ZAWIERA SPOILERY.
Właśnie wróciłem z kina po drugim seansie w ciągu ostatnich dwóch dni. Potrzebowałem jeszcze jednej randki z Bondem, aby prześledzić wszystkie wątki, które nie dawały mi spokoju. Chciałem też zwrócić uwagę na rzeczy, które chociażby na tym forum były podnoszone do skali ''błędów w scenariuszu'' i ''niewybaczalnych wpadek''. Odrobiłem tę lekcję starannie i stwierdzam, że ''Skyfall'' zrobił na mnie jeszcze większe wrażenie niż za pierwszym razem. Jest w nim wszystko za co kochałem, kocham i prawdopodobnie będę kochał pierwszego agenta JKM.
Mendesowi udało się w ''Skyfall'' niemal perfekcyjnie rozłożyć napięcie oraz odpowiednio zaakcentować każdy szczegół, tak aby ponad dwugodzinny film do samego końca trzymał w napięciu i zadowolił widza lubiącego niejednoznaczne, efektowane oraz eklektyczne kino. Elementy akcji przeplatane są zarówno scenami o zabarwieniu dramatycznym jak i psychologicznym. Raz obserwujemy Bonda w jego ''ludzkiej skórze'', sprowadzonego do poziomu szarego obywatela, a po chwili bierzemy udział w fascynującym, mistrzowsko napisanym i zagranym wprowadzeniu do ''Skyfall'' postaci głównego oponenta, Raula Silvy. Do tego dochodzi istotny wątek związany z mroczną przeszłością agenta 007 oraz bardzo osobista relacja głównego bohatera ze swoją przełożoną. Bond, który początkowo musi dostosować się do nowej rzeczywistości (testy? jakie testy!) i przyznać przed samym sobą, że jest tylko człowiekiem, stopniowo ponownie wysuwa się w ''Skyfall'' na pierwszy plan, wykonując jednocześnie jedną z najważniejszych misji swojego życia - broniąc całego MI6 przed cybernetycznym geniuszem. Sformułowania w stylu ''miłość do ojczyzny'', ''poświęcenie'' oraz ''priorytety'' nabierają tu nowego, fundamentalnego znaczenia. Pięćdziesiąt lat po premierze ''Dr. No'' agent 007 zostaje obnażony w celu uzmysłowienia widzowi na czym (na jakich wartościach) Ian Flemming oparł wymyśloną przez siebie postać. Oczywiście oprócz bycia nieco melancholijnym i dumnym w tym rocznicowym przekazie, nowy Bond wciąż pozostaje filmem stricte rozrywkowym. Młody Q jest równie zabawny co jego pierwowzór, a Moneyponey wciąż wydaje się być niedoścignionym wzorem w dziedzinie flirtowania. Samemu agentowi też nie brakuje poczucia humoru, co tym łatwiej zauważyć mając w pamięci dwie poprzednie części z udziałem Craiga. ''Skyfall'' to połączenie tradycji z nowoczesnością, które tworzą znakomite podwaliny pod Bonda 24. Wydaje się, że okres ponownego wprowadzenia agenta 007 w obieg, nadania mu nowej jakości, tak aby mógł wciąż wyróżniać się na tle masowo produkowanych filmów akcji został zakończony wraz z ostatnim klapsem na planie ''Skyfall''. Bond znów jest kompletny.
Chętnie poszedłbym i trzeci raz ;)
Mi tylko przeszkadzało jedno a mianowicie,jak Bond po postrzeleniu wraca do żywych,za szybko to spłycono według mnie....
Hmm. Fakt. Miało to formę raczej ''migawkową'', chociaż tak naprawdę nie znamy przedziału czasowego, w którym Bond pozostawał poza służbą.
Znamy, dokładnie 3 miesiące.
Bond zostaje ranny podczas próby odzyskania skradzionego dysku twardego, w pierwszej scenie Dench - Finnes ten drugi mówi, że 3 miesiące temu M straciła dysk twardy z listą agentów.