PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=451244}
7,4 293 tys. ocen
7,4 10 1 293148
7,5 66 krytyków
Skyfall
powrót do forum filmu Skyfall

Pierwsze 50 min filmu oglądało się naprawdę fajnie. Koncepcja zabili go i uciekł nie razi aż tak bardzo, w końcu każdy głupiec wie że jakaś tam kula czy dwie w klatkę piersiową i upadek 50 metrów do wody to za mało żeby zabić sławnego 007. Chyba pierwszy raz w historii tej serii Bond zawodzi w swojej misji z intro, może dlatego że nie działał sam. Od razu widać świeże podejście do tematu. Bond w rozsypce, próbuje się pozbierać i wrócić do formy. Podobnie jak całe MI6. Mimo początkowego braku dynamiczności, czuć tą odmienność która przyciąga uwagę widza. W końcu nasz agent zostaje wysłany w teren z misja. Reżyser świetnie wykorzystał klimatyczny Szanghaj, idealnie budując napięcie. Zwieńczeniem tej sekwencji jest doskonała, choć bardzo krótka scena walki w świetle neonów. Moim zdaniem najlepsza scena w filmie, może dlatego że od tego momentu film drastycznie traci na jakości. Bond w chodzi do kasyna bandytów, z pomocą aligatora i agentki rozprawia się z trzema łysymi zbirami i w 2 min przeciąga Badgirl na swoją stronę. Później już są tylko helikoptery pojawiające się na zawołanie, spadające z nieba metro które uwzięło się na 007 i kilka innych scen które powodują śmiech na twarzy, wtedy gdy powinno pojawić się napięcie. I ten finisz w stylu "Kevin sam w domu". Czy Bond to kiedykolwiek był gość, który chowa się w swoim małym domku w lesie czekając aż Badguy po niego przyjdzie? Nie wydaje mi się... Filmy z serii o agencie Jej Królewskiej Mości zawszy miały sporo dziur w scenariuszu, większość broniła się jednak spektakularnymi scenami akcji. Gdy wytniemy z Skyfall całkiem niezłe intro i scenę akcji w posiadłości Bonda, okazuje się że akcji jest naprawdę mało. Mało tego, w Skyfall nie zobaczymy nic czego byśmy już nie widzieli wcześniej, ot chociażby to w bondowskiej serii. Tyczy się to również Silvy, czyli naszego Badguy'a. Kiedy zobaczyłem pierwszą scenę z J. Bardem pomyślałem sobie, że Bond w końcu zmierzy się z porządnym przeciwnikiem. Z gościem którego w rankingu czarnych charakterów będę mógł postawić na jednej półce z Jokerem Ledger'a (tak, nie bez powodu dałem taki przykład). Silva szybko okazał się być jedynie byłym agentem MI6, z żalem w sercu, który chcę się odegrać na agencji za wyrządzone mu krzywdy. Podobną kreacje stworzył Sean Bean, tyle że ta z Goldeneye podobała mi się bardziej, gdyż była ambitniejsza i miała więcej wigoru. Postać Silvy, choć w mojej opinii nieco rozczarowującą i z niewykorzystanym potencjałem należy jednak zaliczyć do plusów Skyfall. Jednak iloraz inteligencji pozostałych zbirów w filmie można porównać z generowanymi losowo przeciwnikami w grach typu hack'n'slash - są tylko po to żeby ich zabić. Po genialnym Casino Royal, dla wielu miłośników bondowskiej serii (w tym też mnie) przyszło sporo rozczarowanie w postaci Quantum of Solance. Gigantyczny sukces kasowy Skyfall pcha 007 w zupełnie inny kierunek i raczej możemy się spodziewać kontynuacji w podobnej konwencji. W kierunek który nie bardzo mi się podoba, bo gdybym miał wybierać po między dwoma ostatnimi filmami z tej serii, wybrałbym Quantum of Solance.