W tym filmie nie ma nic strasznego. Nie jest horrorem, lecz jedynie nonsensowną makabreską niezamierzenie podszytą humorem i to marnej jakości. Pierwsza scena to szok na siłę, potem same schematy, gra aktorów (poza genialnym Edwardem Furlongiem) zawodzi, muzyka zupełnie niedopasowana.
Dalej: sceny snów to idiotyzm i przegięcie (do tego żałosne). Na dodatek wypaczane są fakty z adaptacji powieści Kinga. Inne sceny, jak choćby ta z oponą motocyklową również śmieszą zamiast straszyć. Charakteryzacja jest do niczego, a finał budzi politowanie. Mogliby przecież skończyć odwrotnie, bo czemu nie?
Za przeproszeniem wszystko spieprzyli.
a kto powiedział, że "niezamierzenie podszytą humorem" ? a może właśnie zamierzenie ? a może własnie reżyserka miała poczucie humoru i dystansu, którego tobie brakuje ? a co to znaczy : "wypaczane są fakty z adaptacji powieści Kinga" ? jakiej adaptacji jakiej powieści ? muzyka niedopasowana ? THE RAMONES może byc niedopasowany tylko dla mózgu absolwenta szkoły specjalnej...welcome idiot !
A ja nie mogę zrozumieć, dlaczego daliście 1 i 10, tak skrajne oceny. Tak, to makabreska, ale dlaczego bezsensowna? I jakiego humoru się tu spodziewać, kawałów o Jasiu? Faktycznie, w pewnych momentach oklepany, w pewnych wręcz wieje amatorszczyzną, ale film ma ogrom potencjału w fabule. I nikt nie mówił, że ma straszyć. Muzyka była dla mnie niedopasowana tylko w momencie, gdy Gus ściga Drew i jego matkę, poza tym dla mnie miód. I co to za argument, że 'mogliby skończyć odwrotnie'? Równie dobrze 'mogliby być w tym filmie kosmici i czirliderki z wąsami'. Gra aktorska była ok, sęk tkwi w tym, że niektóre postaci były 'scenariuszowo' denerwujące.Żeby było śmiesznie, ja dam ocenę 5 i was zrównoważę. Bo film mi się oglądało przyjemnie, chociaż pełno w nim irytujących błędów. Na pewno nie zasługuje na miano 'arcydzieła', ale też nie jest 'nieporozumieniem'. Ale to tylko moja opinia oczywiście. :)
Dodam jeszcze, że podobała mi się martwa wersja Gusa, inne już mniej, zwłaszcza pies, który nagle zmienił kolor sierści jeszcze przed przemianą i Renee, która powinna być w stanie zaawansowanego rozkładu. I nie rozumiem, czemu nie pojawili się Drew i jego mama, zwłaszcza na samym końcu byłoby to świetne zagranie. Głupie treści, ale mi nie przeszkodzili aż tak bardzo w odbiorze filmu, choć jestem zwykle wyczulony na takie nieścisłości.
Przywrócenie Gusa do życia było błędem (scenarzystów) - mogli wymyślić coś innego. Gdyby skończono odwrotnie (czytaj: syn zostałby z matką lub zaczęliby być rodziną na nowo), byłoby to piękne. Wówczas film zyskałby jakieś 2-3 punkty w moich oczach.
A mnie się właśnie spodobał ten motyw, byłem mile zaskoczony, że cały film nie opierał się na wkurzonym, martwym psie który wybija całe miasteczko.
Akurat co do Furlonga to zdanie mam odmienne.
Zagrał manierycznie i sztucznie. Zupełnie jakby był pacynką na ręku reżysera.
Film mierny.
3/10.
Zgadzam się. W Terminatorze-2 mi się bardziej podobała jego postać i gra aktorska. z resztą nie ma co porównywać tych dwóch filmów, bo niewiem czy się śmiać czy płakać ;) Też dałem 3/10
Końcówka spaczona jak w książkach mojego idola Mastertona, ale film nie najgorszy. Dziwny klimat, ale czasami można było poczuć dreszczyk, powtarzam hejtom, dreszczyk, wyłącznie dreszczyk ;)