takimi klimatami ale nie ma to jak chlupnąć sobie tanie winko z podwójną siarą, tak po studencku :p A żarcie z MacDonaldsa? Przecież to shit (orócz szejków - lubię) :]
W sumie to powinnam isię zdziwić, ale się nie zdziwiłąm:), etap siary mam juz za sobą, bo mimo młodego wieku i tego że jestem małą i grzeczną dziewczynką, mam za soba libacje alkoholowe:), ale od jaiegość czasu jestem abstynentką. A dziwie sie w kierunko maca bo wiem, że to jest szajs, ale am poparcie ludu, Polacy zostawiają tam dużooo kasy.:)
No właśnie dlatego wymieniłem maca jako wyjątek od reguły ludu mającego zawsze rację. Wino też mimo, że fajnie było sobie je chlupnąć w starych dobrych czasach, nie jest dobre :]
O, masz Gattacę w ulubionych. Szacun :]