PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=191175}
6,0 22  oceny
6,0 10 1 22
Slaughter
powrót do forum filmu Slaughter

Slaughter

ocenił(a) film na 6

Slaughter, w tej roli Jim Brown jest byłym Zielonym Beretem. Jego ojciec, który miał kontakty ze światem przestępczym ginie w zamachu. Slughter niejako zmuszony do współpracy z Federalnymi wyjeżdża do Meksyku ny zabić osoby odpowiedzialne za śmierć jego ojca. Choć obraz Jacka Starrett'a to przykład filmu z nurtu blaxploitation. W przeciwieństwie jednak do sporej liczby produkcji z tego nurcie z tego okresu akcja nie jest umiejscowiona w Nowym Jorku. "Slaughter" nie jest może w czołówce filmów blaxploitation ale to naprawdę solidna produkcja. Najmocniejszymi elementami tego filmu są akcja oraz główny protagonista czyli Slaughter. Nie jest to może najlepsza rola Jima Browna ale zbudował tu całkiem niezłą postać. Oczywiście jest ona oparta na jego męskim sex appealu oraz charyzmie. Brakuje mu jednak głębi przez co daleko mu do Shafta, Tommy Gibb'a czy "Kapłana" z "Odlotu". Jest jednak nadzieja, że w kontynuacji jego postać została bardziej rozbudowana. Akcja w filmie jest bardzo rwana. Mamy mocny początek potem gdy akcja przenosi się do Meksyku tempo zwalnia. W tym momencie zostają nam przedstawione postacie i buduje się intryga. Oczywiście jak na standardy B klasowego kina o zemście nie jest ona jakoś specjalnie rozbudowana. Slaughter różnymi sposobami będzie próbował zbliżyć się do zabójców jego ojca. Głównymi antagonistami są tutaj Mario Felice(w swojej jedynej roli Norman Alfe) oraz Dominic Hoffo(Rip Thorn). Zanim jednak dojdziemy do finałowej konfrontacji dostaniemy kilka zabójstw (niektóre dość brutalne), walki wręcz, odrobinę golizny i seksu oraz nocną ucieczkę przed gangsterami. Nie jest to może nic specjalnego jednak pozwala dotrwać do finału bez większego znużenia. Sam finał to już czysta akcja, obfitująca w strzelaniny, krwawe zabójstwa i pościg. Żałuje jednak że takie mocne zintensyfikowanie akcji pojawiło się dopiero 10 minut przed końcem filmu. Na plus również kilka brutalnych scen, w tym wspomniane zabójstwa czy pobicie kobiety. Technicznie jest różnie. Większość scen akcji została zrealizowana bardzo sprawnie jednak zdarzały się pewne ujęcia nakręcone pod dziwnym kątem, które nie pasowały do reszty obrazu. Muzyka całkiem nieźle podkreślała akcję jednak było jej zdecydowanie za mało i brakowało mi w trakcie trwania filmu jakiegoś mocnego soulowego kawałka czy motywu muzycznego. Nie sprzyjało temu umiejscowienie akcji w Meksyku oraz to, ze film poza postacią Jima Browna nie eksploatował tematu czarnoskórych. Aktorzy i postacie także prezentowały bardzo różnie. Sam Jim Brown braki aktorskie skutecznie nadrabiał charyzmą. Rip Torn dopiero pod koniec przekonał mnie swoją kreacją. Stella Stevens jako Ann przez cały film była bardzo obojętna. Pozytywnie zaskoczył mnie za to Norman Alfe, który świetnie sprawdził się w swojej roli. W filmie pojawiają się także znany z westernów Cameron Mitchell czy Don Gordon. Niektóre elementy filmu czy nieco jego konstrukcja przywiodła mi na myśl filmy o Bondzie. Nazwanie Jima Browna/Slaughtera czarnym Jamesem Bondem było by lekkim nadużyciem to jednak pewne motywy jak: wyjazd do innego kraju w celu rozpracowania organizacji przestępczej, uwiedzenie kobiety i przeciągnięcie jej na dobrą stronę, lokalny pomocnik, akcja w kasynie czy większość scen akcji są bardzo blisko filmów o agencie 007. Wydaje mi się, że z postaci Slaughtera można było wyciągnąć znacznie więcej. Nie można jednak odmówić, że z historycznego punktu widzenia ten film mocno umocnił gatunek blaxploitation i nawet obecnie potrafi dostarczyć frajdę. Sceny akcji sprawiają sporo radości, film ma odpowiednią dawkę brutalności a Jima Browna na ekranie ogląda się naprawdę świetnie. Na minus pewne niedociągnięcia techniczne, uboga fabuła czy płaskość postaci. Ciekawostka: fragmenty motywu muzycznego z czołówki filmu Quentin Tarantino umieścił w jednym ze swoich obrazów. W jakim? To już polecam sprawdzić już samemu.