Nie rozumiem, skąd tyle jęków i stęków... Zarzuty czasami absurdalne - że za mało gadżetów, za mało podstępów i za mało dziewczyn, a zły to w ogóle Zły nie jest (a był nim taki chłystek jak np. w "Die another day"??). Ludzie, ile można kręcić to samo! Film w genialny sposób miesza stare z nowym. W przeciwieństwie do pobrzednich "bondów" z Craigiem, tu są dokładnie wszystkie elementy typowe dla Bonda: wracają Q i Moneypenny, są gadżety i martini z wódką, są typowe gierki słowne bohaterów, są oszłamiające scenerie i 2 dziewczyny, z których jedna ginie, jest zły z fizycznym defektem itd. - ALE: wszystko podane w nowy i zaskakujący sposób. Że nie wspomnę o ogromnej liczbie odniesień do starych "bondów" - zarówno w warstwie tekstowej, jak i elementów filmowych. Javier Bardem w swojej roli absolutnie genialny - w ogóle aktorstwo mamy tu najwyższej próby. Jest w filmie może więcej melancholii, zadumy, więcej spojrzenia wstecz, ale obraz bynajmniej nie traci na widowiskowości. Scena otwierająca - tempo zapiera dech w piersiach! Wszystkich zachęcam do udania się do kina i przekonania na własne oczy!
Nie sugerujcie się negatywnymi opiniami tutaj... Sprawdźcie sami, wszystkim, których znam, film się podobał bardzo.
Czy Ty widziałeś wcześniejsze PRZYGODY agenta 007?
BOND to agent z licencją na zabijanie, ma mieć masę kobiet wokół siebie, ma być dużo podróży, zabijania, gadżetów, efektów i zabawy!
KLASYKI SIĘ NIE RUSZA!
Jak chcesz psychologicznego dramatu i aktorskiego popisu to należałby szukać w innej kategorii a nie robić z BONDA ułomną ciotę!
Poza tym polecam film Polańskiego AUTOR WIDMO. Facet trzyma SWÓJE TŁO, klasę i styl! A zrobił zupełnie INNY film! Tak się zaskakuje widza NOWYM a nie wkładanie American Beauty i Six Feet under do filmu przygodowego z agentem 007!!!
Owszem, widziałem - wszystkie i nie raz, nie dwa... i jestem wielkim fanem serii. I powtórzę - są w tym filmie wszystkie elementy "bondowskie", ale podane w nowym sosie. Jak rozumiem, "Casino Royale" i "Quantum of Solace" o jeszcze większe torsje Cię przyprawiały, bo tam "bonda w bondzie" jeszcze mniej było?
"Klasyki się nie rusza" - czyli??? Po co robić kolejny film o tym samym i dokładnie w ten sam sposób?! Może lepiej wybrać jednego reprezentacyjnego "bonda" i zamknąć go w szufladzie w Sevres, żeby go nikt nie ruszał... Film i bohater musi się zmieniać, ortodoksja ma swoje granice. Zresztą odkąd pamiętam, po każdym nowym "bondzie" rozlegają się jęki, że cos źle i nie tak... a to nowy aktor w "The Living Daylights" tragiczny, a to dziewczyny w "Tomorrow never dies" bezpłciowe, a to w "Die another day" piosenka Madonny koszmarna, a Zły chłystkwoaty. Na szczęście rodzina Broccoli aż tak bardzo się nie przejmuje robi swoje. Mi przygód w filmie zdecydowanie nie brakowało, a w Bondzie ułomnej cioty nie widziałem - tylko 007, który sobie NA CHWILĘ odpuścił i wyników nie miał. Swoją drogą, założę się, że w następnej części wszystko w tym względzie wróci do "normy" :-)
Bond się zmieniał cały czas. Również Craig jest nową odsłoną Bonda tak samo jak każdy aktor był nową odsłoną w swoich czasach. Więc ciężko mówić o "klasyce" w tym wypadku. Skyfall to najlepsze rozwiązanie fabuły ostatnich trzech części, nie wymyślił bym czegoś takiego. Czapki z głów.