Raimi, który niemal wzorowo zrobił poprzednie dwie części Spidera, teraz kompletnie rozczarował. Nie spodziewałem się tak słabego zakończenia trylogii. Były obawy, że Raimi nie da rady zmieścić tak dużej ilości wątków, bez szkody dla filmu. I tak się niestety właśnie stało.
Ostatnia część miała być przede wszystkim zmierzeniem się Parkera z ciemną stroną swojej duszy, którą uaktywnić miał kosmiczny symbiont. Problem w tym, że ten wątek wygląda śmiesznie (a scena w klubie jest wręcz niezamierzenie śmieszna).
Podstawowym błędem Raimiego było wciśnięcie na siłę zbyt wielu wątków do jednego filmu. W jedynce był jeden przeciwnik. W dwójce już dwóch. W trojce aż trzech... Niestety już trzech wrogów przekroczyło możliwości rezysera. Harry jako Green Goblin 2, Sandman i Venom to przynajmniej o jednego za dużo. Do tego jeszcze dochodzi symbiont, tragiczna postać Gwen Stacy, która tutaj zupełnie nie została wykorzystana i pełni tu rolę głupiej blondynki. Jakby tego było mało jest jeszcze Mary Jane. Potrójny watek sensacyjny, wątek zemsty Harryego, wątek ciemnej strony Parkera, watek kosmicznego symbionta, wątek miłosny, wątek z problemami w związku z MJ, watek reinterpretacji zamordowania wuja Bena.itd Uff... Tych wątków jest cała masa. Nie da się ich zawrzeć w pojedynczym filmie.
Ale największy żal żywię do Raimiego za zmarnowanie potencjału historii Venoma. Jest go po prostu za mało i został zbanalizowany. Niestety nie jest tajemnicą, że reżyser nigdy nie lubił tej postaci. Efekty specjalne Venoma tez nie są aż tak zachwycające jak się spodzieweałem. Szczęka i język Venoma powinny być większe. A Eddie Brock został niepotrzebnie odmłodzony - kolejny głupi pomysł Raimiego. Faktem jest, ze reżyser nie lubi Venoma, gdyż nie widzi w nim cech ludzkich. I myli się. Brock to najciekawsza postać z komiksowego Spidermana.
Beznadziejna jest muzyka. Danny Elfman wycofał się z filmu. Niestety razem z muzyką Elfmana ulotnił się klimat poprzednich części.
Raimi wszystko poprzekręcał i wykoślawił. Zwłaszcza ostatnie 30 minut jest beznadziejne i zmienia sie w beznadziejną, infantylną nawalankę. Do tego Raimi wrzucił tu amerykański patos i machanie flagami, dyskretnie skrywane w poprzednich filmach. Sandman na końcu wygląda jak jakiś budyniowy stwór rodem z "Ghostbusters". Do tego w końcówce już całkowicie siada logika i tylko dzieciakom może się ona podobać. Scena, w której ginie Venom od granatu jest żałosna, bo wcześniej Harry, zwykły człowiek nie zginął od wybuchu tego samego granatu. Tylko został oszpecony, a granat wybuchł przy samej twarzy.
Niestety mówię to z wielkim bólem, ale Raimi zniszczył swoja trylogię. Wiem jedno. Nie warto już iść na następny film o Spiderze. Wszystkie najciekawsze wątki zostały już zużyte w tym filmie i zmarnowano ich potencjał. Szkoda, że Raimi tak zepsuł finisz swojej trylogii. Stało się tak jak w trylogii "X-men", gdzie trzecia część była już tylko bezsensownym fajerwerkiem efektów.
Wypada już tylko powiedzieć: Goodbye Spider-man.