Moim zdaniem to nie był prawdziwy Jack. Przed egzekucją wyznał ukochanej, że nie chce znów być tym oszustem, którym był wcześniej. Szkoda, że musiał odpowiedzieć za nieswoją zbrodnię. Znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Dlatego ten film był taki wciągający.

dzieki za odpowiedź :) mnie osobiście film średnio się podobał, ale zastanawiała mnie w nim ta dziwna sytuacja..

Zaznaczylibyście przed tekstem o tak: SPOILER, co każdy przeciętnie inteligentny oznacza, gdy zdradza treść filmu. Wtedy idioci wiedzielibyśmy, żeby tego nie czytać.

SPOJLER!!!!!!!!
Wszystko na to wygląda, że Sommersby/Townsend był jednak Townsendem. Rozmiar buta, który się nie zgadza, włóczędzy, którzy go dekonspirują. Być może wskazówek jest w filmie więcej, ale zawodzi tłumaczenie, co się często zdarza. Nie bardzo rozumiem również jak to możliwe, że raptem po 6 latach nieobecności mieszkańcy osady rozpoznają Sommersby'ego bez problemu. Chyba, że założenie jest takie, że obaj byli fizycznie bardzo podobni. Wówczas ten problem odpada. Pytanie jednak brzmi: skoro Townsend na tyle doskonale poznał Sommersby'ego siedząc z nim 4 lata w jednej celi, cóż go w nim tak urzekło, że postanowił nim się stać? Wiemy, że Townsend był kłamcą, złodziejem i zdrajcą, ale Sommersby przecież wzorem cnót nie był. Chyba, że to było tak, że Townsend po pochowaniu Sommersby'ego ruszył w kierunku miejsca w którym ten mieszkał. A skoro został serdecznie powitany i rozpoznany jako Sommersby podjął decyzję, aby nim się stać na zawsze. Ale tę decyzję podjął w tej chwili. Wcześniej nie mógł wiedzieć, że Sommersby umrze od ciosu nożem. Później pokochał z wzajemnością żonę Sommersby'ego i to do tego stopnia, że wolał umrzeć jako kochany Sommersby, niż zachować życie jako pogardzany i sam jak palec Townsend. Nie pasuje mi jednak jedno. Skąd Townsend wziął się przy ciele Sommersby'ego, aby go potem pochować. Był z nim podczas tej strzelaniny w miasteczku? Wątpliwe, bo skoro byli tak do siebie podobni ktoś by ich zauważył i zapamiętał. Nieco zawikłane to wszystko, ale jednak podtrzymuję swoją tezę, że na stryczku zawisnął Townsend. Na oczach ukochanej żony, ale jako Sommersby.

1. Cóż za wyjątkowy zbieg okoliczności że Sommersby i jego sobowtór Townsend trafili akurat do jednej celi...
2. Townsend niby poznał doskonale życiorys Jacka, siedząc z nim 4 lata, ale mimo to nie zapamiętał tak ważnych informacji jak śmierć najlepszego przyjaciela i to, że Sommersby był bardzo przywiązany do swojego ojca.
3. Absurdalne jest to, że wszyscy bezkrytycznie uznali, że osobą która wróciła z wojny jest naprawdę Jack, powinni mieć wątpliwości chociażby co do głosu.
4. Nie rozumiem, czego chcieli ci włóczędzy? Skoro wiedzieli, że to Townsend, a nie Jack, to mogli go szantażować, a nie chcieć zabić?
5. Też nie rozumiem, dlaczego akurat Townsend pochował Sommersby'ego. Być może po wyjściu z więzienia trzymali sztamę i poszli razem "w tango".

Takie zbiegi okoliczności się zdarzają, w moim życiu zdarzył się jeden zbieg okoliczności, w który nigdy bym nie uwierzył, gdybym go nie przeżył.

Nie no jasne, są takie przypadki że garbaty garbatego kładzie na łopatki.

No właśnie! Spoilerowanie jest wstrętne :(