Zawsze lubiłem Spidermana. W wersji komiksowej. Taki miły chłopiec, który dostał coś, co momentami go przerastało.
Niby w obu kinowych częściach Człowieka-pająka mamy to samo, ale twórcy moim zdaniem przegięli. Zrobił się film, który rozpędza się jak TGV, by za chwilę zwolnić do prędkości motorynki Parkera. Tylu wzniosłych tekstów to chyba cały świat w jednej produkcji nie widział. Peter Parker chyba nosi slipy w amerykańskie gwiazdki (normalnie mi to nigdy nie przeszkadzało ale razem z nadętą muzyką czasem robiło się syropowe kino).
Film wybitnie robiony jest pod młodszą publikę niż Batman czy X-men i może dlatego mi nie podszedł, momentami bardziej przypominał serial z czasów dzieciństwa pt. 'Kapitan-Planeta' o tym, jak to trzeba dbać o środowisko i szanować przyrodę. Tu jest to samo, tylko o odpowiedzialności za swoje moce i o problemach ze sobą samym. Po prostu można było to zrobić jakoś mniej nachalnie. Wolverine też ma ze sobą problemy, a jednak w filmach jakoś im to wychodzi, podobnie jest z Brucem Waynem.
Plusy to: humorystyczne wstawki, otwarte zakończenie, kilka ciekawych efektów (choć mocno komputerowych, co czasem silnie widać). Może Venom podciągnie tę serię? Pozdrawiam fanów filmowego Pająka - cieszę się, że Wam jednak się podobał. Dla mnie 4/10
PS. Wyznanie miłości podczas podtrzymywania ściany? Czemu nie ;)...