Gilliam sam powiedział, że po dotarciu do końca pociągu Curtis ma pozbawić Wilforda języka,
zanim ten zacznie cokolwiek mówić. Jak to więc było z ich domniemaną współpracą? Czy Gilliam
przewidział, że do czasu przybycia Curtisa maszynista zdoła wymyślić jakąś historię, którą
przekona Curtisa do pokojowego rozwiązaznia? Taki człowiek jak Gilliam nie mógłby
dobrowolnie zgodzić się na zamordowanie 74% pasażerów pociągu. Poza tym, gdyby naprawdę
chcieli przeprowadzić selekcję, czy nie łatwiej byłoby wybrać najsłabszych i ich zabić? Przecież
nie mieli skrupułów, żeby wykorzystywać dzieci, a później zapewne je mordować.
Łączność między końcami pociągu była zapewne elementem projektu i zapewne nie miała
służyć współpracy Gilliama z Wilfordem.
Co sądzicie o zakończeniu?
Ciekawe przemyślenie :)
Uważam, że są dwie opcje:
1. Gilliam był dobry i tak jak mówisz - mógł przeczuwać, że Wilford będzie starał się sprzedać Curtisowi jakąś bajeczkę oraz manipulować nim.
2. Gilliam był zły (współpracował z Wilfordem) i liczył, że jeśli w razie czego Curtisowi uda się dostać do lokomotywy, to pod wpływem agresji od razu rzuci się na Wilforda i wytnie jemu język, aby nic się nie wydało.
W sumie też prawda może leżeć po środku. Tzn. Gilliam współpracował z Wilfordem, ale jednocześnie źle się z tym czuł i po cichu liczył, że Curtisowi się uda.
Sam nie wiem, co o tym myśleć, gdyż każda opcja wydaje się prawdopodobna :)
Wszystkie są prawdopodobne, ale też druga najbardziej współgra z ogólną wizją pociągu, jaką kreuje film: doskonale skonstruowanej maszyny, w której wszystkie trybiki są "na swoim miejscu".
Sądzę, że Gilliam polubił Curtisa i może nie chciał, żeby ten stracił o nim dobre zdanie.
A może też działały tutaj bardziej "egoistyczne" pobudki: może wiedział, że kiedy Curtis dotrze do lokomotywy, on, Gilliam, przestanie być Wilfordowi potrzebny i będzie musiał zginąć.
Zapomniałem o tym, a to bardzo ciekawa kwestia. Miło, że zauważyłeś, bo daje do myślenia, a ja bardzo lubię takie rozkminy po seansie. Pozdrawiam:)
Nie wiem dlaczego, ale sama także o tym na dość długo zapomniałam. Historyjka Wilforda brzmiała dość prawdopodobnie, a ja byłam zbyt wściekła, żeby przypomnieć sobie te słowa Gilliama. Pozostaje jeszcze nierozwiązana kwestia: skąd pani Tilda Swinton/Mason miałaby znać Gilliama. No i skoro widzimy, że Wilford mógł swobonie obserwować na swoich ekranach, co dzieje się na końcu pociągu to najprawdopodobniej wiedział, że szykują się do rewolucji...
W sumie nie wiemy, co się działo w 2014 roku - tzn. jak to się stało, że jedni ludzie znaleźli się z przodu, a inni z tyłu pociągu.
Chyba najsensowniejsze wyjaśnienie jest właśnie takie: że się Gilliam i Wilford dogadali, żeby jakoś "uporządkować" system. :)
Za tym drugim przemawia także i to, że Gilliam jest tym, który jako pierwszy "uporządkował" tyły, kiedy swoją rękę "oddał" głodnym. :P
Oglądaj uważnie.
Było jasno powiedziane:
Niektórzy wykupili sobie bilety w pierwszej klasie, inny w drugiej itp. Na końcu wylądowali Ci których wzięto na gapę, bez biletów...
Możliwe, nie pamiętam :), ale w sumie nic to nie wyjaśnia: tzn. dlaczego te tyły bez biletów od razu się nie wkurzyły i nie rzuciły do przednich wagonów, kiedy wsiadali do pociągu? Nie mieli np. nic do jedzenia, a przód miał od razu. I jak wyglądało to "wsiadanie", skoro od początku zlodowacenia krótka chwila poza pociągiem groziła śmiercią ("rewolucja siedmiu", czy jak tam się to nazywało :P ).
Oczywiście tego typu rzeczy bierze się na wiarę i spoko, nie mam z tym problemów, ale przyznaj, że fakt, że to dość szybko się "ułożyło" w system było m.in. zasługą Gilliama (co przyznaje Curtis): jego ofiara itp. itd. Czy kierowało nim "dobre serce", czy raczej przekonanie o "misji" to rzecz, na którą film nie udziela jednoznacznej odpowiedzi.
Choć OK, przyznaję, że możliwe, że Wilford ściemniał, a zabił Gilliama po to, żeby ten nie wyjawił później Curtisowi, że to była ściema.
Opcji jest wiele. :)
Wybacz, że trochę off topic walnę, ale co do mordowania dzieci - te steki mi się od razu tak dziwnie skojarzyły, zwłaszcza że nie było wagonów z krowami czy innymi dużymi zwierzętami.
Kurcze, chyba za wiele "Hannibala" oglądam ;)
Tak, na szczęście była taka scena. Jednak nie zmienia to faktu, że podczas końcowych scen miałam nadzieję, że Curtis nie tknie mimo wszystko steku...
Z tym "językiem" to rzeczywiście ciekawa sprawa, też o niej zapomniałem. :)
Z drugiej strony - na pewno Gilliam znał się z przodem pociągu, bo przecież Swinton próbuje się z nim na początku filmu wdać w pogawędkę i nawet wierzy, że nic jej z jego strony nie grozi (pozwala mu podejść bliżej niż innym, a gościowi z bronią każe przestać w niego celować).
Wiesz, regularne mordowanie 74 % ludności "tyłów" nie pozostawiałoby tamtejszym mieszkańcom poczucia choćby niewielkiej, ale jednak kontroli nad sytuacją: wrażenia, że mogą coś planować - i może kiedyś zdobyć władzę nad światem/pociągiem. No i tyły cały czas by się burzyły, a nie tylko w momentach regulowanych rewolucji.
A tyły były przodowi potrzebne - choćby po to, żeby płodzić dzieci konieczne do właściwego działania lokomotywy. :)
No i chyba także po to, żeby - w trakcie regularnie powtarzających się rewolucji - mordować ludzi "wyższych klas" pociągu. Bo w końcu Ci też się rozmnażali, a zasoby pociągu były ograniczone. A ich Wilford nie mógł mordować bez powodu, bo to w ogóle mijałoby się z celem działania całego systemu.
:)
Ja podobnie jak niektórzy tutaj obstawiałbym bardziej to, że Gilliam nie chciał, aby Wilford wyjawił prawdę. Jak powiedział Wliford ,plan zakładał, że rewolta zostanie zatrzymana w tym przedziale, gdzie natknęli się na straż z toporami. Wydaje mi się, że kiedy Curtis z resztą przebili się przez ten przedział, Gilliam zaczął rozważać opcję, że bunt wymknie się spod kontroli i naprawdę pociąg może zostać przejęty. Gdyby wyszło na jaw, że cały czas współpracował z Wilfordem, to raczej by go nie potraktowali ulgowo, więc zaproponował Curtisowi, aby ten na dzień dobry uciął tamtemu jęzor.
Co do selekcji naturalnej: może obawiali się, że jak będą co jakiś czas przeprowadzać masowe łapanki i likwidować ludzi, to rewolucje będą na porządku dziennym. Zamiast więc pozwalać im na niekontrolowane powstania, woleli sami inspirować rewolty. W ten sposób pozbywali się części pasażerów, którzy mogli mieć pretensje tylko do siebie, bo przecież jakby się nie zbuntowali to dalej by żyli.
Zapominasz, ze Gilliam to gosc, ktory kiedys oddal swoja reke, zeby uratowac zycie dziecka. Nie sadze, zeby przerazala go perspektywa czegokolwiek by mu nie zrobili - jesli nie ze wzgledu na silny charakter, to na to, ze za wiele do stracenia nie mialo, zostalo mu pewnie ze 2-3 lata zycie kaleki.
Nawet najmarniejszego życia wielu ludzi pragnie się trzymać kurczowo. Jeśli Gilliam z własnej woli zgodził się przebywać w przedziale dla biedoty, to może i był gotów okaleczać się, ale to też nie oznacza, że nie bał się skrycie śmierci. A może to dopiero później Wilford zaproponował mu ten układ, film w sumie tego dokładniej nie wyjaśnia. A najbardziej prawdopodobną wersją jest to, że reżyser chciał po prostu widzom zafundować nieoczekiwany zwrot akcji, więc najpierw stworzył krystaliczną postać gotowego do poświęceń mędrca, zaś pod koniec zrobił z niego podwójnego agenta. Nikt się tego nie spodziewał, więc był nieprzewidywalny zwrot, a że mocno naciągany to już reżysera nie obchodziło ;)