Spock jak się okazuje nie umarł ponieważ przelał swoją duszę w McCoya, w którym stopniowo zaczyna dominować wolkańska osobowość, a na planecie Genesis odradza się nowy Spock. Trzeba go jednak ratować ponieważ planetą zainteresował się też klingoński lord Kruge. Większość filmu jest ciekawa, symultaniczne wątki odradzania się komandora i intryg Krugego ogląda się płynnie, co jest jeszcze wzmacnianie rolą Lloyda zupełnie inną od jego emploi i ładną muzyczką Hornera. Potem jednak dochodzi do ceremonii na Wolkanie i tu porażka. W słynnym "Amok Time" pokazano jak Wolkanie strzegą swoich obrzędów i jakie one są brutalne, a tu wszystko gładko, bez problemów, tak... nieracjonalnie.
Ale przecież tutaj nie chodziło o Pon Farr, a jedynie o transplantację jaźni. Dlaczego mieliby być brutalni? Co innego Pon Farr, kiedy to pozwala się danemu osobnikowi jakoś się "wyżyć" i wtedy z Wolkan wychodzi ich tłumiona barbarzyńska natura. Tutaj natomiast mieliśmy na pół legendarny, magiczny obrzęd, który był obciążony ryzykiem. Zgodzę się jedynie, że przeszedł on trochę zbyt łatwo- można było wykorzystać w scenariuszu fakt, iż McCoy jest człowiekiem i nie do końca może być "kompatybilny" z pół-Wolkaninem.
Ale poza tym ostatnim film oceniam nawet lepiej, niż "Gniew Khana"- tam przede wszystkim drażniło mnie aktorstwo, które u Ricardo Montalbana jako Khana polegało głównie na szerokim rozwieraniu powiek i teatralnym deklamowaniu kwestii, zaś motywacja tytułowego szwarccharakteru słabo mnie przekonywała. Zresztą, Khan miał być podły, ale inteligentny, a był tymczasem bardzo przewidywalny w swoich działaniach. Do tego śmieszne wdzianka jego i załogi, wzięte żywcem z zespołów lat 80. typu Manowar. Natomiast w "trójce" wszystko było na miejscu i dramatyzm idealnie współgrał z momentami komicznymi.
Star Treka widzę znasz, ale twoja krew wciąż zielona nie jest. Pon-farr jest oczywiście rytuałem szczególnym i należy go na wszelkie możliwe sposoby ukrywać, ale to nie znaczy że na fal-tor-pan może przyjść byle kto i do tego cieszyć się jak jakieś v'tosh ku'tar. Starym i niebezpiecznym rytuałom z założenia należy się zresztą odpowiednio poważne traktowanie.
Co do Montalbana niestety wypada się zgodzić, jak zresztą stwierdził sam Spock jego styl dowodzenia okrętem był ledwie dwuliniowy. No i dużym błędem jest to że nie dano mu żadnej sceny walki, przez co jego epatowanie gołą klatą robi się bezcelowe.
Myślę, że można to wytłumaczyć tym, iż Sarek "załatwił" ludziom możliwość obecności przy tej ceremonii. To jest logiczne i etycznie uzasadnione, by ludzie, którzy uratowali jaźń jego syna mogli być dopuszczeni do tej tajemnicy. Jedyne, co mi się nie spodobało to zbyt jednoznaczne podobieństwo niektórych Wolkan do mnichów tybetańskich- ogolone głowy i mongoloidalne rysy u niektórych z nich, biorących udział w ceremonii. Oczywiście, "Star Trek" nieraz eksploatował wątki paleoastronautyczne (a więc przypuszczać można, że buddyzm i jego ornamentyka przybyły na Ziemię przyniesione przez Wolkan) a humanoidalność to cecha pospolita w galaktyce, podobnie jak i różnice fizjonomii w obrębie jednego gatunku (był negroidalny, czarnoskóry Wolkanin Tuvok w VOY, więc mogą być i Wolkanie mongoloidalni), ale mimo wszystko, to jest pójście na łatwiznę. Mogę jeszcze kupić założenie fabularne, że nie tylko u ludzi istnieją różnice fizyczne w postaci ciemnej skóry czy skośnych oczu, ale właśnie w tym wypadku należało poprzestać tylko na dyskretnym zwróceniu uwagi na ziemskie paralele, zamiast dodatkowo wstawiać tam ogolonych mnichów ze szpiczastymi uszami. Ale poza tym mankamentem, film był OK.
Właśnie, Khan epatuje swoją męską klatą, a tymczasem woli się znęcać nad bezbronnymi astronautami Kirka zamiast zmierzyć się z nim osobiście. Skoro już wprowadziliśmy groźnego antagonistę dla kapitana to przydałaby się ich bezpośrednia konfrontacja.
Żyj długo i szczęśliwie :)
Próbowałem się powstrzymać ale nie mogę. Pierwszy czarnoskóry Wolkanin to nie był Tuvok, a T'Shanik z TNG . Tutaj też pojawił sie zresztą również pierwszy czarnoskóry Romulanin - komandor Sirol.
Epizody odpowiednio 1x19 i 7x12. Czarni Wolkanie potem powrócili w postaci Tuvoka i jego rodziny, a ponownie czarnoskórą Romulankę mogliśmy zobaczyć jeszcze tylko raz - bezimienna aparatka Tal Shiar z odcinka "Improbable Cause" (DS9 3x20)
A, zapomniałem o tych postaciach. Nie pamiętam jednak, czy byli w sposób "ludzki" negroidalni czy też jedynie czarnoskórzy. Z Tuvokiem jest ten problem, że jest on negroidalny, to znaczy nie tylko czarnoskóry, ale ma też negroidalne rysy twarzy, typowe dla Afrykanów. Dlatego jest zbyt ludzki. Widać to zwłaszcza po porównaniu go z "klasycznym" Vorikiem z "VOY", który rzeczywiście wyglądał "nieziemsko" (oczywiście, nie chodzi tu o komplement) :)
Pewnie nie przeszedł tal'oth. Niestety charakteryzacja niektórych poTOSowych Wolkan jest zbyt wydelikacona, przez co wyglądają jak manekiny. Vorik, a wcześniej Taurik to dobre przykłady, ale prawdziwym przegięciem to jest ten kapitan z "Take Me Out to the Holosuite", jakby z niego zmyć tapetę to chyba stracił by z dziesięć kilo. Wracając do czarnych, T'Shanik to ma takie względne rysy, ale Sirol to jawny negr: niski, gorylowaty i z czarnym głosem. Hmmmm, choć w sumie od czasów Lenarda Romulanie też robili się coraz bardziej zbabiali więc trochę więcej takiej świeżej krwi by nie zaszkodziło.
Tak, Solok z "Take Me Out to the Holosuite" to prawdziwy tapeciarz :D T'Shanik miała nieco bardziej wydatne uszy, więc wyglądała "nieziemsko" nie mając na sobie aż tak grubego makijażu. Za to Sirol faktycznie może się ziemsko kojarzyć, choć jako Romulanin ma na czole charakterystyczny wałek w kształcie litery "V". Trochę przeszkadza mi, że tego faktu nie wyjaśniono- przecież Romulanie są gatunkowo spokrewnieni z Wolkanami czy nawet de facto stanowią jeden gatunek. Tymczasem w jednym odcinku TNG okazało się, że różnią się nawet fizjologicznie. Próbowano wyjaśnić różnice między Klingonami z TOS a tymi z czasów TNG- ze względnie przekonującym rezultatem, tymczasem nie zostało dokładnie wyjaśnione, dlaczego doszło do wykształcenia się takich różnic pomiędzy potomkami tego samego gatunku, który zaledwie 2 tysiące lat wcześniej nie był podzielony (nie wiadomo tylko, czy chodzi o lata ziemskie czy wolkańskie, ale to niewiele zmienia).
O, zgadza się. A kwestii romulańsko-wolkańskich do wyjaśnienia jest sporo, tak na początek:
-ile żyją Romulanie?
-dlaczego mają zieloną krew?
-i szare serce?
-czy przechodzą pon-farr? tal'oth?
-skąd wziął się u nich wałek na czole?
-jak do ch***** wygląda Romulus?
-i kwestia nurtująca mnie jako historyka, jeśli Wolkanie byli jednym narodem powinni powstać z parunastu a nawet parudziesięciu pomniejszych plemion, czy w jakiś sposób odbiło się to w rebelii S'Taska? Czy istnieją inne podziały wewnątrz wolkańskie poza tym, że istnieją czarni Wolkanie?
To ostatnie to niestety problem większości dużych ras ST - pokazane są jako jednolity narodowy monolit, a jak wiemy nie zawsze jest tak różowo.