PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=650957}
2,3 51 tys. ocen
2,3 10 1 50975
1,3 43 krytyków
Smoleńsk
powrót do forum filmu Smoleńsk

1. Prezydencki samolot Jak-40 rozbił się na lotnisku w Smoleńsku – powtarzał kilkanaście razy reporter prorządowej polskiej telewizji od 9,19 rano 10 kwietnia 2010. Miał tę wiadomość potwierdzoną przez rzecznika polskiego MSZ. Kilkanaście minut później ten sam rzecznik był już pewien, że Prezydent leciał Tupolewem.

Nie istnieją żadne zdjęcia z warszawskiego lotniska, na których byłoby widać polskiego Prezydenta, wsiadającego 10 kwietnia do jakiegokolwiek samolotu. Zepsuł się monitoring na lotnisku, nie ma dokumentacji w Centrum Ochrony Powietrznej, ponieważ…. następowała właśnie rutynowa zmiana ekip. Niewyraźne zdjęcie z kamery przemysłowej i sprzeczne zeznania dwóch urzędników z Kancelarii Prezydenta mają potwierdzać fakt odlotu. Załoga lotniska dostała zakaz wypowiadania się na temat 10 kwietnia.

2. Lot prezydenckiego samolotu był rejestrowany przez polskie służby kontrwywiadowcze – donosiły polskie media kilka dni po zdarzeniu. Do dziś opinia publiczna nie poznała tych nagrań, mimo że Polska – jako członek NATO – dysponuje nowoczesnymi systemami nasłuchowymi. Do dziś także nie udostępniono opinii publicznej zdjęć satelitarnych z miejsca zdarzenia, przekazanych Polsce oficjalnie przez USA.

3. Samolot, w którym rzekomo miał lecieć Prezydent, nie wysłał sygnału S.O.S przez radiostacje awaryjno-ratunkowe zamontowane w Tu 154 M, Polska komisja rządowa badająca katastrofę (Raport, str. 51) ustaliła, że Szef Sekcji Techniki Lotniczej wyłączył te radiostacje miesiąc przed zdarzeniem.

4. Polscy dziennikarze obsługujący wizytę przylecieli do Smoleńska około 7,15 i natychmiast (z wyjątkiem jednej osoby) zostali przewiezieni kilkanaście kilometrów od lotniska, na miejsce uroczystości w Katyniu. Większość z nich w późniejszych relacjach potwierdzała kilkakrotne niepokojące manewry rosyjskiego Iła nad płytą, tuż po ich przylocie, choć przestrzeń powietrzna w oczekiwaniu na głowę państwa powinna być całkowicie wolna.

5. Pracownicy polskiej ambasady oczekiwali na Prezydenta na lotnisku w Smoleńsku około 800 metrów od zdarzenia. Żaden z nich nie słyszał uderzenia 90-tonowej (czyli ważącej tyle, ile około 90 samochodów) maszyny o ziemię. Pól roku po zdarzeniu okazało się, że dwa miesiące przed wizytą do jej przygotowania skierowano do polskiej ambasady w Rosji pracownika komunistycznej służby bezpieczeństwa, który w latach 80. służbowo udawał jezuitę w Watykanie – Tomasza Turowskiego.

6. Przed lotem do Smoleńska polski Tupolew przechodził generalny remont w zakładach Aviakor w Samarze, których właścicielem jest Oleg Deripaska, mający zakaz wjazdu do USA ze względu na powiązania z rosyjska mafią.

6a. Polska komisja ujawniła w raporcie, że trzy dni przed lotem Prezydenta polscy mechanicy samodzielnie dokonali remontu jednej z salonek w Tupolewie, by zmieściła się w niej większa liczba osób (18 w miejsce 8) tu brak numeru strony w raporcie. Sam fakt takiej samowolnej przeróbki zmieniającej wyważenie prezydenckiego samolotu, jak też ewidentnie sfałszowany jej dowód (ręcznie zapisana kartka papieru), wskazują na próbę ukrycia, iż niemożliwe było zmieszczenie w Tupolewie tylu osób generalicji, ile zginęło w tej katastrofie, a tym samym ukrycie, że delegacja poleciała dwoma samolotami, a nie jednym.

7. Na zdjęciach z oficjalnego miejsca zdarzenia nikt nie widział ciał ofiar, ich ubrań czy bagaży ani stu masywnych lotniczych foteli. Nie ma takich zdjęć ani w rosyjskim, ani w polskim raporcie na temat zdarzenia, mimo że rozkład ciał i rzeczy z samolotu to podstawowe dane, nad którymi powinna pracować ekipa śledcza. Na miejscu zdarzenia – i to widać na zdjęciach – pojawiła się za to około setka obitych czerwonym flauszem trumien, które były ładowane w kilku warstwach na budowlane ciężarówki. Nikt jednak nie widział tych trumien w Moskwie, gdzie przetransportowano rzekomo ciała ofiar i gdzie dokonywano identyfikacji. Świadkowie twierdzą, że ofiary przywożono do Moskwy w plastikowych workach.

8. Na dostępnych zdjęciach nie widać krwi, akcji ratunkowej i aktywnych służb medycznych, co sugeruje, że nie prowadzono żadnej akcji ratunkowej. Dwie rosyjskie pielęgniarki relacjonowały w połowie pierwszego dnia, że najpierw było 5 ciał a potem zaraz prawie 90, choć podobno wydobywanie ciał miało trwać kilka dni. Polski rząd nie wysłał do Smoleńska nawet grup ratownictwa medycznego. Premier Donald Tusk nie skorzystał też z oferty polskich lekarzy i naukowców, którzy zgłosili się do pomocy w badaniu katastrofy.

9.Ciało Prezydenta Lecha Kaczyńskiego zidentyfikowano dopiero o godzinie 17.30. Tymczasem marszałek polskiego sejmu, Bronisław Komorowski, przejął jego obowiązki już około godziny 13, opierając się na telefonicznej relacji rosyjskiego prezydenta Miedwiediewa, że Lech Kaczyński nie żyje i nie pytając o zgodę Trybunału Konstytucyjnego??? Choć data publikacji później została zmieniona, zachowały się dowody, że orędzie do narodu wygłoszone po katastrofie przez p.o. prezydenta rządowa telewizja zamieściła 10 kwietnia 2010 już o godzinie 5.57, a więc trzy godziny przed rzekomą katastrofą. Natomiast już o 9.22 uważany za opozycyjny dziennik „Rzeczpospolita” podał na stronach internetowych, że polski Prezydent nie żyje. Wiadomość potwierdzała Polska Agencja Prasowa i – telefonicznie – pracownik Kancelarii Prezydenta znajdujący się w Smoleńsku.

10. Ciała ofiar przyleciały do Polski w zalutowanych trumnach, których nie pozwolono rodzinom otwierać, ponieważ… miało to być niezgodne z rosyjską jurysdykcją. Do dziś rodziny ofiar domagają się ekshumacji, a tymczasem nie mogą nawet kopiować akt śledztwa, które prowadzi polska prokuratura wojskowa. Zagrożono im także, że będą musiały pojechać do Rosji na przesłuchanie przez rosyjskich prokuratorów. W rosyjskiej dokumentacji medycznej z identyfikacji ciał stwierdzono w Polsce rażące błędy – niski mężczyzna był opisany jako wysoki, osoba z wyciętym podczas wcześniejszej operacji organem – miała go.

11. Kilkanaście ekip telewizyjnych i kilkudziesięciu dziennikarzy obecnych w rejonie zdarzenia nie mogło ustalić godziny upadku, choć polski dziennikarz Wiktor Bater, który dostał telefon od rosyjskiego urzędnika „4 minuty po katastrofie” od początku twierdził, że zdarzenie nastąpiło o 8,36. Mimo to przez długi czas za oficjalną godzinę katastrofy uznawano 8,56 (dwa tygodnie później przyjęto 8.41). Podobne trudności nastręczało ustalenie liczby ofiar – pierwotnie podawano liczbę 132, co zgadzałoby się z faktyczną liczbą ofiar rozszerzoną o dziennikarzy, lecących wcześniej innym samolotem.

12. Świadkowie obecni na miejscu podkreślają, że widzieli tylko kilka charakterystycznych części samolotu – odwróconą do góry kołami część podwozia, ułamany fragment skrzydła. Zdjęcia tych właśnie części powielano też w mediach całego świata. Nikt nie widział krateru po upadku 90-tonowej maszyny, choć powinien być wyraźny, mimo błotnistego terenu. Wrak samolotu, według raportu zarówno rosyjskiej, jak i polskiej komisji, rozpadł się na niezliczoną liczbę drobnych części, choć samolot spadł, według tych samych raportów, z wysokości kilkunastu metrów.

13. Wrak widoczny na zdjęciach z miejscu zdarzenia jest niekompletny. Brakuje m.in. kokpitu, choć rosyjska komisja twierdzi, że zrobiła badania DNA pilotów i odtworzyła nawet ułożenie rąk kapitana na wolancie. Części są rozrzucone na stosunkowo niedużym obszarze, na terenie zewsząd osłoniętym, ogrodzonym z dwóch stron płotem, tuż przy płocie zakładów utylizujących samolotowy złom.

13a. Zestawienie zdjęć "wydrążonego" ( po sugerowanym w ZP wybuchu w samolocie) kadluba z dostępnymi zdjęciami niezniszczonych okienek samolotu (najsłabsze elementy w kadłubie), które w sytuacji wybuchu także powinny byc rozerwane, nie pozwala zrekonstruować logicznego ciągu zdarzeń.

14. Na miejscu „wypadku” nie było pożaru paliwa, którego wedle stenogramów rosyjskiej komisji było około 12 ton, nie było też nie spalonego paliwa na pobojowisku, które „dogaszało" – co widać na zdjęciach – zaledwie kilka osób palących papierosy. Niektórzy ze świadków czuli zapach paliwa, inni zaprzeczają. Spadający samolot nie zniszczył okolicznego lasu ani nie spalił suchych traw w okolicy, na zdjęciach nie widać oznak przypalenia roślinności, a żadna z części wraku nie ma śladów osmalenia pożarowego, choć spadające silniki samolotu musiały być gorące.

15. Jak stwierdzili niezależni badacze tu link do Albartrosa, na zdjęciach satelitarnych terenu „katastrofy" z 10 kwietnia nie widać istotnych ognisk pożarowych, za to są one widoczne na tym terenie na zdjęciach z 9 kwietnia. To poważna przesłanka, że film polskiego operatora pokazywany na całym świecie jako jedyna relacja z „wypadku”, był faktycznie kręcony dzień wcześniej. W filmie tym wyraźnie słychać też śpiewającą ziębę, a przecież upadek 90-tonowej maszyny i huk tym spowodowany powinien wypłoszyć ptaki!

16. Na częściach wraku nie ma wgnieceń ani jakiegokolwiek ubrudzenia przez olej czy płyny z pociętych przewodów, widać za to wyraźnie ślady rdzy i równych cięć na częściach wraku, a także równo przycięte gałęzie, leżące pod częściami wraku, co sugeruje, że części nie pochodzą z samolotu, który dopiero co się rozbił, ale jest to stary złom, który na polanie smoleńskiej został ułożony.

17. Tu 154M 101 miał charakterystyczną poprawkę lakierniczą na sterze kierunku – internauci ustalili na podstawie dostępnych zdjęć, że dokładnie to miejsce wraku zostało wycięte, aby uniemożliwić odkrycie mistyfikacji – prawdopodobne więc jest, że usterzenie leżące jako część wraku w Smoleńsku w ogóle nie należy do polskiego Tupolewa 154M o numerze 101. Jest prawdopodobne, że specjalista, który rozpoznał mistyfikację (dr inż. Eugeniusz Wróbel) właśnie dlatego został zamordowany.

18. Na rzekomo błotnistym na metr terenie pistolet oficera BOR miał zostać znaleziony na głębokości 70 cm, a jednocześnie w idealnym stanie przetrwało polskie godło z salonki Prezydenta Kaczyńskiego i czapka szefa polskiego lotnictwa, generała Andrzeja Błasika, która miała tylko wyrwanego orzełka – symbol Polski.

19. W polskim sejmie działa – dezawuowany przez prorządowe media – zespół poselski, z którym współpracują specjaliści z uniwersytetów amerykańskich i NASA. Kwestionują rosyjskie twierdzenie, że to zderzenie samolotu z brzozą spowodowało urwanie skrzydła, obrócenie samolotu na plecy i rozpadniecie się na miliony drobnych kawałeczków. Musiałaby to być wyjątkowo „pancerna brzoza”, jak ją nazwali polscy internauci.

20. Miesiąc po zdarzeniu Polacy zebrali 300 tysięcy podpisów pod apelem do premiera o utworzenie międzynarodowej komisji do zbadania katastrofy. Do dziś taka komisja nie powstała, a rosyjska komisja MAK sprawiła, że cały świat uważa, iż katastrofę spowodowali niewyszkoleni polscy piloci, zmuszani przez pijanego generała do lądowania we mgle. Polska komisja badająca katastrofę napisała, co prawda, swoje uwagi do rosyjskiego raportu, drobiazgowo punktując listę około trzystu podstawowych dokumentów potrzebnych w badaniu katastrofy, których Rosjanie nie przekazali Polsce. I choć uwagi zakończone są zdaniem: w związku z tym wnioskujemy o ponowne ustalenie przyczyn i okoliczności…, to już kilka miesięcy później, w całościowym raporcie, ta sama komisja (nie mając nadal kluczowych dokumentów i dowodów) powieliła wnioski komisji rosyjskiej.

21. Do tej pory (listopad 2011) Rosjanie nie zwrócili Polsce wraku ani czarnych skrzynek samolotu. Nie zwrócili także kamizelek i broni BORowcow obecnych na pokładzie/pokładach.