MOGĄ BYĆ SPOILERY!!
Lepszy niż Quantum of Solace a gorszy od Casino Royale. Prawdę powiedziawszy to nie czekałem na ten film, bo nigdy jakoś szczególnie fanem Bonda nie byłem, natomiast na pewno nie przechodzę obojętnie od tej serii i też okazji raczej nie przepuszczę gdy trafi się możliwość obejrzenia jakiejś części. Jak wspomniałem na początku nie czekałem na ten film ale po zapowiedziach wyjątkowo mocno się „nakręciłem”. Tak więc i poszedłem do kina. Moje wrażenia są niestety bardzo przeciętne.
Co mnie najbardziej uderzyło to brak realizmu jaki ma tu miejsce. Ja wiem, że to Bond i wiem czym charakteryzują się te filmy ale no naprawdę, sceny w których jest strzelanina są pozbawione realizmu w tak wielkim stopniu, że momentami miałem wrażenie, że robią ze mnie idiotę lub też strzelają się pistoletami na wodę. Ja już bym trafił z takiej odległości jaka dzieliła przeciwników a Bond(i nie tylko on) nie dał rady wykorzystując całą amunicję. Ja wiem, że niby miał problem z ręką ale na początku filmu nie miał. Potem gdy była scena strzelaniny w parlamencie gdzie policja i ochroniarze też nie mogli nikogo trafić, wcześniej Bond nie mógł trafić Silvy jak ten się wspinał po drabinie w kanale, obstrzelał wszystkie kanty drabiny ale w niego nie trafił ani razu. Do tej pory nigdy mi się nie zdarzyło, żeby tak mocno mi to przeszkadzało w jakimkolwiek filmie.
Nie spodobało mi się również „otwarcie” filmu. Nieostry obraz, Bond nagle się pojawia i stoi, pozycja samca alfa, po chwili podchodzi pewnym krokiem, producenci myślą „piękna prezentacja bohatera”, nagle wyciąga pistolet i akcja. Dodam, że od razu wiedziałem, że producenci zaliczą „wpadkę” kiedy Bond jechał na motorze. W jednym ujęciu ma krawat za siebie w drugim już poprawnie, w trzecim znowu za siebie i potem znowu poprawnie. To takie typowe i przewidywalne wpadki w filmach(na zasadzie, w jednym ujęciu rozwalą szybę w samochodzie a w następnym już szyba jest całą), że naprawdę mogliby już sobie je odpuścić. Chyba nie muszę pisać, że bardzo mnie zaskoczyło to, że mimo dwóch ran postrzałowych(a po drugiej był kompletnie sztywny) i w dodatku został porwany przez wodospad… okazuje się, że przeżył i ma się doskonale to w dodatku już sypiał z piękną kobietę kiedy wszyscy myślą, że nie żyje. Bójka ze snajperem w hotelu gdzie ten rozwalił przez okno jakiegoś chińczyka była dla mnie komicznie śmieszna. Dla mnie to wyglądało jak jakaś parodia platformowej gry Mortal Kombat. Kompletnie też nie rozumiem głupoty jakoby Silva po otworzeniu mu się drzwi z klatki w której był uwięziony miałby rozwalić dwóch uzbrojonych strażników kiedy odległość między nimi była wystarczająca, żeby wpakować mu kule w łeb w razie takiej sytuacji.
Krajobrazy mi się bardzo podobały, lokalizacja w której działa się akcja w ogóle była przyjemna natomiast odniosłem wrażenie, że w pierwszej scenie kiedy już są w Szkocji, to krajobraz cały jest jednym wielkim efektem specjalnym. Nie byłem sam w tym podejrzeniu. Jak jest to do końca nie wiem. W ogóle liczba absurdów w tym filmie jest dość duża np. dlaczego M włączyła latarkę podczas nocnej ucieczki? Druga sprawa jest taka, że scena kiedy było posiedzenie parlamentarne M nie zrobiła nic i inni agenci nie zrobili nic, kiedy już dostali informacje o tym, że Silva zbiegł, kontynuowali rozmowę a wiedzieli co może ich czekać. Narazili życie tylu niewinnych osób dla EGO? Zamiast zaalarmować, przygotować się to czekali i kontynuowali rozmowę jakby nigdy nic. Kompletna głupota. Inna sprawa jest taka, że Bond wpadł na genialny pomysł zrobienia z M przynęty i postanowił w dwójkę(trójkę jak się okazało potem) rozprawić się z Silvą a nawet nie miał pojęcia ile osób mogłoby z nim się zjawić. Facet mógłby całą armie nasłać a ten wierzył ślepo, że ich wszystkich rozwali i pojechał bez wsparcia i broni. Kompletna głupota w filmie. Sam pomysł na fabułę jakoby że Silva od wielu lat już planował dojście do punktu w którym zabije M w parlamencie jest dla mnie bardzo naciągany.
Na szczęście film na też trochę plusów. Podobała mi się muzyka w tle. Nie była męcząca, a oddawała dość udanie klimat starszych filmów. Sceny akcji były mimo braku realizmu w sytuacjach gdzie strzelali, całkiem fajnie przedstawione, nie wszystkie oczywiście ale w dużej mierze owszem. Bardzo mi się podoba to, że film nie jest przeładowany efektami specjalnymi. Świetną kreację stworzył Javier Bardem, doskonale odegrał czarny charakter, niemniej mam wrażenie, że zmarnowali potencjał tej postaci. W przypadku Craiga, jak nie mogłem się przekonać do niego jako do Bonda tak teraza jak najbardziej. Reszta aktorów zagrała poprawnie i tyle. Ta część trochę jednak odstaje od pozostałych bo się skupili bardziej na emocjach odnoszę wrażenie. Bond nie jest przez cały film super pewnym siebie i pozbawionym emocji samcem alfa, a przeszedł pewien okres załamania, potem postać M miała dużą rolę w odgrywaniu pewnych emocji, ponieważ film dotyczył w dużym stopniu jej. Co mi osobiście się podobało. Bardzo fajnie przedstawili Moneypenny. Mimo, że jest czarnoskóra a to odbiega od tradycji, nie przeszkadza mi to i bardzo podoba mi się jej postać, zresztą może dlatego, że mam słabość do czarnoskórych piękności :P Fajna postać i nigdy się nie dowiemy czy przespała się z Bondem czy nie :P Bo przecież tą całą charakterystyczną sprawą w Bondach było to, że ona się w Bondzie podkochiwała a on mimo, że miał wiele kobiet z nią nie sypiał(bynajmniej tego nigdy nie pokazali i tu również).
Filmem się niestety bardzo rozczarowałem. Wahałem się czy dać 5 czy 6. Padło na 5, może za kolejnym razem jak obejrzę film to może się coś zmieni. Drugi raz do kina jednak bym nie poszedł i właściwie też chyba nie polecę tego filmu znajomym. Na pewno jest postęp bo w porównaniu z ostatnią częścią jest dużo lepiej, ale to nie jest to czego oczekiwałbym od Bonda.
Opinię mam bardzo podobną do twojej - moje ocena jest jednak o dwa oczka wyższa, ze względu na efekty. Film ze sceną, w której pociąg z metra w taki sposób wylatuje z dziury w suficie moim zdaniem nie zasługuje na mniej niż 6-7...;) Poza tym był porządnie wykonany, jednak o oczywistych wpadkach nie można zapomnieć. Przede wszystkim liczyłem osobiście na bardziej wciągające i emocjonujące kino akcji - w tym aspekcie też niestety się zawiodłem. Film jest ciekawy, jednak poprzednie części (nie mówię o tej nowej trylogii) miały w sobie to "coś", co nie pozwalało oderwać oczu od filmu. Tutaj było wręcz odwrotnie.
Wiesz ja odnoszę wrażenie, że (zwłaszcza te filmy z Piercem Brosnanem) były przeładowane właśnie efekciarskimi akcjami, gadżetami i innymi bajerami co powodowało, że filmy były rozrywką do potęgi. Tą nową serię z Craigem chcą zrobić bardziej ambitną i mi się to podoba, niestety jednak czegoś na prawdę w tych filmach brakuje.
Miałem 10 lat kiedy odkryłem gdzieś na półce vhs z napisem 007, od tej pory minęły 2 dekady. Muszę z przykrością przyznać, że jest to pierwszy film z serii, który nie mam ochoty oglądać po raz kolejny. To nie jest tak, że mam problem z Craigiem -
"Casino Royale" uważam za jeden z lepszych filmów o Bondzie, problem w tym, że "Skyfall" to nie jest nawet dobry film sensacyjny, brak mu tempa, jakieś energii. Nie było przypadkiem, że producenci do tej pory nie angażowali twórców dramatycznych, bardziej rzemieślników, którzy znakomicie znajdywali się w konwencji kina akcji. Z całym szacunkiem, Mendes to znakomity reżyser, ale akurat od kina rozrywkowego niech trzyma się on z daleka. Już lepiej by było wyciągnąć z kicia John`a McTiernan`a:). Dożyłem czasów, kiedy Tom Cruise kręci lepszego Bonda ("Mission Impossible: Ghost Protocol")
Te dziury logiczne które rzucają się w oczy są wynikiem tego, że twórcy próbowali urealnić postać Bonda, ale muszą też trzymać się reguł kina akcji, więc kopią pod sobie samym dół, ten sam problem dotyczy trylogii o Batmanie Nolan`a - najpierw wmawiamy widzowi, że taka postać i sytuację mogą zaistnieć w rzeczywistości, a następnie na ekranie pojawiają się gadżety i rozwiązania rodem z filmów stricte science - fiction. Z drugiej strony Craig kompletnie byłby niewiarygodny w konwencji rozrywkowej, to dobry aktor, ale brak mu klasy, stylu, czaru i dystansu do siebie. Bond powróci, szczerze....po wielu latach jest mi to na dziś dzień kompletnie obojętne.
Na plus znakomity utwór Adele i miejscami znakomite zdjęcia, niezła końcówka (zniszczona przez durnie nakręconą śmierć Judi Dench) tak jeszcze na koniec, kiedy wydaje się grube miliony na realizację filmu, wstyd aby gołym okiem było widać ingerencję grafików komputerowych:(. Od 50 lat Bond nie tylko czerpał z kultury masowej, ale również i wyznaczał nowe trendy, na dzień dzisiejszy już tylko odtwarza schematy. A sukces finansowy "Skyfall" nie wróży aby to się w najbliższym czasie zmieniło.
Czy ty też odniosłeś wrażenie, że krajobrazy w Szkocji też są efektem komputerowym?
Tak, widać to było gołym okiem, że są podrasowane. Od 10 roku życia chodzę regularnie do kina, czasami może za bardzo analizuję, co ciekawe na seansie byłem z osobą zajmującą się animacją komputerową i grafiką, która tych efektów...nie zauważyła:). Szczególnie po oczach wali początkowy pościg (w "Jutro nie umiera nigdy" jest on dużo lepiej zrealizowany i bardziej widowiskowy), ujęcia wyspy Silvy też i nadlatujące śmigłowce sprawiły że gorąco mi się zrobiło:). Strasznie mnie to dziwi, przecież wydano miliony funtów, czy tam euro we wspomnianym przeze mnie wcześniej "Mission Impossible 4" sceny akcji i lokacje zrealizowane są na dużo lepszym poziomie. A sceny kręcone w Dubaju to istne mistrzostwo świata(w szczególności akrobacje na Burj Khalifa), może wynika to z tego że reżyser Brad Bird znakomicie rozumie konwencję szpiegowskiego kina akcji, wszak wcześniej zrobił dla Pixar`a "Iniemamocnych", którzy w znaczącym stopniu odnosili się do stylistyki Bondów z lat 70-tych.