Rozumiem- konwencja, ale Bond to przynajmniej z 3 razy powinien umrzeć a juz ten sajgon w tym domku w Szkocji to juz całkiem cyrk. Myślałem ze to nowa wersja Robocopa. Zero draśniecią, zero krwi u Bonda, a ci tam nawalali jak na wojnie. A przygotowania do tej walki to drugi kevina sam w domu. Nie chce mi sie pisać o wielu innych odrealnionych scenach bo było juz sporo o tym tu napisane. Troche jakbym widział jakis film typu Szklana Pułapka. Te napierdzialanie było czasami nużace. Kobieta Bonda to ja nie wiem ile tam była czasu w sumie, moze 30 minut i tyleJednym z nielicznych plus było nawiazanie do wczesniejszych bondów, choc to gdzies umykało przy tych wszystkich walkach. Casino Royal to jednak najepsza czesc z Craigem.
Zgadzam się z tobą. Podobnie uważam co do Casino Royal. Potem już tylko równia pochyła ... im dalej tym gorzej. A scena na lodzie? Źli chcą zabić Bonda, jest chłop na muszce i klasycznie trzeba podejść na wyciągnięcie ręki, żeby ten mógł coś zmajstrować manualnie. Albo te przemówienia przed wykonaniem egzekucji. Rozczarowanie i przereklamowanie niestety. Co nie znaczy, że przy piwku się tego źle nie oglądało:) Trochę wiało nudą w środkowych 1,5 h, a poza tym bezmyślne łubu dubu(ja akurat lubie łubu dubu, nawet bezmyślne ale w bezmyślnym filmie np. "Tylko strzelaj" 10/10 :) ale nie w Bondzie, gdzie począwszy na Casino R. liczyłem na świetną passę dalszych części ... niestety). Tyle miałem do powiedzenia ja, Świstak:)
Dokładnie, Casino miało coś w sobie, te są niby spoko, ale czegoś im brakuje. A co do konwencji (dalej kilka spoilerów)
Bond zawsze był łapany i zawsze uchodził z życiem, bo nikt mu nigdy nie wpakował kulki od razu w łeb. Nigdy żaden czarny charakter, który złapał Bonda, nie związał go porządnie związał/kajdanki itp, wtedy wyjawił swój plan, ponapawał i wtedy palnął w łeb. Nie, Bond zawsze musiał dziwnie zginąć, przez co nie ginął. Ale dawniej mu tych kobiet tak nie ubijali. Ogólnie spoko (jak na Bonda) poza końcówką, szef MI6 bez ŻADNEGO wsparcia, amunicji itp? Bo Bond wiadomo sam przeżyje, ale nie ochroni. A przecież celem wycieczki była ochrona M. Mieli udawać, że słabo przygotowani, a nie być strasznie słabo przygotowani. A 007 po takiej akcji oczywiście jest super agentem, gotowym do pracy. Rozumiem Bond, wiadomo, że wiele rzeczy się nagina, nawet łamie. Ale dla mnie to było głupie, lepiej jakby M zgineła w tej strzelaninie na przesłuchaniu, a Bond się później mścił, a tak to faktycznie taki home alone w szkocji. Pod koniec już się tylko śmiałem.
W Casino Bond tez mógł kilka razy zginać, ale nie zginął. Rozumiesz konwencje, tak? To dlaczego dziwi cię "nieśmiertelność" Bonda? To w końcu Bond, super agent, który od dwudziestu paru filmów wychodzi cało z najgorszych opresji. Czego się spodziewałeś? Pytam serio. Strasznie idiotyczny problem wynalazłeś. Podobnie kolega ramon77. Dlaczego nikt nie zabija od razu głównego bohatera? Znacie przecież odpowiedź. Akurat w przypadku nowych bondów nie rzuca się to w oczy tak bardzo. Zresztą jest to analogia do naszych zachowań, udokumentowana w historii. Silniejszy zawsze lekceważy słabszego. Przewaga buduje nasze ego, wyolbrzymia je, prowadząc do nieostrożności. Psychologia. Co do ostatniej sceny i problemu ramona77. Nowy Bond charakteryzowany jest w nowych filmach jako osobnik, który "ma problemy z uznawaniem władzy, autorytetów.", megaloman, przekonany o swojej "wyższości". Facet, któremu wszystko zawsze się udaje. Ten problem poruszany był w Casino Royal, Quantum i teraz w Skyfall. Nie gadajcie, że go nie zauważyliście.
I nie Home alone, tylko typowo westernowy motyw - sam przeciwko wszystkim. Wykorzystany przez weterana kina Sama Peckinpaha choćby w Nędznych Psach.
Przemo co do Casino Royale to się zgadzam w 100 %.. Jeśli chodzi o Skyfall tez mi czegoś zabrakło.. pościgi były..nawiązania do starych bondów ok dla mnie zbyteczne.. Craig jako bond bez zarzutu brakowało mi chyba jednak tego napięcia i strachu w oczach i żalu do całego świata jak zabili mu Vesper.. teraz zimny wyrachowany drań.. nie przekonuje mnie to.. Czarny charakter poprawny ale bez szału ot taki ponad przeciętny film sensacyjny :)