Ludzie rozwalani telefonem (gdzie szczątki?), brak pracy, czyli na łasce firmy, młodzi zbuntowani pieprz... głodne kawałki... i całe mnóstwo scen bardzo amatorsko ustawionych, przedstawionych i zagranych. Ktoś na to dał pieniądze, bo: 1. chciał zobaczyć, jak "twórcy" przerżną słuszny skądinąd temat korporacjokracji, i się doczekał; 2. nie wiedział, że z pustego i Salomon nie naleje. Kto patrzy na ten film, czyni to jeno na własną odpowiedzialność!