To już nie ten Bond i głupio byłoby słuchać Bond purystów mówiących że Bond skończył się przed 'Casino Royale'.
Tym bardziej że Bond teraz przez to że inny wcale nie jest gorszy. Chociaż czy aż taki do końca inny?
Do sceny na opuszczonej wyspie włącznie, całość filmu to bondowska klasyka. Jest piorunujący początek [scena z pociągiem pierwszorzędna], świetna misja w Szanghaju,
chwila na odsapnięcie w Makau, pierwszy kontakt z Bond-dziewczyną [chociaż nie w klasycznym stylu, ale z klasycznym dla Bonda zakończeniem;]
Potem robi się trochę jak w dobrym filmie sensacyjnym, ale niekoniecznie o bondowskim zabarwieniu. Faktycznie bliżej tutaj czasem do filmów z serii 'Tożsamość Bourna', a i trochę 'Mac Gyvera' mamy pod sam koniec ;]. Nie ma typowo klasycznej rozwałki na koniec, bo umówmy się że zniszczenie tytułowego dworku jest niczym w porównaniu z tym co dało się oglądać w starszych filmach z serii.
Ale nawiązań do klasyki też jest tu wiele: samochód [bardziej klasycznego i dosłownego nawiązania nie można było sobie wyobrazić], w kilku dialogach także było słychać drobne reminiscencje [np. użycie słów "tylko dla twoich oczu"] i na sam koniec scena z wejściem do siedziby nowego M - przywitanie z nową panna Moneypenny i z nowym M - toż to żywcem wyjęte chociażby z 'Pozdrowień z Moskwy'. Brak mi tylko trochę gadżetów od Q. Mimo wszystko pistolet na linie papilarne i radiowy nadajnik to mało, chociaż Q twierdził że starczy ;]
Piosenka bondowska też klasyczna do bólu, ale kompletnie do mnie nie przemawia, chyba przez to kto ją śpiewa. Wolę już oficjalną ścieżkę dźwiękową autorstwa Thomasa Newmana.
Reasumując, to Bond nigdy już nie będzie takim Bondem jakiego znamy z czasów klasycznych powieści Fleminga. Może będzie jak zawsze cyniczny, może będzie jak zawsze sypiał z mężatkami, ale nigdy nie będzie już klasycznym angielskim dżentelmenem. Dżentelmeni nie płaczą.