PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=451244}
7,4 293 tys. ocen
7,4 10 1 293125
7,5 66 krytyków
Skyfall
powrót do forum filmu Skyfall

Najnowszy film o agencie 007 trafił właśnie do naszych kin i jest niewątpliwie jedną z najciekawszych premier tego roku. Oczekiwania wobec niego miałem duże, ponieważ bardzo spodobała mi się idea odświeżenia serii, w której Bond nie jest postacią wyrwaną jakby z komiksu, która bombardowana jest nową ilością gadżetów i miejsc nie z tej ziemi. Wiem, że taki był urok Bonda, ale całkowicie do mnie nie trafiał. Był bajką, której nie chciało mi się oglądać, nawet z przymrużeniem oka, a ostatnie filmy z Brosnanem nie chciało się nawet oglądać przy niedzielnym obiedzie. W przeciwieństwie do ostatnich premier, na które bardzo liczyłem, czyli Prometeusz i nowy Batman, które w mniejszym bądź większym stopniu mnie zawiodły, Skyfall okazał się na tyle solidnym filmem, że pozostawił w większości pozytywne wrażenia z dość małym, ale jednak rozczarowaniem. Chyba za wysoko postawiłem sobie poprzeczkę i za mało tego co chciałem od tego filmu otrzymałem. Standardowo przejdę na początku do wad, które objętościowo mogą wyjść dłuższe od pozytywów, ale tak zwykle bywa, że łatwiej coś krytykować niż chwalić. A więc:

Nie podobało mi się, że film nie jest powiązany z poprzednimi częściami, czyli Casino i QoS. Moja w tym wina, że nie czytałem wcześniej informacji o tym filmie, ponieważ najzwyczajniej w świecie tego nie lubię. Zdradzanie fabuły w czyimś głupim poście zabiera mi przyjemność z oglądania, więc tego nie robie. Stąd moje zdziwienie w kinie (ale nie całkowicie, bo już trailery mi coś sugerowały), że film jest zupełnie o czym innym. Takie odbiegnięcie od poprzednich filmów nie podoba mi się o tyle, że układając to wszystko chronologicznie, okazuje się, ze MI6 i wielka tajemnicza organizacja ujawniona w QoS nic nie robili ze sobą przez te miesiące kiedy Bond był na wakacjach. Jakoś wydaje mi się to być głupie, bo ta organizacja z Quantum właśnie w tym momencie powinna wykorzystać słabość MI6, kiedy jakiś szaleniec wysadza im siedzibę. Może nawiążą do tego w kolejnej części, że jednak coś robili? Ale nawet, było w QoS powiedziane, że oni ludzi mają wszędzie, więc pewnie kilku tam w MI6 zostało. Czy nie zareagowali by na wieść, że agenci MI6 zostali ujawnieni przez kogoś tam? Jak dla mnie to super szansa dla nich, ale bądź co bądź to tylko film. Mam nadzieje, że wrócą do tej linii fabularnej, bo bardzo mi się ona podobała. Jednak nie jest to wada, która całkowicie przekreśla film, a jedynie mnie osobiście nie pasuje i staram się ją oddzielić od tego co obejrzałem w Skyfall.

Minusem z kolei jest dostarczenie zbyt wielu informacji o samym Bondzie, których było chyba więcej w tym filmie niż kiedykolwiek. Mogę się mylić, ponieważ nigdy aż tak tej serii nie lubiłem, aby ją śledzić od pierwszego do ostatniego filmu. W Skyfall postawiono na relacje pomiędzy M a Bondem, co nie wyszło źle, ale jednak za dużo się o nich dowiedzieliśmy. Nie wiem jak reszta, ale ja zawsze myślałem, ze James Bond to fałszywe imię, takie jak każdy szanowany się szpieg powinien mieć. Wiecie, żeby uniknąć rozpoznania czy coś, zmienia się wszystko o starym człowieku i wprowadza zupełnie nowe informacje. Chyba podobnie miał Silva (Bardem), bo jednak jego imiona się różniły (lub zmienił je później, żeby uniknąć rozpoznania po aferze z cyjankiem). W sumie bardzo czekałem na taki motyw, że jak Silva krzyczał do M, żeby powiedziała jak się nazywa, to później okazałoby się, że on nosił przykrywkę Jamesa Bonda. Że jak uznali go za zmarłego, dali to imię kolejnemu agentowi i jakby przez wcześniejsze przywiązanie się do Silvy M, zaczęła bardziej przywiązywać się do Bonda. Dlatego trochę się zdziwiłem, że aż tak zapuściliśmy się w historie 007, że dowiedzieliśmy się, że stracił rodziców, że miał opuszczony dom z jeleniami (no uśmiechnąłem się szeroko, jak zobaczyłem jelenia niczym z Gry o Tron :D), który był tym Skyfall, które wkurzyło Bonda podczas testów a także nawet zobaczyliśmy grób jego rodziców. Pierwsze skojarzenie Bond = Batman, drugie, że nie wiem czemu to miało służyć dla tej serii, bo to, że Bond został uczłowieczony i nie jest maszyną produkowaną w piwnicach MI6 było jak dla mnie dość zbędne. Jakoś nigdy się nie interesowałem tym skąd pochodził i co robił przed wstąpieniem do Agencji. Bez tej wiedzy w sumie bym się obył. Ogólnie zabieg nie był zły, nawet dobrze się go oglądało, ale mogłoby go nie być w takim wydaniu w jakim został podany.

Do minusów zaliczyłbym również niektóre głupoty, które zdarzają się w każdym filmie oraz kwestie związane z nieudolnością głównego złego, które poruszę później. Nie podobała mi się scena w Skyfall, czyli rodzinnym domu Bonda. Nie wiem czemu, ale jak tylko zobaczyłem, że zastawiają pułapki, przycinają broń i mają strzelające auto to pomyślałem o Drużynie A. Cholernie brakowało mi motywy przewodniego z tego niezapomnianego seriali, kiedy Bond i M tworzyli pułapki! Było to naiwne, że Bond i dwóch dziadków dali zatrzymać całą bandę najemników, byłego agenta i helikopter. Dalej, nie podobało mi się to, że głównemu złemu udaje się właściwie wszystko do momentu w którym musi zadać ostateczny cios. To motyw z większości filmów, ale zawsze mnie razi. Kiedy była rozprawa sądowa M i wiedzieliśmy, że Silva nadchodzi a Bond pędzi jak głupi, żeby uratować starszą panią, czuć było napięcie. Domyślałem się już, że M tego filmu nie przeżyje, i że Fiennes będzie jej następcą i czekałem na moment w którym zginie. I jest, Bardem wbija jak boss do sądu, celuje w M i nagle spieprzył wszystko na co tak długo pracował, nie potrafiąc zabić starej pani. Najłatwiejszej roboty nie umiał dobrze wykonać, a jeszcze chwilę wcześniej rzucał w Bonda pociągiem i uciekał z super strzeżonego więzienia. Czy nie mógłby jej zabić już wtedy? Wiem, nie byłoby motywu ze Skyfall, ale wcześniej już go krytykowałem. Może po śmierci M, Bond postanowiłby dorwać frajera, Q i pomocnik M by mu pomagali, a Fiennes by się o tym dowiedział i rzucił hasło, „dorwij dupka 007”. Może to nie oryginale, ale bym to kupił.

Dobra, czas przejść do plusów, których było sporo. Przede wszystkim realizacja. Zdjęcia, efekty, muzyka, dźwięk, wszystko było oszałamiające. Uwielbiam dobrze zrobione filmy akcji i ten jest świetnym przykładem tego, że nie trzeba dawać w każdym momencie CGI, bo ludzkie oko rozpozna sztuczność od razu. Wszystko grało tak jak trzeba. Początkowa wstawka była ładna wizualnie, a piosenka Adele nie jest ogólnie zła, ale jakaś taka mało dynamiczna i nie zapadająca w pamięć. Wolałem wcześniejsze motywy, chodźmy ten z QoS.

Dalej, podoba mi się ogólny zarys fabuły, że Bond jest cieniem samego siebie, że oblewa wszystkie testy a M i tak stawia na niego, kiedy dochodzi do walki z przeciwnikiem wydawałoby się innym niż do tej pory. Władza nad światem? Wielki laser strzelający z satelity? To już nie dla nas. Teraz jest dupek, który potrafi całe MI6 przewrócić do góry nogami, tylko po to, żeby M odkupiła swoje grzechy. Potrafi sprawić, że grają tak jak oni, a motyw z wydostaniem się z więzienia jest super. Szkoda tylko, że już go widziałem wcześniej w TDK, ale i tak trzymał poziom.

Osobna kwestia co do dwóch postaci. Pierwszą jest Silva grany przez Javiera Bardem. Z tą swoją twarzą rosnącą nam na ekranie w każdym ujęciu i blond włosami był odrażający, straszny i rewelacyjny zarazem. Kipiało od niego niesamowitą aurą człowieka, który jest o krok od innych, potrafiący sprawić, że ludzie zagrają tak jak chcę. Ludzie się go boją, boją się jego stylu i nieprzewidywalności. A przy tym miejscami strasznie ekscentryczny styl bycia potęgował jego postać. Podobało mi się, jak zjadał wzorkiem Bonda, dotykając jego ciała, co przecież chyba wcześniej się nie zdarzało. 007 jest psem na baby, które wskakują mu do łóżka po jednym z jego uśmiechów. Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się, co by na jego temat myśleli mężczyźni innej orientacji, w końcu nie wypada tego pokazywać. A tutaj zonk i niesamowite zachowanie Silvy. Uważam, że to była jedna z ciekawszych scen w filmie, chociaż pewnym osobą mogła nie przypaść do gustu. Oprócz tego podobała mi się opowieść o szczurach w jego wykonaniu i zmienianiu przez nich nawyków pod wpływem bolesnych emocji. Szkoda, że to nie on jednak zabił M, tylko jakiś jego wafel. Uważam, że to właśnie mu się należała zemsta. No i wygląd bez sztucznej szczęki i opowieść o cyjanku. Super!

Drugą postacią jest Sévérine, której rola ograniczyła się tylko do tego, że pokokietowała przez chwile z Bondem na ekranie, powiedziała jakąś mało interesującą historię, pobawiła się pod prysznicem i zginęła bardzo szybko, mimo, że to ona chyba jednak była tą główną dziewczyną Bonda w filmie. Kiedy zginęła tak szybko, zrobiłem wielkie oczy i zapytałem siebie, czy serio to jej koniec. Tak szybko? To niemożliwe! A jednak. Sama postać była słaba, bo jej rola w filmie była taka jaka była. Kobieta zjawiskowa, piękniejsza w makijażu rodem z orientu niż bez niego. Jednak jej pojawienie się i śmierć były odejściem od pewnych reguł znanych z poprzednich filmów i stworzeniem pewnego rodzaju klimatu i opowiedzenia historii. Z jednej strony pokazało nam bezsilność Bonda, który do tej pory ratował panienki z opresji. Jeśli byłby lepiej przygotowany, możliwe, że by ją uratował. Znając Silve pewnie by jej odpuścił, bo nie sprawiał wrażenia człowieka, który zmienia reguły. Oprócz tego, pokazało jakby oddanie Bonda co do sprawy i postrzeganie innych zwykłych osób które spotyka na drodze. Przez resztę filmu zupełnie nie wracamy do postaci Sévérine. Była ona ofiarą, jedną z wielu, które zginęły przez Bonda. Jednak on ma inne cele, nie może wspominać wszystkich. Stało się i nie ma co do tego wracać. Trzeba skupić się na celu. To dużo mówi o samym bohaterze. Z drugiej strony pokazany jest Silva, człowiek o psychopatycznych skłonnościach, który nawet byłej partnerki nie omieszka zabić i to w sposób taki, żeby ona była tylko elementem w jego własnej układance, którą tworzy z Bondem. Ta scena była wg mnie najlepsza w filmie.

Teraz o świetnym przejściu pomiędzy starym a nowym Bondem. Stary Bond już nie powróci czego dowodem jest ten film. Było w nim tak wiele elementów, które jakby kpiły ze starej konwencji, ale jednak starały się podkreślić jej kultowość. W jednej ze scen pomiędzy Q a Bondem jest mowa o wybuchającym długopisie. Q odpowiada, że oni już czegoś takiego nie robią. To jest sygnał, że gadżetów rodem z Chin już nie będzie. Będą za to zabawki, które są przydatne i możliwe do stworzenia i używania w prawdziwym świecie. Postawiono na realizm, który się dzisiaj sprzedaje bardziej niż laser z orbity palący wszystko czy lodowy zamek, w którym jakimś cudem jest ciepło z „Śmierć nadejdzie jutro”. Teraz Bond ma być filmem trafiającym do jeszcze większej ilości osób niż wcześniej. Chociaż fanatycy serii mnie uduszą to jednak taka zmiana będzie i nic na to nie poradzą. Nie będzie wybuchających długopisów, będą pistolety na odciski palców. Ale jednocześnie twórcy podkreślają w Skyfall, że będą czerpać ze starych pomysłów i rozwiązań, mając je cały czas w pamięci. Stąd scena z samochodem pełnym gadżetów. Bez niego by się nie udało i tak samo będzie z nowym Bondem. Nowy Bond bez Starego będzie niczym. Wciąż zobaczymy Martini, drogie fury, panienki, przesyt bogactwa, Bonda ratującego świat, tylko to będzie inaczej niż wcześniej podane. Dlatego nie piszcie co chwilę, że to film bez Bonda. Bond jest cały czas, ale inaczej podany, bardziej pasujący do obecnych czasów i dla obecnego widza. Stary Bond z XX wieku mógł być facetem, który się nie brudzi i strzela z lasera, Bond XXI wieku idzie z duchem postępu, brudzi się, dostaje w ryja i ma większe dylematy moralne. Trzeba do tego po prostu przywyknąć.

Film polecam, pomimo niedociągnięć. 8/10 z mojej strony.