Nie czytam komiksów. Jedynym chyba filmem jaki oceniłem w oparciu o wcześniejsze zapoznanie się z komiksowym oryginałem jest "300". Daltego więc na "Spider- mana" patrzę wyłącznie jako na dzieło filmowe. A jeśli chodzi o takie filmy, to nie mam nic przeciwko (co mało powiedziane- po prostu je lubię) amerykańskim superprodukcjom z przeróżnymi superbohaterami, na które wykłada się obecnie już nie ponad 100, ale 200 milionów dolarów (Chryste jaka to jest kasa!). Tak oto, o ile dwie poprzednie części przygód Człowieka- Pająka oglądałem w domowym zaciszu, to na trójkę, będącą obecnie chyba drugim najdroższym filmem w historii po "Superman: Powrót" wybrałem się już z wielką chęcią i podekscytowaniem do kina. Główną myśl, jaka tkwi w mojej głowie po seansie przedstawia tytuł posta, ale tutaj ją rozwinę.
Zacznę od tego "pomimo wszystko", czyli minusów. Oj tak, tak mamy tutaj sporo nielogiczności, fabularnych uproszczeń, żeby nie powiedzieć głupotek. Śmieszył mnie osobiście James Franco z tym idiotycznym uśmieszkiem kiedy stracił pamięć i uniesioną jedną brwią, kiedy znów ją odzyskał (przy pomocy umarłego tatuśka, co też jest zabawnym pomysłem). Efekty specjalne prezentują najwyższy poziom, chociaż żadnej rewolucji tu nie zauważyłem. Nie przekonał mnie Sandman ( Imhotep w "Mumii" z '99 nie wyglądał dużo gorzej), a i do końca ucieleśniony Venom niczym nie zachwyca (za to jako pełzający glut wygląda znakomicie;). Całość fabuły w 99% zbudowana według tradycyjnych, sprawdzonych dziesiątki razy sposobów, ale...
...tutaj przejdę już do plusów. Bo to jak opowiedziano "Spider-Mana 3" nie jest dla mnie żadną wada, wręcz odwrotnie- jedną z największych zalet. Raimi wykazał się wyczuciem konwencji jak mało kto, idealnie wpisując historię w klasyczne ramy tego typu produkcji. Jest tu jedna scena, która zagwarantowała moim zdaniem trzeciemu Spiderowi miejsce w kanonie klasyki wielkobudżetowych komiksowych produkcji, które po 30 latach od premiery ogląda się równie dobrze, pociągając sentymentalnie nosem i uśmiechając się na widok przestarzałych efektów specjalnych (tutaj moim zdaniem najszybciej śmieszyć będzie Sandman). Scena ta autentycznie sprawiła, że zakręciła mi się porządna kinomańska łezka w oku, bo oto poczułem kwintesencję tego, co nazywamy magią kina. Mówię tu o scenie, w której Spidey przybywa na ratunek Mary-Jane podczas finalnego starcia z przeciwnikami. Po prostu miodzik! Od momentu w którym Peter zauważa MJ w relacji telewizyjnej do wylądowania Pajączka na tle gigantycznej amerykańskiej flagi. Po prostu wzorzec doskonały, klasyka gatunku!!! Jeśli chodzi o same sceny akcji, to ich tu nie brakuje. Najbardziej podobało mi się starcie "po cywilu" z Harrym, w którym najlepiej chyba doświadczamy szalejącej kamery i piorunujących efektów dźwiękowych. O ile co do Oscara za efekty specjalne musimy poczekać, na to, co pokażą trzeci "Piraci z Karaibów", to przynajmniej jednego rycerzyka za dźwięk "Spider-Man" ma już w kieszeni, nawet jeśli Sparrow i spółka będą się w tym aspekcie prezentowali równie dobrze (wtedy najwyżej te produkcje podzielą się statuetkami w tych dwóch kategoriach). Audio- wizualnie jest więc rewelacyjnie, a jak fabuła? Jest bardzo dobrze wyważona, nie ma dłużyzn, wszystko według shematów, ale za to takich jakie się po prostu kocha oglądać. Jeśli chodzi o aktorstwo to Dunst jest mi obojętna totalnie, ale plusem jest jej naturalność i brak landrynkowatego wyglądu. Zawsze miło pooglądać Bryce Dallas-Howar, chociaż w kolorze blond wygląda beznadziejnie w porównaniu do rudego. Ale gra świetnie, pomimo małej roli udało się jej dobrze pokazać charakter bohaterki. Perełką po raz kolejny jest występ J.K. Simmonsa, którego brawura zapada na długo w pamięć! Co by tu jednak nie pisać o całej obsadzie, "Spider-Man 3" należy do Tobeya Maguira. W tej części historia dała mu największe jak do tej pory pole do popisu. Ten film to po prostu prawdziwa aktorska fiesta w jego wykonaniu! Peter/ Spidey w każdym wcieleniu jest po prostu zagrany po mistrzowsku! A szczególnie w scenach, kiedy Parker daje się ponieść swojej czarnej stronie osobowości. Jest tutaj dość długa humorystytczna scena,ukazująca to oblicze głównego bohatera, która rozłożyła mnie na łopatki, a to za sprawą perfekcyjnego w swojej roli Maguira właśnie! Skojarzenia z "Gorączką sobotniej nocy" chyba jaknajbardziej prawidłowe, ale uniknięto oficjalnych porównań nie podkładając pod tą scenę hitu Be Gees. Nawet jeśli to nie ma być nawiązanie do marszu Travolty, to spośród wieeeeelu scen tego właśnie typu, jakie w filmach widziłem ta mi najbardziej przypdała do gustu. A na dokładkę jeszcze popis w klubie jazzowym;)
Peanów na cześć Maguira mógłbym tu wypisać tysiące, ale nie będę przedłużał. To głównie on sprawia, że pomimo wymienionych przeze mnie minusów, trzecia część Spider- Mana trzyma bardzo wysoki poziom poprzednich dostarczając ponad dwóch godzin wspaniałej rozrywki!
9/10
Podpisuje się pod tym ale u mnie 10/10
Dla mnie żałośni są ludzie których to właśnie denerwowały sceny typu w klubie jezzowym lub pistoleciki do lasek. Dla mnie są to kapitalne sceny i genialnie zagrane (no i muza).
W końcu Peter pokazał trochę zdolności prywatnie, bo każdego z nas w końcu pokusiłoby takie popisywanie się w tłumie :)