To tak w skrócie. Można by się było gęsto rozpisywać o złych stronach filmu, ale mnie
najbardziej raziła po pierwsze postać Silvy, która - chociaż zagrana doskonale - jest łudząco
podobna do kreacji Jokera co według mnie tragicznie wpłynęło na całość, tym bardziej że film
jest utrzymany w konwencji dość zbliżonej do Batmana. Oglądając miałem po prostu wrażenie
że to już było. Teraz coś co po prostu mnie załamało - scena kiedy M składając zeznania
zaczyna cytować wzniosły wiersz, wiedząc że musi się jak najszybciej ewakuować bo grozi jej
niebezpieczeństwo i naraża tym samym siebie i innych - to jest BOND a nie dramat Szekspira
do chuja ! po co komu ten pseudo-tragizm i patos ?! Generalnie świetny początek ze
znakomitymi scenami akcji zwiastował bardzo dobry film, jednak już w połowie filmu nie bardzo
wiedziałem co to do diabła ma być, a pod koniec chciałem żeby już skończyła się ta prawie
dwu i półgodzinna agonia, zresztą komentarze ludzi wychodzących z kina były prawie tylko
prześmiewcze.