monumentalny powrót legendarnych rzeźników rokędrolowego wyczadu po ostatnim strojeniu na Spinal Tap Back from the Dead z dwa tysiące dziewiątego.
extremalni szamani hałasu, chaosu i wiatru, krótkich strun, długich włosów, szybkich riffów i wolnych sobót; ziemscy bogowie każdej odmiany metalu - z wyjątkiem może tej symfoniczno postapo rzeźnicko grindkorowo bluźnierczo pogańsko skandi łobuzersko nordyckiej, ale o niej we wtorek - tymczasowo rozmienili sztandarowe mącenie wody w oceanie upośledzonej sexualności i złej poezji na letnim obozie dla młodych chłopców o śniadej cerze na na przykład gitarową fromażerię tudzież podcastowy crimebient tudzież telefoniczną oczekiwalnię tudzież ultra mega wygrzew na wieśle w anty modowo szatanistycznej kamandzie pod wszystko mówiącym kryptonimem piekielne tupeciki z tupetem tudzież ciepłą a ciekłą posadkę kuratora kleju lokalnego muzeum spajań, zlepów i łączeń tudzież nadzorczej przysadki powonieniowej, ale bez stresu ni udziwnień, przed własnym przeznaczeniem nie czmychniesz!
z potencjometrem głośności na wzmacniaczu dzikiej frajdy i radochy obowiązkowo a cięgiem podkręconym do jedenastki, wciąż mocni, wciąż groźni, wciąż sobie i nam bliscy, przyjdą po twoje dzieci w środku nocy jak zawsze powinno być..
have a good time all the time most of the time sometimes, nie znam lepszej filozofii!