Na fali ogólnego podnietu drugą częścią Marvelowskiego Kapitana Ameryki, wyłamałem się z
tego strumienia i obejrzałem Snowpiercer: Arka przyszłości. Plakaty mówią jasno: "Arcydzieło -
przejdzie do historii jak Łowca Androidów i Matrix". Na ekranie widzimy Chrisa Evansa (Kapitana
Amerykę), Eda Harrisa i Tildę Swinton. Do tej chwili, aż chce się krzyknąć WOW! Choć z
doświadczenia wiem, że jeżeli film się promuje wielkim napisem "Quentin Tarantino" i małym
dopiskiem "lubi ten film" lub równie podniosłymi hasłami jak w przypadku Snowpiercera, to
gdzieś coś musi nie grać. Najwyraźniej w filmie jest jakiś błąd, który powoduje tak radykalne
posunięcia marketingowe, ocierające się swoją konwencją o telezakupy mango. W tym
przypadku: reżyseria i scenariusz - Joon-ho Bong. Jest to drugi film jego autorstwa (po
Gwoemul), który widziałem i upewnił mnie w ocenie tego Południowo Koreańskiego koleżki.
Panie Joon-ho Ping Pong, nie rób Pan z filmów klasy B - filmów na poważnie. Gówno straszne.
Drogi Kapianie Ameryko, Edziu i Tildko - czytajcie scenariusze przed przyjęciem roli, poznajcie
reżysera (Joon Samsung kręci już Gwoemul 2!!), a jak Wam kasy brakuje to postawie Wam
obiad... Poważnie? apokaliptyczno-madmaxowy film w tramwaju? To już Nocny Pociąg z Mięsem
miał więcej sensu... 4/10