Trzecia część przygód załogi statku Enterprise rozpoczyna się dokładnie w miejscu, w którym skończył się "Gniew Khana". Enterprise po wygranej walce z Khanem wraca uszkodzony na Ziemię, pozostawiając za sobą nowopowstałą planetę Genesis oraz jednego z członków załogi (ulubieńca widzów) - Spocka. Film Nimoya w przeciwieństwie do pierwszej kontynuacji gwiezdnej wędrówki jest prawdziwym sequelem, nierozerwalnie związanym z poprzednią częścią. Dla osób, które nie widziały lub nie pamiętają fabuły poprzedniego obrazu, z powodu wielu nawiązań do II, będzie on niejasny i trudny do zrozumienia. Dlatego twórcy już przy napisach początkowych przypominają ostatnie, wzruszające sceny z II, by jak najszybciej wprowadzić widzów w akcję.
"W poszukiwaniu Spocka" jest obrazem o wiele bardziej spokojnym i jakby trochę wyciszonym od poprzedników. Wyraźnie unosi się w powietrzu atmosfera melancholii, zadumy nad tym co zostało utracone, za tym co było nieodłączną częścią uniwersum, a czego już nie ma. Jest w tym filmie jednak sporo luzu i swobody, a twórcy jak ognia wystrzegają się nadmiernego patosu czy powagi. Stąd też sporo naprawdę niezłych żartów, humoru na poziomie i śmiesznych scen - świetna scena porwania Enterprise'a. Nawet i James Horner jakby trochę się rozluźnił, wyciągnął wnioski z poprzedniego soundtracku i stworzył muzykę o wiele lżejszą, bardziej przystępną, zawierającą o wiele więcej typowych trekowych motywów. Twórcy nie zapominają także i o akcji, która rozpędza się prawie bez żadnego wstępu. Niestety znów, tak jak w przypadku II, trochę niezamierzenie rozmywa się sama końcówka, zamiast jeszcze bardziej podwyższać napięcie, jedynie spokojnie dobiega do końca.
7/10