Bruce Springsteen - absolutna ikona muzyki, którą ostatni raz wielu polskich fanów miało okazję zobaczyć w czerwcu podczas koncertu w Pradze. Ja niestety z różnych przyczyn nie miałem tej możliwości.
Nie o tym jednak będzie ten wpis. Dzisiaj byłem w kinie na seansie filmu "Bruce Springsteen. Ocal mnie od nicości".
Czy to jest film biograficzny? Na pewno. Pojawiają się w nim jak najbardziej prawdziwe utwory Bruce'a Springsteena. Opowiada o okresie tuż po zakończeniu trasy promującej album "The River", z którego pochodzi m.in. taki hit jak "Hungry heart" (także pojawiał się w filmie). Silny akcent położony jest na proces powstania albumu "Nebraska". Zupełnie inne wydawnictwo w dyskografii Bossa (jak to się określa Bruce'a), niż dotychczasowe produkcje. Dodatkowo, oparty jest na książce Warrena Zanesa pt. "Deliver me from nowhere" (to też oryginalny tytuł filmu).
Jednak, czy na pewno to tylko film biograficzny? Nie. Choć opowiada o legendarnym muzyku rockowym, nie to jest w nim najważniejsze. Bruce Springsteen przedstawiony jest od początku jako człowiek z New Jersey zmagający się ze swoimi demonami z dzieciństwa, presją wytwórni, odmienną wizją swojej twórczości, z wyzwaniami w związku i przede wszystkim z samym sobą. To pewien rodzaj manifestu człowieka, który próbuje odnaleźć pewną równowagę. To dramat psychologiczny. Pamiętajmy też, że to nie jest jeszcze ten Bruce Springsteen, jakiego dzisiaj znamy. Światową sławę zdobył po wydaniu albumu "Born in the USA" w 1984 roku. Tutaj mamy Bruce'a, który nadal tak samo jak wszyscy chodzi spokojnie po ulicy i sporadycznie jest zaczepiany przez fanów. Wcześniejsze albumy dopiero potem zostały otoczone międzynarodowym kultem. Akcja dzieje się prawdopodobnie pomiędzy 1981, a 1982 rokiem.
To nie tylko jest film o muzyku. To jest przede wszystkim film o człowieku z amerykańskiej warstwy średniej (Boss w końcu uchodził zawsze za jej mainstreamowego reprezentanta, o ile mogę tak się wyrazić), który próbuje znaleźć swoje miejsce w świecie, w którym wiele okoliczności i niestety także osób rzuca mu kłody pod nogi. To przejmujący obraz człowieka, którego to wszystko przytłacza, który ma problem żeby zmierzyć się z samym sobą. Reżyser gwiazdę i legendę sprowadza całkowicie na ziemię. Nie twierdzę, że Bruce kiedyś próbował być kimś z "innego świata". Piszę tylko o intencjach reżysera. To jest prawdziwa wartość tego filmu. To nadal jest człowiek całkowicie normalny. Do dziś aktywny, podczas koncertów regularnie zaprasza fanów na scenę, wchodzi w tłum, co jakiś czas też podchodzi do nich pod hotelem. Krótko mówiąc, nie uderzyła mu woda sodowa do głowy...
Jeszcze nie sprawdzałem statystyk sprzedaży biletów w Polsce w ciągu pierwszego weekendu, ale obawiam się niebezpodstawnie, że film nie zdobędzie zbyt dużego grona widzów. Bruce Springsteen nigdy nie był zbyt popularny w naszym kraju. To dlatego tylko raz nadwiślańscy fani mieli okazję zobaczyć go na żywo na swojej ziemi. Było to na dwóch koncertach solowych w Warszawie w 1997 roku. W polskich mediach o nim cicho. A szkoda. To warta uwagi postać. Jednak, tak jak powiedziałem. Ten film potencjalnie może trafić do każdego z was. Polecam.