Znowu, jak w "Sin City", szczątkowa fabuła, w dodatku mało wciągająca, pozostawiła mnie nieruszonym. Ale to nie jest mój największy zarzut. Najgorzej bowiem wypadł główny bohater, co z tego, że przystojny Gabriel Macht, że wszystkie laseczki były jego, skoro za cholerę nie posiada charyzmy twardziela? Daleko mu do Mickey Rourke'a, Bruce'a Willisa czy Clive Owena z filmu Rodrigueza. Lepiej wypadł jego antagonista, opętany Octopus (nazwa jak wroga Spidermana), w którego się wcielił z powodzeniem Samuel Jackson. Widac było po Jacksonie, że potraktował tę rolę ze sporym dystansem, pozwalając sobie na autoironię. Najlepszym motywem była jego przebieranka za hitlerowskiego oficera, kiedy walnął swoją przemowę o podboju świata:)
Dla Samuela oraz dobrze się prezentujących aktorek (wydekoltowana Mendes i chłodna Johansson plus Paz Vega w bikini) i kilku fajnych obrazków, można ten film obejrzec. Ale ogólnie to jednak mały zawód. To miało byc bowiem coś o twardzielu, a powstało coś o ładnym chłopaczku o słabej sile przekonywania.
6/10.
Film zawiedzie, to prawda, ale ludzi, którzy właśnie liczą na coś w stylu Sin City, które dla mnie, jako fana komiksu, było perełką. Tutaj mamy tanią podróbkę z charakterystycznymi czerwonymi szczegółami i białą krwią. Poza 'szatą graficzną' ten film nie ma raczej nic wspólnego z poprzednikiem. Wynudziłem się straszliwie, co chwilę walcząc z pragnieniem wyjścia z sali (wielu tą walkę przegrało). No i faktycznie - główny bohater miał mieć chyba na imię Ken a nie Denny. Mi nie podobała się nawet kreacja Samuela, ciało Mendes już też jakby przestarzałe (zbliżenia, szczególnie na twarz były jakby rozmyte?), jedynie Johansson zaskoczyła mnie pozytywnie. No i prawda, Rourke byłby tu na pewno bardziej na miejscu, ale wolę poczekać na genialną kreację Marva w Sin City 2.
Pozatym, nie będę spoilerował, ale za niektóre sceny raczej nie dałbym kategorii 12+, ale może jestem staroświecki...
Jak ktoś niestety miał nieprzyjemność przetrawić ten film, na pocieszenie polecam Yes Man, który mi jakoś poprawił humor zepsuty po Spiritusie.
Zamo, też się zastnawiałem nad Yes Man, ale wybrałem jednak Spirita. Co do Rourke'a, to podobno zagrał genialnie w "Wrestler" Aronofskyego, ten film niebawem wejdzie do kin i będziemy mogli podziwiac Mickey'a w nowej kreacji. Zapowiada się ciekawie. Ja się wybieram.
Esz, cholera Panie Thommy zawszę uważałem Cie za niejaki autorytet w dziedzinie filmów i jeśli po tym seansie nie zgodzę się z Twoim zdaniem to nara, znajdę innego idola! Filmu jeszcze nie widziałem, ale naprawdę z tego co można przeczytać w internecie - i jest to szeroko dostępne to gł. bohater Spirita nigdy nie był jakimś tam mięśniakiem czy twardziele, przynajmniej w początkowych wydaniach - z lat 40 gdy pojawiał się bodaj na paskach komiksowych w gazetach wygląda na takiego zagubionego chłopaczka. Teraz te serie co wychodzą w USA niestety są mi dość obce, no ale kiedyś się może uda mi zapoznać.
Sin City było takie świetne - z 3 powodów - było wierną adaptacją serii komiksowej Millera, która nomen omen jest genialna i w ogóle =] , robił to człowiek z wizją i w dodatku umiał wyciągnąć rękę do drugiego człowieka z którym ten film zrobił - do Franka Millera, jednego z najlepszych scenarzystów
Co do wypowiedzi o Rourkeu to coś z tego co słychać to strasznie kręci nosem by wcielić się z powrotem w rolę Marwa, co z tego wyniknie, to zobaczymy jak się zdjęcia zaczną. Wrestler to chyba jeden z najlepiej zapowiadających się filmów w przyszłym roku więc jest na co czekać!