Robert Benton to twórca klasycznych już filmów jak SPRAWA KRAMERÓW (9/10) czy NAIWNIAK(8/10). Jego filmy cechuje zawsze solidna dawka uczuć i emocji, sprawna narracja i doborowa obsada.

SMAKI MIŁOŚCI to kolejny sympatyczny i interesująco obsadzony film Bentona. Nie jest to jednak dzieło przełomowe czy szczególnie istotne w jego karierze. SMAKI MIŁOŚCI to adaptacja powieści Charlesa Baxtera.
Film opowiada o różnych rodzajach miłości i konsekwencjach jakie to uczucie ze sobą niesie.
Benton buduje ten film na klasycznej literackiej narracji i nieco teatralnej stylistyce. W filmie nie ma głównego bohatera- obraz ukazuje galerię postaci, które uwikłane są w miłosno-filozoficzny wir zdarzeń.
Dialogi bywają tu górnolotne i troszkę sztuczne, ale trudno im odmówić mądrości czy celności.
Benton usiłuje budować romantyczno - nostalgiczny klimat nieco na siłę (co chwilami mocno czuć), ale nie zmienia to faktu, iż film odbiera się bardzo przyjemnie.

Dobra jest tutaj obsada. Morgan Freeman jako narrator i punkt odniesienia całej historii sprawdza się znakomicie. Greg Kinnear jest wprost uroczy tak jak i młodziutki blondwłosy Toby Hemingway.
Oklaski należą się też nieco zimnej roli Radhy Mitchell.
Dobry jest też występ Selmy Blair, ale epizody Billy Burke oraz Freda Warda nie są do końca udane.

SMAKI MIŁOŚCI to film, który ma nietypowe jak na Hollywood zakończenie, którego jednak morał podany został ( zupełnie niepotrzebnie) widzowi na tacy.
Moje drobne zarzuty nie przysłaniają jednak faktu, iż nowe dzieło Roberta Bentona to wymarzona wręcz propozycja na wieczór dla spragnionych wrażeń romantyków. Inni mogą poczuć się tym filmem nieco znudzeni, ale może warto spróbować się z SMAKAMI MIŁOŚCI zmierzyć- bo w końcu na świecie powstaje coraz mniej obrazów, które silą się nie tylko na ukazywanie liniowych fabuł, ale też na filozofowanie (nawet jeśli te przemyślenia mogą wydać się nam banalne).
Zachęcam do oglądania.